Wpływy z Windowsa maleją, a ostatnie wyniki finansowe i polityka sprzedażowa sprawiły, że akcje Microsoftu w ciągu kilku dni spadły o 10 procent.
Wiele osób upatrywało winowajcę tego zjawiska w zapowiedzi darmowej aktualizacji Windowsa 10 i zniesienie opłat licencyjnych na urządzenia poniżej 9 cali. Czy odpłatność za okienka dla małych urządzeń i płatna aktualizacja rzeczywiście znacząco poprawiłaby wyniki finansowe Microsoftu w najbliższych kwartałach? Jeśli zastanowimy się nad tym głębiej, odpowiedź brzmi – nie. Wprowadzając odpłatność, MS mógłby więcej stracić niż zyskać – z następujących powodów.
- Warto pamiętać, że darmowa jest jedynie aktualizacja, a nie sam system operacyjny dla nowych urządzeń. Ile osób zdecydowało się na płatną aktualizację z Windowsa Visty do 7 czy 7 do 8? A jak długo XP święcił triumfy, pomimo istnienia nowszych systemów? Jak wiele osób zdecydowało się na szybki upgrade? Patrząc na liczbę wszystkich sprzedawanych licencji, wartości te są bardzo niewielkie, niemalże zaniedbywalnie małe w szerszym kontekście. I tutaj przechodzimy do kolejnego punktu.
- Ludzie kupują sprzęt, nie system operacyjny. Badania wskazują, że 95% użytkowników komputerów PC zostaje przy systemie, z którym zakupiło ten komputer. To oznacza, że dopiero zestarzenie się sprzętu jest wystarczająco mocnym bodźcem zakupowym, a nie chęć posiadania nowego systemu. Trudno wierzyć w scenariusz, w którym użytkownicy Windowsa 7 wykupują masowo licencje na Windows 10 na swoich dotychczasowych urządzeniach. Będą za to kupować NOWE laptopy z Windowsem 10 – laptopy, których producenci muszą PŁACIĆ Microsoftowi za licencję na Windowsa.
- Kolejnym mitem jest to, że darmowa licencja na Windows dla urządzeń mniejszych niż 9 cali i obniżona cena licencji dla sprzętów z ekranami mniejszymi niż 10,1 cala wpłynie negatywnie na przychody ze sprzedaży Windows. Trzeba pamiętać, że segment urządzeń 8-11 cali z Windowsem jeszcze niedawno NIE ISTNIAŁ i przychody z licencji dla tego segmentu były… tak, ZEROWE. Nie wpływa to zatem na dotychczasowe poziomy przychodów i zysków, a jedynie na potencjalne ich rozszerzenie o nowy segment. MS mógł wybrać dwie drogi – pobierać opłaty za okienka na małych urządzeniach i dać się całkowicie zmarginalizować Androidowi i iOS albo uczynić licencję darmową i sprawić, że Windows na małych tabletach i smartfonach będzie konkurencyjny i w ogóle brany pod uwagę. Druga opcja wydaje się jedyną sensowną, jeśli firma rzeczywiście chce powalczyć o rynek mobilny.
- Najważniejsi klienci generujący przychody z Windowsa to korporacje oraz producenci OEM z wciąż dużym rynkiem laptopów. Najważniejsza informacja jest taka, że Windows dla stacji roboczych, laptopów czy innych klasycznych urządzeń wykorzystywanych do pracy i zabawy WCIĄŻ jest ODPŁATNY. Tak, nic się nie zmienia. Wielkie firmy dalej będą płacić za Windowsa, tak samo jak producenci OEM będą płacić za okienka w swoich laptopach, all-in-one i desktopach.
W czym zatem tkwi problem i skąd wzięła się tak histeryczna reakcja rynków finansowych na wyniki MS w ostatnim kwartale? Problemem jest Windows, ale nie z przyczyn, które poruszyłem na wstępie. To nie darmowy upgrade ani darmowe licencje na małe urządzenia są prawdziwym kłopotem. Realnych problemów jest kilka:
- Coraz mniej użytkowników potrzebuje Windowsa. Kiedyś, chcąc przeglądać Internet czy korzystać z poczty – użytkownik musiał mieć urządzenie z okienkami. Dzisiaj do rozrywki wystarczą smartfony czy tablety z Androidem, iOS albo Chromebooki.
- W korporacjach, w dobie aplikacji przeglądarkowych, szeregowi pracownicy też coraz rzadziej muszą korzystać z okienek. Czasami wystarczy darmowy Linux czy (co mnie bardzo dziwi) Chrome OS.
- Stagnacja rynku PC. Sprzedaż laptopów i desktopów wyraźnie się zatrzymała, a tendencje zaczynają być nawet spadkowe. To z pewnością nie pomaga Microsoftowi, bo do tej pory rynek klasycznych PC był bastionem tej firmy. Dzisiaj, główny rozwój widać w świecie mobile, a na renesans klasycznych pecetów będziemy musieli jeszcze poczekać.
- Microsoft jest w fazie przejściowej. Windows w ciągu najbliższych lat będzie coraz bardziej darmowy i według mnie, do 2020 roku MS całkowicie zrezygnuje z pobierania opłat za niego. Okienka stanowią jednak na razie nadal bardzo wyraźne źródło przychodu, więc faza ta będzie wiązała się z zasadniczym problemem – jak zasypać dziurę po płatnym (i niegdyś droższym) Windowsie?
Na ostatnie pytanie odpowiedź wydaje się jasna – chmura i urządzenia. Zyski z tego pierwszego odnotowują procentowo trzycyfrowe wzrosty z kwartału na kwartał, ale na razie to dalej za mało, żeby zrównoważyć zmniejszające się wpływy z Windowsa. Dodatkowo, chmura jest dużo „kosztowniejszym” przedsięwzięciem niż wytwarzanie oprogramowania, z uwagi na ogromne koszty tworzenia i utrzymywania infrastruktury i stacji serwerowych. Z kłopotem tym zmaga się Amazon, który w ostatnim zestawieniu finansowym wykazał koszty ponoszone na infrastrukturę – koszty, które przekraczają zarobki z niej wynikające.
Rozwiązaniem jest też sprzedawanie sprzętu (Surface, Lumia), gdzie system jest niejako wliczony w jego wyjściową cenę – tak jak robi to Apple. Śmiem twierdzić, że Microsoft za jakiś czas ostrzej zaatakuje własnych producentów OEM, bo przy tanim lub darmowym Windowsie, zysk z oddawania systemu (poza udziałem w rynku) jest żaden. W najbliższych kwartałach możemy spodziewać się rozszerzenia portfolio sprzętu i zrozumieć, że Microsoft wreszcie zaczął poważnie traktować własny hardware.
Drugi rok Nadelli będzie jego najtrudniejszym rokiem. Minął już „miesiąc miodowy” i od teraz będzie rozliczany nie tylko z wizerunku, ale też z gołych wyników finansowych i samowystarczalnej strategii na przyszłe lata. A strategia ta jest jasna jak nigdy przedtem – „mobile-first, cloud-first”. No właśnie, czy rzeczywiście jasna…?