2 miesiące temu do sprzedaży w Polsce trafiła Motorola One. Urządzenie chwalone jest za czystego Androida, dobry czas pracy na jednym ładowaniu, bądź co bądź niezły design, NFC i relatywnie niską cenę, wynoszącą ok. 1000 złotych. I faktycznie, jest to smartfon warty rozważenia, ale widać po nim wyraźnie, że producent musiał iść na pewne kompromisy. A ja zamierzam Wam je przybliżyć.
Parametry techniczne Motoroli One:
- wyświetlacz IPS o przekątnej 5,9” o rozdzielczości 1520 x 720 pikseli (287 ppi), 19:9,
- ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 625 o częstotliwości taktowania 2 GHz z Adreno 505,
- system Android 8.1 Oreo,
- 4 GB pamięci RAM,
- 64 GB pamięci wewnętrznej,
- 13 Mpix f/2.0 1,12 um + 2 Mpix f/2.4 1,75 um,
- kamerka 8 Mpix f/2.2, 1,12 um,
- Wi-Fi 802.11 a/b/g/n 2,4&5 GHz,
- GPS, Glonass, Galileo,
- LTE,
- dual SIM,
- NFC,
- Bluetooth 4.2,
- slot kart microSD,
- port USB typu C,
- 3.5 mm jack audio,
- akumulator o pojemności 3000 mAh, szybkie ładowanie 15 W
- wymiary: 150 x 72 x 7,97 mm,
- waga: 162 g.
Cena Motorola One w dniu publikacji recenzji: 999 złotych.
W zestawie z telefonem znajdziemy ładowarkę TurboPower 15 W, folię na ekran oraz etui silikonowe.
Wzornictwo, jakość wykonania
Patrząc na Motorolę One na usta ciśnie się tylko jedno słowo: inspiracja (choć pewnie wielu z Was pomyślało o innym: kopia). Widać wyraźne nawiązanie do iPhone’a X – z przodu duży notch, z tyłu pionowo umieszczone dwa obiektywy aparatu w lewej górnej części obudowy (choć odseparowane od siebie – w to miejsce wciśnięta została dioda doświetlająca). Jakkolwiek by do tego nie podejść, Motoroloa One może się podobać, choć… przez zaoblone krawędzie sprawia wrażenie dość grubego telefonu (ma 7,97 mm).
Smartfon został wykonany z dwóch tafli szkła, które dzieli plastikowa ramka – szkoda, że nie aluminiowa, ale zrozumiałe, że trzeba było na czymś zaoszczędzić. Trzeba jednak na nią uważać, bo przejawia tendencje do zbierania pomniejszych rys. Na prawym boku znajduje się regulacja głośności i włącznik, który w moim egzemplarzu nie pokazał się z dobrej strony przez bardzo niskie osadzenie w obudowie, przez co strasznie trudno się z niego korzysta (podobnego problemu nie ma z przyciskami Vol- i Vol+). Na lewym boku mamy szufladkę z dwoma slotami nanoSIM i dodatkowo microSD, a zatem duża zaleta – standardowy dual SIM zamiast hybrydowego.
Na górnej krawędzi telefonu umieszczony został 3.5 mm jack audio (kolejny plus) i mikrofon, natomiast na przeciwległej – drugi mikrofon, USB typu C (czyli jednak da się w tanim modelu?) i głośnik mono Dolby Audio (wbrew temu, co się może wydawać, bo maskownice są dwie – może to być mylące, bo dźwięk wydobywa się wyłącznie z prawej). Dźwięk jest dość głośny, za to jego jakość określiłabym jedynie mianem w porządku i nic więcej. Często wydaje się spłaszczony, na szczęście jednak nie jest metaliczny; do okazjonalnego słuchania muzyki czy odtwarzania dialogów – będzie w sam raz.
Patrząc na tył Motoroli One w oczy rzuca się wspomniany podwójny aparat główny z diodą doświetlającą oraz czytnik linii papilarnych, umieszczony w odpowiednim miejscu – odpowiednim, bo znajduje się na wyciągnięcie palca wskazującego.
Skaner oczywiście jest aktywny, co oznacza, że wystarczy przyłożyć do niego palec, by telefon został odblokowany. Towarzyszy temu wibracja, po której mniej więcej sekundę później ekran się podświetla.
Z przodu telefonu umieszczony został 5,9-calowy ekran otoczony pozornie niewielkimi ramkami. Pod nim znajdziemy logo Motoroli, a nad – dużego notcha, w którym znalazło się miejsce dla głośnika do rozmów, frontowego aparatu z diodą doświetlającą i czujnikiem światła. Zabrakło natomiast diody powiadomień, co dla mnie jest sporym minusem; są za to powiadomienia na ekranie, znane ze smartfonów Motoroli.
O czym warto pamiętać to fakt, że telefon nie spełnia żadnej konkretnej normy odporności, ale Motorola daje do zrozumienia, że jego konstrukcja jest odporna na zalania.
Wyświetlacz
Jeśli zastanawialiście się, gdzie Motorola szukała oszczędności produkując Motorolę One, ekran jest odpowiedzią. Zacznijmy jednak od samej rozdzielczości, która przy przekątnej 5,9” prezentuje się po prostu marnie – 1520 x 720 pikseli przekłada się na zagęszczenie na poziomie 287 punktów na cal. Co to oznacza w praktyce? Patrząc na ekran widać, że czcionki są lekko poszarpane. Osoby, które miały już do czynienia z ekranami o lepszych parametrach poczują, że nie jest najlepiej, natomiast ci, którzy wcześniej działali na podobnym wyświetlaczu, nawet nie odczują różnicy. Faktem jest jednak, że HD+ nie wygląda dobrze i nie ma co czarować rzeczywistości.
Pozostałe kwestie związane z ekranem są już OK, jak na reprezentanta półki cenowej zamykającej się kwocie w 1000 złotych. Kąty widzenia są w porządku, choć widać lekki spadek kontrastu po odchyleniu telefonu, z kolei czujnik światła działa z delikatnym opóźnieniem – ogólnie dobrze radzi sobie z ustawianiem jasności, ale zanim to zrobi, potrafi minąć dłuższa chwila. Co więcej, często jasność ustawiana jest na zbyt wysoką niż powinna.
A skoro już o jasności mowa, minimalna jest w porządku, choć nie obraziłabym się za ciutkę niższą, natomiast maksymalna nie sprawia trudności podczas korzystania z telefonu w pełnym słońcu (swoją drogą, szkoda, że takowego już nie ma).
W ustawieniach znajdziemy filtr światła niebieskiego (pod nazwą “podświetlenie nocne”) oraz tryb koloru – standardowy lub jaskrawy. Jest też opcja zmiany balansu bieli – na ciepły, neutralny (taki jest domyślnie) lub chłodny. I to tak naprawdę tyle, jeśli chodzi o ekran Motoroli One.
Działanie
Motorola One należy do rodziny Android One, co oznacza, że działa pod kontrolą Androida w wersji pozbawionej nakładki. Choć trzeba pamiętać o tym, że ingerencja Motoroli w oprogramowanie, niezależnie od modelu, ogranicza się tak na dobrą sprawę do minimum. Testowany smartfon przez długi czas, który spędził w moich rękach, działał pod kontrolą Androida w wersji 8.1 Oreo z poprawkami bezpieczeństwa datowanymi na 1 października. A mi na myśl ciągle nasuwało się pytanie o to, kiedy Motorola One otrzyma aktualizację nie z najnowszymi poprawkami, bo to powinno było stać się “na dniach”, ale do Androida 9.0 Pie. I o ile to pytanie przez dłuższy czas pozostawało bez odpowiedzi, tak wreszcie nadeszła wyczekiwana aktualizacja.
Teraz Motorola One pracuje w oparciu o Androida 9.0 Pie, a poprawki bezpieczeństwa datowane są na 1 listopada.
Smartfon, który dziś biorę w obroty, działa dzięki ośmiordzeniowemu procesorowi Snapdragon 625 z Adreno 505, w połączeniu z 4 GB RAM-u i wspomnianym Androidem Pie. Motorola One dobrze, a może nawet lepsze słowo to >solidnie< sprawuje się podczas codziennego użytkowania. Nie jest najszybszym urządzeniem, ale też nie zawodzi – wszystkie zadania wykonuje w odpowiednim tempie i trudno mieć co do tego zastrzeżenia, biorąc pod uwagę jego cenę. Odnoszę wrażenie, że dla osób, do których skierowany jest ten smartfon, pod względem wydajności będzie w sam raz.
Screeny jeszcze z Oreo:
A co zmieniło się w Pie względem Oreo? Zmiany są głównie wizualne. Inaczej (lepiej) wygląda menu szybkich funkcji wysuwane z górnej belki systemowej i lista funkcji w ustawieniach telefonu. Zmianie uległ również wygląd androidowych ikon na dolnej belce oraz umiejscowienie widżetu Google Now – o ile wcześniej można było go usunąć z ekranu domowego, tak teraz jest wrzucony na stałe na dół ekranu, wraz z pięcioma ikonami wybranych aplikacji.
Z bardziej widocznych zmian – regulacja głośności została przeniesiona z góry ekranu na prawy bok, a lista otwartych aplikacji wygląda dużo ładniej i przyjaźniej dla oka. Wyniki w testach syntetycznych się nie zmieniły, podobnie jak szybkość otwierania poszczególnych aplikacji, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że sam telefon działa nieco płynniej.
Screeny już z Pie:
Dla porównania:
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Audio. Wyświetlacz. Działanie
2. Oprogramowanie. Czas pracy akumulatora. Aparat. Podsumowanie
Oprogramowanie
Jako że mamy tu czystego Androida, łatwo jest się odnaleźć w nawigacji. Po lewej stronie ekranu głównego mamy pulpit Google z zakładką Discovery. Z głównego ekranu możemy przejść bezpośrednio do listy wszystkich aplikacji, przeciągając palec od dołu ekranu ku górze. Gest wykonany w drugą stronę powoduje zsunięcie belki systemowej, zawierającej skróty do najważniejszych ustawień telefonu oraz wszelkie powiadomienia.
Tak na dobrą sprawę w oprogramowaniu nie uświadczymy żadnych ciekawych funkcji. Te, na które warto zwrócić uwagi, są raczej standardowe, a mam na myśli szybkie uruchamianie aparatu przez dwukrotne wciśnięcie przycisku zasilania (choć zazwyczaj działa to z Vol-), tworzenie konta gościa czy rozpoznawanie twarzy – tu ukryte w opcji Smart Lock jako Zaufana twarz (działa względnie dobrze, dopóki jest dobre światło).
Miłym dodatkiem w telefonie jest radio oraz aplikacja Dolby Audio, dzięki której otrzymujemy dostęp do zaawansowanego equalizera i predefiniowanych trybów audio. Największą uwagę skupia na sobie, jak zawsze w smartfonach Motoroli, aplikacja o tej samej nazwie. To właśnie tutaj znajdziemy gesty: potrząśnij dwukrotnie, by włączyć latarkę czy dwukrotnie obróć nadgarskiem, by uruchomić aparat. Jest też oczywiście wspomniany już przeze mnie Wyświetlacz Moto, co oznacza energooszczędne powiadomienia na wyłączonym ekranie. I to tak naprawdę wszystko, jeśli chodzi o jakiekolwiek dodatki.
Z rzeczy problematycznych, podczas testów zauważyłam, że telefon często nie pobierał powiadomień – i tak, wielokrotnie nie dostałam informacji o oczekujących wiadomościach na Messengerze czy e-mailach. Trudno powiedzieć w czym konkretnie tkwi problem, biorąc pod uwagę, że w ustawieniach baterii nie znalazłam żadnych funkcji, które mogłyby cokolwiek zmienić w tym zakresie. Tak było zarówno na Oreo, jak i na Pie.
Zerknijmy jeszcze okiem na benchmarki:
AnTuTu: 80929
GeekBench 4:
single core: 865
dual core: 4206
3DMark:
Ice Storm: 13832
Ice Storm Extreme: 8543
W grach telefon radzi sobie dobrze, ale mocno daje się we znaki spadek klatkażu. Trzeba też uzbroić się w cierpliwość, bo ładowanie gier trwa dość długo.
Pod względem portów i złączy, Motorola One pozytywnie zaskakuje. Wszystko za sprawą tego, że mamy tu port USB typu C, standardowy dual SIM (a zatem dwa osobne sloty na nanoSIM i osobny na microSD) i 3.5 mm jacka audio. Do tego dochodzą kwestie komunikacyjne: LTE, Bluetooth 4.2, GPS, dwuzakresowe WiFi i, co dla wielu najważniejsze, NFC, dzięki któremu można płacić telefonem zbliżeniowo. Jakość rozmów stoi na poprawnym poziomie, choć miałam do czynienia z jednym egzemplarzem, który przed przywróceniem danych fabrycznych notorycznie rozłączał połączenia po kilku sekundach (dobrze, że to pomogło).
Telefon wyposażony jest w 64 GB pamięci wewnętrznej. Poniżej macie jeszcze test pamięci systemowej, przeprowadzony w aplikacji AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 280,1 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 215,68 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 64,74 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 67,59 MB/s.
Akumulator / czas pracy
Ogniwo o pojemności 3000 mAh, Snapdragon 625 i niska rozdzielczość ekranu – w teorii już samo to mogło sugerować, że będziemy mieli do czynienia z niezłym czasem osiąganym przez Motorolę One na jednym ładowaniu. Ale jakoś nieszczególnie chciało mi się w to wierzyć przed rozpoczęciem testów, bo zawsze wolę się miło zaskoczyć, niż przykro rozczarować. Jak było tym razem?
Cóż, zdecydowanie pozytywne zaskoczenie. W moich rękach Motorola One raz udało się wytrzymać 2,5 dnia bez ładowania, z czego na włączonym ekranie niecałe 8 godzin – to był akurat dłuższy weekend i korzystałam z telefonu raczej niewiele (i dużo więcej na WiFi niż LTE), ale nie zmienia to faktu, że wynik może się podobać. W standardowych warunkach smartfon Motoroli rozładowywał się pod koniec dnia, mając na liczniku od pięciu do ośmiu godzin.
Pełne ładowanie Motoroli One trwa ok. 1,5 godziny.
Aparat
Wydaje mi się, że wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że trudno jest połączyć kwotę 1000 złotych z aparatem, który zadowalałby w każdych warunkach. Wypada jednak powiedzieć o tym wprost: Motorola One nie jest dobrym wyborem dla osób, które szukają smartfona z dobrym aparatem.
W Motoroli One otrzymujemy taki zestaw:
- tył: 13 Mpix f/2.0 1,12 um + 2 Mpix f/2.4 1,75 um,
- przód: 8 Mpix f/2.2, 1,12 um.
W słoneczne dni główny aparat radzi sobie względnie dobrze. Fotografie mogą się podobać, są dość przyjemne dla oka, ale nie można tu mówić ani o świetnej szczegółowości, ani idealnym odwzorowaniu barw. Gdy zaczyna brakować światła, jakość znacznie się pogarsza. Do tego stopnia, że pojawia się strasznie dużo szumów i zdjęcia stają się wręcz tragiczne – zresztą, spójrzcie na przykładowe zdjęcia załączone przeze mnie poniżej, a zobaczycie, o czym mówię (cóż, nocne fotki nie nadają się do niczego).
Przednia kamerka spisuje się przeciętnie – niezależnie od włączonego czy też wyłączonego trybu portretowego (a on sam radzi sobie dość marnie). Na pochwałę zasługuje natomiast przednia dioda doświetlająca, która potrafi uratować zdjęcia robione w nocy.
Jako jeden z nielicznych smartfonów w tej klasie, Motorola One nagrywa wideo w 4K (z przodu tylko w Full HD). Oczywiście nie ma co liczyć na stabilizację.
Podsumowanie
Zawsze najtrudniej jest napisać podsumowanie. Wszystko za sprawą tego, że wymieniane przez nas, recenzentów, wady, są czysto subiektywne. Oznacza to, że jednym będą przeszkadzały, a inni nawet nie zwrócą na nie uwagi podczas procesu zakupowego. I naprawdę długo zastanawiałam się, jakie minusy Motoroli One można wskazać, które faktycznie eliminowałyby ten telefon w oczach potencjalnych klientów, biorąc oczywiście pod uwagę jego cenę (która w momencie publikacji recenzji wynosi niecałe 1000 złotych).
Nie znalazłam takiej. Najbardziej mogę przyczepić się do rozdzielczości HD+ przy 5,9-calowym ekranie. Prawda jest jednak taka, że mi to przeszkadza nie dlatego, że jakość wyświetlanego obrazu jest strasznie zła, a przez to, że wiem, jak wygląda wyższe zagęszczenie pikseli na cal. Osoby, które szukają sprzętu w tej półce cenowej, nie powinny mieć z tym takiego problemu. Bo to nie tak, że ekran jest tragiczny. Po prostu mógłby być nieco lepszy – ale wyższa rozdzielczość przy zachowaniu pozostałych cech modelu, automatycznie podniosłaby cenę telefonu. Zatem: coś za coś.
Z innych wad brakuje mi tu diody powiadomień i głośników stereo (jest tylko mono), a i duży notch nie jest czymś, co lubię w tym modelu. Do tego warto pamiętać o aparacie, który w dzień radzi sobie nieźle, ale w gorszych warunkach już raczej tego o nim powiedzieć nie można (ale za 1000 złotych nikogo to dziwić nie powinno).
Im dłużej korzystałam z telefonu Motorola One, tym bardziej się do niego przekonywałam. Ogólne niezłe działanie i czasem aż zaskakujący czas pracy na jednym ładowaniu to coś, czego oczekuję od smartfona.
Znajdźcie inny smartfon, który w cenie wynoszącej 999 złotych oferuje 3.5 mm jacka audio, prawdziwe dual SIM z opcją rozszerzenia pamięci dzięki microSD, NFC, USB typu C i najnowszą wersją Androida (9.0 Pie). Podpowiem: nie uda Wam się.
I to właśnie sprawia, że Motorola One jest najbardziej kompletnym i chyba za sprawą tego również najciekawszym smartfonem, jaki możecie kupić do 1000 złotych.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Audio. Wyświetlacz. Działanie
2. Oprogramowanie. Czas pracy akumulatora. Aparat. Podsumowanie