Elon Musk kilkukrotnie przesuwał datę prezentacji elektrycznej ciężarówki od Tesli. Pojazd jednak w końcu ujrzał światło dzienne i trzeba przyznać, że jego możliwości na papierze robią wrażenie, o czym sami za chwilę będziecie mogli się przekonać. Ale nie była to jedyna nowość, jaką pokazał producent – zaprezentował bowiem przy okazji także rasowego, elektrycznego sportowca.
Zacznijmy jednak od większego gabarytowo pojazdu. W przypadku takich aut piekielnie ważna zdaje się być kwestia zasięgu, wszak ciężarówki zazwyczaj pokonują setki kilometrów dziennie. Trzeba przyznać, że firma Elona Muska stanęła na wysokości zadania. Auto może bowiem przejechać z naładowanym do pełna akumulatorem ponad 800 kilometrów! A oddać trzeba jeszcze, że mowa tutaj o osiągach z pełnym załadunkiem.
650 kilometrów pokona z kolei pojazd z baterią naładowaną do 80 procent. Czemu akurat do tej wartości? Ano dlatego, że proces ten powinien zająć około pół godziny. Wszystko dzięki możliwości skorzystania z ładowarek Megacharger. Bez wpływu na zasięg nie pozostaje z pewnością sylwetka samochodu. Podczas jej projektowania spory nacisk położono na aerodynamikę.
Sam zasięg to jednak nie wszystko, co może w Semi imponować. Zgodzicie się chyba ze mną, że przyspieszenie do prędkości 96,5 kilometra na godzinę (w USA dane te podaje się w zakresie 0-60 mil na godzinę) w czasie około 5 sekund to już osiągi godne sportowego samochodu? Wraz z konferencją Elona Muska okazało się, że nie tylko. Elektryczna ciężarówka może się bowiem pochwalić dokładnie takim wynikiem. Warunek jest jeden, mianowicie podróż „na pusto”, bez żadnego ładunku. Jeżeli samochód zostanie maksymalnie obciążony 36 tonami, dokona tego samego w 20 sekund. Chyba i tak nieźle, co?
Idźmy dalej. Producent chwali się, że auto bardzo sprawnie poradzi sobie z jazdą na wzniesieniach. O ile standardowe ciągniki siodłowe, napędzane silnikiem Diesla, pod górę o nachyleniu 5 stopni są w stanie podjechać z maksymalną prędkością 72 km/h, to Semi zrobi to samo, zachowując prędkość 105 km/h.
Wielkie zmiany czekają też w kabinie kierowcy. Inaczej został przede wszystkim ulokowany fotel – na środku. Po bokach przygotowano z kolei miejsce na dwa monitory do bieżącej obsługi poszczególnych funkcji samochodu. Na pokładzie znajduje się także między innymi specjalna aplikacja do zdalnej diagnostyki. Nie zabrakło rzecz jasna również wszelkich niezbędnych kamer i czujników, umożliwiających autonomiczną jazdę. Pozwoli to na przykład na kontrolę pasa ruchu czy samodzielne hamowanie.
No i być może najważniejsze – cena. Tej… akurat jeszcze nie znamy. Na razie można skorzystać z opcji wpłaty opłaty rezerwacyjnej, której wysokość to 5 tysięcy dolarów. Samochód ma trafić do produkcji w 2019 roku. Elon Musk zapewnia, że będzie on tańszy w eksploatacji, aniżeli konkurencja wyposażona w silniki spalinowe.
Mniejsza zabawka, ale wciąż dla dużych chłopców
Chociaż w konkretnych warunkach Semi może poszczycić się osiągami godnymi sportowych aut, Tesla podczas konferencji zaprezentowała również inne auto, które sportowcem jest zarówno pod względem osiągów, jak i wyglądu. Mowa o drugiej generacji modelu Roadster.
Jeżeli zaimponowały Wam osiągi elektrycznej ciężarówki, to ostrzegam – to, na co stać Roadstera, może zwyczajnie zwalić z nóg. Bo jak inaczej skomentować możliwość przyspieszenia od zera do 96,5 kilometra na godzinę w czasie 1,9 sekundy? A w niewiele ponad cztery na liczniku pojawi się 160 km/h. Dobitnie pokazuje to możliwości samochodów, napędzanych silnikami elektrycznymi. Naładowany do pełna akumulator ma pozwolić na przejechanie blisko 1000 kilometrów.
Auto zabierze na pokład czterech pasażerów, chociaż kierując się zdjęciami, można spodziewać się, że na tylnej kanapie próżno będzie szukać komfortu podróży. W ogóle, wydaje mi się, że z zewnątrz druga generacja Roadstera nieco bardziej ucieka w wizję futurystycznego konceptu niż auta, mającego trafić niedługo do produkcji. W gruncie rzeczy nie inaczej jest w środku – zobaczcie tylko, jak wygląda kierownica.
Elon Musk zapowiada, że auto na rynek trafi w 2020 roku. Podobnie, jak w przypadku Semi, już teraz można uiścić opłatę rezerwacyjną. W tym przypadku trzeba się przygotować na dużo większy koszt. Cena ma bowiem wynosić około 200 tysięcy dolarów, a żeby móc zarezerwować pojazd, trzeba przygotować jedną czwartą tej sumy.
Nowości zaprezentowane i… co dalej?
Zarówno samochody elektryczne, jak i samą Teslę można kochać, albo nienawidzić. Niezależnie od odczuć, trzeba mimo wszystko przyznać, że pokazane wczoraj modele i ich osiągi przynajmniej na papierze robią gigantyczne wrażenie. Rzecz jasna, oprócz nich, w przypadku aut, istotne są również ich właściwości jezdne, czy komfort podróży, toteż z totalnym zachwytem należy się jeszcze chwilę wstrzymać.
Mimo wszystko zastanawiam się nad tym, czy Elon Musk faktycznie idzie w dobrą stronę. Tesla chciałaby stać się masowym producentem samochodów. Tymczasem w ofercie marka ma przede wszystkim samochody z wysokiej półki cenowej, a teraz pokazała kolejny i ciężarówkę. Autem dostępnym dla większości osób jest model 3, ale problemy z produkcją sprawiają, że nie trafił do takiej liczby klientów, jakiej się spodziewano.
W ogóle krytyka Tesli jest w tym roku dość wzmożona. Oberwało się jej chociażby od szefa Volkswagena, Mathiasa Mullera, który wytknął marce niewielką sprzedaż i generowanie strat, które zresztą w tym roku są dość spore. Producent stracił 1,5 miliarda dolarów przez dziewięć miesięcy. Firmy nie oszczędzają również sami użytkownicy. W amerykańskich mediach można znaleźć ich wpisy, w których skarżą się nie tylko na autopilota, w jakiego są wyposażone te pojazdy, ale i na ogólną jakość wykonania. Nie brakuje też krytyki wspomnianych już wysokich cen, w jakich są oferowane.
Osobiście nie ukrywam, że chciałbym, aby Tesla dołączyła do grona masowych producentów. Taki wizjoner, jak Elon Musk z pewnością jest w stanie pokonać wszelkie problemy i osiągnąć swój cel. Jak na razie, droga do niego jest jednak pełna dziur i zakrętów, z których można wylecieć i pozostać na rynku jedynie jako ciekawostka.