Unia Europejska ma interesującą propozycję dotyczącą okresu wsparcia serwisowego, jakie mają świadczyć producenci sprzętu elektronicznego. Gwarancja naprawy ma sięgać nawet 10 lat.
Nawet 10 lat naprawiania sprzętu
Komisja Europejska ogłosiła propozycję długoterminowych wymogów naprawczych dla producentów elektroniki. Nie chodzi o wymuszenie określania dłuższych okresów samych gwarancji darmowej naprawy, a czasu, w którym serwisanci nie będą mogli wzruszyć ramionami w sytuacji, gdy przyjdziemy do nich z nieco starszym sprzętem, tłumacząc się brakiem części do wymiany.
O jaki sprzęt mogłoby chodzić? Rozporządzenie wspomina o odkurzaczach, pralko-suszarkach, narzędziach spawalniczych, serwerach i urządzeniach do przechowywania danych. W zależności od typu produktu, firmy byłby zobowiązane dostarczać części przez odmienne ramy czasowe.
Na przykład proponowane przepisy wymagałyby utrzymania możliwości naprawy telewizora przez 7 lat od daty zakupu. W przypadku urządzeń AGD, takich jak pralki i suszarki automatyczne, taki okres miałby trwać nawet 10 lat. UE rozważa jeszcze czas, jaki miałby obowiązywać producentów elektroniki pokroju smartfonów i tabletów. Jako że są to produkty o znacznie krótszym średnim czasie „życia”, można się spodziewać, że nikt nie wyjdzie tu z propozycją gwarancji naprawy przez 10 lat, ale 5 jest już bardzo realne.
Po co takie regulacje?
Komisja Europejska podjęła się stworzenia takiego projektu gwarantowanych napraw z dwóch głównych powodów.
Pierwszym z nich jest chęć zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, zaoszczędzenia zasobów i zmniejszenie generowania odpadów. Wyliczono, że w ciągu 15 lat stosowania się do wyżej określonych zasad, udałoby się uniknąć emisji 18,5 miliona ton gazów cieplarnianych do atmosfery, zaoszczędzić 1,8 miliona ton zasobów i uniknąć wygenerowania 3 milionów ton odpadów.
Drugim powodem są względy ekonomiczne. Konsumenci w Unii Europejskiej, zamiast wydawać pieniądze na nowe urządzenia, mogliby z powodzeniem naprawić starsze, oszczędzając w sumie około 15,6 miliardów euro.
Pobocznie mówi się też o ożywieniu sektora napraw, w którym dzięki takim sztywnym ustaleniom miałby wzrosnąć poziom zatrudnienia. Dowód raczej anegdotyczny.
Komisja jest zdania, że wprowadzenie takich regulacji sprawi, że naprawy staną się bardziej opłacalne niż zakup kolejnych urządzeń, a sami producenci będą przykładać większą wagę do jakości produktów oraz projektowaniu ich z myślą o przyszłym serwisowaniu – a więc nie zalewaniu obudowy toną kleju. Ma to wpłynąć na ustanowienie „europejskiego standardu jakości usług naprawczych” i finalnie – obniżyć też ich ceny.
Oczywiście jest też i druga strona medalu. Potencjalna nadprodukcja, późniejsze magazynowanie i niszczenie części zamiennych może być droższe niż szacuje Unia Europejska. W efekcie, ceny nowych urządzeń mogą jeszcze bardziej wzrosnąć, co przecież już teraz odczuwają kupujący smartfony czy tablety.