To strzał z działa wprost w Facebooka. Podczas gdy serwis społecznościowy Zuckerberga co chwilę oskarżany jest o pośrednie wpływanie na wyniki wyborów za pomocą kampanii reklamowych finansowanych przez polityków, Twitter od przyszłego miesiąca uniemożliwi im płacenie za zasięgi politycznych postów.
Jack Dorsey, szef Twittera, ogłosił na swojej platformie, że jego serwis społecznościowy od przyszłego miesiąca przestanie wyświetlać reklamy polityczne. Zdaniem Dorsey’a, popularność politycznych postów powinna być zasłużona, a nie sztucznie wytworzona przez wykupiony zasięg. Ludzie nie powinni widzieć tweetów tylko dlatego, że jakiś urzędnik postanowił zapłacić za jego szeroką dystrybucję, co odbywa się zwykle kosztem samych podatników. Od tej pory płatne polityczne kampanie reklamowe nie będą mogły być prowadzone na Twitterze.
We’ve made the decision to stop all political advertising on Twitter globally. We believe political message reach should be earned, not bought. Why? A few reasons…?
— jack⚡️ (@jack) October 30, 2019
To jak policzek wymierzony Zuckerbergowi
Po tym, jak afera Cambridge Analytica zagrała pewną rolę podczas wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, Facebook przekazał jasny komunikat: nie tylko nie przestanie wyświetlać reklam politycznych, ale też nie będzie weryfikował ich treści. I rzeczywiście tak jest – biuro Donalda Trumpa i jego komórka zajmująca się kampanią reelekcyjną, zapłaciło ostatnio za promowany post, zawierający zarzuty przeciw byłemu wiceprezydentowi USA, Joe Bidenowi. Facebook po prostu nie ingeruje w treść tych reklam ani nie wnosi żadnych obiekcji względem ich treści, nawet jeśli okazałyby się kłamliwe.
Wymogi Facebooka dotyczące postów politycznych od czasu afery Cambridge Analytica zostały zaostrzone. Obligatoryjne jest na przykład umieszczanie na reklamach nazwiska polityka finansującego kampanię, co ogranicza możliwość wpływania na masowe nastroje polityczne zza granicy (co miało miejsce i było udokumentowane w 2016 roku). Blokowane są także posty nawołujące do przemocy lub sugerujące gdzie i jak powinni głosować wyborcy. Problem w tym, że obecne narzędzia Facebooka nie czynią z płatnych politycznych wpisów czegoś, na czym można polegać, bo politycy nadal mogą kłamać w nich bez przeszkód.
A political message earns reach when people decide to follow an account or retweet. Paying for reach removes that decision, forcing highly optimized and targeted political messages on people. We believe this decision should not be compromised by money.
— jack⚡️ (@jack) October 30, 2019
Twitter nie jest bez skazy
To nie tak, że Dorsey i jego platforma są nieskazitelnie czyste. Do tej pory Twitter też nie stronił od politycznych reklam i zapewniał im zasięgi niezależnie od ich treści. Dodatkowo platforma często stosowała podwójne zasady, blokując za małe przewinienia pomniejszych użytkowników serwisu, a tolerując ewidentne łamanie regulaminu przez popularnych polityków i osoby publiczne, odwracając wzrok od mowy nienawiści, tak krytykowanej przez Twittera przy innych okazjach. W gruncie rzeczy nadal pod tym względem niewiele się zmieniło, bo Dorsey już jakiś czas temu zapowiadał, że osoby publiczne łamiące regulamin będą piętnowane przez serwis, co oczywiście dotąd nie miało miejsca.
Twitter tłumaczy, że nie chce w żaden sposób faworyzować osób stojących przy władzy, a tym najłatwiej jest finansować kampanie reklamowe z cudzej kieszeni. Co prawda rządzącym nadal pozostaje płacenie za fermy trolli, których w serwisie nie brakuje, ale umywając ręce od oficjalnego przyzwolenia na czerpanie korzyści z politycznych tweetów, Dorsey wydaje się być bardziej fair wobec użytkowników jej platformy społecznościowej niż Zuckerberg i spółka.
Facebook wydał miliard dolarów na technologie kontrolowania elektroniki przez mózg
źródło: @jack przez PhoneArena