Sprawa wiceprezesa Samsunga, Lee Jae-yonga, ciągnie się już od długich lat. W 2017 roku został on skazany na 5 lat pozbawienia wolności za łapówkarstwo i defraudację, a teraz wymiar sprawiedliwości powrócił do jego sprawy.
Wiceprezes Samsunga na cienkim lodzie
W 2015 roku dokonano dużej fuzji dwóch oddziałów Samsunga. Żeby zyskać przychylność władz, Lee Jae-yong (lub Jay Y. Lee, idąc za zachodnim zapisem imienia), przekazał nielegalnymi kanałami prawie 40 milionów dolarów osobom zasiadającym w komisjach organów regulacyjnych, których decyzje musiały poprzeć tak dużą operację.
Po wyjściu sprawy na jaw, w 2017 roku Lee Jae-yong został aresztowany. Po roku odzyskał wolność – w sam raz, gdy potrzeba było poczynić ważne kroki w kierunku umocnienia firmy. Wtedy żył jeszcze Lee Kun-hee, sędziwy prezes Samsunga.
Aresztowanie Lee Jae-yonga raz jeszcze
Jak podaje Bloomberg, Sąd Najwyższy Korei Południowej wznowił sprawę w 2019 roku, unieważniając pierwotny werdykt. 52-letni Lee został oskarżony między innymi o oferowanie korzyści majątkowych byłemu prezydentowi kraju w celu zdobycia jego formalnej sukcesji w korporacji. Prokuratura domagała się 20 lat pozbawienia wolności. Lee Jae-yong nie spotka jednak taki los – na razie spędzi za kratkami 30 miesięcy. Jeśli wliczyć w to czas już spędzony w areszcie, z wyroku pozostanie my półtora roku.
Obecnie Samsung stara się wykorzystać osłabienie Huawei na rynku globalnym. W tym celu koreańska firma planuje zainwestować ponad 100 miliardów dolarów w produkcję nowych procesorów, wyświetlaczy OLED i modemów 5G. Celem jest nie tylko zarobienie na słabości Huawei, ale także nawiązanie walki z TSMC i umocnienie swojej pozycji na rynku składanych smartfonów.
Nie wiadomo, na ile istotnym elementem tego planu jest Lee Jae-yong. Wiadomo jednak, że zza krat trudno będzie mu sterować ogromnym imperium Samsunga. Ktoś będzie musiał przejąć jego rolę, jeśli nadzór nad inwestycjami ma być efektywny.