Część właścicieli Modelu Y może wkrótce zyskać większy zasięg niż w dniu zakupu samochodu. Tesla jednak nie zrobi tego za darmo – za dodatkowe kilometry trzeba będzie zapłacić.
Chcesz dodatkowe funkcje? Zapłać
Współczesne samochody – jak już wielokrotnie wspomniałem – przypominają smartfony na kołach. Nie mam na myśli tylko dużych ekranów czy sporych akumulatorów umieszczonych we wnętrzu. Otóż producenci coraz częściej oferują ulepszenia i dodatkowe funkcje w ramach usługi lub jednorazowej opłaty. Musimy zapłacić, aby wybrana opcja została odblokowana, podobnie jak w przypadku mobilnych aplikacji, w których po zapłaceniu dostajemy dostęp do rozwiązań „premium”.
Warto zaznaczyć, że na taki model oferowania dodatkowych funkcji decyduje się coraz więcej firm. Przykładowo Mercedes pozwala na dokupienie ulepszonej skrętnej osi lub dodatkowych koni mechanicznych. Wszystko to odbywa się bez konieczności wizyty w salonie – płacimy i rozwiązanie jest zdalnie aktywowane w samochodzie.
Nie będzie chyba zaskoczeniem, gdy dodam, że Tesla – znana z samochodów skomputeryzowanych do granic możliwości – też sprzedaje wybrane funkcje do już zakupionych aut. Przykładowo właściciele Modelu 3 mogą dokupić lepsze osiągi. Natomiast wkrótce wybrani użytkownicy Modelu Y będą w ten sposób mogli zwiększyć zasięg.
Tesla Model Y może mieć większy zasięg
Elon Musk, dyrektor generalny Tesli, poinformował, że Model Y w wersji Standard Range RWD faktycznie ma większy zasięg niż ten deklarowany. Jest on jednak zablokowany. Należy zaznaczyć, że dotyczy to egzemplarzy, które zostały wyprodukowane w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Według Muska, Tesla Model Y z zasięgiem 260 mil (418 km), w zależności od akumulatora, powinna wkrótce pozwolić na przejechanie dodatkowych 40-60 mil (64-96 km). Mamy więc do czynienia ze sporym wzrostem zasięgu. Niestety, jeśli ktoś zechce zyskać większy zasięg, to będzie musiał uiścić dodatkową opłatę w wysokości 1500-2000 dolarów (zależnie od zastosowanego akumulatora). Obecnie jednak należy poczekać na zatwierdzenie nowej specyfikacji przez organy regulacyjne.
Większy zasięg zawsze cieszy, ale powinien być on oferowany bez dodatkowych opłat, skoro akumulator na pokładzie na to pozwala. Nawet jeśli Tesla potrzebowała więcej czasu, aby wprowadzić zmiany w oprogramowaniu, pozwalające wykorzystać potencjał akumulatora, to powinna taką funkcję dostarczyć bezpłatnie w ramach aktualizacji.
Natomiast w przypadku pobierania opłat można odnieść wrażenie, że producent po prostu znalazł kolejny sposób na wyciąganie pieniędzy z kieszeni klientów. Wyobrażacie sobie, że Apple żąda pieniędzy od użytkowników, aby iPhone pozwalał na dłuższy czas pracy? Przyznam, że dla mnie byłoby to wyjątkowo słabe posunięcie.