Microsoft rozpoczął działalność w 1975 roku, kiedy to 20-letni Bill Gates wraz z Paulem Allenem postanowili sprzedawać interpreter języka BASIC. Jednak prawdziwy rozkwit firmy rozpoczął się wraz z sukcesem sprzedażowym systemu operacyjnego MS-DOS. Był to rok 1982. Apple, założone w 1976 roku przez Steve’a Woźniaka, Steve’a Jobsa i Ronalda Wayne’a, rozpoczęło od sprzedaży komputera o nazwie Apple I, a ich pierwszym szeroko rozpoznawalnym produktem był Macintosh (1984 r.). Google… ma dopiero 15 lat. Żeby osadzić to w naszych realiach, wystarczy wspomnieć, że powstało pod koniec pierwszej prezydenckiej kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak ludzie żyli wcześniej bez tego?! Jak wygrywali wybory? Jak odrabiali lekcje? Jak czytali recenzje filmów? Jak znajdywali informacje o ciekawostkach technologicznych?
Dziś trudno sobie wyobrazić Internet (a może nawet świat) bez tego, czym jest Google obecnie, a wyszukiwarka stworzona w 1998 roku przez dwóch doktorantów Uniwersytetu Stanforda, Amerykanina Larry’ego Page’a i Rosjanina Siergieja Brina zmieniła nie tylko sposób wyszukiwania treści w sieci, ale w ciągu kilku lat wpłynęła na styl życia i zachowanie setek milionów, a może nawet miliardów ludzi. Założony przez Jeffa Bezosa w 1994 r. Amazon, był z początku jedynie księgarnią internetową, a pierwsza książka została sprzedana za jego pośrednictwem dopiero rok później. Początki Samsunga sięgają końcówki lat trzydziestych ubiegłego wieku, ale prawdziwą międzynarodową renomę firma zdobyła na pod koniec lat 80-tych, sprzedając podzespoły elektroniczne i elektronikę użytkową (RTV, AGD, …). W drugiej dekadzie XXI wieku, gdy słyszymy Microsoft, myślimy Windows. Apple kojarzone jest głównie z iPhonem, Google z wyszukiwarką internetową, Amazon z największym na świecie sklepem internetowym, a Samsung z linią urządzeń Galaxy. Tak myśli przeciętny użytkownik, ale na czym tak naprawdę zarabiają te firmy w 2014 roku? I jaki to ma związek z tabletowo.pl?
Co się opłaca
Apple wciąż stawia na zyski ze sprzedaży sprzętu. Zmarginalizowały się zyski ze sprzedaży komputerów Mac (obecnie ok. 13%), ale niesamowity sukces iPhone’a, który składa się na 55% dochodów całej firmy pokazał, że wciąż da się zarabiać w oparciu o ten niezmieniony model biznesowy. Microsoft słusznie kojarzony jest wciąż głównie z wytwarzaniem oprogramowania, jednak w przeciwieństwie do Apple’a, zarabia głównie na klientach biznesowych, a nie indywidualnych. 61% dochodów firmy pochodzi ze sprzedaży licencji dużym, średnim i małym przedsiębiorcom, a jedynie 20% to zyski od sprzedaży produktów i usług klientom indywidualnym. Amazon, mimo sprzedaży usług w chmurze, urządzeń mobilnych i czytników, wciąż najwięcej zarabia na sprzedaży produktów we własnym sklepie internetowym (ok. 60% dochodu).
Google, jak łatwo się domyślić, zarabia na reklamach, ale zaskakujące może być to, że reklamy stanowią ponad 90% całego dochodu firmy. Samsung jest ogromną korporacją sprzedającą tysiące najróżniejszych produktów i usług, tym bardziej może dziwić fakt, że ponad 50% dochodów firmy pochodzi ze sprzedaży smartfonów. Kolejne rekordowe kwartały tych firm wskazują, że znalazły one dobre i stabilne sposoby zarabiania pieniędzy, ale czy te modele biznesowe wytrzymają próbę czasu najbliższych lat? W dobie tak szybko zmieniającego się rynku i nowych technologii, nie można pozwolić sobie na stagnację i zbytnie przywiązanie do obecnych rozwiązań. Boleśnie przekonał się o tym Microsoft, który w kilka lat niemal całkowicie oddał rynek smartfonów. Pojawia się też odwieczne pytanie – czy to polityka firm kreuje oczekiwania konsumenta, czy jest zgoła odwrotnie. Może to konsumenci decydują o tym, w którą stronę musi podążać dana firma żeby przetrwać? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.
Przywiązanie do marki – czy to dalej ma znaczenie?
Kupując samochód (szczególnie nowy) wiele osób kieruje się przywiązaniem do marki. Parametry techniczne są oczywiście ważne, ale często sugerujemy się sentymentem czy utartymi opiniami. Toyota niezawodna? Volkswagen solidny? Nie zawsze, ale trudno walczyć z siłą przyzwyczajenia. Podobnie jest na rynku laptopów, zdominowanym przez Windows. Wybierając model często zaczynamy od wyboru firmy. Acer to słabo wykonany złom? Dell to biznesowy, świetnie zaprojektowany laptop? Nie zawsze.
Nie można (a właściwie nie powinno) rozpatrywać się tego w takich kategoriach, ale ile razy zetknęliśmy się z tekstami typu „nie kupuj HP, miałem kiedyś ich laptopa i po miesiącu…”. Takie uogólnienia na temat poszczególnych firm zawsze będą się pojawiać, ale nie należy traktować ich zupełnie serio. Dodatkowo, kiedyś, przy doborze laptopa, nie miało żadnego znaczenia czy używamy Google, Binga, Gmaila, Hotmaila, skoro i tak do wszystkiego dostęp uzyskujemy przez przeglądarkę. Zupełnie inaczej jest na rynku tabletów. Jest to rynek dość nowy, na którym walczą konkurencyjne systemy operacyjne i ekosystemy aplikacji oraz usług. Dzięki temu, że nie ma wyraźnego, jednoznacznego lidera, przy wyborze tabletu pierwszym pytaniem jest zwykle pytanie o preferowany system operacyjny. Jest to niewątpliwie bardzo ważne kryterium wyboru, ale wydaje mi się, że w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy czy kilku lat, może się to zmienić. Znowu będziemy wybierać sprzęt na podstawie producenta? Niekoniecznie…
Już wkrótce najważniejszym parametrem może stać się preferowany ekosystem aplikacji i usług. Używasz często wyszukiwarki Google, Gmaila, Google Drive, G+, Google Calendar, więc jesteś skazany na Androida? Bynajmniej. iPad z iOS na pokładzie zapewnia bardzo dobre wsparcie dla wszystkich tych usług i aplikacji (ekosystemu Google). Jesteś użytkownikiem Binga, OneDrive’a, OneNote’a, Xbox Music, Office 365 czy Skype – jednym słowem wsiąkłeś w ekosystem Microsoftu? Tablet z Windows nie musi być jedynym sensownym wyborem. Urządzenie z Androidem pozwoli na ściągnięcie oficjalnych aplikacji dla wszystkich tych usług. Gorzej jest z używaniem ekosystemu Apple czy Google na urządzeniach z Windowsem, ale być może i ta sytuacja ulegnie poprawie, jeśli firma z Mountain View zacznie wytwarzać swoje aplikacje dla tego systemu – na razie jednak nic na to nie wskazuje.
Firmy zrozumiały jak ważny jest ekosystem usług (poczta email, dysk w chmurze, komunikator, mapy, wypożyczalnia muzyki/wideo, kalendarz, notatki, pakiet biurowy, asystent głosowy, tłumacz, itd…) i starają dostarczać oprogramowanie nie tylko dla własnego, natywnego systemu operacyjnego, ale i dla systemów konkurencyjnych. Wyjątkiem jest jedynie Google, które walcząc z Microsoftem celowo blokuje dostęp do swoich usług użytkownikom dotykowej wersji Windowsa. Samsung zorientował się jak duże znaczenie ma ekosystem i zaczął wprowadzać własne usługi pocztowe, przeglądarkę, asystenta głosowego, kalendarz i wiele innych. A osoby korzystające ze smartfonów tej firmy często nie są ekspertami w dziedzinie doboru aplikacji i korzystają z usług, które dostają w standardzie razem z systemem operacyjnym. Amazon również nie chciał dać się zdominować Googlowi i pomimo tego, że korzysta z Androida na tabletach Kindle Fire, używa własnej nakładki, z własnym sklepem z aplikacjami, bez dostępu do Google Play. Podobną drogą poszła niedawno Nokia, która na telefonach z Androidem chce promować ekosystem Microsoftu. Wojna na ekosystemy rozpoczęła się na dobre.
Na czym w takim razie będzie się zarabiać?
Odpowiedź na to pytanie zależy od tego o którą firmę pytamy. Apple, z uwagi na wysokie marże i wielki wolumin sprzedanych urządzeń, może sobie pozwolić na oparcie modelu biznesowego zyski z hardware’u. O ile iCloud, FaceTime czy inne usługi są popularne wśród użytkowników urządzeń tej firmy, z uwagi na zamkniętą politykę Apple, osoby korzystające z innych systemów operacyjnych nie mają do nich dostępu. Microsoft zorientował się, że nie może opierać swojej konsumenckiej części biznesu jedynie na tracącym udział w rynku Windowsie i Office dla Windows. Od jakiegoś czasu najpopularniejsze usługi i oprogramowanie tej firmy dostępne jest dla konkurencyjnych systemów operacyjnych, a będący w drodze pełny płatny Office dla iOS i Androida w wersji „Touch First” jest tego najlepszym przykładem. Obecne trendy pokazują, że użytkownicy dużo chętniej kupują proste i niedrogie oprogramowanie niż na przykład wielkie pakiety biurowe kosztujące po kilkaset dolarów.
Przyszła polityka biznesowa Microsoftu wydaje się jasna – utrzymać zyski z rozwiązań dla biznesu i dużych firm oraz promować swoje (częściowo płatne) usługi na wszystkich dostępnych platformach dla użytkowników prywatnych – szczególnie do tabletów i smartfonów, które już teraz wspólnie stanowią większy rynek niż rynek komputerów PC. Google nie ma wyboru – zdecydowana większość jego usług jest darmowa, a firma zarabia w przeważającej większości na spersonalizowanych reklamach, dostosowanych do użytkownika dzięki profilowi określanemu na podstawie danych z usług, w których jest on zarejestrowany. Brak dywersyfikacji dochodów jest groźnym zjawiskiem, jednak dominacja, a nawet monopol Google na rynku wyszukiwania sprawia, że model ten wydaje się być bezpieczny – przynajmniej w najbliższych latach. Samsung i Amazon mają stabilne biznesy i źródła dochodów, ale przed nimi jeszcze długa droga, jeśli chodzi o rozbudowę i promowane swoich ekosystemów. Ekosystemów opartych o przetwarzanie w chmurze (Cloud Computing), uczenie maszynowe i eksplorację danych. W tej materii, Google i Microsoft mają niekwestionowaną przewagę – dostęp do miliardów zaindeksowanych stron www wraz z metadanymi i zależnościami między nimi stanowią świetną podstawę do wykorzystania ich do szeroko rozumianej „sztucznej inteligencji”, choćby w postaci asystentów głosowych takich jak Google Now czy mająca zadebiutować wkrótce Cortana. Biedna Siri nie ma wsparcia bezpośrednio w zasobach Apple i musi posiłkować się danymi pobieranymi właśnie z Binga i WolframAlpha. Asystent głosowy zamiast myszki i klawiatury? Przyszłość znana dotąd jedynie ze Star Treka może zawitać do naszych urządzeń szybciej niż myślimy. Ale to temat na osobny duży artykuł…
A jaki to ma związek z tabletami…?
Czytając komentarze, szybko zorientujemy się o co chodzi. Wiele osób ma swój ulubiony tabletowy OS i bardzo niechętnie odnosi się do pozostałych systemów. Każdy wpis przedstawiający któreś z urządzeń czy systemów w pozytywnym świetle budzi mocny i niekiedy niezrozumiały sprzeciw całej rzeszy jego przeciwników. Rynek tabletów i systemów operacyjnych z nimi związanych jest jeszcze bardzo młody i dlatego różnice między nimi są tak wyraźne. „Windows nie ma aplikacji”, „Android muli/zacina się”, „iOS jest zamknięty”… Nawet, jeśli te opinie są mocno na wyrost, na razie jest w nich trochę racji. Każdy z tych systemów ma swoje wady, które niekiedy mocno uwierają jego użytkowników i dają pretekst do krytykowania ich przez przeciwników. Ale czy tak będzie zawsze? Aplikacje z czasem się pojawią, Android będzie coraz bardziej płynny, a iOS najprawdopodobniej będzie zmuszony rozszerzyć swoją funkcjonalność. Z czasem spory dotyczące przewagi jednego OS-a nad drugim stracą na znaczeniu, a granice między systemami będą się zacierać. Tablety będą jedynie interfejsem do szerokiego portfolio usług gigantycznych ekosystemów. A w dobie popularyzacji dostępności Internetu, niewykluczone, że urządzenia te będą zaledwie ekranami dla środowisk i systemów operacyjnych uruchamianych gdzieś na serwerze w chmurze, do których zasobów uzyskuje się zdalny dostęp. Każdy, kto miał do czynienia ze zdalnym pulpitem wie, jak uniwersalne i silne jest to rozwiązanie.
Czy dominacja znaczenia ekosystemów, przetwarzania w chmurze i rozwiązań zdalnych to jedyna możliwa i prawdopodobna droga rozwoju? Na pewno nie. To jedynie moje dywagacje i przypuszczenia na podstawie niepełnej wiedzy o zależnościach rządzących tym rynkiem. Może okazać się, że ponownie decydującego znaczenia nabiorą firmy produkujące sprzęt. Niewykluczone, że w międzyczasie pojawi się jakiś przełom technologiczny dotyczący procesorów, baterii czy komunikacji bezprzewodowej, który na dobre odmieni oblicze świata mobilnego. Na razie jednak wydaje się, że każdy z głównych graczy walczących ze sobą na tym szybko zmieniającym się rynku, inwestuje bardzo wiele we własny ekosystem i wiąże z nim duże nadzieje. Nie tylko z uwagi na rozpoznawalność i powszechność marki, ale głownie ze względu na czysty zysk finansowy – co powinno ucieszyć nie tylko nas, zwykłych użytkowników, ale i udziałowców, którzy często mają znaczny wpływ na politykę firmy.