Dwa dni temu niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, jakoby chiński gigant na rynku smarturządzeń miał wkroczyć do Polski — konkretnie mowa o Xiaomi, producencie takich smartfonów jak Mi5, Redmi Note 3 czy też sławnego MiBanda – taniej, a zarazem bardzo funkcjonalnej opaski monitorującej naszą aktywność fizyczną. Wiadomość dla mnie bardzo zaskakująca, choć od pewnego czasu można było się jej spodziewać — były bowiem ku temu mniejsze bądź większe przesłanki. Wiele osób w nastroju euforii zaczęło przepowiadać destrukcję innych producentów smartfonów na naszym rodzinnym rynku, bo przecież Xiaomi jest atrakcyjne cenowo, a przy tym oferuję naprawdę sporo. Jak najbardziej jest to prawda, której nie można zakwestionować, jednak plusy, które dotychczas skłaniały nas do wyboru tejże marki, z pewnych względów mogą stracić na znaczeniu i wcale nie muszą być zachętą do postawienia przez potencjalnie zainteresowanych zakupem Polaków właśnie na tego chińskiego producenta.
Jeżeli faktycznie Xiaomi wkroczy do Polski, a wszelkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują — marka ta z pewnością będzie spotykać się z mniejszymi bądź większymi przeszkodami, a przynajmniej w początkowej fazie istnienia oficjalnej dystrybucji w naszym jakże pięknym nadwiślańskim kraju. Wpływ na to ma wiele aspektów, a przede wszystkim charakterystyka naszego rynku, która sprawia, że „świeżakom„ nie jest tutaj łatwo. O tym, czy Xiaomi sobie poradzi, przekonamy się w perspektywie najbliższych kilku lat, a na ten moment chciałbym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami odnośnie nadchodzącego debiutu.
Ambicja miarą siły przebicia?
W ostatnim moim wpisie, a zarazem pierwszym na łamach Tabletowo.pl starałem się usunąć mity na temat chińskich smartfonów, które krążą po głowach wielu Polaków. Podjąłem się tego zadania z prostego powodu, Polacy to ludzie bardzo stereotypowi, którzy mają bardzo wiele utartych schematów, z których trudno się wyłamać. To one właśnie powodują niechęć do wielu ciekawych rozwiązań, alternatyw dla rzeczy, których używamy na co dzień. To może być jeden z potencjalnych problemów, na które polski dystrybutor Xiaomi może natknąć się na starcie — próba przebicia się do świadomości Polek i Polaków niewątpliwie może być trudna. Dotychczas użytkownika chińskiego smartfona można było scharakteryzować dosyć prosto — młody, obeznany z siecią, geek, interesujący się tematyką technologii, namiętny fan Androida i wszelkich modyfikacji systemu. Wiedział on o marce na tyle dużo, że był w stanie jej zaufać, przekazać swoje ciężko zarobione pieniądze. Teraz warto zadać sobie pytanie, czy z przeciętnym Janem Kowalskim będzie to samo, gdy będzie chciał zamienić swoją dotychczasową kilkuletnią Xperię? Niekoniecznie, bowiem Xiaomi będzie dla niego podróżą w nieznane, jakąś tanią chińszczyzną, która po kilku dniach może się zepsuć, w którą nie warto inwestować. Polacy mają swoje ulubione marki i produkty, którym ufają i jestem przekonany, że mało obeznany klient, stający przed wyborem Samsunga Galaxy J oraz Xiaomi Redmi 3, wybierze to pierwsze. Bo to Samsung, a nie jakieś Xiaomi — no bo co to w ogóle jest?
Xiaomi jest marką ambitną, udowodniło to nie raz — ta ambicja na pewno pozwoli pokonywać początkowe przeszkody, lecz będzie to długi etap. Dobry zespół marketingowy, inwestycja w PR a wszystko będzie kwestią czasu, jestem tego pewien, gdy widzę jak na polskim rynku radzi sobie Xiaoyi — dystrybutor takich produktów, jak Yi Home, Yi Action czy Yi Dash Cam. Promowanie wielu ciekawych eventów, współpraca z blogerami, a także z użytkownikami końcowymi swoich produktów daje efekty w postaci rosnącego zaufania. Jeśli dystrybutor Xiaomi w Polsce powtórzy te działania odnośnie smartfonów i tabletów, to na naszym podwórku o tę markę będę bardziej spokojny niż dotychczas.
Już nie będzie tak jak dawniej
Xiaomi w Polsce prawdopodobnie utraci jeden ze swoich głównych atutów, a na pewno stanie się on mniej przekonywający. Mowa o cenie, do której na naszym terytorium dojdą podatki, w tym 23% VAT, a także koszty transportu, jak i samego marketingu i dystrybucji. Nie można się więc spodziewać cen na poziomie tych z chińskich serwisów sprzedażowych, to jest niemożliwe do zrealizowania. Kwota, jaką przyjdzie nam wydać na smartfona Xiaomi, nie będzie już tak zachęcająca do zakupu. Owszem, nadal będzie konkurencyjnie względem innych firm na naszym rynku, ale czy to wystarczy? Przeanalizowałem pokrótce sytuację Meizu, który już około 18 miesięcy oficjalnie gości w naszym kraju na przykładzie jednego z nowszych modeli – Meizu M3 Note, którego recenzję możecie przeczytać tutaj. W Polsce to wydatek 799 zł na jednym z popularniejszych sklepów z szeroko pojętą elektroniką (2GB RAM). Ten sam model w Chinach to koszt 138,99 dolarów co jest równowartością 532 zł na dzień, w którym piszę ten artykuł. Spora oszczędność? Tak, szczególnie dla osób, dla których kupno nowego smartfona wiąże się z regularnym odkładaniem comiesięcznie zarabianych pieniędzy. Oczywiście, ktoś może dodać, że prawdopodobnie do zamówienia otrzymamy 23% podatek VAT, naliczony przez Urząd Celny, lecz nawet w takiej sytuacji zakup w Chinach pozwala pozostawić w kieszeni ok. 140 zł. Ryzyk-fizyk? Dla niektórych gra warta świeczki.
Dystrybutor Xiaomi w Polsce musi więc postarać się o to, aby ceny były korzystne, biorąc pod uwagę zasobność przeciętnego polskiego portfela. Cena dotychczas była ogromnym atutem tych urządzeń, więc ludzie byli skłonni pójść w nieznane — w imię swoich oszczędności. Polski dystrybutor musi to podtrzymać, aby konkurować z innymi, popularniejszymi modelami konkurencji, które mają już tutaj ugruntowaną pozycję rynkową.
O patentach słów kilka
Bardzo ciekawą kwestią z mojego punktu widzenia jest to, w jaki sposób poradzono sobie z odwiecznym problemem chińskiej marki, jakim były patenty. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że to było główną przeszkodą we wprowadzeniu smartfonów Xiaomi na europejski rynek. Wiele osób niejednokrotnie zarzucało Xiaomi brak własnej inwencji twórczej, ciągłe podążanie śladem innych — do tych zarzutów jestem nastawiony nieco sceptycznie, choć mają one w sobie cząstkę prawdy, a na pewno z punktu widzenia prawa i posiadanych przez inne firmy patentów, których to Xiaomi nie zawahało się wykorzystać. Kto wie, może oprogramowanie przeznaczone na polski rynek będzie „wykastrowane„ z niektórych funkcji? O tym powinniśmy przekonać się na przełomie września i października, które nieubłaganie nadchodzą wielkimi krokami.
Najlepszego Xiaomi!
Pomimo moich rozmyślań na temat wkroczenia tejże marki na polski rynek bardzo się z tego cieszę, życząc przy tej okazji Xiaomi wszystkiego, co najlepsze, a przede wszystkim sporej dawki zaufania od osób, które będą rozważać zakup urządzeń tej firmy. To niewątpliwa szansa dla Xiaomi zobaczyć jak ich smartfony poradzą sobie na jednym z dynamicznie zmieniających się europejskich rynków. Być może ewentualne dobre wyniki sprzedażowe na przestrzeni roku bądź dwóch dodadzą chińskiej firmie nieco większej śmiałości w swoich poczynaniach i Xiaomi wkroczy na jeszcze głębsze wody? Któż to wie, ale jeśli wierzyć powiedzeniu „apetyt rośnie w miarę jedzenia” jest to całkiem prawdopodobne.
Źródła ilustracji:
- Obrazek ilustracyjny: Brent Lewin, Bloomberg
- www.federaldisability.com