Asystent Google po tygodniu. Czy wszystko działa świetnie?

Premiera pierwszego asystenta, który obsługuje język polski, już za nami. Po początkowej ekscytacji kurz zdążył opaść i pojawiła się codzienność. Niby taka sama, a jednak inna, gdyż czasem w miejscach publicznych daje się usłyszeć „OK Google”. Czy to oznacza, że wszystko poszło zgodnie z planem?

Jeden asystent, tysiące sposobów użytkowania

Wypada rozpocząć od tego, że Asystent Google to cwana bestia, która dobrze radzi sobie z kontekstem. Nie wybitnie, ale po prostu dobrze. Warto też zwrócić uwagę na słowa-klucze, które czasem odgrywają dość duże znaczenie w codziennej pracy z tym narzędziem. Aplikacja dopiero wchodzi na nasz rynek i poznaje nawyki swoich użytkowników.

Nie bądźcie więc zdziwieni, jeśli czasem będziecie musieli użyć odrobinę innej frazy, aby wywołać interesującą funkcję. „Włącz Netflix” zamiast „odpal Netflix” czy „Uruchom Netflix”. To pewnego rodzaju smaczki, które wynikają ze złożoności języka polskiego oraz ogromnej ilości synonimów, jaką ten język posiada. Nie bez powodu mówi się, że dla obcokrajowca jest to jeden z najtrudniejszych języków do nauki. Google w mniejszym bądź większym stopniu jeszcze przez pewien czas także będzie miał z nim pewne problemy.

Wydaje się, że właśnie dlatego, mając na uwadze komfort pracy z asystentem w przyszłości, może za kilka miesięcy, warto czasem poeksperymentować i próbować uczyć go nowych komend. Mechanizmy, które nim zarządzają, za jakiś czas powinny pojąć, że między „Włącz Netflix” a – na przykład – „odpal Netflix” można postawić znak równości i obie te komendy powinny wywołać dokładnie tę samą reakcję.

Umie dużo, ale stać go na więcej

Gdy zaczniecie przygodę z Asystentem, warto przejrzeć sobie dokładnie listę komend. Warto rozpocząć od „co potrafisz”, gdzie znajdziemy przygotowaną przez Google podstronę. Znajdziecie tam takie elementy, jak:

Sporo tego, prawda? Podejrzewam jednak, że na początku będziecie korzystali z zaledwie kilku komend na czele z nieśmiertelną prognozą pogody. Można też poprosić Asystenta o opowiedzenie żartu, wyszukanie informacji o najbliższym meczu ulubionej drużyny czy uruchomienie muzyki w wybranej usłudze, na przykład Spotify czy YouTube.

W tym miejscu docieramy do dość ważnej rzeczy, jaką jest czytanie z kontekstu. Dostrzegam pewien progres, zwłaszcza po przejrzeniu recenzji z czasów, gdy Asystent znajdował się w fazie testów. Mam wrażenie, że po opanowaniu odpowiednich słów-kluczy można teraz wycisnąć z niego nieco więcej. Dotyczy to m.in. informacji o pogodzie. Kiedyś trzeba było używać frazy „pogoda [tu nazwa miasta]”. Teraz wystarczy, że powiecie „pogoda”, a od razu dostaniecie zwrotkę w postaci danych dla Waszego miasta. Co ważne, fraza „a jutro” także pokazuje dane dla wybranego miasta.

Widać więc spory progres. Widać też ulepszenia w kwestii dyktowania SMS-ów oraz wyboru ich adresatów. Wszystko działa płynnie, a Asystent przestał łapać lagi przy dłuższych wiadomościach, które przekraczały jakieś jedno-dwa zdania. Podoba mi się też poprawa wymowy nazw anglojęzycznych. Kiedy zapytałem go „kiedy gra Liverpool”, ten udzielił mi bardzo precyzyjnej informacji, nie kalecząc przy tym nazwy przeciwnika – Leicester City.

Generalnie, frazy sportowe to bardzo duży atut Google Asystenta. Przechodzą one jakoś tak po cichu, a mi bardzo spodobało się pytanie go o wyniki ostatnich meczów oraz o układ tabel w wybranych ligach. Wcześniej chcąc prześledzić interesujące mnie rozgrywki musiałem poświęcić na to naprawdę dużo czasu. Teraz? Sama przyjemność, a wyniki są już niemal wolne od błędów w tłumaczeniach językowych.

Kończąc, pochwalę funkcję dodawania kolejnych zadań do kalendarza, a także prostych funkcji związanych z zarządzaniem smartfonem. Możemy przykładowo zmniejszyć jasność ekranu, wejść do ustawień czy zarządzać łącznością Bluetooth lub WiFi. Istnieje też możliwość uruchomienia aplikacji aparatu, jednak ograniczenie „logistyczne” polega na tym, że wykonanie zdjęcia wymaga już interakcji z ekranem i tapnięcia na wirtualny spust aparatu. Tego jeszcze nie potrafi zrobić za nas.

Kontekst…

Można silić się na rozmowę z asystentem. Tak po prostu. Troszkę sobie pokonwersujecie, jednak właśnie ta funkcja uświadomiła mi, że wirtualni asystenci jeszcze przez pewien czas nie przejmą władzy nad światem ;) Odpowiedzi są – delikatnie mówiąc – ograniczone i w pewnym sensie schematyczne. Oceniam to doświadczenie jak rozmowę głosową z nieco bardziej inteligentnym botem.

Nie mam pojęcia, czy asystent przeszedłby test Turinga, jednak gdybym to ja zasiadał w komisji, to głosowałbym na nie. Swobodna rozmowa to rzecz, w której narzędzie od Google nie zdoła zastąpić człowieka. Po raz kolejny wypada tutaj odwołać się do specyfiki języka polskiego. Proste pytanie daje szansę na odpowiedź. Zdanie złożone lub inny szyk niż ten, który zna asystent nie ma większych szans na powodzenie.

Fot: screen z Asystent Google

Wpiszę się także w nurt osób, które chwalą inżynierów Google za położenie dużego nacisku na poczucie humoru. Skoro nie można z nim porozmawiać o prostych sprawach dłużej niż przez kilka chwil, to chociaż można pożartować. I muszę oddać, że suchary, które narzędzie ma w swojej bazie, są naprawdę fajne. Umie też śpiewać i mówić proste wierszyki. Chcąc połechtać narodowe ego, chwali Polskę na lewo i prawo. Ot, takie urozmaicenie zimowej szarugi.

Mój dzień według Asystenta

Próbowałem zaczynać dzień od lektury nowości, jakie przedstawia Asystent. Wydaje się, że właśnie w ten sposób można interpretować funkcję „Mój dzień”, jaką znajdziecie w ustawieniach i dalej w zakładce Asystent. Można tam dopasować kilka prostych, ale jednocześnie kluczowych dla naszego dnia parametrów.

Kolejno są to:

Teraz ważna sprawa. Kiedy odpalicie Asystenta i powiecie „mój dzień”, to on faktycznie ładnie wyrecytuje te funkcje, jednak kiedy macie obłożony spotkaniami kalendarz, dosłownie godzina po godzinie, spotkanie po spotkaniu, to nie polecam tej komendy. Wtedy lepiej na bieżąco sprawdzać grafik, spotkanie po spotkaniu, ewentualnie posiłkując się przypomnieniami.

O wiele przyjemniej korzystało mi się z aplikacji w tym trybie na zasadzie przeciągnięcia Asystenta od dołu do góry i przejściu w tryb tekstowy. Mamy tam szybkie skróty, nadchodzące wydarzenia, przypomnienia, indeks giełdowy czy dynamiczne skróty do wiadomości ze świata. W kwestii wiadomości można też szybko poratować się komendami „wiadomości ze świata” oraz „wiadomości z Polski”.

Należałoby również wspomnieć o tym, że gigant z Mountain View testował szereg nieco bardziej zaawansowanych usług, jednak w chwili obecnej nasz rodzimy Asystent ich nie oferuje. Testy pozwalają domniemywać, że prędzej czy później one się jednak pojawią i pozwolą nam lepiej korzystać z komend głosowych z wykorzystaniem ekosystemu Google Home. Całą listę pięknie opisał dla Was Grzesiek w tym wpisie.

W kwestii precyzyjnych informacji, wiele zależy od twórców treści

Google bardzo dobrze radzi sobie z rzeczowym odpowiadaniem na pytania wszędzie tam, gdzie potrafi znaleźć jasno określone wyniki. Jeśli więc zadacie słynne już pytanie „ile metrów ma Wieża Eiffela”, to dostaniecie precyzyjną odpowiedź. Prym wiedzie Wikipedia, bowiem spora część haseł ma podane te wyniki w specjalnej sekcji strony, którą później indeksuje wyszukiwarka Google.

Jeśli danego wyniku nie można znaleźć w takiej właśnie, przyjaznej dla asystenta formule, dostajemy przekierowanie do wyszukiwarki. Szukałem przepisów na kawę latte, na jabłecznik, na zapiekankę a nawet na kanapki. Wyniki nie są czytane na głos. I to jest pewnego rodzaju mankament, bowiem asystent wykonuje tylko połowę swojej pracy.

Ostatecznie to my, władcy smartfona, musimy się pochylić, łaskawie spojrzeć na wyświetlacz i przewijać poszczególne strony, aż znajdziemy te nieszczęsne przepisy. A Asystent, który – co sugeruje sama nazwa – powinien nas wyręczyć, działa sobie wygodnie w tle i nie obchodzi go to, że dał ciała. Wydaje się jednak, że „test na przepisy” trzeba będzie ponowić za kilka miesięcy, może pół roku. Dajmy deweloperom czas, aby ci mogli zoptymalizować strony do tej funkcji. Ostatecznie Google Asystent to ciągle rynkowa nowość.

Nie mogę natomiast nachwalić się funkcji powiązanych z Mapami Google oraz nawigacją. Bardzo często korzystam z tego typu rozwiązań, które działają w Polsce po prostu świetnie. Prosta sytuacja: jesteście w obcym dla siebie mieście, a czujecie, że łapie Was jakaś infekcja. Smartfon w dłoń, „OK Google” i dalej „gdzie jest najbliższa apteka”. Świetna sprawa.

Żeby nie rozdmuchiwać złych scenariuszy, Asystent świetnie radzi też sobie z szukaniem restauracji tematycznych. „Gdzie jest najbliższa włoska restauracja” czy „gdzie jest najbliższy bankomat”, to kolejne funkcje, o których warto pamiętać. Te opcje także mogą znaleźć sobie wielu zwolenników. Tak samo, jak zakładka Podróże, choć tutaj można jeszcze usprawnić kilka rzeczy.

Fajnie być prowadzonym za rączkę (zamiast podsumowania)

Idea asystenta głosowego ma wiele zastosowań. Urzekł mnie wieloma swoimi funkcjami i bez dwóch zdań jego wprowadzenie do Polski wreszcie przenosi nas do grona państw, które dla Google mają znaczenie. To bardzo budujące. Warto też zauważyć, że w chwili obecnej odpalicie Asystenta tylko na smartfonach oraz na kompatybilnych słuchawkach. Na Google Home w pełnej okazałości trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Tak więc niby jesteśmy już w tym elitarnym gronie, ale weszliśmy tam drzwiami od kuchni ;)

Żeby jednak nie psuć podniosłej atmosfery, raz jeszcze docenię progres, jaki Asystent wykonał od fazy beta do dzisiejszego dnia. Zabawne, bowiem minęło tylko parę miesięcy, a zmiany są naprawdę spore i – co ważne – idą one w dobrą stronę. Żeby jednak uświadomić Wam, że firma z Mountain View ma wciąż sporo pracy do zrobienia, polecam użyć komendy „włącz lokalizację”. Asystent zaliczy spektakularnego crasha. Podejrzewam, że nie o taki efekt chodziło programistom.

Czasem zdarza się i tak ;) /Fot: screen z Asystent Google

Kończąc, mam nadzieję, że korzystanie z Asystenta zbyt mocno Was nie rozleniwi. Wprawdzie do scenariusza, jaki możemy odnaleźć w nieśmiertelnej animacji Wall.e jeszcze dużo brakuje, jednak w psychologii mamy już dość dobrze opisane zjawisko uzależnienia od wyszukiwarki Google. Może czasem warto pokazać aplikacji, że jest tylko dobrze napisanym programem i na moment zrezygnować z tego niesamowitego komfortu, włączając poszczególne funkcje samodzielnie? Niech wie, że jest tylko dodatkiem…

…bardzo użytecznym, jeszcze niedoskonałym, ale jednak dodatkiem :)

A Wam jak podoba się Asystent Google? Świetna sprawa, czy sztucznie pompowany balonik? Koniecznie dajcie znać w komentarzach. Jeśli macie jakieś fajne komendy, chętnie przetestuję je u siebie ;)

Bonus:

Tutaj zostawiam Wam listę ciekawych fraz, które pozwolą zaoszczędzić nieco czasu, gdy poszukujecie informacji. Korzystam z tych fraz dość często i zwykle działają świetnie.

a) Pogoda

b) Sport

c) Sterowanie smartfonem

d) Alarmy

e) Miejsca w pobliżu + nawigacja

Trudno napisać listę komend, po prostu używajcie zapytań, opartych o schemat „gdzie jest” lub „znajdź [sklep/bankomaty/inne] w pobliżu. Działa niemal idealnie ;)

f) Ciekawostki i bajery

To tylko ułamek możliwości Asystenta, jednak mam nadzieję, że dla niektórych z Was powyższa lista komend okaże się przydatna.

Exit mobile version