Głośno o Apple Music jest od samego zaprezentowania tej usługi na WWDC 2015 – ba! może nawet jeszcze wcześniej, bo już ładnych parę dni przed konferencją chodziły plotki o wprowadzeniu podobnego tworu. W ubiegłym tygodniu spekulowaliśmy na Tabletowo o polskich cenach, o których plotki zmieniały się jak w kalejdoskopie, a i w internecie można było przeczytać o licznych problemach Apple z pozyskaniem zgody artystów na umieszczenie ich twórczości w nowym serwisie streamingowym.
Apple ma bardzo liczne grono zagorzałych zwolenników, którzy pójdą za swoją ukochaną marką w ogień, ale z drugiej strony wymagają także topowej jakości, czy to w przypadku sprzętu czy też usług, za które mogą zapłacić nawet niebotyczne kwoty. Coś w stylu – jak już Apple się za to weźmie to to na pewno będzie MEGA. Tak miało być właśnie w przypadku Music, ale na drodze stanęły dość nietypowe poczynania Apple względem artystów.
Zacznijmy od tego, że poza wszelkimi bajerami i kuszącą ceną, kartą przetargową serwisu z muzyką jest baza dostępnych utworów. Patrząc na iTunes wydawałoby się, że w przypadku Apple nie powinno być z tym najmniejszych problemów. Jednak na drodze do sukcesu stanęła promocja oferująca każdemu nowemu użytkownikowi Apple Music 3-miesięczny darmowy dostęp do serwisu oraz to, że Apple postanowiło, iż to nie oni pokryją koszty tej oferty, lecz zrobią to artyści, których utwory zostaną udostępnie przez ten okres całkowicie za darmo. Każdy od początku pomyśli, że to chora sytuacja, bo to przecież Apple powinno płacić za wypromowanie swojego serwisu poprzez tego typu ofertę. W internecie wybuchła burza. Artyści zaczęli się awanturować, ale wydawało się, że takie protesty mogą nie przynieść żadnego rozwiązania. Najbardziej na tym wszystkim mieliby cierpieć mało znani artyści – poprzez udostępnienie swojej muzyki za darmo odcięliby sobie sporą część dochodów, której nie zrekompensują im np. koncerty na żywo. Kluczem do wszystkiego okazała się jednak Taylor Swift, słynna piosenkarka, która najpierw ogłosiła, że jej najnowszy album „1989” nie ukaże się w Apple Music, a następnie wystosowała oficjalny otwarty list do Apple, który umieściła na swoim blogu Tumblr.
Taylor w swoim liście postanowiła wyjaśnić dlaczego nie zgodziła się na udostępnienie swojego albumu i co ogólnie myśli na temat postępowania Apple. Pomimo podkreślania swojego ogromnego szacunku do marki użyła dość dosadnych słów, które jasno zdefiniowały jej stanowisko w sprawie.
I’m sure you are aware that Apple Music will be offering a free 3 month trial to anyone who signs up for the service. I’m not sure you know that Apple Music will not be paying writers, producers, or artists for those three months. I find it to be shocking, disappointing, and completely unlike this historically progressive and generous company.
Osobiście przyznam się, że bardzo sceptycznie podchodziłem do tego manifestu i nie spodziewałem się spektakularnego odzewu ze strony Apple, co okazało się mylnym przeczuciem. Już dzisiejszego poranka Eddy Cue – wiceprezes Apple – wypowiedział się na Twitterze. W dwóch tweetach określił jasne stanowisko w tej sprawie i to, co będzie dalej w tej sprawie:
We hear you @taylorswift13 and indie artists. Love, Apple
— Eddy Cue (@cue) June 22, 2015
#AppleMusic will pay artist for streaming, even during customer’s free trial period
— Eddy Cue (@cue) June 22, 2015
Jak widać głos ludu wsparty przez jednego z wielorybów rynku (trochę niefortunne określenie dla filigranowej Taylor…) został wysłuchany i Apple zobowiązało się do wypłaty należności dla artystów w okresie 3-miesięcznej promocji. Takie rozwiązanie nie oznacza korzyści jedynie dla wydawców. Apple w ten sposób zadbało o swoją bazę utworów, co na dłuższą metę na pewno zaprocentuje.
P.S.: W internecie ludzie śmieją się już z tego, co Taylor Swift mogłaby jeszcze wymusić od Apple, ale w innych sprawach jak, np. więcej portów w nowym MacBooku czy też różnych oczekiwanych funkcji w kolejnym iPhone/iPad :)