Nintendo Switch ma półtora roku, ale YouTube trafił na konsolę dopiero teraz. To co, aplikacja Netfliksa za kolejny rok?

Od wczoraj na Switchu można uruchomić oficjalną aplikację YouTube. Nintendo wcale się z tym nie śpieszyło – przecież konsola jest obecna na rynku od marca ubiegłego roku. Wygląda to tak, jakby firma dodawała kolejne aplikacje zewnętrznych firm i usług niemal za karę. 

Aplikacja YouTube robi na Switchu dokładnie to, czego byśmy po niej oczekiwali: odtwarza filmy, również te kręcone w 360 stopniach. Interfejs aplikacji można obsługiwać przy pomocy lewego joysticka i przez główne przyciski. Prawy joystick przeznaczony jest tylko i wyłącznie do oglądania wideo 360º.

Ekran dotykowy częściowo działa w trybie handheldu, dzięki czemu wyszukiwanie wideo i nawigacja w klipach jest łatwiejsza. Nie do końca jednak, ponieważ nic nie daje gest przesuwania palcem po ekranie w górę lub w dół. W ogóle apka wygląda jak żywcem przeniesiona z Android TV. Podobno jeśli zajdzie taka potrzeba, pewne elementy obsługi zostaną zmienione.

Właściciele konsol  mogą logować się na YouTube przy użyciu swoich kont Google, tak by mieć dostęp do własnych subskrypcji, rekomendacji i zbiorów ulubionych filmów.

Cóż, dobrze, że YouTube w końcu zawitał na Switcha, ale to, jak ubogą ofertę aplikacji ma ta konsola (nie wliczając w to gier), jest żartem samym w sobie. Brak Netfliksa czy Spotify uważam za nieporozumienie. Nawet nie wiadomo, kiedy spodziewać się tych programów na konsoli. Rozstrzał nawiązywania współpracy Nintendo z zewnętrznymi deweloperami jest niesamowity.

Przypomnijmy:

Przytłaczające tempo. Jeśli Netflix trafi na Switcha w listopadzie 2019 roku, to też będziemy się z tego cieszyć? Ech, to nawet nie jest zabawne…

 

źródło: The Verge

Exit mobile version