Najładniejsza i najbardziej oryginalna wersja kolorystyczna, z jaką się dotychczas spotkałam. Jeden z lepszych aparatów w smartfonach, a na pewno najlepiej spisujący się w konkretnych scenariuszach. Niezawodny, atrakcyjny, intrygujący. Właśnie taki, w skrócie, jest Huawei P20 Pro. Spędziłam z nim miesiąc. To odpowiednio długi czas, by wyłapać jego największe zalety i wady. Usiądźcie wygodnie i przygotujcie się na dużą dawkę informacji. Zapraszam do zapoznania się z obszerną recenzją Huawei P20 Pro.
Parametry techniczne Huawei P20 Pro:
- wyświetlacz OLED 6,1″ 2240×1080 pikseli, 18,7:9,
- ośmiordzeniowy procesor Kirin 970 (4x Cortex-A73 2,36GHz + 4x Cortex-A53 1,8 GHz) z Mali-G72 MP12,
- Android 8.1 Oreo z EMUI 8.1,
- 6 GB RAM,
- 128 GB pamięci wewnętrznej,
- aparat RGB 40 Mpix f/1.8, monochromatyczny 20 Mpix f/1.6, teleobiektyw 8 Mpix f/2.4,
- kamerka 24 Mpix f/2.0,
- LTE, dual SIM,
- NFC,
- GPS / Glonass / Beidou,
- WiFi 802.11 2,4&5 GHz,
- Bluetooth 4.2, aptX HD,
- port USB typu C,
- port podczerwieni,
- czytnik linii papilarnych, odblokowywanie twarzą,
- akumulator o pojemności 4000 mAh, szybkie ładowanie,
- wymiary: 155 x 73,9 x 7,8 mm,
- waga: 180 g.
Cena Huawei P20 Pro w momencie publikacji recenzji: 3499 złotych
Wideorecenzja Huawei P20 Pro – krótko i na temat
Wzornictwo, jakość wykonania
Czarne, białe, złote, różowe, a ostatnio czerwone – chyba nie będzie przesadą, gdy stwierdzę, że to właśnie te wersje kolorystyczne w ostatnim czasie są najpopularniejsze na rynku smartfonów. Z tym większą ciekawością i niecierpliwością od pierwszego przecieku, na którym pojawił się P20 Pro Twilight, czekałam na możliwość zobaczenia go na żywo. Cóż, pierwsze spojrzenie na jego obudowę „w realu” i mamy werdykt: to najładniejszy kolor obudowy, jaki kiedykolwiek zastosowano w smartfonach. Najładniejszy, najbardziej nietypowy, intrygujący, rzucający się w oczy – można o nim powiedzieć wiele. Nie spotkałam się z osobą, która stwierdziłaby, że Twilight jest brzydki, a to naprawdę spory wyczyn. Gradientowe, niebiesko-fioletowe plecki przykuwają wzrok, a do tego sprawiają, że jest to najbardziej wyróżniający się smartfon spośród wszystkich aktualnie dostępnych w sprzedaży. Swoją drogą, nigdy nie sądziłam, że o designie i jakości wykonania Huawei będę się tak rozpływała, zwłaszcza mając w pamięci premierę Ascenda P7… To jednak pokazuje, jak długą drogę przeszedł Huawei i ile zdążył w ciągu zaledwie tych kilku lat poprawić.
Obudowa P20 Pro jest szklana, co z jednej strony jak najbardziej może się podobać, ale z drugiej – można ją wykorzystywać jako lusterko, bo ma tak dużą zdolność odbijania w sobie wszystkiego (przykład poniżej). Do tego smartfon bardzo szybko się palcuje, przez co trudno utrzymać go w należytej czystości oraz lekko rysuje – co prawda te rysy nie są strasznie widoczne, ale przy dolnej krawędzi, jak się bardziej przyjrzymy, można zauważyć mikroryski powstałe wskutek, jak się domyślam, ciągłego chowania telefonu do kieszeni.
Dokładnie dziś mija miesiąc odkąd w moje ręce trafił Huawei P20 Pro i równo tydzień od momentu, w którym wsadziłam go w ochronne etui – jako że urządzenie to stało się (zapewne na jakiś czas) moim prywatnym smartfonem, postanowiłam o niego nieco bardziej zadbać. Po trzech tygodniach korzystania z P20 Pro bez żadnej dodatkowej obudowy czy etui muszę stwierdzić, że całkiem nieźle znosi próbę czasu, aczkolwiek zdecydowanie warto na niego uważać.
W przypadku testowanego urządzenia warto zwrócić uwagę na trzy rzeczy. Pierwszą jest fakt, który spodobał mi się już przy konfigurowaniu sprzętu, a mianowicie – super spójność w designie, objawiająca się zastosowaniem czerwonym wstawek (w postaci czerwonej kreski na włączniku i korespondującej z nią czerwonej ramki slotu kart nanoSIM – oczywiście, żeby ją zobaczyć, musicie wyjść szufladkę z obudowy). Druga rzecz to aluminiowe krawędzie, błyszczące się jak wiadomo co wiadomo komu… wiem, że to specjalny zabieg stylistyczny projektantów Huawei, ale jakoś bardziej pasowałoby mi tu matowe wykończenie. A trzecia rzecz z kolei to oczywiście wystające obiektywy aparatów – jeden mniej, pozostałe dwa bardziej. Całe szczęście nie są podatne na zarysowania, a przynajmniej ani mi, ani żadnemu z testerów, z którymi rozmawiałam, nie udało się ich zarysować. Zastrzeżenia każdy z nas miał i ma wciąż do tego, z jakim uporem przestrzeń wokół obiektywów zbiera kurz – bardzo trudno jest go stamtąd usunąć, co bardzo nieestetycznie wygląda (zobaczcie poniżej).
Sam telefon, przez wzgląd na zastosowanie 6,1-calowego wyświetlacza, nie należy do najmniejszych, ale z racji tego, że to ekran Full View, udało się go zamknąć w obudowie o wymiarach 155 x 73,9 x 7,8 mm. Dla osób o mniejszych dłoniach może być problemem, by korzystać z niego jedną ręką. Faktem jest, że nawet w moim przypadku dosięgnięcie do górnego rzędu ikon, trzymając telefon normalnie, nie jest możliwe. P20 Pro waży 180 gramów, niespecjalnie ciąży w ręce, choć pod względem wagi moim faworytem chyba na długo pozostanie LG V30 (158 gramów).
Zerknijmy jeszcze na krawędzie Huawei P20 Pro:
– lewa: szufladka skrywająca dwa sloty kart nanoSIM,
– prawa: przyciski do regulacji głośności i włącznik (tu zaznaczę, że dość luźny, co raczej nie powinno mieć miejsca w smartfonie tej klasy – winę zganiam na ten konkretny egzemplarz),
– góra: port podczerwieni, mikrofon,
– dół: USB typu C, drugi mikrofon, jeden z głośników,
– przód: drugi głośnik (będący również głośnikiem do rozmów), obiektyw kamerki przedniej, czujnik światła, niewielka dioda powiadomień; pod ekranem: czytnik linii papilarnych,
– tył: trzy obiektywy aparatu z diodą LED.
Wyświetlacz
Pierwszy zarzut, jaki możecie usłyszeć względem wyświetlacza w P20 Pro, to jego rozdzielczość; przy przekątnej 6,1” zastosowano tu 2240×1080 (Full HD+), a nie – jak można było się spodziewać – 2960×1440 pikseli (QHD+). Czy przeszkadza to podczas normalnego użytkowania telefonu? Nie, bo czcionki są ostre i czytelne, nie czuć żadnego dyskomfortu z tym związanego. I ta odpowiedź malkontentom powinna wystarczyć. Choć oczywiście z faktami trudno dyskutować, flagowe modele, jak choćby LG V30 czy Samsung Galaxy S9+, QHD+ jak najbardziej oferują.
Zastosowana w P20 Pro matryca to OLED, dzięki czemu mamy świetne odwzorowanie czerni (nieco gorsze bieli) i doskonałe kąty widzenia. W ustawieniach możemy zmienić tryb koloru (do wyboru są dwa: normalne lub wyraziste, polecam te drugie) oraz temperaturę barwową (ciepła, zimna, domyślna lub dostosowana indywidualnie).
Nowością w smartfonach Huawei jest funkcja „naturalne tony”, która automatycznie dostosowuje temperaturę barwową na podstawie oświetlenia otoczenia w celu uzyskania komfortu porównywalnego z czytaniem na papierze. Posiadacze sprzętu Apple skąd tę funkcję kojarzą, prawda? ;) Dodatkowo mamy oczywiście ochronę wzroku, czyli filtr światła niebieskiego, który możemy włączyć ręcznie lub w określonych wcześniej godzinach.
Jeśli chodzi o jasność ekranu, tutaj mam jedno zastrzeżenie – ekran świeci dość mocno, jednak w pełnym słońcu niewystarczająco; nie pogardziłabym, gdyby jasność maksymalna była jeszcze ciut wyższa (pod tym względem Galaxy S9+ wygrywa). Jasność minimalna stoi na dobrym poziomie. Natomiast to, co mnie lekko irytuje w P20 Pro to fakt, że mimo ustawionej ręcznej jasności ekranu, przy każdorazowym odblokowaniu ekranu przestawia się ona na automatyczną, która to z kolei nieco zbyt agresywnie podbija jasność – często, np. w pomieszczeniach, ekran świeci nieco zbyt jasno (nie zrozumcie mnie źle: odpowiednio i szybko czujnik reaguje na zmianę oświetlenia, ale po prostu ta jasność mi nie odpowiada – wolę ją lekko zmniejszyć).
Jest jeszcze jedna istotna kwestia w przypadku Huawei P20 Pro, a mianowicie folia fabrycznie naklejona na ekranie. Po wyjęciu smartfona z pudełka dostrzeżecie, że na wyświetlaczu telefonu jest idealnie docięta folia – możecie ją ściągnąć, ale nie musicie. Ja się jej pozbyłam, bo taka jest rola testera. I muszę stwierdzić, że o ile bez folii nie chronimy ekranu, tak ślizg palca po nim jest lepszy niż gdy folia jest na ekranie. O obecność warstwy oleofobowej na ekranie nie musicie się martwić – jak najbardziej jest, zapewnia idealny ślizg palca i reakcję ekranu na dotyk, a do tego szybko się wyciera ze wszystkich zabrudzeń.
Osobnym tematem, pozostając jednak wciąż przy wyświetlaczu, jest notch, czyli wcięcie w ekranie, które zdążyło już zebrać zarówno swoich zwolenników, jak i wielkich przeciwników. Dla wszystkich mam dobrą wiadomość: notcha można wyłączyć. To tylko od nas zależy czy chcemy wyświetlać treści na pełnym ekranie z notchem czy bez niego, przez co zabierany jest kawałek przestrzeni roboczej („uszy” stają się wtedy wypełnione czernią). Ja przez prawie cały czas testów używałam P20 Pro z notchem i zauważyłam jeden dość irytujący błąd – za każdym razem, gdy otwierałam dymek chatu Messengera, widoczne było chwilowe opóźnienie w dostosowaniu widoku – najpierw czat wyświetlał się na „normalnej części” ekranu, by za chwilę przeskoczyć i wypełnić „uszy”. Więcej błędów z działaniem notcha nie zauważyłam, a jeśli się pojawiły, to były tak małe, że nie odcisnęły na mnie większego piętna.
Huawei P20 Pro, podobnie jak Mate 10 Pro, oferuje możliwość korzystania z Always on Display, ale bardzo ograniczonego – wyświetla jedynie godzinę, datę i procent naładowania baterii, powiadomień już nie. Aby je włączyć należy bardzo mocno przeklikać się przez ustawienia (ścieżka: Ustawienia -> Bezpieczeństwo i prywatność -> Blokada ekranu i hasła -> Informacje zawsze wyświetlane).
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Audio
3. Biometria. Akumulator
4. Aparat z masą przykładowych zdjęć. Wideo. Podsumowanie
Huawei P20 Pro znajdziecie oczywiście w Komputroniku!
Działanie, oprogramowanie
Huawei P20 Pro działa dzięki połączeniu takich komponentów, jak ośmiordzeniowy procesor Kirin 970 (4x Cortex-A73 2,36GHz + 4x Cortex-A53 1,8 GHz) z Mali-G72 MP12 z 6 GB RAM i Androidem w najnowszej odsłonie, tj. 8.1 Oreo z nakładą EMUI 8.1. I muszę przyznać, że do jego szybkości działania i wydajności nie można mieć żadnych zastrzeżeń – aplikacje otwierają się w mgnieniu oka, przełączanie się pomiędzy nimi jest płynne, a i przechowywanie ich w pamięci podręcznej nie zawodzi – z dobrej strony pokazało się tu 6 GB RAM. Korzystanie z P20 Pro to przyjemność – nic się nie zawiesza, nie zamula, ani nie „zamyśla”. Z drugiej jednak strony, nie wyobrażam sobie, by takie rzeczy miały miejsce w smartfonie za 3500 złotych!
Wysoką wydajność testowanego urządzenia potwierdzają zresztą wyniki uzyskane w popularnych testach syntetycznych. Oto benchmarki:
AnTuTu: 207686
Quadrant:
single core: 1910
multi core: 6770
3DMark:
Ice Storm Extreme: Max
Ice Storm Unlimited: 31067
Z grami Huawei P20 Pro nie ma najmniejszych problemów. Niezależnie od tego, czy mówimy tu o gierkach typu Angry Birds czy Granny Smith, czy też bardziej wymagających, pokroju GTA San Andreas, Real Racing 3 czy Asphalt 8: Airborne. Rozgrywka jest za każdym razem płynna i daje dużo radości, pozwalając się oderwać od rzeczywistości.
Funkcje w interfejsie, o których istnieniu warto wiedzieć – jeśli mieliście wcześniej smartfon Huawei, ten akapit możecie pominąć. Najważniejsze z nich to:
- Wi-Fi+: inteligentne przełączanie pomiędzy Wi-Fi, a komórkową transmisją danych w zależności od oceny połączenia oraz włączanie/wyłączanie Wi-Fi automatycznie, gdy telefon znajdzie się w zasięgu znanej sieci,
- WiFi Direct, Link+, rozmowy VoLTE,
- styl ekranu głównego: standardowy (wszystkie ikony na pulpitach) lub klasyczny (z szufladą aplikacji),
- ochrona wzroku,
- temperatura barw,
- tryb prosty – prosty układ i duże ikony,
- powiadomienia na pasku w postaci: ikon lub cyfr,
- klawisz nawigacyjny: przycisk skryty w skanerze linii papilarnych lub wirtualny pasek nawigacji,
- możliwość zmiany motywów,
- podpis na ekranie blokady,
- ochrona przed nękaniem: czarna lista numerów, czarna lista słów kluczowych, biała lista numerów
- skaner antywirusowy,
- przycisk wiszący – szybki dostęp do funkcji wstecz, ekranu głównego, ostatnich zadań, blokady ekranu i optymalizacji jednym dotknięciem,
- sterowanie ruchem: odwróć, by wyciszyć; podnieś, by ściszyć dzwonek; przyłóż do ucha, aby odebrać przychodzącą rozmowę lub wybrać numer widoczny na ekranie,
- gesty knykciem: otwieraj aplikacje kreśląc litery; włącz tryb podzielonego ekranu rysując poziomą kreskę wzdłuż ekranu; rób screenshota zakreślając knykciem zamknięty obszar na ekranie,
- obsługa jedną ręką: miniaturowy podgląd ekranu (przeciągnij palcem z dolnego lewego lub prawego rogu ekranu do środka, by przełączyć między podglądem zwykłym a miniaturowym), przesuwanie klawiatury – działa wyłącznie przy klawiaturze alfanumerycznej i domyślnej klawiaturze Huawei,
- kontrola głosowa (wyłącznie w języku angielskim) – odbieranie lub odrzucanie połączeń przychodzących głosem, budzenie głosem, odszukiwanie telefonu (gdy słowem wybudzającym jest np. “tabletowo”, hasło będzie brzmiało: “tabletowo, where are you?”),
- zaplanowane włączanie i wyłączanie telefonu,
- tryb wyłączenia dotyku – ochrona przed przypadkowym uruchomieniem telefonu w kieszeni lub torebce,
- tryb obsługi w rękawiczkach,
- tryb nie przeszkadzać (włączany ręcznie lub zgodnie z ustalonym harmonogramem),
- aplikacja bliźniacza – można logować się do dwóch różnych kont w tej samej aplikacji, np. na Facebooku, Messengerze i WhatsApp,
- możliwość tworzenia kont użytkowników i konta gościa.
Zaplecze komunikacyjne:
- LTE, jakość rozmów: brak odstępstw od normy,
- NFC: działa, bez żadnych przeszkód można za jego pomocą podłączyć akcesoria w postaci słuchawek czy głośników; obsługuje też bezproblemowo płatności zbliżeniowe przez Google Pay,
- GPS: brak jakichkolwiek problemów. Sporo osób pyta o działanie Endomondo przy wyłączonym ekranie, bo pokutuje przekonanie, że smartfony Huawei mają z tym problem – otóż, fakt, kiedyś miały, ale od dłuższego czasu się z tym nie spotkałam. Podobnie zresztą w przypadku P20 Pro – Endomondo w tle działa bez najmniejszego problemu (a że ostatnio regularnie biegam, to miałam sporo okazji, by to sprawdzić). GPS w nawigacji samochodowej, jak chociażby Google Maps, działa bez zarzutu,
- Bluetooth: główną wadą jest fakt, że z numerkiem 4.2, a nie 5.0; ogólnie działa OK,
- WiFi: brak problemów; połączenie zawsze stabilne,
- port USB typu C: służy do standardowego ładownia telefonu oraz przesyłania plików z telefonu na komputer i odwrotnie; za jego pomocą możemy też skorzystać z trybu projekcji, tym samym zamieniając ekran telewizora lub monitora, przy pomocy smartfona i podłączonej do niego klawiatury i myszki, w sprzęt do pracy,
- slot kart microSD: brak; w zamian otrzymujemy 128 GB pamięci wewnętrznej, z czego do wykorzystania jest 111 GB.
Test pamięci systemowej – AndroBench:
– szybkość ciągłego odczytu danych: 825,01 MB/s,
– szybkość ciągłego zapisu danych: 193,5 MB/s,
– szybkość losowego odczytu danych: 141,82 MB/s,
– szybkość losowego zapisu danych: 144,67 MB/s.
Audio
Jak słusznie zauważył ostatnio Krzysiek w swoim felietonie, producenci powoli zaczynają sobie przypominać, że jednak warto by było stosować głośniki stereofoniczne w swoich smartfonach. Jednym z nich jest Huawei, który w modelu P20 Pro takowe zamieścił – jeden z głośników znajduje się na dolnej krawędzi (pod prawą maskownicą), natomiast drugi nad ekranem. O ile ten drugi trudno w jakikolwiek sposób zagłuszyć, tak pierwszy łatwiej – trzymając telefon poziomo może się zdarzyć, że dotkniemy go wewnętrzną częścią dłoni.
Sama jakość głośników zamontowanych w Huawei P20 Pro jest doprawdy świetna. Są jednymi z głośniejszych, jakie spotkamy w smartfonach, a do tego grają czysto i przyjemnie dla ucha. Zdecydowanie pod tym względem testowany smartfon spełnia powierzone w nim oczekiwania.
W zestawie z telefonem otrzymujemy słuchawki podłączane na USB typu C, a także przejściówkę z USB typu C na 3.5 mm jack audio. Słuchawki to przeze mnie nielubiane plastiki, które łatwo wypadają z uszu (preferuję miękkie gumki); ich jakość jest poprawna, ale nic ponad to. Na szczęście dzięki adapterowi do smartfona można podłączyć swoje ulubione słuchawki, co polecam zdecydowanie bardziej niż korzystanie z tych z zestawu.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Audio
3. Biometria. Akumulator
4. Aparat z masą przykładowych zdjęć. Wideo. Podsumowanie
Huawei P20 Pro znajdziecie oczywiście w Komputroniku!
Czytnik linii papilarnych z obsługą gestów. Rozpoznawanie twarzy
Mówiłam to już wielokrotnie, ale muszę się powtórzyć i tym razem: Huawei ma najlepsze czytniki linii papilarnych spośród wszystkich smartfonowych graczy na rynku. Niezależnie od tego, czy skaner umieszczony jest z przodu pod ekranem czy z tyłu w górnej części obudowy, za każdym razem działa tak samo fenomenalnie szybko. Nie inaczej jest tym razem.
Czytnik w Huawei P20 Pro znajduje się pod ekranem, co dla jednych będzie zaletą, dla innych – wadą. Nie będę rozstrzygać, czy to umieszczenie jest właściwe, czy nie, ale jedno jest pewne: skaner działa w mgnieniu oka, bardzo precyzyjnie i bezproblemowo. Wystarczy dosłownie muśnięcie palca na czytniku, by ten poprawnie odczytał palca wcześniej zarejestrowanego przez użytkownika. Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem, jak mocno cała reszta producentów odstaje w stosunku do Huawei pod względem czytników.
Co ważne, skanerem w P20 Pro można zastąpić funkcyjne przyciski Androida – można używać gestów na skanerze zamiast wstecz, home i otwartych aplikacji. Początkowo, przyznaję, korzystałam z przycisków systemowych, ale z czasem stwierdziłam, że niepotrzebnie zabierają miejsce na ekranie i szybko przyzwyczaiłam się do gestów na czytniku. Wstecz to jedno dotknięcie Home, wyjście do ekranu domowego – dłuższe przytrzymanie, a uruchomienie widoku otwartych aplikacji – przesunięcie po czytniku w lewo. Świetna sprawa.
Nie powiem jednak, by mi tu czegoś nie brakowało. Bo do pełni szczęścia przydałaby się jeszcze funkcja odpowiadająca za blokowanie ekranu przez dłuższe przytrzymanie palca na skanerze, gdy znajdujemy się na ekranie domowym. Mając zamykane etui nie ma to najmniejszego znaczenia, bo telefon blokuje się po każdorazowym zamknięciu klapki, ale nie korzystając z takiego rozwiązania, wspomniane przeze mnie udogodnienie byłoby super.
Wspomnę jeszcze tylko, że skaner można wykorzystywać również do blokowania dostępu do wybranych aplikacji, jak również do aplikacji Sejf (w której możemy przechowywać wybrane zdjęcia, filmy i pliki). Super opcją jest też przestrzeń prywatna, dzięki której możemy stworzyć dodatkowy profil na telefonie – z innymi ustawieniami i zainstalowanymi aplikacjami – do którego dostęp aktywujemy dotykając czytnika linii papilarnych innym palcem niż do głównego profilu. Co najciekawsze, przełączanie się pomiędzy tymi profilami nie trwa przesadnie długo.
Ale czytnik linii papilarnych nie jest jedyną formą biometrycznego zabezpieczenia, dostępnego w Huawei P20 Pro. Drugim jest rozpoznawanie twarzy użytkownika. I muszę przyznać, że działa to na tyle szybko, że często nawet nie zdąży się pokazać ekran blokady – od razu przechodzi do ekranu domowego odblokowanego już telefonu. Oczywiście, aby ten proces zadziałał, najpierw musimy podświetlić ekran włącznikiem.
Rozpoznawanie twarzy działa w okularach przeciwsłonecznych, a telefon nie musi być skierowany w stronę użytkownika idealnie na wprost – pod lekkim kątem również zadziała. Gorzej, jeśli próbujemy tej metody odblokowywania ekranu próbując wyłącznie spojrzeć na leżący nieco dalej telefon – wtedy nie ma szans, by to zadziałało. W gorszych warunkach oświetleniowych rozpoznawanie twarzy daje sobie radę, podobnie jak wcześnie rano, tuż po przebudzeniu się. W nocy, cóż, bywa różnie. Co ważne jednak, jednocześnie można mieć aktywne obie metody odblokowywania telefonu – zarówno rozpoznawanie twarzy, jak i czytnik linii papilarnych.
Akumulator
Tym, co dotychczas wyróżniało serię Mate od P była pojemność akumulatora – te montowane w przedstawicielach drugiej z nich nigdy nie dobiły do 4000 mAh (największa bateria była dotychczas w P10 Plus – 3750 mAh, w P10 – 3200 mAh), natomiast w Mate 10 Pro mieliśmy właśnie 4000 mAh. Dość zaskakującym posunięciem ze strony Huawei jest umieszczenie takiego samego ogniwa w P20 Pro. Zaskakującym, ale i pozytywnym, bo to właśnie czas pracy baterii dla wielu z nas jest bardzo istotny podczas podejmowania decyzji zakupowej.
Już pierwsze dwa pełne cykle korzystania z P20 Pro pokazały potencjał, jaki tkwi w jego akumulatorze. Wyniki bardzo powtarzalne – 5 godzin na włączonym ekranie (SoT) przy jasności na poziomie ok. połowy skali, przy 10-12 godzinach użytkowania telefonu. Później było tylko lepiej – w trybie mieszanym (WiFi / LTE, z przewagą danych mobilnych) ponad 6 godzin SoT przy 14 godzinach włączonego telefonu.
Niestety, im cieplej na dworze i im mocniejsze słońce świeci, tym jesteśmy skazani na używanie smartfona z wyższą jasnością. Korzystając z P20 Pro z maksymalną jasnością ekranu, wyłącznie z LTE, czas pracy skraca się do ok. 3,5-4 godzin SoT. Na WiFi jest to średnio ok. 5 godzin.
W zestawie z telefonem otrzymujemy ładowarkę Super Charge (5V9A), która pozwala naładować telefon w niecałe 1,5 godziny. W godzinę procent naładowania od 0 wzrasta do 80.
Wciąż jednak, niestety, flagowiec Huawei nie oferuje indukcyjnego (tj. bezprzewodowego) ładowania. Szkoda.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Audio
3. Biometria. Akumulator
4. Aparat z masą przykładowych zdjęć. Wideo. Podsumowanie
Huawei P20 Pro znajdziecie oczywiście w Komputroniku!
Aparat
„Nastała nowa era fotografii” – tego typu słowa słyszymy od każdego z czołowych producentów, którzy aspirują, by ich smartfony były najlepszymi foto-smartfonami na rynku. O ile jednak w większości są to czcze życzenia i tak naprawdę niewiele się zmienia, tak w przypadku P20 Pro coś ewidentnie jest na rzeczy. Nie tylko za sprawą trzech obiektywów (które przecież świetnie wyglądają w materiałach marketingowych, ale wcale nie muszą mieć przełożenia na rzeczywistość) czy sztucznej inteligencji, ale też trybu nocnego, który – jak się zaraz przekonacie – pozwala uzyskiwać fenomenalne rezultaty. Ale zacznijmy od początku.
W P20 Pro mamy trzy obiektywy: 40 Mpix RGB f/1.8, 20 Mpix mono f/1.6 i 8 Mpix tele f/2.4. Najbardziej imponująco wygląda pierwszy z nich, który przywołuje na myśli Lumię 1020 (41 Mpix), ale ma z nią niewiele wspólnego. Tutaj główna, kolorowa matryca, to tak naprawdę najważniejszy człon całego trio, a w połączeniu z teleobiektywem i AIS (AI Image Stabilization), potrafi zdziałać cuda. Przyznaję, zoom jest imponujący – nie tyko na papierze. Mamy tu 3-krotny zoom optyczny, 5-krotny hybrydowy a 10-krotny jest cyfrowy. W rzeczywistości faktycznie robiąc zdjęcia z ręki, korzystając z 3- czy 5-krotnego zoomu, otrzymujemy doskonałe rezultaty – zdjęcia są ostre, bardzo dobrze ustabilizowane. Nawet 10-krotny zoom zasługuje na pochwałę, choć tu już widać, że fotografie znacznie tracą na ostrości, a krawędzie obiektów są mocno poszarpane.
Oczywiście trzeba mieć świadomość tego, że jakiekolwiek zoomowanie dostępne jest jedynie, gdy korzystamy z aparatu ustawionego w rozdzielczości 10 Mpix (3648×2736). Po przełączeniu się w maksymalną rozdzielczość (tj. 40 Mpix, 7296×5472), funkcja przybliżania jest niedostępna. Szkoda tylko, że nie ma opcji szybkiego przełączania się pomiędzy nimi – żeby to zrobić należy przejść do ustawień i się przez nie przeklikać, co zajmuje kilka sekund. Wydaje mi się, że przez to właśnie większość użytkowników P20 Pro może robić zdjęcia nie z maksymalną rozdzielczością, a obniżoną, by mieć dostęp do zoomu zawsze pod ręką.
W drugiej kolejności na uwagę zasługuje tryb nocny. Ale nie taki tryb nocny, z jakim mieliśmy do czynienia we wszystkich poprzednich smartfonach Huawei, gdzie robiąc zdjęcia ustawiając smartfon na statywie, wychodziły naprawdę genialne. W P20 Pro Huawei poszedł jeszcze o krok dalej. Zastosowany tu tryb nocny, tj. długie naświetlanie (do 4 sekund) w połączeniu z inteligentną stabilizacją, sprawia, że statyw już nie jest potrzebny – z ręki zdjęcia nocne wychodzą wręcz rewelacyjne! Wiem, co sobie teraz pomyślicie – „ta, jasne, przecież to nie jest możliwe”. Cóż, też tak myślałam. Dopóki sama nie wzięłam P20 Pro na nocny spacer, też wydawało mi się, że to jest nierealne. Tymczasem… o północy w Paryżu (nawiązanie do filmu Woody’ego Allena nieprzypadkowe) robiłam zdjęcia wieży Eiffla (chyba nie mogę Wam go tutaj wstawić, bo to by było wykorzystanie komercyjne, a z tą wieżą jest… cóż, skomplikowana sytuacja). Już przy pierwszym zdjęciu zrobionym w trybie automatycznym, w którym asystent AI włączył tryb nocny, powiedziałam „WOW!”. I nie byłam odosobniona w tej reakcji. Zresztą, oceńcie sami, jak P20 Pro radzi sobie w gorszych warunkach (wszystkie zdjęcia robione „z ręki”):
To jeszcze nie wszystko, co oferuje aparat w P20 Pro. Kolejna rzecz to sztuczna inteligencja, do działania której w Mate 10 Pro miałam sporo zastrzeżeń, choć raczej jedno główne – że nie można jej wyłączyć. Choćby po tym przykładzie widać wyraźnie, że Huawei bierze do siebie uwagi użytkowników i usprawnia to, co usprawnić powinien, bo w P20 Pro AI („Mistrza fotografii”) można wyłączyć w ustawieniach. Paradoksalnie jednak nie polecam tego robić. A wszystko za sprawą tego, że robiąc zdjęcia wykrywane są sceny, które – jeśli nam nie odpowiadają – można na tym etapie wyłączyć i zostawić standardowy automat, dobierający parametry do zdjęcia automatycznie, a nie konkretnie pod daną scenę (a tych aktualnie jest siedemnaście).
Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia w trybie automatycznym i z trybem dobranym przez asystenta (najczęściej były to: niebieskie niebo lub roślinność).
Oczywiście w dalszym ciągu do naszej dyspozycji mamy tryb niskiej przesłony, dzięki któremu możemy uzyskać świetny efekt rozmazywanego tła, jak również zdjęcia ruchome czy monochromatyczne. To wszystko jednak schodzi na dalszy plan w obliczu rewelacyjnego trybu automatycznego, rozbudowanego o coraz lepszego asystenta AI, a także świetnego trybu nocnego.
Jeszcze kilka zdjęć z P20 Pro:
Selfie
Nie jestem jakąś wielką miłośniczką selfie, ale muszę przyznać, że polubiłam robienie sobie zdjęć za pomocą tego telefonu – zwłaszcza w trybie portretowym. Choć to dość paradoksalne, bo robiąc sobie zdjęcia teoretycznie powinniśmy chcieć, aby tło również było widoczne… Tymczasem skupiamy się na tym, by wyjść dobrze na zdjęciu, niekoniecznie zwracając uwagę na to, czy tło jest widoczne, czy też nie.
Efekt rozmycia jest dobry, ale nie doskonały – widać wyraźnie, że z włosami sobie nie radzi. Czy zdjęcia z przedniej kamerki mogą się podobać, to już kwestia gustu. Zresztą, ich jakość możecie ocenić sami, przeglądając przykładowe zdjęcia zrobione za jej pomocą. Z całą pewnością dostrzeżecie zależność, że im mniej światła, tym zdjęcia trochę tracą na atrakcyjności.
Wideo
Jedne smartfony nagrywają wideo lepiej, inne gorzej. Do drugiej z tych grup zawsze zaliczaliśmy produkty Huawei. Tym razem jednak jest inaczej. P20 Pro jest pierwszym smartfonem Huawei, o którym spokojnie mogę powiedzieć, że potrafi nagrywać wideo. We wcześniejszych modelach, choćby z zeszłego roku (jak P10 czy Mate 10 Pro) problemem był nie tylko brak stabilizacji, ale również dość wolny autofokus i samo odwzorowanie kolorów, co w połączeniu ze sobą dawało bardzo marne rezultaty.
W P20 Pro jest zgoła inaczej. Wreszcie stabilizacja jest dobra, przez co bez większych obaw możemy nagrywać wideo bez gimbala – chcąc zrobić płynny przejazd przez dość energiczne przesunięcie ręki nie widać żadnego szarpania, podobnie jak podczas nagrywania chodząc i stawiając kolejne kroki (w przypadku przedniej kamerki z tą stabilizacją jest niestety sporo gorzej). Autofokus jest rewelacyjnie szybki i wcale nie koloryzuję – momentalnie łapie ostrość na obiekcie nagle pojawiającym się w kadrze (jest to poziom Galaxy S9+ albo nawet i lepszy!). Kolory również wyglądają dobrze, choć tu zauważyłam pewien problem – nie wiedzieć czemu zdarza się, że podczas nagrywania w jednej chwili kolory są dość blade, wyprane, wyblakłe, by chwilę później były nasycone, a czasem i przesycone. Udało mi się tego doświadczyć dwukrotnie, a zarejestrować tylko raz, ale warto zasygnalizować, że coś takiego występuje.
Tym, czego mi brakuje w P20 Pro, jeśli chodzi o możliwości wideo, to tryb profesjonalny. Ale zakładając, że Huawei powoli się uczy z flagowca na flagowca wprowadza kolejne udogodnienia i usprawnienia, wcale się nie zdziwię, jeśli takowy ujrzymy w następcy Mate 10 Pro.
Kolejna rzecz związana z nagrywaniem wideo w P20 Pro, to tryb Slow Motion, który zarówno podczas spotkania przedpremierowego, jak i później na prezentacji właściwej w Paryżu, został potraktowany bardzo, ale to bardzo po macoszemu – „jest tryb Slow Motion” (i kolejny slajd). To, co o nim koniecznie trzeba wiedzieć, to fakt, że nagrywa w HD (720 p) przy 960 kl/s (choć jest jeszcze 120 kl/s i 240 kl/s). Jakość bardzo mocno zależy od warunków oświetleniowych, w jakich nagrywamy – im ciemniej, są one dużo gorsze. Nie to jest jednak najważniejsze. W rzeczywistości bowiem największą rolę odgrywa fakt, że nagrywania w Slow Motion za pomocą P20 Pro trzeba się nauczyć. Wszystko za sprawą tego, że tak naprawdę nagrywamy na wyczucie i bardzo trudno jest trafić w moment, który faktycznie chcemy zwolnić. Slow Motion dostępne jest jako osobny tryb, nie ma możliwości użycia go podczas zwykłego nagrywania. Wideo Slow Motion trwają 10 sekund – pierwsza sekunda jest w zwykłym tempie, siedem w zwolnionym, kolejne dwie ponownie w zwykłym. Nie ma tu więcej filozofii ani dodatkowych trybów rozpoznawania ruchu w danym obszarze i automatycznego nagrywania (jak to ma miejsce w przypadku Galaxy S9 i Galaxy S9+).
Slo-mo w P20 Pro też działa :) @KatarzynaPura sprawdziła :) #huaweiinparis pic.twitter.com/fYMkWXohCh
— Paweł Warzecha (@mobzillatv) March 28, 2018
Nagrywać wideo przednią kamerką w HD można tylko z upiększaniem, które domyślnie jest włączone (co więcej, trudno dostrzec, że takowe jest). Gdy je wyłączymy, magicznie pojawia się opcja Full HD. Warto o tym wspomnieć, bo ja… dowiedziałam się o tym zdecydowanie za późno (dzięki Bartek!).
W poniższym vlogu, jeszcze z Paryża, możecie zobaczyć jak P20 Pro nagrywa wideo i zbiera dźwięk:
Podsumowanie
W Huawei P20 Pro widzę sporą analogię do iPhone’a X – oba smartfony mają dość długą listę wad, które jednak w ogólnym rozrachunku dla większości z nas są bez znaczenia; można nawet powiedzieć, że szukane są na siłę, byle się do czegoś przyczepić. Faktem jest jednak, że obok tych minusów (a w wielu przypadkach po prostu braków) nie można przejść obojętnie i warto mieć świadomość, że P20 Pro jest tańszy od flagowców konkurencji nie bez powodu. Producent musiał na czymś oszczędzić – na szczęście nie oszczędzał na kwestiach najważniejszych, tj. aparacie, akumulatorze i wyświetlaczu.
Moja opinia na temat P20 Pro w ogólnym rozrachunku jest pozytywna – a w Waszych oczach jak wypada ten smartfon?
W najbliższych dniach porównam dla Was Huawei P20 Pro z Samsungiem Galaxy S9+, bo pytań o nie z Waszej strony było naprawdę sporo. A jeśli macie pomysły na inne materiały z nim związane, dawajcie znać w komentarzach! Ja tymczasem przesiadam się na jego mniejszego brata, tj. Huawei P20, by sprawdzić, na jak wiele kompromisów poszedł producent, by móc zaoferować nam wciąż flagowy, ale dużo tańszy produkt.
Spis treści:
1. Wzornictwo, jakość wykonania. Wyświetlacz
2. Działanie, oprogramowanie. Zaplecze komunikacyjne. Audio
3. Biometria. Akumulator
4. Aparat z masą przykładowych zdjęć. Wideo. Podsumowanie
Huawei P20 Pro znajdziecie oczywiście w Komputroniku!