Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi testować bieżnię. Jako że jestem otwarta na nowe doświadczenia, a i sprzęt tego typu idzie z duchem czasu, okazuje się, że bieżnia może tematycznie pasować do profilu działalności Tabletowo. Testowany model, WalkingPad R1 Pro, łączy się ze smartfonem i pozwala eksportować treningi do Google Fit. Zainteresowani? To super, bo mam dla Was rabat!
Krótka historia mojego braku aktywności
Jakiś czas po tym, jak dotarła do mnie bieżnia, napisałam o tym na naszym profilu na Instagramie. Zainteresowanie było naprawdę spore, co mnie bardzo cieszy – w dobie pandemii i zamkniętych siłowni, sporo z nas decyduje się na uprawianie sportu w swoich czterech ścianach, co jest świetną alternatywą dla osób, które nie mają warunków, by biegać w okolicy swojego miejsca zamieszkania lub nie lubią biegać w deszczu ;).
Na przełomie 2019 i 2020 roku zapisaliśmy się z moim narzeczonym na siłownię. Chodziliśmy regularnie przez kilka długich tygodni, zaczęliśmy zauważać pierwsze solidnie widoczne efekty zarówno wizualne, jak i w lepszym samopoczuciu czy, wreszcie, w liczbie pokazywanej rano przez wagę. Niestety, jak doskonale wiecie, siłownie zostały zamknięte, w efekcie czego… porzuciliśmy aktywność fizyczną.
Tak, chcę przez to powiedzieć, że przez ostatni rok właściwie się nie ruszaliśmy – poza oczywiście jakimiś okazjonalnymi spacerami i wyjściem do sklepu. Samoizolacja, brak spotkań, zamknięcie w domu nie sprzyjały w przekonaniu się do tego, że jednak warto się ruszyć (mimo kupionego Ring Fita…). Czasem jednak potrzebny jest bodziec z zewnątrz. Tym bodżccem, w moim przypadku, było pytanie osoby z geekbuying.pl czy chciałabym przetestować bieżnię.
Nie zastanawiałam się ani chwili. Stwierdziłam, że to świetny pretekst do tego, by wreszcie zacząć o siebie dbać. I żeby zmotywować Kubę, żeby zaczął się ruszać razem ze mną. I wiecie co? Udało się!
Bieżnia, jaka jest, każdy widzi
Nie znam się na bieżniach. Jedyny kontakt z nimi miałam na siłowni, na którą przez kilka miesięcy chodziłam. I to tyle. Nie wiem, na co fachowcy zwracają uwagę podczas wyboru tego typu konstrukcji, ani co jest najbardziej ważne z ich punktu widzenia. To istotne, żebyście mieli punkt odniesienia.
Wydaje mi się jednak, że spojrzenie osoby będącej aktualnie całkowicie z zewnątrz sportowego świata (no, ekhm, kiedyś byłam w środku – kilka lat w kieleckiej drużynie szczypiorniaka między słupkami spędziłam!) może być bardzo ciekawe. Zwłaszcza, że interesują mnie głównie funkcje inteligentne – czyli to, jak rozbudowana jest komunikacja bieżni z telefonem.
Zanim jednak do tego przejdę, kilka słów na temat samego… urządzenia?
Bieżnia czy też mata do chodzenia sama w sobie waży 33 kg, ale wraz z opakowaniem jest jeszcze cięższa – zamyka się w 38 kg. Przychodzi złożona w pół, bo – tak, dobrze się domyślacie – można ją składać, dzięki czemu jest łatwiejsza w przechowywaniu, bo sama w sobie nie jest mała, ale zdecydowanie mniejsza niż zaawansowane maszyny na siłowni. Jej transportowanie ułatwiają zastosowane niewielkie kółka – tak, bardzo niewielkie.
WalkingPad R1 Pro ma wymiary 150 x 72 x 90 cm, a po złożeniu robi się z tego 98 x 72 x 15,5 cm – widać ogromną różnicę i warto z tego korzystać. Bieżnię można przechowywać pod łóżkiem czy stołem (jak w moim przypadku), a po złożeniu w pół – pionowo – między szafą a ścianą czy w innych większych lukach, które znajdują się w zaciszu naszego mieszkania.
Tryby pracy i podstawy treningu
Bieżnia składa się z antypoślizgowego pasa do biegania, wykonanego z warstwy tworzywa EVA, o powierzchni 120×44 cm, otaczającej go aluminiowej obudowy – na której znajdziemy mały ekran LED-owy, wyświetlający najważniejsze informacje – oraz poręczy, która, wbrew pozorom, ma sporo zastosowań. Pierwsze i chyba najważniejsze to definiowanie trybu, w którym działa bieżnia. Gdy poręcz leży na podłodze, bieżnia jest w trybie chodzenia i pozwala na rozwinięcie prędkości maksymalnie 5 km/h.
Wtedy też działa automatycznie – możemy nią sterować pozycją własnego ciała. Gdy znajdujemy się w części bieżni przy poręczy – rozpoczyna trening, a gdy zbliżamy się do końca pasa – zatrzymuje go.
Gdy poręcz jest rozłożona, bieżnia przechodzi w tryb biegania, w którym prędkość maksymalna to 10 km/h (stąd też trudno nazwać ją pełnoprawną bieżnią – to w końcu dla bardziej zaawansowanych użytkowników zbyt niska prędkość do biegania).
Prędkość można regulować od 0,5 km/h do 10 km/h co 0,5 km/h, za pomocą dołączonego do zestawu pilota zdalnego sterowania, który działa nieźle, aczkolwiek czasem zdarzy się potrzeba wciśnięcia guzika drugi raz, bo za pierwszym nie załapie.
Co ważne, w zestawie jest również linka zatrzymująca bieżnię w razie wypadku – po wypięciu z poręczy automatycznie przerywa trening i wyłącza pas do biegania.
W poręczy, co istotne, znajdziemy uchwyt na telefon lub tablet. Urządzenie wsuwamy w podłużny i relatywnie głęboki uchwyt wyściełany gumą – podczas treningów oglądałam nowy serial i nie zdarzyło się, bym miała jakiekolwiek wątpliwości, że telefon zaraz wyskoczy z tego miejsca.
Gorzej z tabletem – choć bez problemu mieści się w uchwycie, to jednak miejsce styku z urządzeniem jest dość niewielkie względem jego powierzchni, dlatego raczej podchodzę do tego z dystansem. Zwłaszcza, że jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to byłaby to stabilność poręczy – maksymalnie zakręcona potrafi się delikatnie gibać, przez co obawy o większy sprzęt umieszczony w uchwycie zdają się być uzasadnione. Dodatkowo, przy wyższych prędkościach, pojawiają się drgania.
Co z hałasem? Na ile jest stabilna? Bieżnia WalkingPad R1 Pro w praktyce
Producent informuje, że bezszczotkowy silnik, będący zintegrowany z taśmą, redukuje hałas. A jak jest w praktyce?
Uruchomienie bieżni, a może raczej samego pasa, generuje charakterystyczny dźwięk przesuwanej mechanicznie maty. Faktycznie nie jest przesadnie głośny – powiedziałabym nawet, że spodziewałam się większego hałasu. Niestety, o ile samo urządzenie w sobie głośne nie jest, tak większy hałas generuje użytkownik biegnący po bieżni – cykliczne stąpanie po pasie jest głośne na tyle, że osoba śpiąca pokój obok mogłaby mieć podstawy do irytowania się na nas za uprawianie sportu o nieodpowiedniej godzinie.
Z moich pomiarów wynika, że chodząc z prędkością 5 km/h, generowany hałas jest na poziomie 58,9 dB, natomiast biegnąć z maksymalną prędkością – 66,8 dB. Bez użytkownika na pasie bieżnia nie chce zbyt długo działać, ale krótki pomiar wykazał przy 5 km/h głośność na poziomie 54 dB.
Producent zaleca korzystanie z bieżni osobom ważącym do 110 kg. Ja ważę sporo mniej, ale za to mój Kuba niestety nieco przekracza zalecany ciężar maksymalny. Pomimo to postanowiliśmy sprawdzić, jak WalkingPad R1 Pro będzie z nim współpracował. I powiem Wam, że robi to doskonale – nie ma żadnego problemu z utrzymaniem go na pasie, nie wywala żadnego błędu, że użytkownik jest za ciężki, etc.
Jeśli chodzi o samą stabilność bieżni, nie mam jej nic do zarzucenia. Porządnie trzyma się podłoża, co zawdzięcza zarówno swojej solidnej wadze, jak i czterem gumowym nogom antypoślizgowym. Podczas biegania nie ma szans, by urządzenie się przesunęło – a przynajmniej ani mi, ani Kubie, taka sytuacja się nie przydarzyła.
Zastanawiam się też jak po dłuższym czasie użytkowania będzie wyglądała mata. Aktualnie, po dwóch tygodniach i kilkudziesięciu przebytych na niej kilometrach, widać już ślady użytkowania. Nie jestem w stanie jednak stwierdzić, na jak długo producent określa żywotność tejże.
Samo składanie bieżni do trudnych nie należy, choć wymaga użycia dużej dawki siły – stawia spory opór, więc bez tego ani rusz. Trzeba się też przyzwyczaić do tego, że niektóre elementy podczas składania poskrzypują – choć raczej nie ma to najmniejszego znaczenia z punktu widzenia użytkowego.
Integracja ze smartfonem
Przechodzimy do tej części recenzji, która najprawdopodobniej dla wielu z Was będzie najbardziej istotna. O co chodzi z tym połączeniem bieżni z telefonem? Po co? Co dzięki temu zyskujemy?
Aby połączyć bieżnię z telefonem, musimy pobrać aplikację KS Fit – kod QR do pobrania programu znajduje się w krótkiej instrukcji, jaką otrzymujemy w pudełku z urządzeniem. W aplikacji tworzymy swoje konto, logujemy się, a następnie dodajemy bieżnię do swojego konta. Całość trwa kilka minut. No dobrze, a po co to wszystko?
Przede wszystkim – podczas trwania treningu na ekranie telefonu mamy podgląd wszystkich parametrów. Jestem jednak przekonana, że nie będziecie z tego korzystać – ekran wbudowany w bieżnię jest czytelny i przyjazny dla użytkownika. Wyświetla czas trwania treningu, ustawioną prędkość i przebiegnięty dystans. W aplikacji tych danych mamy nieco więcej – tempo, etc., ale nie sądzę, by komukolwiek było to potrzebne, zwłaszcza, że raczej wszyscy wolą oglądać serial na Netfliksie czy słuchać ulubionej playlisty bardziej, niż wpatrywać się w statystyki biegu na smartfonie, który znajduje się przed nami w uchwycie.
Ale druga, ważniejsza z mojego punktu widzenia kwestia, to możliwość zsynchronizowania przeprowadzanych treningów i dostęp do ich archiwum z poziomu aplikacji. Co ważne, dane można eksportować do Google Fit, czyli – jakby nie było – bardziej rozbudowanego narzędzia.
W domyślnej aplikacji nie ma bowiem żadnych wykresów, popularnego zamykania okręgów, i tak dalej. Są jedynie podane suche informacje na temat treningów – i tyle. Dla wielu osób może się to okazać niewystarczające.
Czego mi brakuje? Z racji tego, że bieżni korzystają u mnie w gospodarstwie domowym stale dwie osoby (a spodziewam się, że w przypadku wielu rodzin mogą to być trzy i więcej), zdecydowanie chciałabym zobaczyć możliwość stworzenia z poziomu jednej aplikacji profili kilku użytkowników i przypisywania treningów do konkretnej osoby. Aktualnie widzę wszystkie treningi, jakie odbyły się na WalkPad R1 Pro i te, które są Kuby, muszę ręcznie usuwać (on trenuje z Galaxy Watchem Active 2 i tam w Samsung Health ma całą historię treningów).
Ewentualnie tę kwestię można by było rozwiązać możliwością parowania bieżni z kilkoma telefonami i przypisywania wyników w zależności od wagi użytkownika, która by była automatycznie wykrywana (choć nie wiem czy to technicznie możliwe w przypadku tego konkretnego modelu).
A jeszcze co do samej aplikacji, początkowo wywinęła mi mały numer, czym nieco zraziła mnie do siebie. Z racji na powyższe ograniczenia, Kuba chciał sparować swój telefon z bieżnią. Żeby to zrobić, odinstalowałam aplikację ze swojego telefonu, po czym później zainstalowałam i zalogowałam się na swoje dane. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie ma tam zapisanego mojego pierwszego (i – na tamten moment – jedynego) treningu. Na szczęście okazało się, że był to wyłącznie wypadek przy pracy i pozostałe treningi już normalnie synchronizują się na koncie w aplikacji KS Fit.
Podsumowując
Przed rozpoczęciem testów WalkingPad R1 Pro byłam entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu i, nie ukrywam, nie przeszło mi to przez cały czas testów. Przebiegłam na tej bieżni przez ostatnie dwa tygodnie sporo kilometrów, do tego Kuba podbił statystyki o swoje.
Kompletnie nie znam się na bieżniach ani matach do chodzenia, ale wiem jedno – WalkingPad R1 Pro zdecydowanie spełnia swoje zadanie i robi to doskonale. Nieco gorzej jest z funkcjonalnością dedykowanej jej aplikacji, ale problem można rozwikłać eksportując dane do Google Fit czy korzystając dodatkowo z akcesoriów ubieralnych. Wiem też, że nie dla każdego maksymalna prędkość 10 km/h okaże się wystarczająca.
Jeśli myślicie nad kupnem bieżni, która potrafi łączyć się ze smartfonem, i macie na ten cel przyszykowane ok. 2400 złotych, WalkingPad Pro R1 okaże się trafionym wyborem. Nie wiem czy najlepszym, ale przeze mnie zdecydowanie sprawdzonym.
A ode mnie macie jeszcze rabat na ten sprzęt. Kupując go w sklepie geekbuying.pl, zaoszczędzicie 60 złotych względem aktualnej ceny, która wynosi 2369 złotych. Wystarczy, że skorzystacie z kodu: 7Q626SG4