Zakup nowego smartfona przez internet – na co warto uważać (studium przypadku)

Fot: Pixabay

Wielokrotnie powtarzam w swoich tekstach, że zakup nowego smartfona nie jest rzeczą łatwą. Oferta jest bardzo rozbudowana, a pozornie nieduże różnice między wybranymi produktami mogą czasem urosnąć do rangi ogromnego dylematu, na który każdy kupujący musi znaleźć własny sposób. Jak się okazało, nie sposób także nie wykluczyć czynnika ludzkiego, który może kosztować Was wiele czasu i nerwów.

Jak zawsze subiektywny wstęp

Nie ukrywam, że do napisania tego poradnika (czy też może raczej specyficznego w swojej formule felietonu z domieszką cennych porad) skłonił mnie mój własny przypadek. Żeby dobrze zrozumieć jego genezę, musimy cofnąć się w czasie mniej więcej o tydzień. Właśnie wtedy, zgodnie z tym, co napisałem, zdecydowałem się zaufać opinii wielu z Was i kupić dla siebie Samsunga Galaxy Note 9. Zrobiłem dokładny research, zapoznałem się z ofertą i poprosiłem sprzedających o udzielenie odpowiedzi na wiele pytań.

Najważniejsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę, to brand operatorski, wliczając w to możliwe obciążenie smartfona ratami. Wiem, że wiele osób nie ma z zakupem takich urządzeń większego problemu, jednak ja nie zaliczam się do tych osób. Twierdzę, że lepiej dmuchać na zimne i dopłacić do urządzenia, które będzie od tych wszystkich potencjalnych blokad wolne. Ostatecznie, w zdecydowanej większości przypadków, nie znamy tego pierwotnego kupującego i nie wiemy czy będzie on opłacać swoje zobowiązania wobec operatora. W ludzi trzeba wierzyć, jednak z umiarem. Znam kilka osób, które już się na takim zbyt dużym zaufaniu przejechały, dlatego też nie zamierzam powielać ich błędów.

Fot: własne

Ostatecznie udało mi się wyselekcjonować dwie sensowne oferty. Cena nadal była dobra, niższa o paręset złotych od oficjalnej dystrybucji sklepowej w Polsce, a sam sprzedający wydawał się być bardzo wiarygodny. Pominę tutaj etap dostawy paczki oraz rozczarowań, bo zasadniczo nie o tym jest ten tekst. Napiszę tylko tyle, że doszło do kuriozalnej sytuacji, kiedy miałem u siebie w domu dwa Samsungi Galaxy Note 9 i, mimo zapewnień, które dostawałem, zarówno drogą elektroniczną, jak i podczas rozmów przez telefon, oba pochodziły z dystrybucji jednego z operatorów, który sprzedając sprzęt na raty zabezpiecza go dodatkowo swoim oprogramowaniem.

Po kilku dniach otrzymałem zwrot gotówki i – w wielkim skrócie – zacząłem całą zabawę od początku. Długo myślałem nad tym, czy może jednak warto dopłacić te paręset złotych, wejść do sklepu i kupić urządzenie, co do którego będę miał stuprocentową pewność, że wszystko jest z nim dobrze. Po wielu rozmowach doszedłem do wniosku, że zaryzykuję jeszcze jeden raz, a jeśli mój plan ponownie okaże się nie wypalić, to wtedy przeproszę wszystkich i grzecznie pójdę do najbliższego dużego sklepu z elektroniką użytkową. Zapłacę te 3800-3900 złotych i uznam tę kwotę za podatek od świętego spokoju. Póki co gram jednak va banque i szukam rozwiązania tańszego. I właśnie dla takich osób ten wpis może okazać się pomocny. Nie dla tych, którzy chcą iść na gotowe, ale dla tych, którzy liczą się z tym, że niższa cena może oznaczać też dodatkowe godziny, które trzeba będzie poświęcić urządzeniu, by doprowadzić je do idealnego stanu.

Kierunek: zachód?

Początkowo zapatrywałem się z dość dużymi nadziejami na rynek czeski. Okazało się jednak, że o ile nasi południowi sąsiedzi mają o wiele tańszych całkiem sporo produktów z wielu różnych gałęzi przemysłu, to elektronika użytkowa raczej do tej grupy się nie zalicza. Powiem więcej, kupiony w dystrybucji sklepowej Galaxy Note 9 często potrafi być droższy niż w Polsce. Po potwierdzeniu tego faktu przez dobrego znajomego, który spędził w Czechach sporo czasu, skierowałem swoją uwagę na zachodni brzeg Odry – ku Niemcom.

Recenzja Samsunga Galaxy Note 9. Jedni twierdzą, że nudny, inni – że prawie idealny. To jak to w końcu jest?

Tutaj sprawa wygląda o wiele bardziej atrakcyjnie. Wyobraźcie sobie, że w popularnych sklepach z elektroniką użytkową (celowo nie podaję nazwy) Samsung Galaxy Note 9 potrafi kosztować w przeliczeniu jakieś 3300-3400 złotych. To o dobre czterysta złotych taniej niż w sklepach w Polsce. Cena w zamożniejszym państwie, jakim stale i niezmiennie są Niemcy, na dłuższą chwilę wgniotła mnie w fotel i sprawiła, że poczułem się jakiś taki maluczki, poszkodowany przez los.

Co ważne, nie trzeba mieszkać blisko zachodniej granicy, aby nabyć dla siebie tego typu urządzenie. Na portalach aukcyjnych oraz ofertowych aż roi się od Note’ów 9, które docelowo są dostępne dla Niemiec. I właśnie na tym modelu handlu zatrzymamy się na pewien czas. Niestety, ale opis wielu sprzedawanych w ten sposób urządzeń pozostawia pewne niedopowiedzenia, które warto zawsze rozwiać, żeby wiedzieć, czy oszczędność nie będzie tylko pozornym zyskiem, do czasu aż urządzenie się nie zepsuje.

Wydaje mi się też, że zdecydowaną większość tych porad możecie odnieść do urządzeń z innych rynków. Wiadomo, jest całkiem sporo ofert z Wielkiej Brytanii, a czasem trafiają się też takie rarytasy jak urządzenia z Węgier czy Portugalii. W tle gdzieś też cały czas przewijają się oferty naszych rodzimych operatorów, które kupujemy jako urządzenia z drugiej ręki. Poniższe uwagi potraktujecie więc zbiorczo, jako moją listę uwag do każdego modelu dystrybucji, który nie jest oficjalnym kanałem sprzedażowym danego producenta, w tym wypadku Samsunga.

Pamiętajcie o takich rzeczach, jak:

1. Prośba o podanie numeru IMEI

Numer IMEI precyzyjnie określa w zasadzie wszystkie dane, jakie powinniśmy o danym urządzeniu wiedzieć. Producent zawarł w nim m.in. datę produkcji, rynek docelowy oraz – pośrednio – informację o oprogramowaniu. Właśnie w ten sposób dowiedziałem się, skąd dokładnie pochodziły dwa Note’y 9, które nabyłem. Niestety, ale wielu sprzedających nie chce przystać na podanie IMEI lub wysłanie go w formie zdjęcia. Jestem w stanie to zrozumieć, ponieważ takie informacje w nieodpowiednich rękach mogą zostać wykorzystanie w sposób niewłaściwy, niezgodny z prawem. Dlatego też, jeśli napotykacie na swojej drodze na firmę, która nie chce podać numeru IMEI, zróbcie inaczej.

Poproście sprzedającego o sprawdzenie numeru IMEI w darmowej bazie, choćby IMEI24.com/pl/ i podanie Wam „Factory Number Date” oraz nazwy urządzenia, która – dla Samsunga – będzie występować w formacie zbliżonym do: SM-N960FZBDXXX, gdzie ostatnie trzy litery to oznaczenie regionu. Dla Polski może to być na przykład XEO, jednak swoje oznaczenia mają też poszczególni operatorzy:

Ponadto, w ramach wybranego państwa (na przykład Republiki Czeskiej), mogą też pojawić się oznaczenia dla wybranych telekomów. I tutaj docieramy do drugiej ważnej sprawy, którą należy szybko ustalić.

Fot: własne

2. Czy w danym państwie urządzenie można – jak u nas – kupić na raty, za nieopłacanie których operator może także zablokować nam telefon.

Byłoby głupio, gdybyście wpadli w taki sposób, że odpuszczacie sobie smartfon z Polski, bo jest on obciążony ratami, kupujecie produkt z innego rynku, który okazuje się działać na dokładnie takich samych regułach gry. Uznałbym to za pewnego rodzaju chichot losu. Niestety, ale dokładna weryfikacja wszystkich europejskich rynków wymaga wiele czasu, który trzeba poświęcić na wyszukiwanie danych, tłumaczenie i całą związaną z tym otoczkę. To dużo roboty i nie zdziwię się, jeśli przez wzgląd na takie zawirowania, wielu z Was odpuści sobie telefon z brandem zupełnie nieznanego operatora. Ten punkt potwierdza też dość dobitnie, dlaczego warto prosić o podanie IMEI lub oznaczenia wewnętrznego, gdy sprzedający nie chce podać tego numeru.

Mogę też udzielić Wam jeszcze jednej wskazówki, która w dość prosty sposób pozwoli zweryfikować czy urządzenie jest obciążone ratami danego operatora. Sprawdziłem ten patent dla dwóch sieci, które działają w Polsce, uprzednio kontaktując się z infolinią jednej z nich. Niech Wam nawet przez myśl nie przejdzie, że po podaniu IMEI operator poda kwotę zobowiązania, jaka ciąży na urządzeniu. Ochrona danych osobowych i w zasadzie jest pozamiatane.

Możecie jednak zrobić coś prostszego. Wystarczy wejść na dedykowaną podstronę, ręcznie wpisać numer IMEI, a poniżej swój adres e-mail. Po kilku minutach otrzymacie dość lakoniczną informację, która poniekąd może rozwiać wątpliwości co do danego smartfona.

Warto też mieć na uwadze, że na komisariacie Policji można sprawdzić czy dany numer IMEI nie został aby dodany do bazy telefonów zgłoszonych jako ukradzione. To paręnaście minut, które – w przypadku, gdy nie jesteście na sto procent pewni, co do urządzenia – warto wygospodarować. Ot, dla świętego spokoju.

Po odpowiedniej selekcji, po ustaleniu od sprzedającego urządzenie jego przeszłości oraz docelowego rynku, można już wyjść z założenia, że mamy największą część pracy za sobą. Myliłby się jednak każdy, kto pomyślałby, że teraz to będzie już tylko spacerem przez las. Oto bowiem wchodzi nam temat gwarancji.

Rzecznik Orange potwierdza, że Orange nie ma zamiaru blokować urządzeń, jeśli ktoś nie spłaca rat za sprzęt

Ważna sprawa. Zgodnie z informacjami, które udało mi się uzyskać, telefon zakupiony za granicą możecie serwisować w Polsce, jednak musicie dysponować oryginalnym dokumentem sprzedażowym. Wydaje się, że trzeba to interpretować w taki sposób, że jeśli kupujecie produkt od firmy, która specjalizuje się w handlu tańszymi smartfonami z zachodu, to ta firma musi Wam dołączyć do zestawu sprzedażowego dokument, który wydał sklep sprzedający im urządzenie. W przeciwnym razie wszystkie procedury reklamacyjne zawsze będą dla Was oznaczać kontakt z tą firmą, która – chcąc nie chcąc – będzie musiała pośredniczyć w załatwianiu spraw reklamacyjnych.

fot. Pixabay

To ważne z tego względu, że wiele firm, które w taki sposób zarabiają na życie, wystawia inny typ dokumentu sprzedażowego, który w świetle prawa ma pewne znaczenie, jednak – jak pisałem wyżej – nie musi oznaczać to wcale tego, że w razie awarii wybrana firma będzie honorować tę gwarancję na terenie Polski. Warto tutaj skontaktować się z infolinią danego producenta, bowiem różne firmy mogą różnie zapatrywać się na realizację gwarancji dla swoich produktów.

Warto też zachować czujność, gdy sprzedający oferuje Wam fakturę VAT marża. Po rozeznaniu tematu okazuje się bowiem, że w zdecydowanej większości przypadków taki dowód zakupu nie upoważnia do skorzystania z autoryzowanego serwisu producenta. Trzeba wtedy posiłkować się firmą, od której nabyliśmy urządzenie. Polecam Wam w tym miejscu zainteresować się rękojmią, która daje konsumentowi dość spory wachlarz możliwości.

W idealnym świecie powinniście otrzymać FV 23% lub paragon fiskalny 23%. Na wielu forach dyskusyjnych pojawia się też opinia o tym, że wystarczy „pierwotny dokument sprzedażowy”, jednak nie podejmę się osądu czy poszczególni producenci z Polski podejdą do takiego rozwiązania z entuzjazmem. Jak zawsze w sytuacjach, gdy wszystko nie jest do końca jasne i klarowne, polecam kontakt z infolinią wybranej firmy, od której decydujemy się nabyć urządzenie. Opinia pracownika może pomóc o wiele bardziej niż lektura for, bowiem od razu szukamy informacji u źródła, a nie u osób, które być może ostatni raz miały styczność z polityką gwarancyjną jakiejś firmy kilka lat temu. To ważne i zdecydowanie zachęcam do wydzwaniania, pisania i pytania tych wszystkich osób, które tam pracują.

Blokada regionalna, częstotliwości oraz oprogramowanie

Nurtowała mnie jedna rzecz związana z blokadą regionalną, którą na szczęście zdołał mi dość dobrze wytłumaczyć mój znajomy, który mieszka w Wielkiej Brytanii. Szeroko rozumiane blokady zwykle działają w kategoriach kontynentalnych lub wspólnotowych (na przykład na terenie Unii Europejskiej). Tym samym, jeśli się zagalopujecie i nabędziecie urządzenie, którego rynek pierwotny to na przykład Azja, może dojść do tego, że nie będzie można wykonywać z niego rozmów telefonicznych.

Na szczęście blokadę regionalną można zdjąć, jednak wymaga to nieco fatygi lub gotówki. Zwykle wystarcza odbycie jednej 5-10 minutowej rozmowy z karty SIM z rynku pierwotnego, aby blokada samoczynnie została zdjęta. Problematyczną sprawą może być zdobycie tej karty, jednak jest to jak najbardziej możliwe do wykonania. Zadzwoniłem do Samsung Polska z zapytaniem o to, czy telefon z Niemiec także będzie posiadać tego typu atrakcje, jednak – na szczęście – okazało się, że tego typu blokady nie są praktykowane, bo – w pewnym uproszczeniu – oba kraje należą do Unii Europejskiej. Podkreślam raz jeszcze, że omawiany przypadek dotyczy Samsunga. Nie wiem, jak wygląda blokada regionalna dla Huawei, LG czy Sony. Jeśli macie obawy – dzwońcie, pytajcie. Ci pracownicy od czegoś przecież tam są, prawda? ;)

Warto też mieć na uwadze inne zakresy częstotliwości, zwłaszcza, jeśli porównamy pasma w Stanach Zjednoczonych lub Azji z naszymi, europejskimi. Tutaj trzeba już zachować czujność, dlatego nie wiem czy dobrym pomysłem jest pakowanie się w zakup z innego kontynentu. O ile pasma LTE dla Polski i Niemiec są dość podobne i w zasadzie tożsame, o tyle na wielu innych rynkach mogą już pojawić się pewne problemy, na czele z VoLTE oraz wspieraniem autorskich rozwiązań naszego operatora.

Dlaczego tak istotne jest sprawdzenie jakie częstotliwości LTE obsługują smartfony?

No i wreszcie, aktualizacje. Żyje nimi sporo osób, a tutaj również czyha na Was mała pułapka. Kupując telefon z obcego rynku trzeba się liczyć z tym, że fakt użytkowania go w Polsce nie sprawi, że telefon cudownie dopasuje się do naszego kraju i będzie pobierać aktualizacje dla regionu XEO, a nie na przykład dla DBT, czyli Niemiec. Z pomocą przychodzą fora dyskusyjne oraz ogólnodostępne aplikacje, gdzie należy zmienić kod CSC oraz oprogramowanie, jednak doskonale wiem, że nie każdy sobie z tym poradzi samodzielnie.

Tym samym, albo poprosicie o odpłatną usługę, która w zależności od miejsca oraz miasta może kosztować nawet i stówę, albo spróbujecie wykonać ten zabieg samodzielnie albo odpuścicie. I nie wiem, czy to trzecie wyjście nie jest najlepszym wyborem. Tutaj trzeba już zdecydować indywidualnie w oparciu o własne priorytety. Ze swojej strony mogę jedynie doradzić przeprowadzanie tego typu zabiegu w autoryzowanych przez producenta serwisach. Dawno temu zaufałem pewnemu punktowi GSM z sąsiedniego miasta i niemal skończyło się ucegleniem telefonu. Nikomu nie polecam. Naprawdę, skoro już oszczędzamy na urządzeniu te kilkaset złotych, to nie warto oszczędzać w imię wszystkiego na oprogramowaniu.

Podsumujmy:

Zakończenie z niespodziewanym zwrotem akcji

To był dla mnie naprawdę długi i pełen rozczarowań tydzień. Ostatecznie straciłem nie tylko czas, ale i sporo nerwów. Przedwczoraj w nocy szukałem, potwierdzałem i weryfikowałem najlepsze oferty z Niemiec. Miałem już nawet utworzony plik, gdzie dokładnie przeliczyłem sobie, jaki wariant zakupu Note’a 9 będzie dla mnie najlepszy. Na placu boju ostała się podróż do Drezna lub Berlina pociągiem, samochodem lub autobusem.

Długo czytałem o pośrednikach, jednak fora dyskusyjne dość precyzyjnie podpowiadały, że wysyłka z najpopularniejszych elektromarketów u naszych zachodnich sąsiadów jest bardzo trudna do przeprowadzenia, bowiem te sieci często anulują tego typu zamówienia. Przykre to, jednak z pewną irytacją muszę stwierdzić, że jestem w stanie zrozumieć taką politykę. Sprawdziłem też ofertę na Amazonie, jednak moja znajomość niemieckiego okazała się zbyt słaba na to, aby poradzić sobie z zapytaniem o te wszystkie rzeczy, które mnie interesują, a o których nie było w opisie. Próbowaliśmy się dogadać po angielsku, jednak tutaj mój rozmówca nie potrafił rozwiać kilku moich wątpliwości. Generalnie, było naprawdę kiepsko. Wszędzie mnożące się znaki zapytania.

Fot: Pixabay

Przełom nastąpił nad ranem. Czytałem właśnie o opłatach autostradowych (które naturalnie wliczyłbym do kwoty łącznej zakupu), miałem już zapewnione tłumaczenie garści zapytań na niemiecki od osoby, która komunikuje się w tym języku w zasadzie wzorowo, jednak wciąż nie byłem do końca przekonany czy jest to rozwiązanie, na jakie chcę przystać. Pomyślałem przez moment, że może robię źle szukając urządzenia za granicą tylko dlatego, że w kilku sklepach to jest zauważalnie tańsze niż w Polsce.

Mimo wcześniejszych rozczarowań postanowiłem dać drugą szansę komisom. Tym razem odpuściłem sobie popularne portale, a po prostu metodycznie szukałem komisów, które znajdują się w promieniu 50-70 kilometrów ode mnie. Kosztowało mnie to sporo roboty, bowiem mieszkam blisko Aglomeracji Śląskiej, gdzie od komisów po prostu się roi. Poczekałem do rana i z uporem godnym lepszej sprawy po prostu dzwoniłem, pytałem i notowałem potencjalne oferty, które jestem w stanie zaakceptować, asekurując się czasem serwisami ogłoszeniowymi.

Pojawiło się kilka urządzeń, jednak dopiero, gdy dodzwoniłem się do jednego komisu z Siemianowic Śląskich tętno mi przyspieszyło. Nie dość, że sprzedający dawał sensowne dokumenty zakupowe, to jeszcze miał kilka tych Note’ów, które dotarły do niego zaledwie kilka dni temu. Niebieskie, Dual SIM, zafoliowane, choć z brandem sieci Play. Dopuszczałem do siebie tę myśl, że mogę wylądować na urządzeniu z oferty fioletowych lub pomarańczowych, dlatego też charakterystyczne literki PRT widoczne po weryfikacji IMEI nie odrzuciły mnie od zakupu urządzenia.

Fot: własne

Postępowałem według własnych rad, jakie opisałem powyżej. Wczesnym popołudniem wsiadłem w samochód i pojechałem do Siemianowic Śląskich po urządzenie, które sympatyczny sprzedający zgodził się odłożyć. Na miejscu nie było żadnych problemów. Trochę bałem się tego, że mogą pojawić się nieścisłości, jednak transakcja jak i cała związana z nią procedura przebiegła naprawdę szybko. Nie minęło nawet 15 minut, a już szukałem wjazdu na autostradę A4, którą musiałem tylko dotrzeć do Sośnicy, by następnie zakończyć podróż przemierzając autostradę bursztynową, która biegnie blisko mojego miasta. Tak oto, zamiast – licząc łącznie – dziewięciogodzinnej podróży w dwie strony do Niemiec, wyrobiłem się w niecałe dwie godziny.

Ostatecznie udało mi się nabyć w zasadzie nowe urządzenie w cenie niższej o 900 złotych od oficjalnej ceny dla Polski oraz w cenie niższej o dobre 300-400 złotych względem ofert zagranicznych, które brałem pod uwagę. Na zakończenie napiszę Wam tylko, że koszt zdjęcia brandu operatora i wgranie czystego softu na Polskę (XEO) w autoryzowanym punkcie Samsunga w Katowicach to kwota stu złotych. Nie miałem okazji zapłacić, bo w dniu wczorajszym punkt pracował do godziny 18, a miałem jeszcze kilka innych zajęć, którym musiałem poświęcić nieco uwagi.

Tak czy owak, po wyjątkowo długim tygodniu, który obfitował w kilka niespodziewanych zwrotów akcji, udało mi się dopiąć swego. Czy było warto? I tak, i nie. Gdzieś z tyłu głowy czuję, że prościej byłoby iść do sklepu i zapłacić więcej w zamian za święty spokój, ale odczuwam też pewną satysfakcję z tego, że udowodniłem sam sobie, że czasem można nabyć dobre urządzenie w cenie, która jest dla mnie satysfakcjonująca.

I właśnie w tym miejscu dobrze będzie zakończyć ten tekst. Mam nadzieję, że – bez względu na to, gdzie kupujecie swoje urządzenia – zakup będzie dla Was oznaczać pewną satysfakcję i poczucie dobrze zrealizowanego zadania. Cieszy mnie też to, że w całym tym zbiegu okoliczności i przypadków w zasadzie wszystkie osoby, na które natrafiłem na swojej drodze, były merytoryczne i uprzejme. Nie spotkałem się z żadnymi problemami przy zwrocie urządzeń i oddaniu gotówki, a spora część sprzedających potrafiła pójść na rękę i choćby sprawdzić historię urządzenia w oparciu o bazę IMEI. Nawet wtedy, gdy do samego podania tego numeru podchodzili nieufnie.

A Wy jak zapatrujecie się na zakup smartfonów z innych niż oficjalnych kanałów dystrybucji? Może macie jakieś własne doświadczenia? A może pominąłem jakąś cechę, na którą także warto zwrócić uwagę? Dajcie znać w komentarzach :)

zdjęcie główne: Pixabay

Exit mobile version