Co się stanie, gdy Gothic pójdzie za garaże z serią Dark Souls? Żeby się o tym przekonać, poleciałem aż do Pragi. Choć stolica Czech zaskoczyła mnie pięknym zachodem słońca i wspaniałą architekturą, The Last Oricru okazało się jeszcze ciekawszą atrakcją tego wypadu.
RPG, lecz nie do końca
The Last Oricru zdecydowanie nie będzie zwykłym RPG, jakie możecie kojarzyć z przełomu wieków. To zaskakująco ambitna produkcja, która chce połączyć wiele światów w jednej grze, zarówno pod kątem fabularnym, jak i technologicznym. To ostatnie to słowo klucz – Wardenia to intrygujący miszmasz elementów fantasy oraz sci-fi, które dość gładko spajają się w kompletną wizję ekipy z GoldKnights.
Głównym bohaterem The Last Oricru jest Silver. Poznajemy go w dość niekomfortowej sytuacji. Chłop ledwo wydostał się z inkubatora, a niedługo później zostaje wplątany w wojnę dwóch królestw, w której nie da się zadowolić każdego. Silver ma jednak pewnego asa w rękawie: magią scenariusza gry komputerowej, może umierać z częstotliwością większą od kota. A to oznacza, że dość łatwo mu pokonywać kolejnych adwersarzy. Najpierw jednak, gracz będzie musiał ocenić, kto tak naprawdę jest jego przeciwnikiem.
Tutaj wyłania się pierwsza siła The Last Oricru. System moralności nie polega na odblokowywaniu różnych umiejętności. W trakcie prezentacji gry, miałem przyjemność spojrzeć dwa razy na podobny moment w scenariuszu, rozgrywany po podjęciu zupełnie odwrotnych decyzji. To ma wpływ na otrzymywane zadania, wypowiadane dialogi, bossów, z jakimi walczymy, a także zakończenie gry.
Rozgałęzienia zaczynają się od sekcji treningowej i od pierwszego momentu widać, że to tam poszło najwięcej wysiłków czeskiego studia. Twórcy podpowiadają, że będzie możliwe podjęcie takich działań, aby zadowolić każdą z frakcji – jest to jednak znacznie trudniejsza droga niż wszystkie pozostałe.
Głowna intryga zakrawa jednak nie tylko o walkę ogromnych szczurów z ludźmi, a o wydarzenia sprzed wyjścia z inkubatora. Gracze odkryją również tajemnicę pochodzenia głównego bohatera – ten wywodził z dość bogatej rodziny, lecz jako wyrzutek dołączył do sił kosmicznych. Niestety, jego brawura doprowadziła go do zupełnie innego uniwersum, a to z kolei „wykasowało” mu pamięć.
Co jednak najbardziej mi się spodobało, to fakt, że Silver nie traktuje sytuacji poważnie. Protagonista od początku żartuje niczym bohaterowie Medievil (1998), co wprawia pozostałe postacie w konsternacje i nadaje grze unikalnego, komediowego klimatu. Raczej wydawca już nie podejmie takiej decyzji, lecz The Last Oricru mogłoby zyskać na popularności w Polsce poprzez implementację dubbingu. Zatrudnienie dobrych aktorów – najlepiej tych powiązanych z seriami Gothic i Wiedźmin, byłoby kosztowne, lecz mogłoby zaowocować równie wysoką jakością.
Gothic spotyka Dark Souls
Choć wybory między dobrem i złem są ważne, w The Last Oricru gracz musi się też skupić na walce. Jak łatwo się domyśleć – jest znacznie trudniej niż w innych produkcjach tego typu. Najgorzej sobie radziłem, gdy musiałem walczyć w zwarciu. Nawet bez wielkiego obciążenia, Silver jest w ruchu dość oporny – zgodnie z filozofią gier soulslike.
Nie pomagała mi też ówczesna optymalizacja gry. Nawet na najniższych ustawieniach, The Last Oricru z bólem próbowało utrzymywać stabilną liczbę klatek na sekundę. Twórcy jednak zapewniają, że tytuł będzie świetnie funkcjonować na Xbox Series S. Gra jest konfigurowana właśnie pod tę platformę, a obecnie najlepiej radzi sobie na PlayStation 5.
Warto mieć to na uwadze, gdyż The Last Oricru trafi wyłącznie na komputery PC oraz obecną generację konsol. Autorzy obiecali działanie w stabilnych 60 klatkach na sekundę i wsparcie dla oporu na triggerach w Dual Sense, więc trzymam za słowo!
Kończąc jednak tę technologiczną dygresję, walka – choć ociężała – potrafi być angażująca. Nawet podoba mi się ten kierunek produkcji – to znacznie lepsze, niż maniakalne klikanie myszką i zadawanie obrażeń na podstawie statystyk. Te również są ważne, lecz umiejętności gracza mają duże znaczenie. Tytuł pozwala też na łatwą dywersyfikację umiejętności. Chcemy grać bardziej dystansowo, używając łuków i magicznych lasek? Proszę bardzo. O ile będziemy poprawnie przydzielać punkty umiejętności, The Last Oricru pozwoli graczom czerpać radość w dowolnej konfiguracji.
Największym problemem The Last Oricru jest niewątpliwie ociężałość bohatera. Uważam się raczej za dość sprawnego gracza, a nawet najprostsze skoki sprawiały mi w grze ogromną trudność. W pewnym momencie nawet powiedziałem jednemu z deweloperów gry, że czuję się jak ten dziennikarz, który nie potrafił przejść samouczka do fenomenalnego Cuphead (2017). Towarzyszący mi tester był znacznie bardziej przyzwyczajony do mechaniki, lecz przyjął tę uwagę ze zrozumieniem.
Jeśli mowa o przetrwaniu w boju, ograniczona liczba fiolek zdrowia także nie dawała mi większych szans. Po moich zeszłorocznych testach Elden Ring wiecie, że trudno mi odnaleźć się w tak niekomfortowej sytuacji z marszu. Zarówno manę, jak i zdrowie, odnawiamy wyłącznie w specjalnych kapsułach, przypominających ogniska z Dark Souls. Mimo tych trudności, The Last Oricru nie wydaje się być tak trudne, jak produkcje From Software. Może więc się okazać, że podobnie jak Kena: Bridge of Spirits, tytuł się zakwalifikuje jako sposób na płynne przejście RPG-owych graczy do pozycji typu soulslike.
Mając na uwagę dość bliską premierę The Last Oricru, twórcy mogliby jeszcze popracować nad czcionkami oraz wyglądem interfejsu. O ile sam tytuł prezentuje się jak rasowa gra o średnim budżecie, tak wszystkie elementy menu niestety równają ją w dół.
Czcionkom brakuje artystycznego sznytu, w trakcie atakowania bossów wypadają z nich numerki, mimo iż pasek zdrowia wyraźnie informuje graczy o zadanych obrażeniach. Wielka szkoda, gdyż jest to naprawdę ambitny tytuł, a przez takie głupotki robi on znacznie gorsze pierwsze wrażenie niż powinien.
The Last Oricru stawia na kooperację
Dlaczego w ogóle podczas rozgrywki towarzyszył mi tester? Ano dlatego, ponieważ The Last Oricru szczyci się możliwością rozegrania pełnej kampanii w kooperacji. Twórcy początkowo chcieli udostępnić tę funkcję tylko lokalnie lub – jak się przyjęło mówić – kanapowo. Wydarzenia ostatnich lat szybko im uzmysłowiły, że koniecznie należy również zaimplementować sieciową kooperację.
W tak rozbudowanej produkcji, trudno żeby drugi gracz miał równe uprawnienia, co posiadacz tytułu. Nasz kompan ogląda więc wszystkie przerywniki „z boku”, podczas gdy gospodarz podejmuje wszystkie kluczowe decyzje fabularne. Nikt nie zabrania dyskusji oraz debaty nad wyborami, lecz to pierwszy gracz ma ostatnie słowo.
System zdobywania poziomów również został uproszczony pod tym kątem. Drugi gracz nie zapisuje postępu rozgrywki, do której dołącza, więc gra automatycznie podwyższa jego hologram do poziomu protagonisty. Od tego momentu, punkty umiejętności mogą być przydzielone wedle życzenia gościa.
Kooperacja ma więc ułatwić ukończenie dość krótkiej przygody – tytuł zamknie się w mniej niż 20 godzinach, co ma również zachęcić do jej ponownego ukończenia. W takiej sytuacji, trudno zaprojektować wspólne granie tak, aby kompani razem zapisywali postęp. Trzeba się więc dobrze umówić, by ukończyć razem grę!
Premiera już jesienią!
13 października 2022 roku – dokładnie wtedy The Last Oricru ukaże się na komputerach PC oraz konsolach PlayStation 5 i Xbox Series X|S. Ze składaniem zamówień przedpremierowych może wstrzymajcie się do pierwszych recenzji, lecz – nie ukrywam – jestem naprawdę zadowolony z tego, co zobaczyłem. Głównie dlatego, że The Last Oricru wydaje się robić coś świeżego.
Podsumujmy – całkiem krótka gra RPG z podejmowaniem wyborów i różnymi zakończeniami, a do tego lokalna i sieciowa kooperacja wraz z systemem walki przypominającym bardziej tytuły soulslike, aniżeli prymitywnego Gothica. To zdecydowanie niecodzienna mieszanka, która przede wszystkim potrzebuje teraz szlifu.
Stała prędkość animacji, świetne działanie gry na konsolach, czytelniejszy i ładniejszy interfejs, a także bardziej responsywny, szybszy model poruszania się postacią – te elementy mogłyby wynieść The Last Oricru w rejony dobrych recenzji na dzień premiery.
Podstawy naprawdę są, a wierzę, że system wyborów może wciągnąć graczy na długie godziny. Twórcy mają jeszcze trochę czasu na poprawki, więc liczę na intrygujący produkt.
Nie udało mi się zyskać odpowiedzi na pytanie o cenę gry, lecz wizja tytułu AA podpowiada mi, że nie zapłacimy więcej niż 169 złotych. Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby stało się inaczej.