Można było się tego spodziewać. Krótko po premierze i dostarczeniu pierwszych egzemplarzy do kupujących, w internecie zaczynają pojawiać się kolejne „testy” iPhone’a 7. Piszę testy w cudzysłowie, bo z prawdziwym sprawdzaniem produktu nie ma to za wiele wspólnego. Raczej pokazuje co nieco kondycję naszej cywilizacji.
Ostatni z nich, jaki znalazłem, to upuszczanie z różnych wysokości iPhone’a 7 i Galaxy Note 7. Dla porównania, który szybciej się zbije. Czy naprawdę nikt nie ma tyle oleju w głowie, żeby wiedzieć, że jeżeli zrzuci się z kilku metrów dowolne urządzenie elektroniczne na beton, raczej nie zachowa się ono jak piłka kauczukowa?
Ale amatorów na tego typu zachowania jest sporo. Zaraz, jestem pewien, pojawią się nagrania ze strzelaniem do iPhone’a 7 z karabinu maszynowego, jeżdżeniem po smartfonie czołgiem i deptaniem go przez słonie indyjskie. Nie zapomnijmy o blenderze oraz standardowym waleniu młotkiem w ekran iPhone’a 7.
Po co to wszystko? Jest coś perwersyjnego w niszczeniu / oglądaniu niszczenia drogiego sprzętu. Nie chodzi chyba tylko o to, że „Stać mnie, to mogę”. Trzeba by zapytać jakiegoś filozofa, ale coś mi się zdaje, że może to być podświadome odreagowanie na całe to marketingowe wkręcenie nas w pęd ku lepszemu gadżetowi. Im bardziej kręci się maszynka zachęcająca do kupowania coraz to nowszych smartfonów, tabletów, gadżetów – tym większa przyjemność w niszczeniu potem tego niespełnionego cudu.