Gdybyście właśnie potrzebowali pójść do sklepu z narzędziami po nowy młotek, oczekiwalibyście po nim trwałości, solidności, ergonomii wykonania oraz spełniania tego, do czego został stworzony. Podobnie jest z Xiaomi Redmi Pad.
Redmi Pad – stworzony, by działać
Możemy słuchać o 300-megapikselowych sensorach w urządzeniach, montować podzespoły w obudowie z tytanu i zapewniać 9999 punktów w GeekBench czy innym 3D Marku. Na co dzień jednak cyferki mogą nie mieć dla nas znaczenia. I wtedy przychodzi na testy Xiaomi Redmi Pad i przypomina, co naprawdę się liczy w tabletach. A co dokładnie, tego dowiecie się poniżej.
Xiaomi Redmi Pad – specyfikacja techniczna
Model | Xiaomi Redmi Pad |
CPU | MediaTek MT8781 Helio G99 |
GPU | Mali-G57 MC2 |
RAM | 4 GB |
Pamięć wewnętrzna | 128 GB |
System operacyjny | Android 12 z nakładką MIUI 13 |
Ekran | IPS LCD, 10,61 – cali, 2000×1200 px, 90 Hz |
Aparat z tyłu | 8 Mpix, f/2.0 |
Aparat z przodu | 8 Mpix, f/2.3 |
Bateria | 8000 mAh, szybkie ładowanie o mocy 18W |
NFC | Nie |
4G / 5G | Nie |
Bluetooth | Tak, 5,2 |
microSD | Tak |
Gniazdo 3,5 mm | Nie |
Gniazdo ładowania | USB Typ-C |
Wodoszczelność | Brak informacji |
Głośniki | 4 głośniki stereo, Dolby Atmos |
Wymiary | 250,5 x 158,1 x 7,1 mm |
Waga | 465 gramów |
Warianty kolorystyczne | Szary (Graphite Gray) |
Sugerowana cena detaliczna | 1399 złotych |
Pierwsze wrażenie
Przyznam, że białe pudełko, na którym widnieje wyłącznie wizerunek urządzenia z przodu, nazwa modelu oraz logo Dolby Atmos, kojarzy mi się z produktami firmy z drugiej strony alfabetu, ale to tylko pudełko – u typowego użytkownika 5 minut po otworzeniu urządzenia box ląduje na dnie szafy.
W środku wszystko upakowano minimalistycznie i elegancko. Jest więc urządzenie w materiałowym rękawie, a pod nim coraz rzadsze dodatki w postaci kabla USB oraz ładowarki. Do tego szpikulec do tacki na kartę microSD i, ot, cała zawartość pudełka.
Samo urządzenie ani nie powala wyglądem, ani nie ma aparycji wspomnianego we wstępie młotka. Plecki Redmi Pada pokryto metalową powłoką, gdzie na jednym z dłuższych boków napotkamy wyłącznie logotyp „Redmi” oraz aparat ze „schodkowym” projektem – przed obiektywem znajduje się bowiem szklany stopień o połowie wysokości wysepki aparatu z wypisaną rozdzielczością sensora. Z jednej strony „8 Mpix” na obudowie nie zrobi na nikim wrażenia, z drugiej strony brak takiego monumentu z soczewką nadaje więcej lekkości w tym fragmencie obudowy.
Przód to natomiast szklana tafla z ekranem, gdzie zarówno plastik, łączący się z ramką, szkło, jak i sam wyświetlacz, mają zgrabne zaokrąglenia. Kupującym polecam zaopatrzyć się w ochronę na ekran w postaci folii lub etui – kilka tygodni i noszenie w plecaku wystarczyły, by na szkle pojawiły się dwie tycie ryski.
Aluminiowa ramka wokół urządzenia to w skrócie dziurki, dziurki i jeszcze trochę dziurek. Na każdym z krótszych boków znajdziemy dwie linie z otworami – czyli nic innego, jak 4-głośnikowy komplet audio. Na prawym boku (patrząc na tablet aparatem do góry) znajduje się gniazdo ładowania. Po przeciwnej stronie mamy wyłączne przycisk zasilania w górnym rogu, co oznacza, że w Xiaomi Redmi Pad zabrakło gniazda słuchawkowego 3,5 mm.
W sprzęcie w tym przedziale cenowym nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś nie czuł rozczarowania brakiem możliwości podłączenia przewodowych słuchawek bez dodatkowych adapterów.
Na dłuższym boku z aparatem znajdziemy przyciski sterowania głośnością oraz slot na karty microSD. Dół jest idealnie gładki. Całość jest delikatnie wyfrezowana na rogach, dzięki czemu ostre kanty nie wbijają się w palce, a konstrukcja wypada bardziej smukło.
Całość prezentuje się iście… tabletowo. Jest solidnie, nic nie trzeszczy i nie prezentuje się tanio, ale nie ma co też liczyć na umieszczenie jednego z egzemplarzy w gablocie muzealnej za niesamowity i kontrowersyjny design.
MIUI 13 w akcji
Nawet, jeśli na pudełku nie pada nigdzie słowo Xiaomi, a na tablecie w zaledwie dwóch miejscach natrafimy na tę znaną wszystkim nazwę, wystarczy kilka chwil na ekranie głównym i wszystko staje się jasne. Mamy tu na start Androida 12 z nakładką MIUI 13, przystosowaną do współpracy z większymi ekranami tabletów.
Nie jest to moja ulubiona nakładka – brakuje jakiejś aplikacji, z poziomu której łatwo i szybko spersonalizujemy sprzęt do naszych potrzeb. Całości zdarza się raz na jakiś czas przychrupać, ale nie nazwałbym tego testem na cierpliwość. W ciągu tych kilku tygodni współpracy nie napotkałem się na żadne błędy czy zawieszanie się aplikacji. Ba, dzięki ekranowi przez większość czasu wszystko potrafi być takie płynne i przyjemne…
Czas na 90 herców
Jeżeli miałbym wybrać jedną rzecz, która powinna pójść śladem Xiaomi Redmi Pad i pojawiać się w każdym tablecie w 2022 roku wartym ponad 1000 złotych, byłaby to wspomniana w nagłówku częstotliwość odświeżania ekranu o wartości 90 Hz. Oczywiście uwzględniając fakt, że reszta parametrów urządzenia (rozdzielczość 2000 na 1200 pikseli, przy ponad 10,5-calowym ekranie, jasność 400 nitów) pozostaje nietknięta.
Wrażenie płynności nakładki i obsługi urządzenia jest tak przyjemna dla oka, że człowiek nawet zapomina, że patrzy na matrycę IPS, a nie na OLED-a, choć przy tych głośnikach to drugie zapewniałoby z pewnością dodatkową porcję wrażeń.
Kino domowe w plecaku
Skoro jedyną rzeczą, którą chwali się Redmi Pad na pudełku i obudowie, jest współpraca z Dolby Laboratories i implementacja technologii Dolby Atmos, to musi być ona najjaśniejszym punktem urządzenia. I tak w zasadzie jest.
Uruchamiając filmy korzystające z tej technologii można odnieść wrażenie, że dźwięk jest bardziej przestrzenny i dochodzi z odpowiedniego głośnika. Nie jest to oczywiście przyjemne otulenie dźwiękiem, bo fizycznie jest to niemożliwe przy kompaktowym tablecie, ale nadal brzmi to lepiej niż konkurencja w tej cenie.
Warunkiem dobrej zabawy jest, aby nie uruchamiać tego przy maksymalnej głośności – z tabletu korzysta się i tak w niedużej odległości i wystarczy jedno, dwa kliknięcia w dół, aby nic nie stracić z donośności, a uzyskać dźwięk o mniejszej liczbie przesterów w wysokich częstotliwościach.
Taki pogromca flagowców sprzed 3 lat
Dobra, zanim odbierzecie powyższe stwierdzenie jako obelgę – w tym przypadku doceniam, że w sprzęcie za ponad tysiaka możemy liczyć na tyle mocy obliczeniowej, aby mieć zapas mocy na kilka lat w przód, a już teraz możemy cieszyć się płynną pracą i zdolnością odpalania ładniejszych gier 3D.
A przynajmniej takie wyniki możemy zaobserwować w Geekbenchu, gdzie najwyższy wynik, jaki udało mi się wykręcić, wynosi 551 punktów na jednym rdzeniu i 1900 punktów na wszystkich 8 rdzeniach. Mniej więcej tyle samo oferował Pocophone F1 w dniu premiery.
W GPU również możemy zaobserwować podobny poziom, czyli 1445 punktów na silniku OpenCL i 1513 punktów w teście korzystającym z Vulkana.
W przypadku czegoś bardziej „gamingowego” oznajmiam, że 3D Mark po kilkunastu testach ostatecznie wykręcił:
- 3465 punktów w Sling Shot
- 2576 pkt w Sling Shot Extreme
- 1231 pkt w Wild Life
- 340 pkt w Wild Life Extreme
Również w kwestii prędkości pamięci wewnętrznej Xiaomi postawiło na sprawdzoną technologię UFS 2.2 w celu uzyskania dobrych parametrów odczytu i zapisu. Potwierdzają to testy CPDT, gdzie uśrednione wyniki prezentują się następująco:
- Zapis sekwencyjny: 411 MB/s
- Odczyt sekwencyjny: 676 MB/s
- Losowy zapis: 25 MB/s
- Losowy odczyt: 17,93 MB/s
- Kopia pamięci: 5,82 GB/s
Całość przekłada się na znośne wyniki w grach. Apex Legends podczas ładowania mapy mocno przycina, ale już po wylądowaniu wystarczy kilka chwil, żeby w jakości HD uzyskać w miarę stabilne 40 klatek na sekundę.
Natomiast chińskie bajki w postaci Genshin Impact na niskich ustawieniach i 45 klatkach na sekundę sięga limitów urządzenia, choć niezajmowanie się robieniem zdjęć oferuje płynną zabawę.
Po kilkunastominutowej sesji sprzęt nie ma tendencji do smażenia palców na aluminiowych plecach, więc spokojnie można komfortowo spędzić nawet godzinę w rozgrywkach.
Aparat w technologii OBMB – Od Biedy Może Być
Osiem megapikseli z tyłu, tyle samo z przodu oraz nagrywanie w rozdzielczości Full HD w 30 klatkach na sekundę – tyle wystarczy w sprzęcie w tej kwocie, aby nie narzekać ani nie być zawiedzionym. Niektórzy mogą odczuć delikatny posmak oszczędności w ustach po tym, jak zauważą, że Xiaomi zabrakło miejsca/budżetu/pomysłu na umieszczenie diody doświetlającej, więc w warunkach słabego oświetlenia pozostaje nam poprawić tę sytuację innym źródłem światła.
Do szybkiego zdjęcia do pracy czy jako kamerka na spotkania w Teamsie całość sprawuje się w porządku. W końcu nie od dziś wiemy, że tablet to nie urządzenie do rozwijania pasji fotografowania.
Obiektyw z tyłu:
Oraz przednia kamerka:
Bateria, zabezpieczenia i łączność
8000 mAh i brak (stety lub niestety) LTE gwarantują bardzo długą pracę w trybie czuwania i zaglądania od czasu do czasu do urządzenia. Xiaomi Redmi Pad spokojnie może leżeć na blacie stolika kawowego przez tydzień, a jak postanowicie obejrzeć sobie dwa filmy to jeszcze wam zostanie trochę baterii.
Jeżeli jednak podepniecie się rano do Wi-Fi i postawicie na wielogodzinną sesję gamingową w chmurze, z pewnością jeszcze tego samego wieczoru tablet wróci na blat w celu ładowania.
Przydałoby się jednak dwa razy taka moc szybkiego ładowania – 18 Watów z gniazdka potrzebuje około dwóch godzin, aby podładować urządzenie do wartości maksymalnej.
Zabrakło mi tu czytnika linii papilarnych. Do dyspozycji, spośród popularnych rozwiązań, pozostaje więc rozpoznawanie twarzy, które, choć działa w miarę sprawnie, nie jest tak bezpieczne jak kilkucyfrowy PIN.
Najważniejsze łączności nigdy nie sprawiały problemów podczas testu. Bluetooth parował się z głośnikami i słuchawkami od razu, a Wi-Fi nigdy nie wyrzuciło mnie z rozgrywki w sieci i zapewniało gwarantowaną stabilność.
Podsumowanie – nagroda srebrnego młotka
Xiaomi Redmi Pad jest jak dobry młotek ze sklepu z narzędziami – robi to, czego od niego oczekujemy, leży dobrze w rękach i powinien posłużyć nam dobrych kilka lat. Dlaczego jednak tak rzekomo dobre narzędzie zasłużyło wyłącznie na srebro, a nie medal pokryty złotem? Zapytajmy jednoosobowe jury, w składzie z autorem tekstu.
- Czego zatem zabrakło Redmi Pad do zwycięstwa?
– Fajnie by było zobaczyć tutaj ekran w technologii OLED – bez tego sama technologia Dolby Atmos nie błyszczy aż tak bardzo podczas oglądania filmów i seriali. Brak diody doświetlającej z pewnością może komuś przeszkodzić przy szybkim wrzucaniu zdjęć na OLX-a, a czytnik linii papilarnych zapewniłby ten jeden stopień bezpieczeństwa więcej. Gdyby przy tej cenie wszystkie powyższe rzeczy pojawiły się w urządzeniu, Redmi Pad zdeklasowałby konkurencję.
Czy w tym roku mógłbym wskazać jakiegoś konkurenta dla tabletu Xiaomi? I tak, i nie. Testowany przeze mnie jakiś czas temu TCL NXTPAPER 10s miał bardzo ciekawy ekran, ale w porównaniu z Redmi Padem nieciekawe wyniki w benchmarkach. Poza tym ekran TCL-a o wiele lepiej sprawdzał się przy komiksach czy książkach; tutaj widzę, jak tablet Xiaomi wędruje do ręki podczas wieczornej sesji filmowo-serialowej pod kołderką i z kubeczkiem dyniowego latte na stoliku.
Co do porównań „na papierze”, tutaj dokładając jedną lub dwie stówki (zależne od sklepu) możemy skierować wzrok na Samsunga Galaxy Tab A8, który występuje nawet w wersji LTE, ale ma mniejszą baterię bez możliwości szybkiego ładowania. Z kolei Lenovo Tab M10 Plus oferuje gniazdo słuchawkowe 3,5 mm i rysik w zestawie, ale głośniki nie mają atestu Dolby Atmos, a układ mobilny to dwuletni MediaTek Helio G80.
Jeżeli szukacie zatem urządzenia do 1500 złotych, nie używacie aparatów w tabletach, nie przeszkadza wam brak czytnika linii papilarnych i/lub jest wam wszystko jedno, jaki akronim odpowiada za jakość obrazu w urządzeniu, to Xiaomi Redmi Pad będzie dla was dobrą decyzją finansową.