Jak grają?
Przed rozwinięciem tego tematu, należałoby wyjaśnić kilka kwestii. Słuchawki te są nie tylko dokanałowe, ale również bezprzewodowe, co narzuca pewne ograniczenia. Dodatkowo, w ich cenę włączony jest nie tylko aspekt Bluetooth, ale również aktywnej redukcji szumów oraz prestiżu firmy, więc jeżeli szukacie najlepiej grających doków w tej półce cenowej, to musicie poszukać gdzie indziej. Co nie zmienia faktu, że Bose QuietComfort 30 grają całkiem nieźle.
Słuchawki te są dedykowane zastosowaniom mobilnym, więc nie będę porównywał ich do swojego zestawu stacjonarnego. Jeżeli chodzi jednak o telefon, to na co dzień korzystam ze słuchawek B&O, dołączanych w przedsprzedaży do LG G5. Od czasu do czasu do smartfona podłączę też nieco tańsze Snab Overtone EP-101M (pierwszą generację). I trzeba powiedzieć to głośno – Bose QuietComfort 30 zmiatają je z powierzchni ziemi.
Muzyki słucham przede wszystkim ze Spotify, a jeśli chodzi o gatunki, to dominuje tutaj hip-hop. W celach testowych nie ograniczyłem się jednak do swoich brzmień, lecz przebrnąłem zarówno przez ciemne i uliczne rytmy z Ameryki, aż po polskie klasyki, brzmienia bardziej nowoczesne, auto-tune’owane i elektroniczne oraz symfoniczną adaptację z MTV Unplugged. W międzyczasie starałem się zaglądać do popu, rocka, etnicznych rytmów Gorana Bregovića, a nawet – jak nikt nie patrzył – disco polo. Trzeba przyznać, że we wszystkich przypadkach słuchawki radzą sobie naprawdę dobrze.
Dosyć pozytywne zaskoczyła mnie tutaj scena, która jest całkiem szeroka, „obszerna” i bardzo dobrze rozdziela wszelkie instrumenty. W niektórych momentach można mieć nawet wrażenie, że jest się na koncercie. Drugim aspektem są niskie tony, w których naprawdę można się zakochać. Na co dzień lubię dosyć wyważone brzmienie, ale Bose QuietComfort 30 swoją ciemniejszą charakterystyką mogą do siebie zachęcić nawet amatorów jaśniejszego brzmienia.
Basy wręcz rozpływają się na wszystkie ścieżki, ale nie zalewają ich, są bardzo wyraźnie zaznaczone, lecz nie dominują, a są przy tym miękkie i soczyste, wręcz satynowe. Nieco gorzej jest z wysokimi tonami – o tyle, o ile wokale po prostu nie brzmią aż tak wspaniale, tak niektóre wyższe dźwięki, szczególnie perkusyjne, potrafiły nieźle zakłuć w uszy. Może to prywatne odczucie, ale w moim mniemaniu góra jest po prostu zbyt ostra. Średnica nie zaskakuje w żaden sposób i odbieram ją naprawdę pozytywnie.
Podsumowując kwestię jakości grania – jest naprawdę dobrze. Jestem wręcz przekonany, że w tej cenie dałoby znaleźć się coś lepszego, ale w zamian za bezprzewodowość oraz aktywną redukcję szumów być może warto poświęcić pewne szczegóły, dostrzegane wyłącznie przez nielicznych audiofilów. Bose QuietComfort 30 po prostu nie mogą powstydzić się tego, jak odtwarzają dźwięki.
Bateria
Jeżeli chodzi o baterię, to tutaj jest naprawdę nieźle – do tego stopnia, że trudno mi operować dokładnymi liczbami. Czas pracy na jednym ładowaniu wynosi mniej więcej 8-10 dni, a samo ładowanie trwa – według producenta – aż do trzech godzin. Całość jest tak zaplanowana, że człowiek wręcz… zapomina o ładowaniu tych słuchawek. Zabrakło mi tutaj jakiegoś systemu przypominającego o niskim stanie baterii – czy to powtarzalnym w słuchawkach komunikacie, czy to w aplikacji. Chyba, że jakimś cudem go przegapiłem. Jeżeli chodzi o tę kwestię, to jest absolutnie poprawnie i dodatkowy komentarz jest tak naprawdę zbędny.
Czy warto?
Przyznam szczerze, że mam tutaj dosyć duże poczucie odpowiedzialności. 1299 złotych to naprawdę wysoka cena, jak za słuchawki dokanałowe do zastosowań nieprofesjonalnych i nie jestem przekonany, czy spełnią oczekiwania wszystkich. Czy spełniły moje? I tak, i nie – jakość dźwięku jest naprawdę zadowalająca, nie można przyczepić się również do wygody użytkowania, jakości wykonania i czasu pracy na baterii, ale – w moim mniemaniu – nieco kuleje aktywna redukcja szumów.
Mimo wszystko, raczej pokusiłbym się o ich rekomendację, z tą adnotacją, jeśli w Waszych preferencjach nie dominuje całkowite odcięcie od otoczenia, ale ogólnie pojmowana jakość. To nie jest tak, że wyciszanie nie działa, ale brakuje mi obiecywanej przez Quiet Comfort ciszy absolutnej – mimo to, za każdym razem słuchawki zakładałem z przyjemnością. Od siebie dodam, że z niezrozumiałych przyczyn brakuje mi w tych słuchawkach… wibracji. Odczytywanie koślawym angielskim nazwy dzwoniącej osoby przekonuje mnie znacznie mniej, niż delikatne wibrowanie na karku, o sygnalizacji poziomu baterii już nawet nie wspominając. Ale to już taka moja zachcianka ;).
Spis treści:
1. Wygląd i komfort użytkowania. Aktywna redukcja szumów
2. Jak grają? Bateria. Podsumowanie