Nie jest tajemnicą, że większość sprzętów, którymi się otaczamy, zostało wyprodukowanych w Chinach (czy też innym, odległym kraju, gdzie siła robocza jest bardzo tania). Ostatnio jednak dwaj kandydaci na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych – Donald Trump i Bernie Sanders – podnieśli zarzut, że Apple nie wytwarza swoich urządzeń na rodzimym podwórku. Nie jest to jednak prawdą. A przynajmniej nie do końca.
Otóż na przykład Flextronics produkuje Maci Pro w zakładzie w Austin w Teksasie (co kosztuje giganta z Cupertino dodatkowe 100 milionów dolarów). Także wiele komponentów, z których korzystają Kalifornijczycy, jest wytwarzanych przez kontrahentów w Stanach Zjednoczonych (m.in. szkło Gorilla Glass, pochodzące z fabryki w stanie Kentucky).
Zarzuty, podnoszone przez Donalda Trumpa i Berniego Sandersa, wiążą się z podejrzeniami, że Apple unika płacenia podatków w Stanach Zjednoczonych. Przeniesienie całej produkcji (czego chce pierwszy) lub jej znacznej części (za czym optuje drugi z wyżej wymienionych) miałoby sprawić, że do budżetu wpływałoby o wiele więcej gotówki z tytułu należnych podatków.
Co ciekawe, Tim Cook już w grudniu (przy okazji udzielania wywiadu Charliemu Rose’owi) wyjaśnił, dlaczego większa część urządzeń wytwarzana jest w Chinach. Otóż jego zdaniem, tamtejsi pracownicy należą do najlepiej wyszkolonych i najbardziej zręcznych na świecie. W Stanach Zjednoczonych nie ma aż tylu specjalistów. Zastosował też ciekawe porównanie:
Gdyby zebrać wszystkich z USA, zmieściliby się oni w pokoju, w którym aktualnie siedzimy. W Chinach potrzebne by było do tego przynajmniej kilka boisk piłkarskich.
CEO powiedział również podczas tego wywiadu, że Apple nie unika płacenia podatków i reguluje wszystkie należne państwu. Natomiast zarzuty o wymigiwaniu się od nich nazywa – delikatnie mówiąc – grą polityczną i zapewnia, że nie ma w nich ani krzty prawdy.
Źródło: MacRumors