Xiaomi Mi A3 to trzeci przedstawiciel linii smartfonów chińskiego producenta z zainstalowaną czystą wersją Androida. Poprzednicy zasłynęli świetnym stosunkiem ceny do komfortu pracy z danym urządzeniem, przez co udało im się zdobyć sporą grupę nabywców. Trzecia generacja już na starcie ma jednak dużo trudniej niż jej poprzednicy, ponieważ przez ostatnie lata lekcje odrobili inni producenci, zwłaszcza Nokia i Motorola. O ile Mi A1 i Mi A2 szły do boju o portfele konsumentów mając niemalże zapewnione zwycięstwo, o tyle Mi A3 musi stawiać czoła bardzo wyrównanej konkurencji. Postanowiłem w praktyce sprawdzić jego szanse.
Rynkowego startu nie ułatwiło modelowi Mi A3 samo Xiaomi. Doprawdy nie wiem, co przyświecało producentowi, gdy wyceniał swój najnowszy telefon z Android One na poziomie 1199 złotych w sytuacji, gdy uzbrojony w znacznie bardziej kompletną nakładkę Redmi Note 7 kosztował o 300 złotych mniej. Mam wrażenie, że było to wyłącznie działanie marketingowe podkreślające, że (zdaniem producenta) marka Xiaomi to półka wyżej niż Redmi. Marketingowym zagrywkom sprzyjała również specyfikacja telefonu, dobrana pod chwytliwe hasła reklamowe. Cóż… Xiaomi mocno się przeliczyło. Sporo przeszacowana cena przyczyniła się do zebrania przez smartfon chłodnych recenzji, co z pewnością nie napędziło sprzedaży. Obecnie cena, jak zwykle w przypadku Xiaomi, zdążyła znacząco okrzepnąć. 899 złotych wygląda znacznie lepiej – moim zdaniem Xiaomi Mi A3 powinien być tak wyceniony od początku.
Specyfikacja, rozpakowanie, pierwsze wrażenia
Xiaomi Mi A3 to, na papierze, typowe urządzenie ze średniej półki cenowej. Solidny procesor i mocne multimedia powinny zapewnić szybką i przyjemną pracę przez długi czas. Parametry prezentują się następująco:
Data prezentacji | lipiec 2019 |
Wymiary | 153,5 x 71,9 x 8,5 mm |
Waga | 173.8 g |
Obudowa | szklana – Gorilla Glass 5, plastikowa ramka |
SIM | hybrydowy dual SIM |
Ekran | Super AMOLED, 6,01 cala, 19,5:9, 286 ppi, 720 x 1560 pikseli |
Procesor | Qualcomm SDM665 Snapdragon 665 (11 nm), Octa-core (4×2.0 GHz Kryo 260 Gold & 4×1.8 GHz Kryo 260 Silver) |
Grafika | Adreno 610 |
Pamięć wbudowana | 4 GB RAM + 64 GB, 4 GB RAM + 128 GB |
Główny aparat | 48 MP, f/1.8, 1/2", 0.8µm, PDAF |
Aparat szerokokątny | 8 MP, f/2.2, 13mm, 1/4", 1.12µm |
Aparat pomocniczy | 2 MP, f/2.4 do wykrywania głębi |
Wideo | 2160p@30fps, 1080p@30/60/120fps |
Aparat przedni | 32 MP, f/2.0, 0.8µm |
Biometria | skaner linii papilarnych pod ekranem |
Bateria | 4030 mAh, 18W Qualcomm QuickCharge 3.0 |
Pozostałe | jack 3,5 mm, USB-C, radio FM |
Na pierwszy rzut oka parametry techniczne prezentują się bardzo typowo dla średniej półki cenowej. Miłym dodatkiem jest z pewnością obiektyw szerokokątny, który w smartfonie wydaje się być znacznie bardziej potrzebny od typowej portretówki. Niestety, znalazły się również poważne braki. Pierwszym z nim jest, jak to w przypadku Xiaomi, brak NFC. Nad tą kwestią nie ma sensu dłużej się rozpisywać – w 2019 roku w smartfonach kosztujących na start więcej niż 1000 złotych to absolutny standard. Drugi to nietypowy ekran, ponieważ do przekątnej 6,01 cala dobrano rozdzielczość zaledwie… HD+. Moim zdaniem producent powinien, mimo wszystko, pokusić się o matrycę Full HD+.
Samo rozpakowanie nie pozostawia właściwie żadnych większych emocji – telefon, szybka (ale nie najszybsza) ładowarka, kabel USB-C, silikonowe etui i krótka dokumentacja – słowem, standard od Xiaomi.
Pozytywne emocje wzbudza za to telefon. Obudowa została wyprofilowana tak, by przyjemnie leżała w dłoni. Przód wypełniono ekranem stosunkowo szczelnie, zachowując charakterystyczną łezkę na przedni aparat. Z tyłu znalazło się miejsce dla modułu fotograficznego oraz dyskretnie nadrukowanego logotypu producenta. W obudowie nie ma skanera linii papilarnych – ten został umieszczony pod ekranem. Prawa krawędź to miejsce montażu włącznika oraz przycisków służących do regulacji głośności – te pracują bardzo dobrze, z wyczuwalnym klikiem. Z lewej strony znalazło się miejsce dla szufladki na karty SIM. Na dolnej krawędzi znajdziemy gniazdo USB-C, głośnik oraz mikrofon. Nieco ciekawiej dzieje po przeciwległej stronie. Tam producent ulokował wyjście audio, port podczerwieni oraz dodatkowy mikrofon do aktywnej redukcji szumów otoczenia. Można by rzec, że mamy komplet. Znalazło się również miejsce dla diody powiadomień. Ta jest bardzo mała i wyłącznie biała, ale lepsza taka, niż żadna, zwłaszcza, że nie ma tu trybu AoD.
Przyszła pora na uruchomienie nowego smartfonu. Jak w przypadku wszystkich urządzeń z programu Android One, użytkownika wita proste menu konfiguracji, z poziomu którego można połączyć telefon z kontem Google, pobrać kopię zapasową danych czy przenieść je z innego telefonu wyposażonego w system Android lub iOS. Całość zorganizowano w sposób intuicyjny, dlatego dostosowanie nowego urządzenia do swoich potrzeb nie zajmie wiele czasu.
Xiaomi Mi A3 pracuje pod kontrolą czystego Androida w wersji 9.0 Pie, dlatego tuż po uruchomieniu interfejs telefonu prezentuje się ubogo. Znajdziemy szereg aplikacji od Google, program do obsługi aparatu autorstwa Xiaomi i to właściwie wszystko. Sam launcher jest spójny i minimalistyczny, co tym bardziej potęguje wrażenie, jakby w telefonie czegoś brakowało. Odczują to zwłaszcza osoby przesiadające się z Samsungów, Huawei, iPhone’ów czy Xiaomi z zainstalowanym MIUI. Wszystko to prezentuje się na wyświetlaczu, który jest najbardziej kontrowersyjnym elementem trzeciej generacji Mi A. Oferuje bowiem stosunkowo niewielkie zagęszczenie pikseli na cal.
Ekran AMOLED HD+. Dlaczego?
Zastosowana w Xiaomi Mi A3 matryca została wykonana w technologii Super AMOLED. Jej przekątna wynosi 6,01 cala, a rozdzielczość to zaledwie HD+. Tytułem przypomnienia, ekran o tej rozdzielczości zadebiutował… 7 lat temu, w Samsungu Galaxy S3. Prawdę powiedziawszy, tak właśnie wygląda w codziennym użytku. Osoby przyzwyczajone do ekranów Full HD bez problemu dostrzegą zniekształcone krawędzie kształtów i delikatnie mniej wyraźne litery. Do tego kolory niczym z pierwszych generacji galaktyk od Samsunga – dziś już mocno trącące myszką, zwłaszcza biel. W praktyce zastosowany ekran negatywnie wpływa na komfort korzystania z urządzenia, zwłaszcza w trybie nocnym, gdzie kolory prezentują się szczególnie nieprzyjemnie w porównaniu do współczesnych konstrukcji. Dużo lepszym wyjściem byłoby zastosowanie ekranu IPS, ale o wyższej rozdzielczości, jednak to uniemożliwiłoby instalację skanera linii papilarnych pod ekranem. Takie rozwiązanie jest obecnie bardzo modne i najprawdopodobniej właśnie dlatego Xiaomi sięgnęło po tak archaiczną matrycę. Postanowiono zamontować zintegrowany z ekranem czytnik odcisków palców, nie podnosząc przy tym znacząco kosztów produkcji urządzenia. Co ciekawe, bródka urządzenia jest na tyle szeroka, że bez problemu znalazłoby się w niej miejsce dla fizycznego skanera linii papilarnych, podobnie jak ma to miejsce w Huawei P20 Pro, jednak takie rozwiązanie już jest nieco passe, na co zapewne zwrócił uwagę dział marketingu.
Ważną kwestią jest też to, że w Mi A3 Xiaomi zrobiło krok wstecz – w poprzedniej generacji modelu, Mi A2, ekran miał rozdzielczość Full HD+. Dla jasności, taki zabieg w żadnym wypadku nie skreśla Mi A3 jako całości. Z biegiem czasu wyświetlacz przestaje irytować, podobno do wszystkiego można się przyzwyczaić…
Czysty Android – wada czy zaleta?
Stosowanie czystego Androida w sprzętach ze średniej póki cenowej to obecnie kontrowersyjny zabieg. Ma niekwestionowaną zaletę w postaci gwarancji aktualizacji oprogramowania przez 2 lata od momentu prezentacji urządzenia oraz otrzymywania poprawek bezpieczeństwa przez co najmniej kolejny rok. Czy jednak, poza wąską grupą entuzjastów, ktoś to odczuje? Obawiam się, że nie. Z pewnością odczuje za to, ile więcej czasu musi poświęcić na instalację dodatkowego oprogramowania ze Sklepu Play. Dodatkowo interfejs czystego Androida, w starciu z Samsung One UI, Huawei EMUI czy Samsung MIUI prezentuje się… niezbyt ciekawie. Osobiście nie uznawałbym braku aplikacji od producenta za zaletę. Ono ma swoją cenę, a skoro dostępne jest u konkurencji w tych samych pieniądzach, dlaczego z niego nie skorzystać?
Niemal od początku istnienia systemu Android panowało przekonanie, że system pozbawiony nakładki producenta działa szybciej. Pixele od Google nieco umocniły tą opinię, jednak nie można zapominać, że Pixele to flagowce, a tu mamy średniaka, w dodatku z tych tańszych. OnePlus czy samo Xiaomi, udowodnili nie raz, że nakładka producenta może działać szybciej od produktu prosto od Google, oferując przy tym sporo dodatkowych opcji. Szybkość działania nie może więc być argumentem w starciu z, chociażby, Redmi Note 7. W dodatku wydaje się, że Mi A3 ma jakieś problemy z optymalizacją. Dysponująca podobnymi parametrami sprzętowymi i również czystym Androidem Motorola One Vision potrafi pracować stabilniej.
Android 9.0 Pie w całej okazałości – z jednej strony dyskretna elegancja, z drugiej – nic specjalnego
Oprogramowania urządzenia nie jestem w jednoznaczny sposób określić ani jako wada, ani zaleta. To jego kolejna cecha.
Sam system nie wymaga dalszego omówienia, nie znajdziemy tu właściwie żadnych ciekawostek. Warto jednak wspomnieć o samym skanerze odcisków palców, który działa po prostu dobrze. Zauważalnie wolniej od konkurencji wyposażonej w czujniki na obudowie, zauważalnie mniej precyzyjnie od Xiaomi Mi 9 czy OnePlusa 7 Pro, jednak w dalszym ciągu daje akceptowalne rezultaty, zwłaszcza w połączeniu ze skanerem twarzy, który nie jest najbardziej bezpieczny, za to wyjątkowo szybki.
Wyniki osiągane przez Xiaomi Mi A3 w benchmarkach nie pozostawiają żadnych wątpliwości – jak na średniaka przystało, jest średnio.
Możliwości fotograficzne
Co najmniej solidny moduł fotograficzny to obecnie absolutne minimum. Testowany egzemplarz został wyposażony w trzy obiektywy na pleckach: główny, szerokokątny i pomocniczy. Obiektyw szerokokątny to bardzo przydatny dodatek, jednak tutaj warto z niego korzystać właściwie tylko w dobrych warunkach oświetleniowych. Obiektyw główny pozwala uzyskać zadowalającej jakości zdjęcia w dobrych warunkach oświetleniowych, w trudniejszych poziom spada do akceptowalnego.
Jak na niecałe 900 złotych aparat pracuje naprawdę bardzo dobrze. Szkoda tylko, że producent z uporem maniaka rozpowszechnia bajkę o 48 megapikselach. Matryca aparatu dostosowana jest do pracy w trybie składania obrazu z czterech pikseli w jeden, a zatem obraz wynikowy ma 12 megapikseli. Dopiero w postprodukcji następuje interpolacja do wyższej rozdzielczości.
W praktyce nie ma sobie czym zawracać głowy. Jest solidne 12 megapikseli i to wystarczy w zupełności. Głównemu modułowi towarzyszy pomocny w wykrywaniu głębi oraz zapewniający szerszy kąt rejestrowanego obrazu.
O działaniu tego pierwszego można się przekonać próbując zrobić zdjęcia portretowe. Nie da się jednak ukryć, że do poziomu znanego z Samsungów czy Huawei, rozwiązaniu Xiaomi jest dalej niż można przypuszczać z samej specyfikacji. Do pracy szerokiego kąta nie mogę mieć zastrzeżeń zwłaszcza, że używa się go przede wszystkim do zdjęć panoramicznych oraz tych, gdzie stoimy zbyt blisko fotografowanej sceny, a chcielibyśmy, by w kadrze znalazło się jej jak najwięcej. Cieszy, że możliwość zmiany perspektywy znalazła się w urządzeniu z tej półki cenowej.
Audio – powrót jacka
Xiaomi, po nieobecności w modelu Mi A2, zdecydowało się na przywrócenie jacka do tej linii produktów. Moim zdaniem to świetna decyzja – wielu osobom w dalszym ciągu jest on potrzebny. Sam jestem posiadaczem samochodu z 2010 roku, w którym Bluetooth potrafi jedynie przekazywać głos podczas rozmowy, muzyka to dla niego czarna magia. Dzięki wyjściu jack mogę telefon podłączyć do systemu audio pojazdu i cieszyć się ulubioną muzyką bez blokowania portu USB-C, który podczas jazdy z reguły dba o to, by urządzeniu nie brakło energii do pracy z Mapami Google czy Yanosikiem. Co do jakości na wyjściu – jest po prostu poprawnie, a dla większości słuchawek dedykowanych smartfonom w zupełności wystarczająco.
Łączność bezprzewodowa Bluetooth korzysta z kodeka aptX, dzięki czemu podłączone słuchawki lub głośniki odbierają dane o niższej kompresji, niż gdyby tego kodeka nie było, co zauważalnie wpływa na jakość dźwięku.
Łączność, bateria, wydajność
Nie rozumiem również kolejnego istotnego braku, jakim jest brak NFC. Wyposażając telefon w czystego Androida i używając brandu Xiaomi, zamiast typowego w tej półce cenowej Redmi, producent sam wytrąca sobie z ręki argumenty na swoją obronę, że to przecież urządzenie dedykowane typowo na rynek chiński. Dla mnie brak możliwości zapłacenia telefonem w sklepie w 2019 roku jest nieakceptowalny i jako recenzent będę konsekwentnie odejmował za to punkty wszystkim smartfonom kosztującym więcej niż 600 złotych. Drogie Xiaomi, skoro Honor czy Motorola mogą, to tak potężna firma jak wy, nie możecie zadbać o konsumenta spoza Chin?
W kwestii pozostałych parametrów łączności nie mam nic do zarzucenia. Jakość rozmów jest w pełni akceptowalna, na stabilność WiFi i Bluetooth również nie narzekałem. Szkoda, że, jak to w czystym Androidzie bywa, regulacja głośności odgłosów interfejsu telefonu odbywa się przy pomocy tego samego paska co głośności dzwonka. Bardzo niepraktyczne rozwiązanie. Niestety, takich koszmarków z szeroko pojętego UX znajdziemy tu więcej. Z pewnością to jeden z argumentów, dla których warto rozważyć zakup Redmi Note 7, uzbrojonego w nakładkę MIUI.
Pojemność baterii przekracza 4000 mAh, co w połączeniu z niską rozdzielczością ekranu pozwala na długi czas pracy na baterii. Urządzenie bez większych problemów wytrzyma od rana do wieczora, nawet gdy będzie intensywnie eksploatowane. W przypadku mniej wymagających użytkowników, czy traktowania jako drugi smartfon, sięganie po ładowarkę raz na dwa albo nawet trzy dni jest jak najbardziej realne.
W zestawie producent dołącza ładowarkę o standardowej mocy 10 W. Jak na tak dużą baterię – moim zdaniem za mało. Jej pełne ładowanie zajmuje bowiem około 3 godzin. Jako, że urządzenie posiada wsparcie dla technologii Qualcomm Quick Charge 3.0, czas ten można skrócić niemalże dwukrotnie. Ładowarka wspierająca QC 3.0 pozwoli również na naładowanie telefonu do poziomu 45% w 30 minut.
Na sam koniec zostawiłem kwestię wydajności. Interfejs bez nakładki producenta powinien sprawiać, przynajmniej w teorii, że urządzenie będzie pracować szybciej niż te wyposażone w pamięciożerne launchery. Tutaj tego efektu po prostu nie znajdziemy. Użytkując ten telefon miałem nieodparte wrażenie, że Xiaomi nie poświęciło zbyt wiele zasobów na to, by zadbać o jego optymalizację. Jako że mam do dyspozycji poprzednika – Mi A2 – porównałem komfort pracy obu urządzeń. Dało się odczuć, że poprzednik momentami pracuje po prostu szybciej. Bohatera testu porównałem również do konkurencyjnej Motoroli One Vision i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że podczas optymalizacji wydarzyło się coś niedobrego. Swój wrodzony ascetyzm brak nakładki producenta powinien rekompensować szybszym działaniem. Tutaj nie rekompensuje, czy więc jest sens kupowania tego telefonu?
Podsumowanie
Będę brutalnie szczery – dla ogromnej większości – nie ma. Klienci szukający urządzenia kosztującego około 1000 złotych, które wyróżnia się w swojej półce cenowej, powinni sięgnąć po starszego brata Mi A3 – Redmi Note 7. Jeśli wyznacznikiem jest sam czysty Android – ubiegłoroczny Mi A2 będzie równie dobrym, jeśli nie lepszym wyborem.
Przypuszczam, że osoby odpowiedzialne za rynkowy sukces Xiaomi Mi A3 niemal każdej nocy mają te same koszmary, w których widzą… Motorolę One Vision. Jest to bowiem telefon o porównywalnej cenie, który w wygodzie użytkowania znacząco przewyższa Mi A3. W dodatku również ma czystego Androida, tyle, że znacznie lepiej dopracowanego.
Podsumowując, Xiaomi Mi A3 to poprawny telefon, którego szansę na sukces skutecznie przekreśliło samo Xiaomi, wyposażając go w najtańszy z możliwych ekranów AMOLED, byle tylko czytnik w ekranie mógł pracować oraz ustalając cenę początkową na zaporowym poziomie. Dodatkowo, tegoroczna konkurencja jest po prostu lepsza.