Recenzja Lenovo IdeaPad 330-17ICH – zwykły plecak nie wystarczy

Mój zestaw do pracy zazwyczaj składa się z dwóch komputerów. W domu używam stacjonarnej maszyny z ekranem 27″ UHD, poza domem wspierając się starym, acz mocno zmodyfikowanym 13″ MacBookiem Pro z 2011 roku. A gdybym musiał zastąpić obie maszyny jedną? Do testów otrzymałem Lenovo IdeaPad 330-17ICH, mocną maszynę z ekranem 17″ FHD, mającą ambicję być zamiennikiem komputera stacjonarnego. Na miesiąc stała się ona moim podstawowym komputerem do pracy i zabawy. Poniżej możecie przeczytać o moich wrażeniach po tym miesiącu.

Specyfikacja techniczna

  • Ekran: LCD 17″ z podświetleniem LED, 1920×1080 pikseli, matryca IPS
  • Procesor: sześciordzeniowy Intel i7-8750H (2.2 GHz, 4.10 GHz Turbo, 9 MB Cache)
  • Karta graficzna: NVIDIA GeForce GTX 1050 4 GB GDDR5
  • Zintegrowana karta graficzna: Intel UHD Graphics 630
  • Dysk twardy: SSD NVMe M.2 256 GB
  • Pamięć: 8 GB DDR4 2400 MHz – z tego 4 GB wlutowane jest na płycie, a 4 GB zamontowane w slocie SODIMM.
  • Złącza: 1 x USB typ C 2 x USB 3.0, HDMI, czytnik kart
  • Głośniki: 2 x 1,5 W
  • Komunikacja: LAN, WiFi IEEE 802.11ac, Bluetooth
  • Rozmiary: 418x219x24,9 mm
  • Waga: 2,8 kg
  • Akumulator: Li-Polymer, ~4000 mAh, 11,4 V, 45,26 Wh
  • Inne: podświetlana klawiatura

Cena na dzień pisania recenzji wynosi ~4099 zł. W pudełku poza skromną dokumentacją znajdziemy jedynie zasilacz o mocy 135 W.

Ideapad. Właściwie nie do odróżnienia od starszego modelu.

Konstrukcja i wzornictwo

Na pierwszy rzut oka ciężko odróżnić IdeaPad 330-17ICH od dowolnego innego Ideapada serii 3XX wyprodukowanego przez ostatnie dwa lata. Mógłbym w zasadzie również powtórzyć wszystko, co mówiłem o poprzednikach testowanego modelu – czyli mamy do czynienia z całkowicie plastikową konstrukcją, z matową matrycą, szerokimi ramkami ekranu i typową dla Lenovo wyspową klawiaturą z blokiem numerycznym, podświetlaną białym światłem. Spasowanie elementów jest poprawne, nic nie trzeszczy, nic się nadmiernie nie ugina.

Ekran o przekątnej 17″ zamocowany jest na pojedynczym zawiasie, pracuje z nieprzesadnie wielkim, lecz wystarczającym oporem. Przy sporych rozmiarach sztywność całości klapy należy ocenić jako wystarczającą – chciałoby się trochę więcej, ale jak na plastikowy element nie ma co specjalnie narzekać. Szczelina między ekranem, a resztą urządzenia kryje wyjście układu chłodzenia, nieprzesadnie rozbudowanego, jak na maszynę zbudowaną pod kątem wydajności – wloty umieszczone są na spodzie laptopa. Pod klawiaturą, asymetrycznie, jest firmowany przez ELAN touchpad bez wydzielonych przycisków (na nacisk reaguje cała powierzchnia), obsługujący typowy dla Windows 10 zestaw gestów.

Wszystkie porty skupione są po lewej stronie komputera, również tam znalazły miejsce czytnik kart, port zasilania oraz zagłębiony przycisk awaryjnego wywołania procedury Recovery. Na prawej ściance jest wyłącznie gniazdo blokady Kensington – mimo wystarczających rozmiarów, producent nie zdecydował się na montaż napędu optycznego. Trudno uznać to za znaczący brak, raczej za znak czasów, kto się bez napędu nie będzie potrafił obejść, może zawsze go podłączyć przez USB. Nie sądzę jednak, by często powstawała taka potrzeba.

Niezrozumiały jest dla mnie natomiast wybór miejsca na głośniki – Lenovo z jednej strony chwali się implementacją systemu Dolby w urządzeniu, zarazem wybierając dla nich miejsce najgorsze z możliwych, na dole maszyny, z przodu, skierowane wylotami w kierunku biurka. O ile na biurku jeszcze coś słychać (dźwięk ma się od czego odbić do odbiorcy), o tyle jeśli trzymamy komputer na kolanach, to z dźwiękiem jest zwyczajnie słabo. Naprawdę dziwny to wybór miejsca, gdyż nie brak wolnej przestrzeni na górnej części i spokojnie można byłoby coś wygospodarować dla głośników.

Krótko podsumowując, nie mam większych zastrzeżeń do jakości wykonania – po miesiącu użytkowania największym brakiem – poza słabym dźwiękiem – jest nie najszczęśliwsze położenie touchpada i jego niewielkie wymiary, czyniące go nieszczególnie wygodnym w użyciu.

Grać? No jasne, że grać!

Ekran

Za wyświetlanie obrazu w IdeaPadzie 330-17ICH odpowiada matowa matryca LCD typu IPS (In-Plane Switching) o rozdzielczości 1920×1080 punktów. Jest ona coraz częściej spotykana dla tej przekątnej (jedynie najtańsze konstrukcje 17″ mają matryce 1600×900). Nie wymaga przy tym włączania systemowego skalowania interfejsu – tekst i elementy GUI wyświetlane na ekranie są wystarczająco duże bez niego, choć osoby o słabszym wzroku oczywiście mogą wybrać skalowanie 125% dla poprawy czytelności.

Matryca ma wg danych producenta jasność maksymalną 300 nitów, przy reprodukcji kolorów na poziomie 72% przestrzeni barwnej sRGB. Bez kolorymetru dość ciężko sprawdzić poprawność tych deklaracji – na bazie tablic kontrolnych mogę jedynie stwierdzić, że aby uzyskać możliwie optymalną reprodukcję koloru jasność powinna być ustawiona jeden poziom poniżej maksymalnego dostępnego.

Akceptowalny jest także poziom maksymalny i poziom poniżej optymalnego, natomiast obniżając jasność dalej kolory stają się mało wyraziste, zaczyna brakować kontrastu,  a przy dłuższej pracy daje się wyraźnie we znaki zmęczenie oczu. Odwzorowanie kolorów jest natomiast zupełnie przyzwoite – mimo braku pokrycia 100% przestrzeni barwnej sRGB. Warto skorzystać choćby z programowego kalibratora dostępnego w systemie, gdyż tablice wskazywały na odchyłki od optymalnego ustawienia gamy – nie udało się co prawda zupełnie ich zniwelować, ale poprawić co nieco jak najbardziej.

Sprawdzając różne poziomy jasności nie udało mi się wykryć migotania diod LED – albo producent zastosował podświetlenie stałe, albo modulację PWM na tyle szybką, żeby nie udało mi się jej wykryć nagraniem w przyspieszonym tempie – z punktu widzenia komfortu pracy nie ma to zresztą większego znaczenia.

Nieźle wyglądają kąty widzenia ekranu – Ideapad 330 nie dorównuje tu co prawda najlepszym, ale spadek kontrastu przy pracy pod kątem jest do zaakceptowania i na pewno przewyższa tanie urządzenia z matrycami typu TN.

Jak na wydajną maszynę portów wcale nie ma w nadmiarze

Porty

Lenovo IdeaPad 330-17ICH jest wyposażony w standardowy zestaw portów. Pełnowymiarowy port HDMI (niestety wyłącznie w wersji 1.4b), złącze Gigabit Ethernet, dwa typowe duże porty USB 3.0 oraz jeden port USB Typu C. Słuchawki i mikrofon podłączyć można za pomocą pojedynczego złącza jack 3,5 mm. Do tego czytnik kart i złącze zasilania, w postaci charakterystycznego dla Lenovo prostokątnego gniazda.

W typowych zastosowaniach z całą pewnością nie zabraknie żadnego potrzebnego gniazda, choć dziwi mnie nieco, że w tak dużej maszynie producent nie zdecydował się na użycie wolnej przestrzeni po prawej stronie na dodatkowe porty. Wymagający użytkownik bez problemu wykorzysta wszystko, co jest dostępne i niestety będzie musiał się rozejrzeć za przejściówką.

Wyspowa, podświetlana klawiatura.

Klawiatura i touchpad

Klawiatura jest typowa dla komputerów Ideapad. Wydzielony blok numeryczny ma nieco węższe klawisze niż reszta, choć miejsca nie brakuje – jest to niewątpliwie konsekwencja unifikacji tego elementu z mniejszymi członkami rodziny. Podświetlenie jest zrealizowane za pomocą białych diod LED, zapewniających w każdych warunkach należyty komfort pracy podczas pisania – szczerze mówiąc coraz mniej jestem w stanie sobie wyobrazić pisanie bez tego udogodnienia.

O ile do klawiatury nie mam w zasadzie żadnych poważnych zarzutów (aczkolwiek blok numeryczny mógłby być jednak odsunięty nieco od głównego – zdarzyło mi się wciskać NumLock zamiast Backspace), o tyle dla touchpada nie będę tak wyrozumiały. Jest to również typowa dla Lenovo konstrukcja – gładka powierzchnia, brak wydzielonych przycisków, z dość sporą twardością podczas naciskania, która potrafi zmęczyć podczas dłuższej pracy. Poza twardością zarzuty mam dwa – po pierwsze, dlaczego w 17″ komputerze touchpad jest taki mały? Obok jest masa wolnej przestrzeni, zamontowanie większej płytki dotykowej zdecydowanie uprzyjemniłoby pracę.

Drugi problem pojawia się podczas gry – otóż kładąc rękę na klawiaturze, by skorzystać z typowego zestawu klawiszy WSAD, w losowych momentach dotykam dłonią touchpada w sposób interpretowany przez sterownik jako naciśnięcie lewego przycisku myszy. Podczas gry w World of Warships owocowało to niekontrolowanymi odpaleniami dział. Po wklejeniu całej salwy burtowej (12 x 406 mm) w sojusznika i otrzymaniu kary zmuszony byłem wyłączać touchpad na czas rozgrywki – a wystarczyłoby zamontować go nieco bardziej centralnie lub chociaż umożliwić automatyczne wyłączenie po podłączeniu myszy (nie znalazłem niestety takiej opcji w sterowniku).

Spis treści: