Czeski producent zdecydował się odświeżyć elektryczny model Skoda Enyaq. Dwie największe i najlepsze zmiany zauważymy dopiero, gdy spędzimy trochę więcej czasu we wnętrzu. Mogę już teraz wspomnieć, że nowe warianty, które zostały oznaczone liczbą 85, to odczuwalny krok w dobrym kierunku.
Tutaj nie należy doszukiwać się nowości
Nie było to moje pierwsze spotkanie z czeskim elektrykiem. Tak, wiem, że to technologia przede wszystkim niemiecka, opracowana przez Volkswagena, ale przecież Skoda znana jest ze stosowania wielu autorskich rozwiązań, które zwiększają praktyczność samochodów względem pozostałych braci z Grupy Volkswagen. W związku z tym, nie widzę żadnych przeciwskazań, aby używać określenia „czeski samochód elektryczny”. Zresztą, unifikacja to obecnie powszechny trend w motoryzacji, który pozwala nie tylko obniżyć koszty, ale – co jest kluczowe – tworzyć lepsze i bardziej dopracowane auta.
Wcześniej miałem styczność z wariantem Enyaq Coupe, czyli z tym mającym bardziej ścięty tył i podobno bardziej sportowy charakter. Tym razem trafiła do mnie wersja podstawowa, oferująca sylwetkę klasycznego SUV-a, co z kolei przekłada się na wyższą praktyczność – lepsza widoczność przez tylną szybę i trochę większy bagażnik. Przyznam, że prywatnie, gdybym miał kupować elektryczną Skodę, zdecydowałbym się właśnie na taką wersję. SUV powinien być SUV-em, a nie udawać „Coupe”, nawet jeśli traci wówczas na wizualnej atrakcyjności.
Najciekawszą różnicę względem wcześniej testowanej Skody Enyaq Coupe zdradza oznaczenie na tylnej klapie. Otóż w moje ręce wpadła wersja 85, która zastępuje model 80. Względem poprzednika otrzymujemy nowy silnik elektryczny, który cechuje się większą mocą i lepszą efektywnością energetyczną, co przekłada się zarówno na lepszy zasięg, jak i sprawniejsze przyspieszenie. Do tego dochodzi usprawniony system infotainment. Tymi rozwiązaniami zajmiemy się w dalszej części testu, a teraz wróćmy jeszcze na chwilę do wyglądu.
W kwestii designu zewnętrznego nie zauważymy żadnych zmian. Wyjątkiem jest nowa, topowa wersja wyposażenia Laurin & Klement, którą wyróżniają srebrne akcenty. Brak nowości nie należy jednak uznawać za jakąkolwiek wadę – Skoda Enyaq wciąż wygląda świeżo. Nie jest to najładniejszy elektryczny SUV na rynku, ale z pewnością nie można stwierdzić, że jest brzydki.
Wygląda poprawnie, wpisując się w sposób projektowania innych aut czeskiej marki. Skoda nie ma szokować wyglądem i w ten sposób zwracać na siebie uwagę – celem jest dostarczanie aut, które mogą zostać pozytywnie odebrane przez jak największą grupę klientów, poszukujących spokojnego i stonowanego designu.
Znajdziemy jednak jeden nietuzinkowy element w tym stonowanym wyglądzie. Jest nim Crystal Face, czyli efektownie podświetlany przedni grill. Niektórzy twierdzą, że wygląda to niekoniecznie dobrze i kiczowato. Nie zgadzam się z tymi opiniami – uważam, że takie rozwiązanie pasuje do BEV-a. Zresztą, podświetlane grille znajdziemy już w wielu innych markach – takich jak np. BMW czy Mercedes.
Należy jeszcze wspomnieć o wymiarach, które przedstawiają się następująco: 4649 mm długości, 1879 mm szerokości i 1621 mm wysokości. Rozstaw osi to natomiast 2770 mm. Średnica zawracania wynosi 10,1 m. Samochód, jak podaje Skoda, waży 2137 kg wraz z kierowcą, a ładowność to 414 kg. Zaletą jest z pewnością ilość przestrzeni we wnętrzu, także dla osób siedzących z tyłu – przy moich 180 cm wzrostu dostałem sporo miejsca na nogi, prawie jak w limuzynie klasy wyższej.
Skoda Enyaq oferuje bagażnik o pojemności 585 litrów, który można zwiększyć do maksymalnie 1710 litrów. Z przodu nie znajdziemy jednak bagażnika, w którym przykładowo można byłoby umieścić kable do ładowania. Co ciekawe, odmiana Coupe ma tylko nieznacznie mniejszy bagażnik, bowiem jego pojemność to równe 570 litrów, ale trzeba mieć na uwadze, że opadający dach może utrudniać zabranie większych walizek.
Wnętrze potrafi pozytywnie i negatywnie zaskoczyć
Muszę przyznać, że na testy otrzymałem interesująco skonfigurowany egzemplarz. Fotele, a także wiele elementów wnętrza, zostały pokryte sztuczną, brązową skórą. W połączeniu z pozostałymi, czarnymi elementami, całość prezentuje się genialnie, znacznie ciekawiej od nudnego, po prostu czarnego wnętrza. Nie ukrywam, że moja opinia wynika z tego, że lubię takie wnętrza – najbardziej te najmniej praktycznie, czyli białe, ale intensywny brązowy też przykuwa moją uwagę.
Zmieniłbym jednak kolor nadwozia. Lakier o nazwie Czerwień Velvet Metalizowany gryzie się z brązowo-czarnym wnętrzem, a dodatkowo uważam, że niekoniecznie dobrze leży on na modelu Enyaq. Wolałbym kolor niebieski lub coś bardziej stonowanego, może wpadającego w ciemną zieleń. Czarny i biały odpadają – szczególnie biały pozostawmy dla służbowych Octavii.
Część elementów jest przyjemna w dotyku. Również sztuczna skóra robi dobre wrażenie i podejrzewam, że powinna przed dłuższy okres pozostać w dobrym stanie. Znajdziemy też niemało elementów, które są naprawdę dobrze spasowane. Nie brakuje jednak irytujących wpadek jakościowych – łatwo jest zlokalizować miejsca, które skrzypią pod niewielkim naciskiem. Do tego dochodzi trochę taniego i tandetnego plastiku, nie pasującego do samochodu w tej cenie. Dodam, że Skoda Enyaq jest droga, ale do tego tematu jeszcze wrócimy.
Zdradzę jednak, że w tej cenie możemy już kupić spalinowy samochód segmentu D z logo marki premium. Wyobrażacie sobie BMW lub Mercedesa, w którym widać gołą blachę? Przyznam, że taki widok byłby dla mnie równie dużym zaskoczeniem, jak zobaczenie statku kosmitów. Natomiast Skoda Enyaq, która nie ukrywa tego, że stara się być autem droższej marki, ma gołą blachę na słupkach, tuż przy szybach. Wygląda to po prostu kiepsko, jak w sporo tańszym samochodzie.
Szkoda, że Skoda nie zdecydowała wprowadzić pokręteł Smart Dials, które pojawiły się w nowym Superbie. Przeznaczone są one m.in. do zarządzania klimatyzacją czy zmiany poziomu głośności i – na podstawie obejrzanych filmów i opinii znajomych – podejrzewam, że faktycznie się sprawdzają.
Firma nie zrezygnowała jednak całkowicie z fizycznych przycisków w Enyaqu. Owszem, w tej kwestii nie dostaliśmy znaczących zmian w odświeżonych wersjach 85, ale i tak należy docenić czeskiego producenta za możliwość przykładowo szybkiego przejścia do ustawień samochodu, wyboru trybów jazdy czy ustawień klimatyzacji za pomocą przycisków.
Na kierownicy, zamiast ostatnio modnych paneli dotykowych i innych nieergonomicznych dziwactw (stosowanych też przez Volkswagena), znajdziemy klasyczne, fizyczne przyciski i pokrętła. Owszem, takie rozwiązanie znane jest już od dawna, ale to wciąż najlepsze i najwygodniejsze podejście. Brawo dla Skody, że nie podążą za niekoniecznie mądrymi trendami na rynku i dostarcza samochody, które są po prostu praktyczne.
System infotainment jest teraz zauważalnie lepszy
Podczas mojego pierwszego spotkania z modelem Enyaq narzekałem, że sprawność działania systemu infotainment jest przeciętna. Najwidoczniej nie tylko ja miałem zastrzeżenia związane z oprogramowaniem, bowiem Skoda – w ramach przeprowadzonego odświeżenia – zdecydowała się ulepszyć system infotainment.
Producent wspomina, że teraz mamy do czynienia z oprogramowaniem 4.0, czyli nową generacją dotychczasowego rozwiązania. Nadal jest ono wyświetlane na zdecydowanie sporym, 13-calowym ekranie o zadowalającej rozdzielczości i maksymalnej jasności pozwalającej na komfortowe korzystanie w słoneczny dzień. Należy jeszcze dodać, że ekran niezmiennie trochę zbyt chętnie zbiera ślady pozostawiane przez palce użytkownika.
Podejrzewam, że ekran pozostał ten sam, ale korzystanie z niego jest teraz odczuwalnie innym doświadczeniem. Przede wszystkim widać, że system infotainment działa szybciej i dość rzadko zdarzają mu się zwolnienia. Nie jest to poziom BMW iDrive czy Mercedes MBUX, ale Skoda wykonała znaczący krok do przodu. Dodam, że przez tydzień testów nie miałem żadnych problemów z oprogramowaniem, a bezprzewodowa obsługa Apple CarPlay zrealizowana jest perfekcyjnie.
Nadal ekran główny składa się z interaktywnych widżetów, które pozwalają chociażby na podgląd nawigacji, znalezienie pobliskiej ładowarki, zmianę utworu czy poznanie danych na temat naładowania akumulatora. Położenie widżetów możemy konfigurować. Co więcej, personalizować możemy również skróty wyświetlane przy dolnej i górnej krawędzi ekranu, wybierając szybki dostęp do tych opcji, które faktycznie są dla nas ważne.
Nowa szata graficzna to również pozostanie przy sporych elementach interfejsu, takich jak przyciski czy dane mogące przydać się kierowcy. Dzięki temu wybranie interesującej nas funkcji jest wygodne, a całość charakteryzuje się wysokim poziomem czytelności. Nawet sterowanie klimatyzacją, mimo iż oparte na dotykowym ekranie, wypada zaskakująco dobrze.
Skoda Enyaq to jeszcze niewielki ekran umieszczony za kierownicą, który dostarcza podstawowych informacji, takich jak prędkość, poziom naładowania akumulatora, zużycie energii czy aktywne systemy wsparcia kierowcy. Do tego dochodzi całkiem spory wyświetlacz Head-Up na przedniej szybie, który obsługuje rozszerzoną rzeczywistość. Pozwala to na m.in. wyświetlenie wirtualnych strzałek podczas korzystania z nawigacji.
Więcej mocy i większy zasięg
Skoda Enyaq w wersji 85 otrzymała nowy silnik elektryczny (APP550), który znalazł się też w Volkswagenie ID.7. Charakteryzuje się on większą mocą – wariant 80 zapewniał 204 KM, co przekładało się na przyspieszenie od 0 do 100 km/h w czasie 8,6 sekundy. Natomiast nowa jednostka elektryczna oferuje 285 KM i umożliwia osiągnięcie pierwszej „setki” w 6,7 sekundy. Znacząco wzrósł też maksymalny moment obrotowy – z 310 do 545 Nm.
Silnik w modelu oznaczonym liczbą 85 wciąż znajduje się z tyłu i napędza tylne koła. Owszem, mamy niemało mocy, która przenoszona jest tylko na tylną oś. Nie należy jednak obawiać się tego połączenia – Skoda Enyaq jest wyraźnie ugrzeczniona przez oprogramowanie i trudno jest wprowadzić samochód w jakikolwiek poślizg. Ponadto podczas przyśpieszania nie dostajemy mocnego „kopniaka”, jak w niektórych elektrykach, a zamiast tego Enyaq przyspiesza z pewną gracją (nie mylić z ospałością).
Nie dość, że samochód jest teraz szybszy, to dodatkowo potrafi zużyć mniej energii od swojego poprzednika. Wcześniejszą wersję testowałem przy temperaturze wynoszącej 17 stopni, otrzymując następujące wyniki zużycia:
- jazda w mieście – 14,5 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 530 km,
- jazda z prędkością 90 km/h – 16 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 480 km,
- jazda z prędkością 120 km/h – 22 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 350 km,
- jazda z prędkością 140 km/h – 27,5 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 280 km.
Zużycie w nowej wersji sprawdziłem przy dość podobnych warunkach, gdy na zewnątrz było około 23 stopni Celsjusza. Po przejechaniu prawie tych samych odcinków testowych, komputer wskazał takie zużycie:
- jazda w mieście – 12,5 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 615 km,
- jazda z prędkością 90 km/h – 14,4 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 530 km,
- jazda z prędkością 120 km/h – 20,5 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 375 km,
- jazda z prędkością 140 km/h – 26,1 kWh na 100 km, szacowany zasięg około 295 km.
Zmiany widać szczególnie przy niższych prędkościach. Przy wyższych, gdy dochodzi spory opór powietrza, różnice są już mniejsze, ale wciąż mocniejsza Skoda Enyaq 85 jest bardziej energooszczędna niż Enyaq 80.
Warto wiedzieć, że wcześniej testowałem odmianę Coupe, a teraz bardziej klasyczną wersję nadwoziową, która według danych producenta ma trochę wyższe zużycie energii. Skoda dla modelu Enyaq 85 podaje od 15,3 do 16,2 kWh na 100 km w cyklu mieszanym, z kolei Enyaq 85 Coupe to, odpowiednio, od 15,0 do 15,8 kWh. Możliwe, że przy nowej wersji Coupe otrzymałbym jeszcze większą różnicę na korzyść silnika APP550.
Postanowiłem, że nie będę ograniczał się tylko do sprawdzenia zużycia przy określonych prędkościach. Naładowałem elektryczną Skodę i wybrałem się w dłuższą trasę. Start przypadł na Łyszkowice w województwie łódzkim, a meta we wsi Krzyżowa, pod słowacką granicą.
Z całej trasy, licząc również powrót, średnie zużycie energii wyniosło 18,7 kWh na 100 km. Nie zabrakło jazdy autostradami z prędkościami do 140 km/h, aczkolwiek muszę zaznaczyć, że w kierunku Krzyżowej dość często jechałem poniżej tej prędkości ze względu na spory ruch na autostradzie.
Akumulator ma niezmiennie pojemność 82 kWh, z czego do dyspozycji kierowcy oddano 77 kWh. Owszem, teraz możemy ładować z mocą 175 kW, ale tylko w przypadku droższych wersji 85x, czyli tych z dwoma silnikami elektrycznymi. Modele 85 obsługują dość skromne 135 kW, więc na szybkich ładowarkach musimy liczyć się z tym, że ładowanie od 10 do 80% wyniesie około 35 minut. Na ładowarkach AC otrzymujemy moc ładowania na poziomie 11 kW.
Skoda Enyaq sprawdza się podczas dalszych wycieczek
Oczywiście pod warunkiem, że jesteśmy w stanie zaakceptować dłuższe postoje na ładowarkach. Wrócę tutaj do mojej podróży do wsi Krzyżowa – łącznie cała trasa miała prawie 690 km. To całkiem sporo, ale mimo tego z samochodu wysiadłem bez dużego zmęczenia i nie czułem żadnego dyskomfortu.
Docenić należy zawieszenie, które nie jest przesadnie komfortowe i całkiem poprawnie radzi sobie z tłumieniem nierówności na drodze. Spodobały mi się również fotele, jak i pozycja za kierownicą. Wyciszenie też wypada dobrze, chociaż przy 140 km/h mogłoby być trochę ciszej we wnętrzu.
W związku z tym, że fotele zapewniają wystarczający zestaw ustawień, a także mamy dużo wolnej przestrzeni, łatwo jest znaleźć odpowiednią pozycję, aby przejechać kilkaset kilometrów. Do tego dochodzi aktywny tempomat, który bez problemów radzi sobie na drogach szybkiego ruchu. Obsługuje się go za pomocą manetki zlokalizowanej przy kierownicy, tak jak w wielu innych autach VAG-a – początkowo wymaga to przyzwyczajenia, ale dość łatwo jest zrozumieć zasadę działania.
Na brak miejsca, o czym już wcześniej wspomniałem, nie będą narzekać również pasażerowie. Nie miałem okazji, aby podróżować na tylnej kanapie, ale wstępnie sprawdziłem ją na postoju. Nie tylko mamy sporo przestrzeni na nogi oraz nad głową, ale również sama kanapa jest wygodna.
Fabryczna nawigacja ma aktualną siatkę dróg, aczkolwiek pokazywane ograniczenia prędkości niekoniecznie zawsze zgadzają się z tymi faktycznie obowiązującymi. Po wyznaczeniu celu uwzględniane są też ewentualne postoje na ładowarkach, więc nie musimy wcześniej dokładnie zaplanować trasy – wpisujemy miejsce docelowe i po prostu jedziemy.
Skoda Enyaq 85 – ewolucja, która może się podobać
Bohater tego testu, czyli Skoda Enyaq w wersji 85, to dowód, że Volkswagen (czyli też Skoda) coraz lepiej radzi sobie w produkcji nowoczesnych samochodów elektrycznych. Widać, że w dość krótkim czasie firma wykonała spory postęp w kwestii efektywności silników elektrycznych. Cieszy również fakt, że udało się odczuwalnie poprawić system infotainment, który nie irytuje już sprawnością działania, aczkolwiek do ideału jeszcze trochę mu brakuje
Nie bez powodu wspomniałem przed chwilą o Volkswagenie, bowiem platforma, na której oparty jest Enyaq, wykorzystywana jest w wielu innych autach koncernu. Dotyczy to również nowego silnika, który będzie coraz częściej spotykany w BEV-ach pozostałych marek Volkswagena, co jest bardzo dobrą informacją.
Postęp jest faktycznie spory i śmiem twierdzić, że z czasem otrzymamy elektryki, które jak najbardziej będą jednymi z najlepszych na rynku. Obecnie jest naprawdę dobrze, ale jeszcze jest sporo miejsca do wprowadzenia udoskonaleń i nowych pomysłów.
Czechom, przy pomocy Volkswagena, udało się wprowadzić dwie świetne zmiany – nowy silnik elektryczny i nowy system infotainment. Szkoda tylko, że nie udało się wdrożyć trzeciej zmiany, którą chciałbym zobaczyć, czyli obniżek cen. Wciąż jest drogo i omawiana wersja 85 startuje od 247,1 tys. złotych.
Wraz z dodatkowym wyposażeniem otrzymujemy finalną cenę egzemplarza testowego wynoszącą 313,5 tys. złotych. Nadmienię tylko, że Tesla Model Y w wariancie Long Range z napędem na tylne koła startuje od 214,9 tys. złotych, a już w standardzie zapewnia dość bogate wyposażenie.
_
Zdjęcia Skody Enyaq wykonał GRI CARS. Zapraszam do obserwowania jego profilu na Facebooku.