Zagrożenie chorobą wywoływaną przez koronawirus, której epicentrum znajduje się w chińskim Wuhan, spędza sen z powiek wielu przedsiębiorcom uzależnionym od dostaw produktów z Chin. Jednym z takich produktów są iPhone’y produkowane około 500 kilometrów od miejsca największego ogniska wirusa. Apple nie ma wyjścia, zwiera szyki i organizuje plan awaryjny.
Wszystkie ręce na pokład
Co prawda obecnie dostawy z Chin przebiegają bez zakłóceń, jednak producenci i importerzy liczą się z faktem, że lada dzień może się to zmienić. Robią więc wszystko, by zabezpieczyć sobie odpowiednie ilości towarów, którym będą mogli handlować. Tak samo działa Apple, które zleciło swoim podwykonawcom pracę na maksymalnych obrotach i radykalne zwiększenie dostaw. W Cupertino doskonale zdają sobie sprawę, że lepiej mieć pełne magazyny towaru, ale mieć też czym handlować, niż żeby oficjalne sklepy i półki u partnerów handlowych świeciły pustkami.
Apple w regionie szczególnie obarczonym ryzykiem zachorowań spowodowanych koronawirusem, zamknęło też jeden z salonów sprzedaży.
Działania na wyrost, czy w pełni uzasadnione?
Podejmowanie tak radykalnych działań przy braku większych utrudnień z dostawami może wzbudzać wątpliwości co do ich zasadności. Nie można jednak przewidzieć, czy wirus będzie się dalej rozprzestrzeniał i w jakim tempie. Należy więc zrozumieć decyzję o dmuchaniu na zimne i rozpoczęciu przygotowań. Być może zwiększy to doraźnie koszty przedsiębiorców, jednak w dłuższej perspektywie może okazać się zbawienne zwłaszcza, jeżeli faktycznie miałoby dojść do sytuacji, w której dostawy z Chin nie będą mogły być realizowane.
Największy minus redukcji kosztów produkcji
Wielkie koncerny chętnie przenoszą większość swojej produkcji do Chin, przede wszystkim ze względu na jej relatywnie niskie koszty i stosunkowo dobrą infrastrukturę. Na skutek takich działań Chiny stały się prawdziwym zagłębiem produkcyjnym dla całego Świata. Korzyści takiego rozwiązania na co dzień są wymierne – produkty na sklepowych półkach są tańsze. Jeżeli jednak dojdzie do sytuacji takiej, jak opisywana, czyli przecięcia linii zaopatrzenia, może to mieć prawdziwie opłakane skutki. Czy widmo zagrożenia skłoni producentów do przemyślenia decyzji o dywersyfikacji dostaw? Okaże się już za niedługo.
Źródło: Bloomberg