Według najnowszych doniesień, Apple planuje wypuścić na rynek nieco zaktualizowanego iPada dziewiątej generacji. Co się zmieni? Przede wszystkim dostaniemy większy, 10,5-calowy wyświetlacz i chip A13. Prawdopodobna data premiery to okolice wiosny przyszłego roku. Czekacie?
Z dostępnego na portalu cnBeta raportu wynika, że iPad dziewiątej generacji będzie zbliżony do obecnego tabletu Apple ósmej generacji. Oczywiście dostanie niewielkie ulepszenia. Mówi się, że sprzęt ten dostanie większy, bo 10,5-calowy wyświetlacz LED, układ A13 Bionic, 4 GB RAM oraz jeszcze cieńszą i lżejszą konstrukcję. Cecha wspólna z poprzednimi modelami? Między innymi przycisk Home z Touch ID i port Lightning.
Większy wyświetlacz to lepszy iPad?
Jak donoszą Chińczycy, możliwe byłoby osiągnięcie większego wyświetlacza o przekątnej 10,5 cala i cieńszej konstrukcji poprzez ponowne użycie obudowy i panelu przedniego iPada Air trzeciej generacji. Jest to prawdopodobne, ponieważ Apple ma tendencję do „odgrzewania” projektów w ramach oferty iPada. Przykłady? Proszę bardzo – części z iPada Air pierwszej generacji pojawiły się w iPadzie piątej, a projekt 10,5-calowego iPada Pro trafił do iPada trzeciej generacji. Zdanie o historii i kole dopowiedzcie sobie sami.
Sama specyfikacja nikogo specjalnie raczej nie zaskoczy. W nadchodzącej generacji tabletów, poza opisanymi wyżej chipem oraz RAM, znajdziemy pamięć rozpoczynającą się od 64 GB. Byłby to krok do przodu, bo dostalibyśmy nie tylko szybszy i sprawniejszy procesor, ale także więcej miejsca – model z 2020 roku startuje w tym momencie z 32 GB. Oprócz tego dostaniemy port Lightning, w odróżnieniu od wersji Pro oraz Air, gdzie jest USB-C oraz cenę zbliżoną do modelu obecnego na rynku – 299 dolarów.
Czy iPad może pojawić się na wiosnę?
Teoretycznie? Oczywiście, że tak, jeśli tego zażyczą sobie spece z Apple. Natomiast wydaje się podejrzane, że tak szybko postanowiliby „uśmiercić” aktualnie sprzedawany model. Przecież ten pojawił się na półkach sklepowych we wrześniu. I pomimo tego, że kończący się rok jest bardzo dziwny, to wątpię by kalifornijski gigant, nie chciał wycisnąć ze swojego sprzętu jak najwięcej pieniędzy. Koniec końców – to po prostu biznes.