Winamp był swego czasu jednym z najpopularniejszych odtwarzaczy muzycznych. Nie wytrzymał jednak konkurencji w postaci iTunes, a na rynkach europejskich ugiął się pod własnym ciężarem, gdy twórcy programu chcieli uczynić z niego odtwarzacz „do wszystkiego” i poświęcili płynność działania na rzecz wielozadaniowości. Choć oficjalnie Winamp przestał być wspierany w 2013 roku, to pamięć o nim jest ciągle żywa, czego dowodem jest zapowiedź powstania oficjalnej aplikacji mobilnej.
Radionomy kupiło Winampa (lub to, co z niego zostało) w 2014 roku. Zamierza opracować muzyczną aplikację mobilną, która będzie w jednym miejscu zbierać wszystkie podstawowe sposoby na słuchanie muzyki. Umożliwi odtwarzanie plików zgromadzonych w pamięci urządzenia, w chmurze, przesłuchiwanie podcastów, słuchanie stacji radiowych i playlist ze Spotify i innych usług streamingowych.
Winamp ma na desktopach obecnie około 100 milionów użytkowników miesięcznie. Oficjalna wersja Winampa nosi oznaczenie 5.8 i zawiera niewielki pakiet poprawek, który umożliwia w miarę komfortowe używanie odtwarzacza na systemie Windows 10, ale – rzecz jasna – nie wnosi żadnych nowych funkcji. Po prostu pozwala działać programowi.
Zmartwychwstanie Winampa
Radionomy zapowiada jednak wielki powrót Winampa, który zostanie ogłoszony wraz z premierą programu w wersji 6.0 (na desktopy) oraz zaprezentowaniem jego mobilnej edycji. Jeśli chodzi o komputery, to wojna o nie się skończyła. Prawdziwe zainteresowanie budzą obecnie właściwie tylko odtwarzacze muzyczne na Androida i iOS.
Alexandre Saboundjan, prezes Radionomy obiecuje, że nowy mobilny Winamp będzie mógł łączyć się z naszymi listami na Spotify, biblioteką Google Music, aplikacją do podcastów i tak dalej, umożliwiając słuchanie wszystkiego z poziomu jednej aplikacji mobilnej, bez konieczności przełączania się pomiędzy poszczególnymi usługami. Ciekawe, czy firmie uda się dotrzymać tych obietnic. Byłoby to naprawdę ciekawe doświadczenie, usłyszeć w smartfonowej aplikacji: „Winamp (Winamp). It Really Whips the Llama’s Ass. (beeee!)” :)
źródło: TechCrunch