Xiaomi Mi 9 to wielki hit sprzedażowy i ogromny sukces chińskiego producenta. Słowa te można odnieść nie tylko do jego rodzimego rynku, ale i do Polski. To chyba pierwszy flagowiec, który wyprzedał się u nas dosłownie na pniu, w parędziesiąt godzin od rozpoczęcia przedsprzedaży.
W ubiegłym tygodniu Xiaomi ogłosiło, że łączna sprzedaż duetu Xiaomi Mi 9 i Mi 9 SE przekroczyła 1,5 miliona sztuk. Okazało się jednak, że firma mogła paść ofiarą włąsnego sukcesu. Dyrektor Xiaomi, Lei Jun poinformował, że produkcja urządzenia w marcu napotkała na pewne opóźnienia. Te na szczęście udało się już wyeliminować, a firma jest już gotowa do produkcji na poziomie miliona egzemplarzy miesięcznie.
Nie byłbym zdziwiony, gdyby okazało się, że nawet na trudnym dla flagowców, polskim rynku sprzedażowym, urządzenie okaże się być najlepiej sprzedającym high-endem, który zostawi daleko w tyle smartfony od konkurencji. Nie oszukujmy się, kluczowe znaczenie odgrywa tu oczywiście cena, bowiem ze świecą można szukać tegorocznego flagowego smartfona, który został wyceniony na mniej niż dwa tysiące złotych. A w takiej kwocie można nabyć Mi-dziewiątkę.
Jeśli dodamy do tego świetną specyfikację techniczną na czele ze Snapdragonem 855, 6/8 GB RAM i 128 GB na dane użytkownika, to taka kwota brzmi wręcz jak promocja. Warto też docenić producenta za to, że aparat główny to również ścisły top. Smartfon zgarnął 107 punktów w zestawieniu DxOMark, co przez pewien czas dawało mu bardzo wysokie, trzecie miejsce w rankingu, w którym Mi 9 wyprzedziło takich gigantów, jak Samsung Galaxy Note 9 czy Apple iPhone XS Max.
Wydaje się, że warto zakończyć ten wpis małą dygresją. Pamiętacie, jak pewien globalny potentat, który wyznacza trendy (tak, mówię o Apple), musiał zmniejszać limit zamówień w fabrykach na jedno ze swoich urządzeń? Wyniki nie zachwyciły i w ujęciu rocznym przekuły się na zysk, który był zauważalnie niższy od prognozowanego. Może wystarczyło powalczyć ceną? Przykład Xiaomi pokazuje, że taka polityka wydawnicza ma sens. Sens tak wielki, że fabryki nie muszą zmniejszać zapotrzebowania, a wręcz dążą do tego, by zwiększyć swoje moce produkcyjne.
A Wy jak uważacie, przyszłość to rywalizacja ceną czy prestiżem danej marki? Dajcie znać w komentarzach ;)
źródło: Weibo