Telefon dla seniora, czyli że miejsce starszego człowieka jest w przeszłości

Na pewno widzieliście wiele razy reklamę telefonu dla babci lub dziadka. Wielkie przyciski, litery i cyfry o wielkości całego wyświetlacza – żeby było czytelnie. Proste i głośne dzwonki – żeby było słyszalnie. Minimum opcji, może jakaś latarka, przycisk SOS do wnuka. Żadnych internetów, dotykowych ekranów, LTE. Bo senior jest osobą nieporadną, ograniczoną i nie potrafiącą pojąć nowoczesności.

Studiowałem kiedyś pedagogikę. Stąd wiem, że istnieje coś takiego, jak andragogika, czyli pedagogika dorosłych oraz jej część zwana pedagogiką ludzi starszych, o wybitnie ładnej nazwie: gerontopedagogika. Tak. Uczyć można nie tylko dzieci, młodzież czy młodych dorosłych (np. studentów), ale też ludzi w sile wieku, doświadczonych, starszych i starych. I upartych. Także upartych jak jasna cholera. W tej pedagogice sporo miejsca poświęcono metodom dotarcia do takich ludzi. Oszukiwania, wymijania tego uporu. Przekonywania, że trafia się w czyjeś prawdziwe, tylko dotąd nieuświadomione potrzeby. Tylko tak się to da zrobić. Albowiem dorosły z zasady uczy się tylko tego, czego chce oraz rozwija wyłącznie to, czego już liznął. A resztę ma serdecznie gdzieś.

Taka zaleta dorosłości.

A z drugiej wada. Stąd te wszystkie znane nam standardowe odzywki w stylu „nie będziesz ojca uczył dzieci robić” i „starych drzew się nie przesadza„, które znosić muszą wszyscy, którzy z dorosłymi edukacyjnie pracują. Ale tak. Ludzi dojrzałych można, a nawet trzeba uczyć nowych rzeczy. Ludzie dojrzali – również starsi – nie powinni okopywać się na pozycjach „jestem stary i to już nie dla mnie” – bo takie podejście powoduje coraz większe wyobcowanie takiego człowieka z obecnego świata. Który jest światem otaczającej nas technologii.

Technologia jest wszędzie. Na dworcu kolejowym i na poczcie trzeba klikać w maszyny, by pobrać numerek i patrzeć na wyświetlacze, by pilnować własnej kolejki. W metrze trzeba zbliżyć kartę do czytnika, by móc przejść dalej. Na przejściu dla pieszych trzeba dotknąć przycisku wymuszającego zielone światło. Kurier każe się podpisywać plastikowym rysikiem po ekranie ciekłokrystalicznym. Pani kasjerka w sklepie skanuje kod kreskowy, a maszyna wie ile to kosztuje. Można za to zapłacić kawałkiem plastiku.

Gdzie jest w tym człowiek stary, który zatrzymał się kilka lat temu i nie ogarnia już tych nowinek?

NIE MA GO TU.

Nadal żywo mam w pamięci obrazek z autobusu zielonogórskiej komunikacji miejskiej, w którym zamontowany był automat do sprzedaży biletów. Arcyprosty – każdy bilet to osobny guzik, okraszony nazwą biletu oraz ceną. Wsiada wcale nie tak stara kobieta, patrzy wrogo na biletomat, rozgląda się bezradnie wokół, po czym burcząc pod nosem, że „te wynalazki to nie dla niej” i „wszystko muszą utrudniać” podreptała do kierowcy po pomoc.

Ta kobieta już chyba zawsze będzie potrzebować pomocy w starciu z nowymi technologiami. Dla niej wszystko powinno być tak, jak było 10 lat temu. Świat dla seniora to świat ludzi a nie maszyn, świat ebonitowych aparatów telefonicznych, telewizorów z dwoma programami i dzieci oraz wnuków mieszkających pod jednym dachem.

6186281248_6506d04c02_o

Z tabletem urodzony?

A przecież podstawą w kontakcie z technologią jest ciekawość.

Moje dziecko wkrótce skończy 3 lata i pomimo, że tablet do rąk dostaje raczej rzadko i pod kontrolą, to już teraz przebija mnie w obsłudze np. iPada. Jak prędko łapie obsługę smartfona z Androidem przekonuję się po tym, gdy biorąc swego LG wieczorem do ręki odkrywam przeróżne kwiatki, jakie mi pociecha nawyczyniała. Udało mu się ostatnio nauczyć np. obsługi aplikacji z zablokowanego urządzenia, poprzez menu Quick Circle – czeka na chwilę, gdy się zapomnę i zostawię smartfon w miejscu, do którego dosięgnie i… Namiętnie kręci wideo i strzela foty!

Powiecie – normalka – dzieci są od urodzenia ciekawe i nie boją się zepsuć (małe nawet – olaboga! – nie rozumieją tego słowa!) badanego przedmiotu. Łapią wszystko prędko, bo nie mają już wbitych na stałe „patentów” – czy to urządzenie z iOS, czy na Androidzie – jest dla nich tak samo proste. I tak samo cudownie kuszące. Zazdroszczę obecnym dzieciakom bardzo, bo sam zacząłem już oszczędzać swój czas. Zacząłem nie poświęcać go na poznawanie czegoś, co tak naprawdę mnie nie interesuje. Mógłbym pożyczyć od kogoś jakąś Lumię i pobawić się nią, by sprawdzić czy naprawdę jest tak źle? Mógłbym pójść do znajomego, który ma Maca i pobawić się tym systemem… Mógłbym znów zainstalować Linuxa i zobaczyć, czy będzie szybszy. Mógłbym. Ale po co? Maca ani Lumii nie kupię, Linuxa nie zainstaluję, bo i tak mnie (jak zawsze) zdenerwuje i poleci w kosmos po kilku dniach? No to może… Mógłbym reaktywować konto na Snapchacie?

Każdy z nas ma cały katalog takich „po co” wynikających albo z doświadczenia z tymi przedmiotami, albo właśnie z braku doświadczenia z daną rzeczą. I świetnie – życie polega na wybieraniu pomiędzy różnymi aktywnościami przecież. Nie da się robić wszystkiego na raz. No ale zazwyczaj coś jednak robimy. Chcemy pobawić się nową wersją systemu, którego używamy. Instalujemy nowe gry i – mimo że narzekamy: „kiedyś, to były gry!” – rozpracowujemy je przez długie godziny. A wcale nie urodziliśmy się z myszką czy tabletem w ręku…

Sami tworzymy stereotypowych seniorów

Czy ludzie starsi naprawdę boją się rzeczywistości, nie chcą podejmować żadnych nowych aktywności? Wydaje mi się, że to bardzo stereotypowe spojrzenie. Znam zarówno takich, którzy żegnają się na widok komputera, jak i takich, którzy dzień zaczynają od sprawdzenia co się dzieje na Facebooku czy Google+. Ale reklamy, również te społeczne, niby pozytywne – wciskają nam do głów, że ludzie starsi są nieporadni, że niczego nie są już w stanie ogarnąć sami, a na dodatek, że mają do tego całkowite prawo. Po prostu my sami czynimy z 60/70 czy 80-latków łamagi i ofermy, które z ledwością potrafią zapamiętać gdzie mieszkają i ledwo potrafią się samemu wysikać, a co dopiero o obsłudze komputera czy smartfona myśleć…

Traktujemy WSZYSTKICH seniorów jak ludzi z zaawansowanym alzheimerem, artretyzmem, kłopotami z pamięcią, słuchem i wzrokiem. Wszystkich starszych ludzi wkładamy do worka babć zakutanych chustkami i dziadków grzejących się w ogródkach, ludzi, których nie obchodzi nic więcej, niż to, gdzie leży pilot od telewizora.

A przecież… Gdyby tak było naprawdę, to producenci aut już dawno budowaliby specjalne modele dla seniorów – takie Fiaty czy Mercedesy GOLD AGE, które nie pojadą prędzej, niż 30 na godzinę i nie przekraczają pasa środkowego jezdni… Producenci telewizorów dodawaliby do wyposażenia drugi pilot specjalnie dla seniora – z pięcioma dużymi przyciskami (po co seniorowi więcej niż włącznik, głośniej – ciszej i programy w przód i w tył?). Gdyby tak było, to Microsoft wydałby Windows dla seniorów, pozbawionego 80% funkcji, ale za to mającego prosto włączaną lupkę.

Nie robi się (jeszcze) takich rzeczy. Bo senior to dla wielu nadal zwykły człowiek – konsument. Który jak chce (i ktoś mu ewentualnie pomoże), to nie tylko klikać w przycisk START w Windowsie się nauczy, ale nawet i programować może zacząć. Taki senior nie kupi telefonu dla seniora, tylko zwykły smartfon. Co innego senior stereotypowy, senior ze świata dla seniorów, taki, dla którego ten telefon został stworzony. Ale taki nawet nie wejdzie do salonu GSM, bo co to do diabła jest GSM i komu to, panie, potrzebne?

Za to nasi dziadkowie i babcie, nasze matki i nasi ojcowie znajdą śliczne, nowe telefony dla seniora w naszych prezentach na dzień babci i dziadka, na urodziny, imieniny czy inne rocznice. Bo to są prezenty tanie, użyteczne i wydaje się nam, że pomogą naszym protoplastom w życiu. Wręczając takie prezenty nawet nie przeczuwamy tego, że wydajemy właśnie opinię o naszych bliskich – że są już przegrani, że nie dogonią rzeczywistości, niczego się nie nauczą – bo nie muszą – i będą już skazani do śmierci żyć w przeszłości. Bo tylko ją są w stanie zrozumieć.

Remember, remember… My też kiedyś będziemy starzy. I nasze dzieci czy wnuki dadzą nam na urodziny świeżutkiego senior-fona, senior-wszczepkę domózgową czy senior-nanosondy, senior-cokolwiek, co wtedy będzie służyło ludziom powszechnie. Tylko że to będzie zubożone, niepełne, prostackie. Za to duże i głośne. I będzie miało latarkę. Tak, latarka to najważniejsza rzecz dla ludzi starych. Nasze pociechy zaproponują dobrotliwie pomoc w konfigurowaniu funkcji SOS, gdyby… No wiadomo…

A my się dobrodusznie zgodzimy. Bo przecież za wiele, by tym dzieciakom tłumaczyć, że wcale nie jesteśmy tacy niedołężni. I tak nie uwierzą, bo nasz świat dawno już przeminął.

11683249855_c89eb1d27b_o

Źródła:
Tym razem żadne poza wspomnieniami.

Ilustracje:
Ilustracja artykułu: cea +, flickr, licencja CC-BY
Fot. 1: Nicko Gibson, flickr, licencja CC-BY
Fot. 2: Paul Townsend, flickr, licencja CC-BY

Polecam również:
Wielkie żółte kaczki, dzięcioł, Google i formatowanie rzeczywistości
Wszyscy jesteśmy hejterami, żołnierzami kryzysów socjalmediowych
Informacja oddzielona mechanicznie, czyli o parówkach informacyjnych