Najpierw uprzedzam, że jest to ostatni wpis z cyklu „Z papierosem w zębach…” – a powód jest bardzo prosty. Przestałem palić, właściwie z dnia na dzień. Nie oznacza to, iż cykl się od tak, po prostu kończy. Zmieni nazwę, to na pewno.
Konsekwencje palenia to nie tylko wydrenowany portfel, wymuszone przerwy w pracy, smród na ubraniach i niezadowolenie dziewczyny – nie tylko z całowania się z popielniczką (tego drugiego objawu nie doświadczyłem, żeby nie było…). Dużo gorsza kondycja i samopoczucie to także niezbyt przyjemne efekty wędzenia się dymem papierosowym. Dobra, koniec kazania na temat palenia – to jest portal technologiczny.
Zacznę od początku tej historii – zacząłem palić w liceum. I była to jedyna rzecz, której się w owym liceum nauczyłem. Ok, nie jedyna – drugą było to, że jestem zdolny, ale leniwy – co było powtarzane przez tych nauczycieli, którzy nie robili nic, poza dyktowaniem notatki z książki. Paliłem z nudów, dla towarzystwa, a potem dla przyjemności. Czasami próbowałem ją poprawić, ale kiedy pali się papierosy, jest to niemalże niewykonalne – kondycja stoi w miejscu, choćbyśmy stawali na głowie. Na domiar złego prawie rok temu złapałem kontuzję podczas biegania, po której byłem wykluczony z jakiejkolwiek aktywności fizycznej łącznie przez ponad miesiąc, a przez 3 dni jadłem tramal (po czym trzeciego dnia wylądował w klozecie – ćpanie tramalu i uczelnia nie jest dobrym połączeniem) – bolało. Siedzący tryb życia, praca ów styl wymuszająca, kebaby, piwo, mecze doprowadziły do tego, że się „zbrzuchaciłem” nieco. Nie ma tragedii, ale bywało lepiej.
Jako, że papierosy mi przeszkadzały najbardziej – rzuciłem je z dnia na dzień. Bez przygotowań, plastrów, gum, naklejek, cudotwórców i dawania na mszę. Wiedziałem o tym, że po rzuceniu palenia można przytyć. Tego najbardziej się obawiałem i… zastosowałem radykalne zmiany w swoim żywieniu. Odtąd zaczyna się rola nowych technologii.
Najpierw było Endomondo
Do Endomondo podchodziłem kilka razy. Najpierw z kijem, potem z otwartymi ramionami. Pamiętam jeszcze wcześniejszą wersję aplikacji dla Windows Phone, która nie była zła, ale też nie była oszałamiająca. Czasami potrafiła się zawiesić, a nawet sprowokować telefon do wykonania samoczynnego restartu, po czym traciłem chęć do kontynuowania treningu. Nowsza nieco odsłona Endomondo, oprócz ładniejszego i wygodniejszego w obsłudze interfejsu przyniosła ze sobą o wiele wyższą stabilność. Od czasu, gdy ją mam, telefon nie zawiesił się ani razu.
Endomondo dla Windows Phone pozwala na zarejestrowanie treningu w oparciu o dane z GPS i naniesienie ich na mapę. Aplikacja podliczy nam pokonany dystans, zmierzy czas i na tej podstawie wykalkuluje nam, ile kalorii spaliliśmy. Warto także podać takie dane, jak wzrost i waga, by pomiary były jak najbardziej dokładne. Do wyboru jest mnóstwo rodzajów ćwiczeń, przy czym nie polecam na przykład grać z phabletem w piłkę (z tabletem tym bardziej, a już na pewno nie z tym) – z wiadomych względów. Bezpieczniej jest podać dane po treningu manualnie. Endomondo to także świetny sposób na zmierzenie się ze znajomymi, walka o jak najlepsze rezultaty w danym ćwiczeniu i świetna baza statystyczna dla naszych postępów. Na podstawie tego, co pokaże aplikacja można potem sobie snuć wnioski, czy opłacało się wylewać poty podczas ćwiczeń (zazwyczaj się opłaca).
Następnie znów Microsoft zwiódł mnie na pokuszenie
Przywiązuję się do ekosystemu usług na własne życzenie – głównie dlatego, że w swoich wyborach jestem raczej konsekwentny. Stąd też zdecydowałem się na przejście z Endomondo na „Zdrowie i Kondycja Bing” – monitoring diety oraz ćwiczeń spod strzechy Microsoftu. Na samym początku aplikacja ta wydawała mi się bardzo prymitywna i pozbawiająca mnie elementu społecznościowego (który jest w Endomondo). Zagłębiając się w szczegóły odkryłem, że rządzi nią szaleństwo, w którym jest metoda. Nie będę spoilerował, ale to temat na dużo dłuższy wpis. Będzie co czytać, uwierzcie mi, zwłaszcza, że nie bez powodu odkrywając karty w geście uznania (i przerażenia) zakląłem pod nosem.
W tej aplikacji możemy na bieżąco sprawdzać, ile danego dnia zjedliśmy kilokalorii oraz ile ich spaliliśmy. Limit (cel) kaloryczny możemy sobie ustalić w zależności od tego, czy chcemy przytyć, schudnąć lub utrzymać naszą wagę. Następnie podajemy informację, jak bardzo aktywni fizycznie jesteśmy. Uzupełniamy te dane także o wzrost i wagę, po czym dostajemy w przybliżeniu wartość, której nie powinniśmy przekraczać. Aplikacja jednak sama nie zweryfikuje tego, co akurat zjedliśmy – dlatego należy wyrobić sobie nawyk systematyczności i na bieżąco aktualizować listę spożytych przez nas posiłków oraz wypitych płynów. Wodę możemy sobie odpuścić, bo kalorii i wartości odżywczych nie posiada (chyba, że smakowa). Na liście monitora diety, należy stuknąć przycisk „dodaj” i wyszukać odpowiednią pozycję. Ja znalazłem nawet „Serek Wiejski Polski Lekki Delikate„, baza produktów jest w sumie dosyć spora. Aplikacja ma jednak problemy z niektórymi porcjami produktów – np. ta dla Black Energy Drink jest podawana w gramach, a nie mililitrach. Zdarza się także, iż aplikacja działa opornie.
Drugą, integralną częścią aplikacji jest monitor ćwiczeń, który posłuży nam do wprowadzenia wykonanych przez siebie treningów oraz zebrania ich w czasie rzeczywistym, podczas ich wykonywania. Ogromnym minusem jest to, że nie ma jak zsynchronizować danych między nią a np. Endomondo, a mapy pokonanej trasy także nie uświadczymy. Warto jednak wspomnieć, że aplikacja bardzo ładnie poinformuje nas, ile kalorii zostało zjedzone i spalone na dynamicznym kafelku, o ile przypniemy go do ekranu startowego.
Technologia nie motywuje, ale pomaga
Motywacja musi płynąć z uzmysłowienia sobie, że zdrowsze życie to dłuższe i tańsze życie. Na papierosy przeznaczałem 300 złotych miesięcznie, nie chciałbym, żeby moje ubezpieczenie pokrywało kiedyś koszt leczenia się z powodu związanych z nałogiem chorób. Element społecznościowy np. Endomondo może być dla niektórych bardzo motywujący, jednak ja tego nie odczuwałem – większość rzeczy robiłem dla siebie i zapewne z tego powodu także nie miałem oporów przed przenosinami do Microsoftu. Zebrane dane z treningów mogą nam natomiast ukazać, jak aktywność fizyczna może wpłynąć na nasze życie – zawsze pozytywnie, o ile robimy to z głową. Przetrenować się jest bardzo łatwo, co oznacza, że wcale nie trzeba katować się codziennie. Zwłaszcza, że trzeba dać organizmowi czas także i na regenerację.
Ja zacząłem od tego, że papierosy zamieniłem na marchewkę. I wiecie, co? Jest dużo lepsza, nawet niż Marlboro Goldy. Mam jednak problem tego rodzaju, że z marchewki do dzisiaj próbuje „strzepać popiół”. Dzięki temu i aktywności fizycznej już zgubiłem 4 kilo.