Microsoft przespał moment, w którym swoją ekspansję rozpoczęły urządzenia dotykowe. Kiedy Jobs wszedł ze swoim iPadem, a Google wypromowało „darmowego” Androida, gigant z Redmond w najlepsze przyglądał się poczynaniom konkurencji. Ciekaw jestem, co myśleli sobie wtedy włodarze MS… Pewnie nigdy się już nie dowiemy. Jedno jest pewne. Dziś rynek zalała fala urządzeń z Androidem, i pomimo starań Microsoftu, urządzeniom na Windowsie ciężko się przebić. Śmierć Steve’a Jobsa, odbiła się również na Apple, które obecnie już nie uchodzi za tak rewolucyjne. iPady sprzedają się gorzej, a sam gigant, z Cupertino oddał palmę pierwszeństwa, korporacji z Mountain View.
Czy rynek obrał słuszny kierunek? Nie do końca. Po dziś dzień nie posiadam, żadnego tabletu z Androidem na pokładzie. Ten sprzęt bardziej przypomina mi funkcjonalnością wykastrowanego smartfona. A ten sprawdza się lepiej w rozmiarach do 5 cali. Tablety na iOS, pomimo całej mojej sympatii dla „poukładania” tego systemu, są zbyt ograniczone. Nie zrozumcie mnie źle. Stopień modyfikalności Androida także mnie męczy. Jednak przydałaby się niewielka możliwość customizacji, w kontekście kompatybilności urządzeń Apple z innymi systemami. Tutaj naprzeciw wychodzi nam Microsoft. Przeniesienie pełnoprawnego Windowsa na urządzenia dotykowe i implementacja środowisk Modern UI i Desktop UI, było strzałem w dziesiątkę. Choć Polak, to człowiek, który lubi narzekać i stale słyszę opinię, że Windows 8 (obecnie 8.1) to nieporozumienie, uważam, że jest to dobry kompromis pomiędzy dotykiem a peryferiami stacji roboczej. Jednym słowem system Microsoftu staję gdzieś pomiędzy ograniczonym iOS a przekombinowanym Androidem. Być może gdyby powstał MacOS X w wersji tabletowej, a „zielony robot” posiadałby 64-bitową moc i funkcjonalność Windowsa byłoby inaczej. Na dziś dzień, to Microsoft oferuje najciekawsze możliwości, w kontekście pracy, biorąc pod uwagę, aspekty mobilne. Ostatnio poruszyłem wątek Tabletów Hybrydowych, jako dodatek dla profesjonalistów. Kto chciałby poznać moją opinię zapraszam tutaj. Dziś jednak poruszę temat, który bardziej dotyczy ogółu niż danego targetu. Według mnie Tablet z pełnym Windowsem, to najlepsze rozwiązanie do pracy dla przeciętnego Kowalskiego. Czy faktycznie możemy być takimi hura-optymistami? Zapraszam do lektury.
Rynek mobilny
Urządzenia przenośne, są najbardziej rozwijającym się obszarem komputeryzacji ludzkości. Od pamiętnych czasów debiutu pierwszego iPhone,a rynek zmienił się bezpowrotnie. Przez pierwszy okres czasu, prym wiodły terminale Apple’a. Urządzenia „nadgryzionego jabłka” po dziś dzień są synonimem splendoru, klasy oraz nienagannego piękna i precyzji. Konkurencja jednak nie kazała na siebie długo czekać. Google wykorzystał z premedytacją wszystkie wady iOS-a i stworzył własną platformę, która stanowić miała zdecydowaną opozycję dla produktów Apple’a. Po latach pierwszej euforii i uznania, dla geniuszu Steve’a Jobsa, ludzie zaczęli rozumieć, że iPad to nie jedyny słuszny wybór. Zrozumieli również to, że mają alternatywy. Tablety z Androidem, dzięki darmowej licencji na system, niskiej cenie oraz możliwości, wręcz nieograniczonych modyfikacji, zaczęły kraść udziały gigantowi z Cupertino. Co się w konsekwencji stało? Doskonale wiemy. iOS stracił pozycję lidera a sam iPad przestał być najbardziej pożądanym tabletem na świecie. Zwolenników rozwiązań Apple nie brakuje, to jednak nie zmienia faktu, że dziś Android jest systemem, który posiada największe udziały na rynku. Przewaga tego systemu jest w zasadzie miażdżąca. Monopol jednej firmy, nie wróży niczego dobrego dla samego użytkownika. Konkurencja jest potrzebna, choćby nawet, dlatego, że klient stale oczekuje zmian. Rywalizacja (oczywiście ta zdrowa, nie ta, którą prowadzi Apple wraz z Samsungiem) jest synonimem tych zmian. Jak doskonale wiemy, na przykładzie komputerów stacjonarnych, Windows, rządząc i dzieląc niepodzielnie, narzucił swój sposób myślenia użytkownikom. W efekcie, nawet z początku niedopracowany Windows 8, zaczął się sprzedawać. Stało się tak, dlatego, że między innymi laptopy, które oferowane są przez w zasadzie wszystkie sklepy na całym świecie, miały na pokładzie preinstalowany najnowszy system od MS. I choć wielu moich znajomych masowo wzywało mnie bym pomógł im poskromić nowy twór giganta z Redmond, szydząc przy tym i rzucając kamień w stronę Microsoftu, to i tak udziały nowego systemu, pomimo słabych wyników sukcesywnie rosły. Istnieje, co prawda alternatywa w postaci świetnych MacBook’ów (nawet nasz redaktor naczelny je zachwala, posiadając jeden na stanie). Są one jednak często zbyt drogie, by przeciętny Polak, mógł sobie na nie pozwolić. I tak źle i tak niedobrze. Wracając jednak do urządzeń mobilnych, podobna rzecz dzieje się na tym rynku. Android powoli monopolizuje rzeczywistość wokół terminali przenośnych. W swoich szeregach ma nie byle, kogo, bo przecież samego Samsunga, który w zasadzie posiada większość udziałów w sprzedaży urządzeń na systemie od Google’a. Niewiarygodne nakłady finansowe na marketing sprawiają, że przeciętny Kowalski, pozwoli sobie wkręcić niemal wszystko. Smutne to i prawdziwe. Na szczęście sektor ten jest stosunkowo młody, a dzieje się w nim bardzo dużo. Konkurencja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Podczas, gdy z roku na rok, powstają nowe świetne urządzenia mobilne, a same portfolio wprowadzanych nowinek technologicznych sukcesywnie się powiększa, w tle coraz częściej słyszymy o aferach patentowych. Mało tego w reklamach, wielkie korporacje, stale obrzucają się „mięsem”. W tej kategorii prym wodzi, Apple i Samsung. Nie wiem, czy obie firmy zdają sobie sprawę, z tego, że tuż za rogiem czyha już Microsoft. Jednak atmosfera, która towarzyszy temu sektorowi wcale nie jest przyjemna, patrząc z perspektywy samego użytkownika. Przechodząc do MS, to, gdy już gigant z Redmond przebudził się z letargu i w końcu łaskawie zaczął działać pojawiło się światełko w tunelu. Tym samym istnieje duża szansa, że sektor mobilny, nie podzieli sytuacji z desktopów. Pomimo, że terminalom na Windowsie, ciężko jest się przebić, to jednak wszystko przed nami. Microsoft posiada ogromne doświadczenie i możliwości. Sam system jest dojrzały i wierzę, że z biegiem czasu użytkownicy docenią jego funkcjonalność. Oczywiście wiadomo było, że Windows musiał przejść przez swój etap przejściowy, w pewnym sensie transformację. Dziś jednak ze spokojem patrzę na jego poczynania.
Ograniczony iOS
Zanim rozwinę temat Microsoftu, przejdźmy na chwilę do konkurencji. Steve Jobs był niesamowitym człowiekiem. Z punktu widzenia sektora mobilnego, jest jego ambasadorem, również po śmierci. Ciężko stwierdzić, jaki los spotkałby ten rynek, gdyby „legenda” Apple’a, nie przekonała użytkowników do używania palców, zamiast myszki i klawiatury, przy obsłudze komputerów. Microsoft, wielokrotnie starał się wprowadzić na rynek taką myśl technologiczną, jednak dopiero za czasów Jobsa, ten sektor przeżył rewolucję. Narodziła się nowa rodzina iUrządzeń, które zachwyciły świat. Zamysł amerykańskiego wizjonera, tak mocno zakorzenił się w umysłach ludzkich, że terminale przenośne stały się najbardziej rozwijanym sektorem IT. Cóż mogę dodać. Steve Jobs był niesamowity. W tym momencie brakuje go w korporacji z Cupertino. Brakuje jego złotych, bezcennych pomysłów. Tim Cook nie jest już tak przebojowy jak jego poprzednik. Nie będę się jednak rozwodził o dzisiejszej polityce Apple’a. Bardziej interesuje mnie sam system.
Przez wielu iOS doceniany jest ze względu na swoją stabilność, lekkość obsługi. Ja widzę w nim jednak wielki problem. Jest dość mocno ograniczony. Brak obsługi Flasha, znacznie ogranicza możliwości audio-wizualne. Cóż z tego, że mobilna wersja Safari jest dobrze zoptymalizowana, jak większość treści w sieci potrzebuje po prostu video. Ekspansja transmisji danych urosła do tego stopnia, że dziś internet mobilny powoli dorównuje przewodowemu(LTE). Tymczasem skrajnie konserwatywny Apple, odmawia swoim klientom, na pozór tak podstawowej funkcji jak video w przeglądarce. O ile jednak problem Flasha potrafię przeboleć, to nie potrafię zrozumieć, dlaczego gigant z Cupertino, tak mocno izoluje się od całego świata. Brak dedykowanych aplikacji z konkurencyjnych systemów, czy problemy z kompatybilnością powszechnie dostępnych portów, sprawia, że system Apple przestaje być przyjazny dla użytkownika. Do tego dochodzi jeszcze kosmiczna marża producenta, na swoje urządzenia. Spójrzmy prawdzie w oczy. Na świecie nie każdego stać na tak drogie produkty. Oczywiście w Ameryce jest nieco inna mentalność, jednak po pierwsze nie każdy zarabia tyle, co znamienita większość mieszkańców USA. Ok. Będą pewnie tacy, co powiedzą, że w Ameryce są wysokie koszty życia. Jednak w Afryce, Ameryce Południowej czy w Azji istnieją kraje, których mieszkańcy nie są w stanie sobie pozwolić na takie ceny. Na Boga! Czy urządzenia te muszą być, aż takie drogie? W mojej ocenie to tylko wymysł producenta. Na obiekcje rynku pozostaje głuchy. Dla mnie Apple często wychodzi po prostu na ignoranta i nadętego bubka. Przepraszam za kolokwializmy, jednak takie są fakty. Nic nie stałoby na przeszkodzie by obniżyć ceny, wprowadzić kilka zmian w polityce samej firmy i dać się ponieść doniesieniom z rynku. Gdyby tylko Apple poszło za ciosem i wprowadziło na urządzenia mobilne, system MacOS X i zniosłoby część swoich wyssanych z palca restrykcji, moglibyśmy się cieszyć udanymi rozwiązaniami producenta w szerszym gronie. A tak produkty giganta z Cupertino są tylko dla wybranych. Tych, co są skorzy do kompromisów i mają grubsze portfele.
Problemy Androida
Kiedyś byłem zdecydowanym przeciwnikiem systemu Google’a. W zasadzie chyba nigdy nie podobała mi się polityka tej firmy. Z biegiem czasu zorientowałem się, że smartfon oparty na systemie giganta z Mountain View obsługuje się łatwo i przyjemnie. Przechodząc z wysłużonego Symbiana, byłem wprost oślepiony możliwościami „zielonego robota”. Nie tak dawno jeszcze, gdy posiadałem więcej czasu, siedziałem na międzynarodowym forum XDA Developers i bawiłem się w przeróżne modyfikacje. Wkrótce jednak ten czar prysł. Pojawiały się wieczne problemy z niestabilnością Custom Firmware. Ciągłe poprawki, aktualizacje, stale niedoskonałego systemu, zaczęły mnie męczyć. Być może nie czuję tego, co przeciętny Geek. Nie wiem. Jestem przecież informatykiem, więc powinienem być raczej zwolennikiem takiej polityki. A jednak nie jestem…
Dziś, gdy ludzie są wiecznie zabiegani, potrzebują urządzeń, które bezproblemowo działają i nie nadwyrężają nadmiernie uwagi na przesłanki software’owe samego użytkownika. Tymczasem Google, co chwila wypuszcza kolejne wersje swojego systemu i multum poprawek, które łatają niedoskonałości serwowanej przecież „nowości”. Istnieją zwolennicy teorii, że jeśli coś jest często aktualizowane, to jest bardziej stabilne i bezpieczniejsze. Jako użytkownik smartfona z Androidem jakoś nie odnoszę takiego wrażenia. Oczywiście problem z aktualizacjami pojawia się na wszystkich systemach. Jasne, poprawki są potrzebne, ale czy gigant z Mountain View nie mógłby ich czynić nieco bardziej przemyślanie?
Kolejnym aspektem, który dotyka Androida to jego fragmentacja. Na rynku mamy już tak dużo kompilacji „zielonego robota”, że można by stworzyć muzeum z historią tego OS-u i powstawiać w gabloty, niemała kolekcję urządzeń na każdej wersji systemu. Byłby niezły temat dla historyków, praca dla przewodników i zaciesz dla odwiedzających. Wracając jednak do sedna problemu, całkiem nie rozumiem, dlaczego Google odmawia aktualizacji starszym urządzeniom. Rozumiem, że kod Androida jest Open Source a producentów oferujących urządzenia z systemem „zielonego robota” jest bardzo dużo, jednak nie można pozwolić na taką samowolkę. Google powinno zareagować i wymusić na wielkich koncernach aktualizację starych terminali, albo wycofanie ich z rynku. Tu szczególne zastrzeżenia możemy mieć do Samsunga. Co rusz, słyszę o nowych wersjach urządzeń ich flagowej serii Galaxy S – Plus, Advanced, II Plus, albo inne twory typu Core, Trend, Grand, Neo, Grand Neo, etc. etd. To istna kpina. Tym bardziej, że owe terminale w zasadzie nie różnią się niczym konkretnym. Na tym polu, Samsung mógłby nieco pomyśleć i wziąć przykład ze swego odwiecznego wroga Apple’a. Co prawda, samo Google zaczyna już z tym problemem walczyć, poprzez np. nakaz implementacji systemu Android na nowych urządzeniach, maksymalnie o dwie wersje starszą niż najnowsza kompilacja. Nie jest to jednak sposób idealny. W zasadzie temat ten, to niekończący się problem. Androidowych terminali jest tak dużo, że jeśli gigant z Mountain View nie zareaguje w porę, doprowadzi do sytuacji, że proces ten będzie nieodwracalny, a kwestia aktualizacji umrze śmiercią naturalną. Najzwyczajniej w świecie, nikt już na nią liczyć nie będzie. To może się wiązać z odejściem rzeszy klientów od urządzeń z systemem Google’a. Czas pokaże, zobaczymy.
Jednak to nie koniec poważnych problemów tego środowiska. Android ma jeszcze jedną, sporą wadę. Fantastycznie sprawdza się w konsumpcji treści, pod warunkiem, że dogramy sobie Flasha (to niuans w odniesieniu do korzyści), ale jest kompletnym nieporozumieniem w kontekście pracy z tym urządzeniem. Przeprowadziłem nawet pewien eksperyment. Zastąpiłem swojego laptopa peryferiami i androidowym terminalem. Podłączając klawiaturę, myszkę, monitor i dysk zewnętrzny stworzyłem stację roboczą. A w terenie bez monitora jej pomniejszoną wersję. Po kilku tygodniach po prostu skapitulowałem. Piętrzące się problemy z wyrywającym połączeniem Bluetooth, dziwne spowolnienia nie wiadomo skąd i dlaczego, czy najnormalniej w świecie wykraczające się aplikacje i błędy systemu. Warto podkreślić, że tych problemów nie miałem podczas codziennej pracy na samym urządzeniu. Hmm, przypadek? Do tego doszły ogromne problemy z niewygodną obróbką grafik i słabą edycją tekstu. Aplikacje biurowe na Androidzie są totalnie upośledzone. Nie wiem, kto śmie brać takie kwoty za ich sprzedaż. Aby bardziej podkreślić problem, nie tylko „apki” są upośledzone. Jak już opanowałem ich humorki okazało się, że mysz nie scrolluje poprawnie, nie działa prawy przycisk, w zasadzie menu kontekstowego w ogóle nie ma. Strony internetowe można cofać przyciskiem myszy – back, ale już do przodu tej operacji nie wykonamy. Całość przekładała się na wydłużenie mojej pracy do granic niemożliwości. Pisałem znacznie mniej artykułów. Nawet, jeśli już je napisałem, synchronizacja pakietów biurowych z chmurami, udawała, że działa i skopiowanych tekstów fizycznie na serwerze nie było. Nic, więc dziwnego, że tak szybko jak przystosowałem Androida do pracy, tak szybko z niego uciekłem. Szkoda, że Google tak pokpiło sprawę. Mając na pokładzie najmocniejszą specyfikację, terminal, a raczej system, krztusił się od samego faktu używania urządzeń peryferyjnych. Sam software nie wykorzystywał nawet części mocy dostępnej na urządzeniu. To blamaż na całej linii, w kontekście pracy. Dodam jeszcze, słabe przeskalowanie systemu na dużym pulpicie (niektóre apki, totalnie nie nadają się do obsługi landscape – poziomej, orientacji ekranu) i nieodpowiednie wykorzystanie obszaru roboczego (rozjechane ikonki, rozciągnięty StatusBar i NavBar). Wszystkie te nieoczekiwane problemy przelały permanentnie czarę goryczy. O tablecie na Androidzie wolę po prostu zapomnieć.
Myślę, że kłopotów tego systemu jest więcej, ale te wyżej wymienione to główne aspekty, które stanowią problem już globalny (procent rynku, jaki posiadają terminale na tym systemie). Dlatego zanim podejmiecie się zakupu takiego tabletu, radzę wziąć pod uwagę to, o czym pisałem wyżej.
Opieszałość Microsoftu i nadzieja na przyszłość
Trzeci największy gracz na rynku mobilnym, zrobił rzecz najgorszą z możliwych. Spowolnienia we wprowadzaniu na rynek sensownych urządzeń pod kontrolą Windowsa stworzyły barierę, którą ciężko przebić Microsoftowi do dziś. W konsekwencji, terminale z systemem, giganta z Redmond mają niszowy udział. Sam potentat, długo nie mógł odnaleźć właściwej drogi do celu. Nietrafiony pomysł ze zminiaturyzowaniem desktopowego pulpitu, w przypadku urządzeń mobilnych nie sprawdził się. Pierwszy projekt – Windows Mobile, suma summarum, okazał się niewypałem i zmarł śmiercią naturalną. Microsoft postanowił, więc całkowicie odmienić wygląd swoje systemu. Tak powstały kafelki. Nie sądziłem jednak, że gigant z Redmond, postanowi go, aż tak uprościć. Rynek nie przyjął nowe dziecko Microsoftu, a sam system długi okres czasu, cierpiał na chorobę wieku dziecięcego.
To wszystko jednak mamy za sobą. Potentat poszedł po rozum do głowy i wykorzystał swój dorobek życia, łącząc Desktop UI i Modern UI. Wyszedł, Windows 8.1, który od swoich poprzedników różni się większą funkcjonalnością i możliwościami. Myślę, że to odpowiedni kierunek rozwoju. Użycie pełnego Windowsa wraz ze środowiskiem dotykowym, pozwala na obsługę systemu zarówno na tabletach, hybrydach, Ultrabookach i laptopach, o PC-tach już nie wspominając. Ulepszone wsparcie gestów, ułatwia nawigację myszą, natomiast wiele usprawnień kafelków (obecnych i przyszłych) napawają optymizmem. Nie tak dawno odbyła się konferencja Microsoft Build (o czym pisał Piotr), na której gigant z Redmond, wprowadził kilka ciekawych zmian, które mogą cieszyć. Zniesienie opłat licencyjnych z urządzeń o przekątnej poniżej 9 cali, czy zbliżający się wielkimi krokami Office na urządzenia dotykowe, a także wszystkie usprawnienia nowej odsłony Windows 8.1, to duży krok naprzód. Do tego obniżone wymagania sprzętowe urządzeń z systemem od MS i wprowadzenie WIMBoota (kompresja powierzchni systemu) daje nadzieję na przyszłość. Nagromadzenie tych informacji, sprowokowało mnie do napisania tego artykułu. Przyszłość dla giganta z Redmond, maluje się w kolorowych barwach. W końcu sektor mobilny dostaje coś wartościowego. Myślę, że najbardziej ucieszą się osoby, które chciałyby pracować na takich urządzeniach. Wiadomo, porządny sprzęt i możliwości znane z laptopów i stacji roboczych to nuta przyszłości. Jednak już dziś, w pewnym sensie Microsoft oferuje nam substytut desktopowych możliwości na terminalach przenośnych. Jeśli dodatkowo ceny i dostępność tabletów z Windowsem na pokładzie zmienią się na lepsze, giganta z Redmond czeka świetlana przyszłość. Umówmy się na tablecie, nie można mówić o zaawansowanej pracy, ale są perspektywy na przyszłość, a przeciętny Kowalski jest w stanie dokonać podstawowych czynności biurowych i graficznych przy pomocy tabletu i obecnie może je wykonywać nie tylko w domu.
iOS to styl, Android zabawa, a Windows to praca
Najtrudniej jest wysnuć odpowiednie wnioski. Tak naprawdę, nie jestem Nostradamusem, i przewidzieć przyszłości nie potrafię. Jednak już teraz widać, że sektor mobilny jest dość kapryśny. Szybko zmieniające się trendy są w stanie z potentata zrobić biedaka, a z firmy, która nic nie znaczy, giganta. Cóż, takie są prawa rynku. W zasadzie żaden z wielkiej trójki nie ustrzegł się rażących błędów. Nie zapominajmy, że w tych korporacjach pracują tylko ludzie. I mogą popełniać błędy.
Gigant z Cupertino, gdyby nieco pomyślał, znalazłby złoty środek na sukces. Jednak himeryczny Tim Cook, chyba nie jest w stanie poprowadzić Apple do sukcesu tak jak Steve Jobs. Konserwatywne podejście i zapatrzenie w swoje osiągnięcia, to istna równia pochyła. Ten proces świetnie możemy zaobserwować na przykładzie iPhone’a. Niegdyś legendarny „dotykowiec” wyznaczał kierunek rozwoju, teraz w zasadzie znikome udoskonalenia, powodują, że iPhone musi gonić konkurencję. W przypadku iPada ten proces nie jest, aż tak daleko posunięty. Są osoby, które cenią możliwości tabletu od Apple. Samo urządzenie to klasa designerów. System zaś jest stabilny, szybki. Jednocześnie jest zbyt uwięziony w kajdanach samego giganta z Cupertino. W tym momencie Apple, sam strzela sobie w stopę. A przecież ma tak wiele atutów, by wyjść na prostą i pokazać innym, swoje miejsce w szeregu. W środowisku pracy, osławione MacBooki są nie do przecenienia, ale iOS-owi, daleko do MacOS X. Na razie nie zanosi się by Apple przeportował go na tablety. Jednak nie ujmuje to tym terminalom, że mają swój niepowtarzalny styl, za który niektórzy chcą słono płacić.
Gigant z Mountain View, ma zdecydowanie więcej za skórą. Problemy z wieczną fragmentacją czy ciągle zmieniany system, który stale jest łatany przez programistów Google, może wołać o pomstę do nieba. Żeby tego było mało, w przypadku urządzeń na Androidzie nie można mówić o pracy, a sama stabilność systemu pozostawia wiele do życzenia. Winę za to ponosi 32-bitowa architektura. Domyślam się, że nie bez znaczenia jest SoC oparty na ARM. Jeszcze długo najmocniejsze układy, chociażby były 16 czy 32 rdzeniowe nie dorównają tym z architektury Intela x86 – iCore. W zasadzie z jednej strony rozumiem Google, a z drugiej nie potrafię. Skoro producenci układów tacy jak Qualcomm, Mediatek czy Nvidia, wprowadzają na rynek kolejne rozwiązania, czemu Google nie czerpie z nich pełnymi garściami. Nie jestem programistą, pasjonującym się linuksami, jednak uważam, że aplikacje na Androida mają możliwości. Mam tylko nieodparte wrażenie, że nikomu nie chce się z tego skorzystać. „Zielony robot” świetnie sprawdza się, jako terminal do konsumpcji treści. Wszystko jest tu szybkie i proste w obsłudze (pod warunkiem, że mamy dość wydajne urządzenie). Nawet osoby starsze są w stanie go zrozumieć. Pewnie, dlatego, że wizualnie jest nieco podobny do Windowsa. A skoro został stworzony na urządzenia dotykowe, nie ma powodu, by tworzyć z niego kombajn do pracy. To moja teoria, choć w zasadzie nie wiem, co do końca myśleć. Z jednej strony Android ma swoje zalety, ale z drugiej potrafi srogo zawieść. Jego siłą jest popularność. Zobaczymy jednak jak długo, będzie na tym bazować.
Gigant z Redmond, potwornie mnie rozczarował na samym początku przygody z sektorem mobilnym. Opóźniał wejście w ten rynek, do granic możliwości. A jak się na nim już znalazł, to system był tak niedorobiony, że nie miał szans w starciu ze stabilnym iOS-em czy popularnym Androidem. Wiadomo, że na początku każda nowość ma jedną poważną dolegliwość – chorobę wieku dziecięcego. I to było dość widoczne w przypadku Windowsa. Od momentu, gdy Microsoft zmienił strategię i wprowadził pełny Windows na tablety, coś niewątpliwie zaczęło się zmieniać na lepsze. Siłą Windowsa jest bogaty ekosystem, który stworzył swoją niepodważalną wartość przez grube lata. Microsoft z tego z premedytacją skorzystał. Obecnie jest na etapie szlifowania tego dobytku. Z przyjemnością słyszę o kolejnych ulepszeniach. Myślę, że nie bez przyczyny jest odejście Steve’a Balmera. Wielki lider MS, od lat miał twardą, ale nietrafioną politykę. Dziś, gdy odszedł, gigant z Redmond zaczął nową erę w swojej historii. Do takich zdumiewających zmian, można zaliczyć powstanie pakietu biurowego Office na iPada. Więcej o tym i całej strategii MS poczytacie we wpisie Jakuba. Microsoft stał się elastyczny i w odpowiedni sposób zaczął reagować na rynek. Jego przyszłość widzę w kolorowych barwach.
A co z pracą na urządzeniach pod kontrolą Windows? Chyba nie muszę nikomu mówić, że ma ona zupełnie inny expirience niż to, co oferuje nam Android. iOS, ratuje pakiet Office. To jednak kropla w morzu potrzeb i ograniczeń, jakie ma ten system. Oczywiście urządzenia dotykowe do tej pory nie mogą się równać z prawdziwymi desktopami. Profesjonaliści nie uznają innej pracy, niż tą na porządnym PC-cie bądź notebooku. Całkowicie się z tym zgadzam. Wiele zadań można wykonać mając tylko odpowiedni sprzęt. Chociaż już dziś mniej wymagające osoby, są w stanie z powodzeniem poradzić sobie na urządzeniach ultraprzenośnych. Jestem otwarty na nowe technologie i wierzę, że wkrótce za sprawą, przede wszystkim Microsoftu, praca na tabletach zmieni się na lepsze.
Oczywiście, jeśli chcecie wyrazić swoją opinię, zapraszam pod wpisem do otwartej polemiki. Jeśli coś wydaje Wam się niejasne, bądź się nie zgadzacie z moimi przemyśleniami, uważam, że jest to odpowiedni moment na wyrażenie własnego zdania.
Fot. by Vernon Chan-tytułowe (CC), tr.wikipedia.org-iPad (CC), John Mitchell (CC), fr.wikipedia.org-MacBook (CC), Erica Joy (CC), Intel Free Press (CC), hu.wikipedia.org-Windows 8.1 (CC), Odi Kosmatos – Samsung Windows 8 (CC), Vernon Chan-Work Windows 8.1 (CC).