Facebook i Instagram twierdzą, że testują ukrywanie liczby lajków pod postami po to, by walczyć z presją i nękaniem, które czasem towarzyszą aktywności użytkowników tych serwisów. Mhm, jedzie mi tu czołg?
Publikowanie czegoś na Facabooku już dawno przestało mieć związek z faktem, że rzeczywiście chcemy czymś podzielić się ze znajomymi. Oczywiście nie dotyczy to każdego, a być może nawet nie większości, ale często użytkownicy tego serwisu udostępniają swoje statusy, myśląc o konkretnej godzinie czy grupie docelowej – po to, by zebrać jak największą liczbę lajków.
Jeszcze większy nacisk na to kładzie się na Instagramie, gdzie odpowiedni dobór hasztagów decyduje o być albo nie być twojego zdjęcia. Albo raczej – o jego popularności, bo według zbiorowej opinii to liczba łapek w górę decyduje o tym, czy jest ono dobre czy nie.
Facebook i Instagram wciąż znajdują się w ogniu krytyki z powodu potencjalnie szkodliwego wpływu niewłaściwych treści, które raz po raz przedostają się przez algorytmy moderujące publikowane posty oraz podsycanie niekorzystnych nawyków, prowadzących do wzmocnienia lęków czy zwiększenia ryzyka nabawienia się depresji.
Diabeł dokładnie taki straszny, jak go malują
Nie są to tezy wyssane z palca. W 2017 roku brytyjskie Royal Society for Public Health przeprowadziło badanie, z którego wynikło, że spośród dostępnych serwisów społecznościowych, Instagram ma najgorszy wpływ na zdrowie psychiczne młodych ludzi. Pamiętam, że zdziwiłem się wtedy, że to jednak nie Twitter czy Facebook, po czym przypomniałem sobie, że są to platformy dla starych ludzi.
Oczywiście trzeba brać pod uwagę też inne raporty. Przynajmniej jedno badanie wykazało, że ilość czasu spędzanego przez nastolatki w mediach społecznościowych nie jest bezpośrednio związana z wyższym poziomem depresji lub lęku. Inne zaś poparły wniosek, że platformy te mogą nadal pośrednio odbijać się negatywnie na niektórych użytkownikach, wystawiając ich na ryzyko zastraszania czy wpływając na niedosypianie i aktywność fizyczną.
Wilk w owczej skórze
„Nigdy nie zakładaj, że komercyjne firmy społecznościowe dążą do poprawy naszego zdrowia psychicznego”
– Renee Engeln, profesor psychologii, Northwestern University
Ostatnio daje się zauważyć większy poziom „troski” gigantów technologicznych o nasze dobre samopoczucie. Digital wellbeeing, cyfrowa równowaga, czy jakkolwiek to określają – mają pomagać użytkownikom zachować odpowiedni balans między życiem wirtualnym a tym „w realu”. Dlatego w iOS i Androidzie znajdujemy odpowiednie ustawienia, pozwalające nam zorientować się jakim aplikacjom poświęcamy czas, a Instagram i Facebook testują ukrywanie liczby lajków pod postami by zmniejszyć stres i niepokój użytkowników spowodowane zastanawianiem się nad popularnością ich publikacji lub hejtem, zastraszaniem i nękaniem.
Powód tych działań nie jest jednak tak jasny, jak to deklarują firmy. Niektórzy eksperci są sceptyczni, czy dbanie o dobro użytkowników jest podstawową motywacją przedsiębiorstw, którym po prostu zależy na tym, byśmy chętnie wracali do ich aplikacji.
„Może istnieć ogólna tendencja do uznawania dobrego samopoczucia użytkowników”
– Ofir Turel, profesor nadzwyczajny systemów informatycznych i nauk decyzyjnych na California State University w Fullerton
Innymi słowy – giganci technologiczni wolą sprawiać wrażenie, że stoją z użytkownikami po tej samej stronie barykady, podczas gdy w ogóle tak nie jest. Oczywiście nie przekreśla to pozytywnego wpływu, który być może ujawni się, gdy użytkownicy przestaną widzieć liczbę lajków pod postami.
Liczniki lajków zasłoną dymną?
Ta charakterystyczna cecha Facebooka to tylko część układanki. Ani Facebook, ani Instagram nie staną się z miejsca lepszymi miejscami w sieci, gdy liczniki lajków znikną spod opublikowanych treści. Często to sama treść stanowi problem. Słowa Renee Engeln stanowią trzeźwiące przypomnienie, nad którym warto się pochylić:
„Chciałabym myśleć, że te zmiany są wprowadzane, bo serwisom społecznościowym zależy na zdrowiu psychicznym człowieka, ale to nie jest ich zadanie. (…) Dbanie o nas nie leży w ich interesie. Gdyby tak było, nie sprzedawaliby naszych danych.”
źródło: cnet