Najważniejszy akt Unii Europejskiej dotyczący rynków cyfrowych, Digital Markets Act, ma zostać wdrożony już w przyszłym roku. „Strażnicy dostępu” będą musieli mieć się na baczności. O co chodzi i co to oznacza dla użytkowników internetu?
Unia Europejska i walka z MAGMA
Co się kryje pod ww. akronimem? Pięć amerykańskich firm komputerowych i programistycznych, które „zrewolucjonizowały konsumpcjonizm w internecie” oraz „unikają płacenia podatków, mieszają się do życia prywatnego i niszczą miejsca pracy”. Czasami pada też określenie „Wielka piątka” lub po prostu „Big Tech”. Ta grupa składa się z Microsoftu, Apple, Google, Meta oraz Amazona. I to właśnie w nich głównie wymierzony jest nowy dokument Unii Europejskiej.
Po raz pierwszy o akcie dot. rynków cyfrowych usłyszeliśmy pod koniec 2020 roku. Digital Markets Act (DMA) ma za zadanie zwiększyć konkurencję na rynku europejskim poprzez utrudnienie ogromnym firmom nadużywania ich dominującej pozycji w cyberprzestrzeni, tworząc tym samym miejsce dla mniejszych podmiotów. Kryteria zostania tzw. „strażnikiem dostępu” (ang. gatekeeper), jakie ustala Unia Europejska, są następujące:
- silna pozycja gospodarcza oraz istotny wpływ na rynek wewnętrzny i działania w wielu krajach UE;
- silna pozycja pośrednika – łączenie dużej liczby użytkowników z dużą liczbą przedsiębiorstw;
- ugruntowana i trwała pozycja na rynku – stabilne wyniki na przestrzeni czasu i równocześnie spełnianie dwóch powyższych kryteriów w każdym z ostatnich trzech lat obrotowych.
Dzięki nowym przepisom na strażnikach dostępu będą ciążyć pewne obowiązki, nakazy i zakazy, których będą musieli przestrzegać. Przykłady nakazów: Facebook będzie musiał udostępnić przedsiębiorstwom reklamującym się odpowiednie narzędzia oraz informacje niezbędne reklamodawcom i zleceniodawcom do niezależnej weryfikacji swoich reklam, a Google – umożliwić swoim użytkownikom biznesowym promowanie ich oferty i zawieranie umów z klientami poza platformą strażnika dostępu.
Jeżeli zaś chodzi o zakazy, to strażnicy dostępu nie będą mogli np. uniemożliwiać użytkownikom, którzy się na to zdecydują, odinstalowania jakiegokolwiek preinstalowanego oprogramowania lub aplikacji albo śledzić aktywności użytkowników końcowych poza podstawową usługą platformową strażnika dostępu na potrzeby reklamy ukierunkowanej, bez wyraźnej zgody użytkownika.
Oczywiście Unia Europejska nie może wyłącznie pogrozić palcem w tej sytuacji. Za niestosowanie się do nowego dokumentu przewidywana jest kara w wysokości do 10% rocznego obrotu światowego, która w przypadku powtarzającego się naruszenia może wzrosnąć do 20%. Możliwe będzie też nałożenie okresowej grzywny w wysokości 5% obrotu dziennego. Dedykowana dokumentowi strona wspomina też o dodatkowych środkach zaradczych, które „Będą musiały być proporcjonalne do popełnionego naruszenia. W razie konieczności i w ostateczności można zastosować środki zaradcze o charakterze niefinansowym. Mogą to być środki zaradcze o charakterze behawioralnym lub strukturalnym, np. zbycie (części) przedsiębiorstwa”.
Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. Europy na miarę ery cyfrowej, Margrethe Vestager, ogłosiła na konferencji International Competition Network, że Unia Europejska planuje rozpocząć egzekwowanie aktu o rynkach cyfrowych od wiosny 2023 roku. Dokument wymaga jeszcze zatwierdzenia przez Parlament Europejski oraz Radę co może zostać poddane ostrej krytyce w przyszłości – w końcu jeżeli do czasu wdrożenia aktu w życie dojdzie do poważnych naruszeń, Komisja nie będzie mogła się nimi zająć.