A miało być tak pięknie – Ubisoft prezentuje dwie dobre gry z rzędu, firma wychodzi na prostą, a gracze cieszą się z solidnych tytułów w abonamencie. Ale francuski wydawca musiał oczywiście po drodze zrobić coś, co nie spodoba się wielu osobom.
Dobry Ubisoft
Gracze lubią niespodzianki, zwłaszcza jeśli te są naprawdę dużego kalibru. Choć październik był miesiącem premiery słabego Assassin’s Creed: Mirage, to złe wrażenie po nim zatarł w grudniu Avatar: Frontiers of Pandora, po którym niemal wszyscy spodziewali się kolejnego przykładu miernej gry na licencji. Tymczasem Maciej ocenił Avatara pozytywnie i daleko jej do gniota niewartego Waszego zainteresowania.
2024 rok zaczął się jeszcze lepiej. Otrzymaliśmy bowiem Prince of Persia: The Lost Crown, w którym niektórzy upatrują nawet pretendenta do tytułu Gry Roku. W najbliższym czasie przed nami jeszcze debiut Skull and Bones. Wkrótce powinniśmy usłyszeć o powędrowaniu gry do tłoczni – lub o kolejnym przesunięciu premiery.
Zły Ubisoft
Oczywiście dobra passa nie mogła trwać zbyt długo. Francuski gigant postanowił zatem pogrzebać co nieco przy własnym programie subskrypcyjnym Ubisoft+ i wyszło mu, że dotychczasowy system nie pasuje do polityki firmy. W ramach przypomnienia: mieliśmy dwie opcje: abonament wyłącznie na komputery za 59,90 złotych miesięcznie, oraz pakiet obejmujący również konsole Xbox One i Series S/X za 69,90 złotych.
Od teraz dostęp do dużej liczby gier na komputerach i konsolach będzie dostępny wyłącznie poprzez abonament Premium kosztujący 74,90 złotych miesięcznie. PC Access zmienia się natomiast na plan Classics, dzięki któremu za 33,90 złotych miesięcznie możemy ogrywać ok. 50 klasycznych gier Ubisoftu na PC. Dostęp do starych hitów Ubi w niskiej cenie zamiast rozbudowanej biblioteki brzmi jak uczciwa oferta…
Tyle tylko, że na liście próżno szukać trylogii Prince of Persia (Sands of Time, Warrior Within i The Two Thrones), Heroes of Might and Magic III, Beyond Good & Evil czy Settlersów dostępnych w planie Premium. Zamiast tego abonament Classics oferuje np. Rainbow Six Extraction, Watch Dogs Legion czy Assassin’s Creed Odyssey. Z jednej strony mamy zatem lepszy podział na tani plan z małą biblioteką oraz ten „na wypasie”. Z drugiej strony – nazywanie tego „Klasykami” to mocne nadużycie i ciekawi mnie, ile osób zdecyduje się na opłacanie go w dłuższej perspektywie.
Jakby mało było dziegciu w tej beczce miodu, to Phillipe Tremblay, prezes ds. subskrypcji w Ubisoft, w niedawnej rozmowie z gameindustry.biz poruszył kwestie związane z fizycznymi kopiami gier. Całość można streścić w następujący sposób: gracze muszą poczuć się komfortowo z tym, że nie posiadają tytułów na własność.
Nie wiem, jak mam się poczuć komfortowo z tym, że stare gry, które nadal mogłyby funkcjonować w trybie offline, po prostu znikną z oferty, tak jak wkrótce The Crew. Jak komfortowe jest to, że Xbox czy PlayStation w swoich subskrypcjach wprowadzają gry do rotacji? Dziś mogę ogrywać coś w Game Passie, a jutro, jeżeli chcę kontynuować zabawę, muszę sobie tak czy siak kupić stały dostęp do tytułu.
Takie podejście brutalnie przypomina mi, że zespół programistów i marketingowcy to dwa zupełnie różne światy. Zgadnijcie, który lubię mniej.