O tym, że w ostatnim czasie popyt na produkty Samsunga zmalał, wie pewnie sporo osób. No i niestety, ale za taki stan rzeczy musiał zapłacić ktoś z osób decyzyjnych w firmie. Powoli Samsung zaczyna borykać się nie tyle z nasyceniem rynku, co ze znudzeniem klientów swoimi produktami. Konsumenci chcą czegoś nowego, świeżego, a to najwyraźniej daje im konkurencja.
Okazuje się, że chińskie firmy radzą sobie coraz lepiej i widać to też w ważnych rankingach. W tym roku trzecim producentem smartfonów jest Xiaomi, które w niespotykanie szybkim tempie zepchnęło z podium Huawei.
Samsung nie ma się w sumie czego obawiać, bo nadal ma 24 proc. rynku (wg. IDC), ale inwestorzy nie są zadowoleni ze zwolnionego tempa i mniejszych przychodów. To tyle jeśli chodzi o bycie pierwszym.
Jednak zaspokojenie inwestorów to zupełnie inna para kaloszy. Swoją pensją zapłacić sam J.K. Shin, szef działu mobilnego koreańskiej korporacji. Jego dochody w ostatnim kwartale wyniosły 630 tysięcy dolarów. Kwota ta jest połączeniem honorarium i wszelkich dodatków. W czasie, kiedy Samsung był na fali na konto Shina wpłynęło 1,5 mln dolarów. Rozbieżność jest więc bardzo duża.
Jej zasadności należy dopatrywać się w kondycji firmy. W tym roku trzeci kwartał zakończył się 30 września i zapewne był punktem zapalnym, aby znacząco obciąć wynagrodzenie Shina. Samsung zanotował 60 proc. spadek zysku netto w analogicznym okresie rok temu. Z kolei cena akcji jest niższa o 14 proc. w tym roku.
Przed firmą więc czas próby. Zobaczymy za kilka kwartałów, jak będzie sobie radził Samsung.