Liczba komentarzy, ich treść, Wasza reakcja na mój post oraz Naczelna sprawiły, że czas na małe wyjaśnienia.
Po pierwsze nie wiem, czemu zabolały niektórych Czytelników słowa o ich wykorzystywaniu przez firmę Apple? Przecież chyba dla wszystkich jest oczywiste, że biznes prowadzi się po to żeby zarobić. Jeśli ktoś z Was myślał, że Apple (czy jakakolwiek inna firma) ma w sobie odrobinę ludzkich uczuć i działa z innych pobudek (na pierwszym, drugim, trzecim…. dziesiątym miejscu) niż zysk to jest w błędzie. Każda korporacja ma akcjonariuszy, którym tłumaczy się Prezes – z zysków niższych niż obiecał i niż założono. To co Prezesi tych firm mówią do nas, klientów nie ma nic wspólnego z tym co motywuje i kieruje ich decyzjami. Reasumując każda firma ustala za swój produkt maksymalną cenę jaką jest wstanie zapłacić za nią klient. Każdy dolar poniżej tej ceny jest liczony jako strata (nie przez firmę w bilansie, ale przez jej właścicieli). Żeby była jasność nie mówimy o firmach z trzema studentami w garażu oraz pomysłem na zarobienie milionów i uczynienie świata lepszym. Mówimy o korporacjach, taką firma jest w tej chwili Apple. Zatem, skoro firmy (w tym wypadku Apple) chcą z nas wycisnąć jak najwięcej to porównanie klienta do cytryny jest jak najbardziej zgodne z rzeczywistością i tylko potwierdza fakt. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza (do czego oczywiście ma święte prawo!) to trudno, ale dalej nie ma o czym mówić.
Nie wiem dlaczego kilkoro z Was poczuło się bardziej dotkniętych porównaniem z cytryną (swoją drogą co złego jest w cytrynie?). Zupełnie także przeoczyliście moje uznanie dla strategii Apple (niejednokrotnie wspominałem też o niej przy okazji narzekań na Xoom’a). Choć wszystko co robi Apple to rzeczy (mam na myśli marketing i techniki sprzedaży) wydawałoby się dobrze znane i oczywiste, jakoś innym nie udaje się nawet zbliżyć do ich wyniku i poziomu satysfakcji klienta. Klienci Apple’a są po prostu z jego produktów bardzo zadowoleni i wracają. Większość producentów (z HP czy Motorolą na czele) marzy, żeby w ten sposób prezentować i sprzedawać swoje produkty. I niby nic prostszego – wystarczy robić dokładnie to samo – a jednak się nie udaje.
„Robi to jednak (w przeciwieństwie do większości innych firm) na tyle dobrze, że w przeważającej części tacy wyciśnięci klienci są nadal zadowoleni i po jakimś czasie wracają (patrząc na sprzedaż iPada 2) w większej grupie.” – to przecież nie jest zarzut. Czy jest coś złego w byciu zadowolonym klientem? Czy to samo mogą powiedzieć o sobie Ci którzy nabyli (i już oddali) Motorolę Xoom za 800 dolarów? To stwierdzenie faktu. Wystarczy porównać poziom sprzedaży iPada 1 i 2 w pierwszych tygodniach. Czy Poziom sprzedaży iPada 1 i 2 oraz Motoroli Xoom. Chylę czoła, bo Apple raz po raz pokazuje jak się sprzedaje swój produkt. Jednak, uważałem i nadal uważam, że nie należy do tego co firma pokazuje i przedstawia podchodzić w sposób bezkrytyczny. Każdy producent będzie pokazywał swój wytwór jako Ósmy cud świata, jedyny, niepowtarzalny, itd. Wszystkim jednak zdarzają się potknięcia (które ze względu na wspomnianych wcześniej udziałowców) wszyscy ukrywają (o ile się da) i maskują jak tylko potrafią. Nie inaczej (w mojej opinii) jest ze „smart cover”. Uważam także, że macie prawo wiedzieć, że takie informacje się pojawiły w sieci. I to już, a nie za kilka dni, gdy kupicie iPada 2 i samą przykrywkę. Teraz, uzbrojeni w wiedzę, możecie dokonać bardziej świadomego wyboru.
Teraz o samym „smart cover” (wideo od 0:25:00):
Już sama nazwa sugeruje, że mamy do czynienia z czymś więcej niż przykrywką. Jeśli ktoś z Was nie widział jeszcze tego materiału to naprawdę warto zobaczyć. Ciągle śmieszy mnie w jaki sposób prezentacja jest prowadzona. Ale jestem naprawdę pełen szacunku dla Pana Jobsa. Przekonanie i wiara z jaką opowiada o swoich produktach są nie do pobicia (wystarczy porównać z prezentacją Honeycomb i np. próbami pokazania jak z nowego systemu można dokonywać video połączeń).
0:27:10 : „It’s got micro-fibre lining that cleans the screen everytime you move it” – mówi Pan Jobs. W tym samym czasie na ekranie prezentacji pojawia się informacja: „Micro-fibre lining cleans screen”. Jak wygląda rzeczywistość widzicie na filmie z mojego wpisu.
Poza tym warto zwrócić uwagę na to co jeszcze i jak Jobs mówi o nowym wynalazku (a najlepiej jakby klient miał ich kilka w różnym kolorze – można je przecież zmieniać w zależności od nastroju. Tym bardziej, że są cool – w końcu z tego robi się skafandry kosmonautom :)). Naprawdę takie słowa nie wywołują na Waszej twarzy uśmiechu?
Kolejny zarzut dotyczył tego, że przecież ten film (o smart cover) został nakręcony przez byle kogo, kogoś sfrustrowanego, itd., itd („Nie powinno się wygłaszać takich mocnych tez nie mając na ich pokrycie nic poza bardzo mało wiarygodnym filmem „niewiadomokogo”.”) Fakt. Nie powinno się też mówić o kimś „nie wiadomo kto” tylko dlatego, że sami nie wiemy kto to jest Sascha Pallenberg (jeden z redaktorów netbooknews.com) – dla jasności netbooknews na samym FB ma ponad 6 tyś fanów, więc chyba nie jest byle jaką stonką, z byle kim piszącym o byle czym.
Podsumowanie:
Nadal uważam, że smart cover to drogi bubel z którego nie będziecie zadowoleni. Uważam też, że obowiązkiem Tabletowo jest przekazywać Wam takie informacje w formie, którą zauważycie. A teraz jeszcze klika dni i sami będziecie mogli sprawdzić co i jak – w tej chwili już wiecie na co zwrócić uwagę (chyba lepiej teraz niż po zakupie?).