Od piątku sieć aż huczy o eksplozji tabletu Apple w australijskim salonie Vodafone. Największą uwagę skupia się wokół faktu, że wybuch był na tyle poważny, że sklep musiał zostać zamknięty, a znajdujący się w nim ludzie, zarówno personel, jak i klienci, zostali ewakuowani. Nikomu nic się jednak, na szczęście, nie stało.
W salonie Vodafone w stolicy Australii, Canberra, miał miejsce nieciekawy incydent – doszło do eksplozji iPada. Wszyscy, jak jeden mąż, skierowali swe myśli ku iPadowi Air. A my wciąż, do tej pory, nie wiemy czy winowajcą był najnowszy tablet Apple czy któryś z poprzednich (załączone zdjęcie sugeruje drugą opcję, zwęglony szkielet nie przypomina iPada Air).
Wiadomo jedynie, że z demonstracyjnego iPada, a dokładniej z portu służącego do ładowania, zaczęły się wydobywać iskry. Wkrótce po zdarzeniu, do sklepu wypełnionego dymem, wezwana została straż pożarna. I na tym sprawa, póki co, się zakończyła. Oficjalne stanowisko Apple nie jest znane. Podobnie jak przyczyna całego zdarzenia.
Oczywiście w sieci nagromadziły się komentarze hejterów, którzy tylko czekali aż taka sytuacja będzie miała miejsce. Bo przecież sprzęt Apple jest najgorszy, jak go można w ogóle kupować, itp., itd. No dobrze, ale… Sprzęt innych producentów, między innymi Nokii i Samsunga, też eksplodował w przeszłości, więc nie jest to ewenement (kto nie pamięta, niech skorzysta z pomocy wujka Google). Poza tym…
Ile iPadów Apple sprzedało już do tej pory? Prawie dwieście milionów. Ile wybuchło? No właśnie.
Co oczywiście Apple nie usprawiedliwia. Poczekajmy na oficjalne stanowisko firmy i informację, co zawiniło w tej sytuacji.