Technologia ciągle się rozwija, a kolejne firmy coraz chętniej montują w swoich klawiaturach innowacyjne rozwiązania. Czasami daje to pożądane efekty, a czasami starania idą na marne. Dzisiaj na moim biurku gości SteelSeries Apex Pro Mini w wersji Wireless, czyli klawiatura oparta o przełączniki magnetyczne. Jak poradziła sobie w moim teście? Zapraszam do lektury!
Pośród czołowych producentów sprzętu dla graczy niezaprzeczalnie znajduje się SteelSeries, czyli duńska firma, w której portfolio znajdziemy takie akcesoria, jak słuchawki, myszki i oczywiście klawiatury. SteelSeries Apex Pro to flagowy model marki, oparty o przełączniki magnetyczne Omnipoint. Od czasu jego premiery minęło trochę czasu, więc SteelSeries postanowiło odświeżyć go poprzez wydanie Apex Pro Mini. To kompaktowa wersja dobrze znanej klawiatury z ulepszonymi przełącznikami Omnipoint 2.0, które – według deklaracji producenta – są jeszcze szybsze od poprzednika.
SteelSeries obiecuje naprawdę wiele cudów, które mają wspomóc graczy w osiąganiu jak najlepszych wyników. Czy jest to jednak wszystko prawda, czy można schować słowa producenta między bajki? Postanowiłem to sprawdzić i efektami podzielić się z Wami.
Dowiedzmy się zatem, czy SteelSeries Apex Pro Mini rzeczywiście jest najlepszą i najszybszą na świecie klawiaturą do gier.
Opakowanie
Klawiatura zapakowana jest w wysuwane pudełko, które nosi barwy kojarzone z firmą SteelSeries – szary i pomarańczowy. Na froncie znalazł się render produktu, logo marki i nazwa modelu, a także informacja o zamontowaniu w klawiaturze przełaczników Omnipoint, które można dowolnie regulować. Dodatkowo firma szczyci się, że według magazynu WIRED jest twórcą najlepszej klawiatury dla graczy – Apex Pro.
Na odwrocie pudełka znalazło się trochę więcej przydatnych informacji. Przede wszystkim mamy tam wygląd przełącznika od środka, co ma obrazować nam jego działanie, ale jeżeli nie jesteście zaznajomieni z tematem, to raczej render ten nic Wam nie powie.
Obok niego umieszczona została specyfikacja przełączników, ale nie jest ona zgodna z prawdą. Według niej można je regulować w przedziale 0,4-3,6 mm, a w rzeczywistości jest to przedział 0,2-3,8 mm. Może być tak, że SteelSeries wstawił tu omyłkowo specyfikację wersji 1.0 zamiast 2.0. Wpadki się zdarzają.
SteelSeries wymienia tu również cztery najważniejsze cechy klawiatury. Są to:
- magnetyczne przełączniki z regulowanym poziomem aktywacji,
- technologia Quantum 2.0 Wireless, która pozwala na najniższe opóźnienia przy połączeniu klawiatury za pomocą fal radiowych 2,4 GHz,
- duża bateria o pojemności wystarczającej na 30 godzin działania na jednym ładowaniu,
- keycapy wykonane z tworzywa PBT metodą podwójnego wtrysku.
Na początku zmartwiłem się, że SteelSeries nigdzie nie umieściło dokładnej specyfikacji samej klawiatury, ale na szczęście ta znalazła się na boku pudełka. Ponownie umieszczono w niej błędną informację na temat przedziału, w którym regulować można aktywację przełączników, ale poza tym dowiadujemy się z niej chociażby jakie są wymiary klawiatury. Wyżej mamy dodatkowo naklejkę, która informuje o zastosowanym układzie – w moim egzemplarzu jest to English (US).
Akcesoria
Wewnątrz wysuwanego opakowania znalazło się stosunkowo bogate grono akcesoriów. Są to klasycznie instrukcja obsługi, opleciony czarny kabel USB-C do USB-A, służący do podłączenia klawiatury przewodowo lub jej ładowania, ale także pomarańczowe narzędzie do zdejmowania nakładek – keycap puller. W moim przypadku znalazły się tu również adapter 2,4 GHz oraz przedłużacz, który po obu stronach ma wejście damskie USB-C. Możemy go użyć do ustawienia adaptera bliżej klawiatury, jeśli komputer stoi zbyt daleko. Potrzebny będzie również w przypadku, gdy nie mamy w urządzeniu wejścia USB-C, bo adapter korzysta z tego złącza.
Jeśli chodzi o kabel, to ten jest standardowy i niezbyt lubi próby manipulowania jego kształtem. Dlatego też przez domyślne pozaginanie niestety taki pozostanie, chyba, że bardzo się postaramy i go wyprostujemy. Taki już urok sztywnych kabli i dlatego też wolę te w paracordach lub ogumione (choć to też nie zasada, że ogumiony kabel jest zawsze łatwiejszy w wyginaniu).
Dwa grosze dorzucę od siebie też w kwestii keycap pullera, który został dołączony w zestawie. Nie wiem, kto decyduje o akcesoriach dołączanych do klawiatur SteelSeries, ale mam do niego prośbę: przestań wrzucać do pudełek śmieci. Tego typu plastikowe pullery rysują ścianki keycapów, a w najlepszym wypadku są po prostu niewygodne w użytkowaniu.
Dorzucenie drucianego pullera wcale nie byłoby znacznie droższe, szczególnie, że SteelSeries zamówiło sobie specjalny model plastikowego pullera, za co i tak musieli zapłacić więcej. Byłoby więc miło, gdyby producenci, nie tylko ten konkretny, zaczęli dołączać lepszej jakości akcesoria, szczególnie do tak drogich modeli.
Od góry
Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpakowaniu SteelSeries Apex Pro Mini, to jej minimalistyczny rozmiar. Mamy tu bowiem do czynienia z klawiaturą 60%, a więc jedyne klawisze to sekcja alfanumeryczna wraz z modyfikatorami. Jest to prawdziwa miniaturka, której rozmiar to jedynie 293 x 103 mm. Z pewnością zmieści się więc do większości plecaków i z łatwością można ją zabrać na przykład na turniej e-sportowy.
Producent zadbał o kompatybilność i zastosował tu klasyczny układ ANSI ze standardowym rzędem dolnym (spacja ma długość 6,25 u, a pozostałe klawisze obok niej po 1,25 u każdy). Znalazł się tu zatem długi lewy Shift i niski Enter.
Jeśli natomiast zastanawiacie się, jak korzystać z klawiszy, które fizycznie nie znalazły się w tej klawiaturze, to już pędzę z wyjaśnieniem. Choć sam Apex Pro Mini ma jedynie 61 klawiszy, to pod warstwami ukrytych jest ich o wiele więcej. Poprzez przytrzymanie klawisza FN (tego z logiem marki) otrzymamy dostęp do drugiej warstwy, która zawiera wszystkie poboczne funkcje przydatne podczas korzystania z komputera. Na boku keycapów umieszczono z kolei nadruki informujące o konkretnym działaniu poszczególnych klawiszy przy wciśnięciu ich wraz z klawiszem FN.
Producent wyraźnie bierze sobie minimalizm do serca, bo nie znajdziemy tu właściwie żadnych udziwnień. Ot, zwyczajna, prosta klawiatura o jednolitej barwie, wręcz wtapiająca się w tło ciemnego stanowiska komputerowego. Muszę przyznać, że podobają mi się takie minimalistyczne produkty i lubię, gdy klawiatura ładnie zlewa się z resztą peryferiów, natomiast wolałbym, gdyby SteelSeries zaoferowało również biały wariant kolorystyczny. Wówczas wypełniliby niszę fanów jasnych klawiatur, oferując jednocześnie jedyną białą klawiaturę na rynku z magnetycznymi przełącznikami.
Muszę też zwrócić uwagę na pewne rozwiązanie, które kompletnie mi się nie podoba. Jeżeli przyjrzycie się krańcom klawiatury, to zauważycie, że pomiędzy metalową płytą mocującą, a plastikową obudową, która ją okala, jest szeroka przerwa. Spowodowane jest to zastosowaniem najtańszego montażu „tray mount”, który polega na przykręceniu PCB śrubkami do spodu obudowy w losowych miejscach. Płyta mocująca jest w takim przypadku tylko po to, aby przełączniki nie wypadły z klawiatury po odwróceniu jej do góry nogami, gdyż w tym przypadku zupełnie nic poza przylutowanymi diodami LED ich nie trzyma.
Szkoda więc, że SteelSeries zmarnowało potencjał i nie zastosowało wyższej obudowy, która osłoniłaby przy okazji przełączniki. Widzicie, przez zastosowanie tu tak niskiej obudowy, Apex Pro Mini jest klawiaturą z floating-key design, przez co płyta mocująca jest jednocześnie jej górną częścią obudowy. Gdyby jednak użyto obudowy z wyższymi ściankami, płyta nie byłaby tak widoczna, a szpary nie byłyby już problemem.
Od spodu
Po odwróceniu klawiatury do góry nogami dostrzeżemy stosunkowo płaską powierzchnię z wyśrodkowanym logiem marki i napisem „steelseries”. Ponadto w każdym z czterech rogów umieszczone zostały wąskie i długie gumki antypoślizgowe, których celem jest zniwelowanie niepożądanego poruszania się klawiatury po biurku.
Miłym dodatkiem, wręcz niespotykanym w klawiaturach 60%, są rozkładane nóżki podwyższające kąt nachylenia. Jakby tego było mało, są one dwustopniowe, a więc jeśli chcemy tylko delikatnie podwyższyć ów kąt, to wystarczy rozłożyć te mniejsze, a jeśli bardziej, to te większe. Każda z nich jest dodatkowo zakończona lekko ogumowaną powierzchnią, a więc nawet po ich rozłożeniu nie musimy martwić się o stabilność klawiatury na biurku.
Warto przy tej okazji wspomnieć, że mam na testach wariant Wireless, który ma w środku obudowy akumulator. Sprawia to, że spód klawiatury jest nieco inny niż w przypadku modelu przewodowego, gdyż w tamtym na spodzie jest dodatkowe miejsce do ukrycia keycap pullera pod gumową osłonką. Pozwala na to fakt, że obudowa jest pusta w środku, więc ma więcej miejsca na takie zmiany. W przypadku modelu Wireless producent nie mógł sobie jednak na to pozwolić.
Choć jest to naprawdę droga klawiatura, to SteelSeries pożałowało jej solidności. Waży 543 g, a jej plastikowa obudowa wygina się i skrzypi przy jakimkolwiek nacisku. Możecie powiedzieć, że przecież klawiatura leżąca ciągle na biurku nie będzie przez użytkownika wyginana, ale produktowi za tyle pieniędzy, który aspiruje do miana półki premium, zwyczajnie nie przystoi i oczekiwałbym tu albo lepszej jakości grubego tworzywa, albo metalowej obudowy.
Od boku
Rzućmy teraz okiem na bok recenzowanej klawiatury. Pierwsze, co zapewne zauważyliście, to fakt odsłonięcia przełączników, o którym już wspomniałem. Profesjonalnie nazywa się to floating-key design i ma zarówno fanów, jak i przeciwników. Ja jestem tym drugim, gdyż według mnie klawiatury o takiej konstrukcji wyglądają goło, tanio i nieelegancko, a ponadto są głośniejsze przez brak dodatkowych ścianek, które normalnie pochłaniałyby część fal dźwiękowych.
Zwolennicy powołują się z kolei na łatwość czyszczenia, ponieważ klawiatury z odsłoniętymi przełącznikami wystarczy przejechać szczotką albo pędzelkiem, a wszelki brud zostanie wymieciony. Mnie jednak ten argument nie przekonuje, bo przecież przez odsłonięcie przełączników dostanie się między nie jeszcze więcej kurzu i brudu.
SteelSeries Apex Pro Mini to klawiatura o standardowym profilu, a jej wysokość wraz z keycapami wynosi na froncie około 32 mm. Jeśli natomiast odejmiemy keycapy i zmierzymy wysokość do ich początku, to wyjdzie nam jakieś 22 mm, czyli standardowo jak na klawiaturę. Wspominam o tym tylko dlatego, że wielu ludziom wydaje się, że klawiatury z wystającymi ponad obudowę przełącznikami są niższe, a to nieprawda.
Obudowa jest jednoczęściowym kawałkiem plastiku, natomiast ma ona bardzo ciekawy kształt. U góry jest szeroka i obejmuje całą klawiaturę, aby po kilku milimetrach w dół znacząco się zwężyć. To tworzy naprawdę interesującą estetykę. Osobiście nie jestem jej ogromnym fanem, ale niektórym z pewnością przypadnie do gustu.
Na froncie, a konkretnie blisko lewej krawędzi, znalazł się biały nadruk – logo marki SteelSeries. Z tyłu również umieszczono logo, ale wraz z napisem. Tam jest ono wycentrowane. To jedyne miejsca, poza spodem obudowy i keycapem FN, gdzie znajdziemy jakikolwiek branding producenta.
Z tyłu ulokowany został też port USB-C, który niestety nie został wyśrodkowany. Obok niego umieszczono przełącznik trybów. Ma on trzy stopnie, a przeskok jest naprawdę satysfakcjonujący. Miałem obawy, że przestawienie go w tryb przewodowy (środkowa pozycja) będzie problematyczne, ale nic bardziej mylnego – trudno jest go ominąć i od razu przeskoczyć, przez przypadek, na któryś ze skrajnych stopni.
Keycapy
Apex Pro Mini to pierwszy model w ofercie SteelSeries, który ma domyślnie zamontowane keycapy wykonane z tworzywa PBT i wyprodukowane z użyciem technologii podwójnego wtrysku. Dzięki temu otrzymujemy wytrzymałość na najwyższym poziomie, gdyż takie keycapy nie powinny w ogóle się zużyć przez długie lata użytkowania.
Zawdzięczają one to oczywiście materiałowi i technice produkcyjnej. Ten pierwszy jest o wiele wytrzymalszy na czynniki zewnętrzne niż ABS i nie są mu straszne chociażby płyny wytwarzane przez naszą skórę. Również temperatura nie ma takiego wpływu na PBT, jak na ABS, więc mycie tych keycapów w gorącej wodzie nie jest żadnym problemem.
Dzięki swojej wytrzymałości ich tekstura nie powinna się wytrzeć przez bardzo długi czas. A warto zaznaczyć, że nakładki w SteelSeries Apex Pro Mini mają naprawdę szorstką powierzchnię. Nie jest to co prawda poziom papieru ściernego i spotkałem się już z bardziej szorstkimi keycapami, natomiast wrogowie gładkości będą w tym przypadku wniebowzięci. Ponadto tekstura ta jest taka jakby lekko klejąca. Nie jest to taka sucha powierzchnia, jak proch, tak jak w Genesis Thor 660, a bardziej taka „mokra”, trzymająca nasze palce stabilnie przy powierzchni.
Metoda podwójnego wtrysku zapewnia z kolei wytrzymałość nadrukom, gdyż literki zostały wykonane z osobnego kawałka plastiku, a reszta bryły z osobnego. Następnie całość połączona została w jednolitą nakładkę. Dzięki temu znaki stanowią element powierzchni, a zatem nigdy się nie zmażą.
Skoro już o znakach mowa, to kilka słów powiem teraz o wybranej przez producenta czcionce. Ta jest ogromna – to znaczy litery są naprawdę dużych rozmiarów, nawet w przypadku modyfikatorów. Tworzy to dziwną estetykę, która mi osobiście nie przypadła do gustu. Dziwnie patrzy się na klawiaturę, która ma wszystkie litery napisane CapsLockiem, a szczególnie dziwnie wyglądają moim zdaniem klawisze Ctrl.
Na szczęście brzuszki zostały domknięte, to znaczy znaki takie jak O, B czy 6 i 8 nie mają przerw, jak w tańszych modelach klawiatur. Tutaj wszystko jest ładnie ze sobą połączone. SteelSeries pominął też w jakiś sposób potrzebę użycia wsporników, które zasłaniały część światła przedzierającą się przez prześwitujące literki, a więc w tym przypadku iluminacja powinna być równa.
Niektóre z nakładek otrzymały dodatkowe nadruki, które mają informować o pobocznych funkcjach klawiszy. Umieszczone zostały one na boku nakładek i wykonane metodą pad-print. Są to więc białe nadruki na powierzchni keycapów, które łatwo zejdą od kontaktu z palcami. Na szczęście w tym przypadku im to nie grozi, bo raczej nikt nie dotyka boku nakładek podczas użytkowania klawiatury. Nadruki są małe, ale w miarę czytelne, a literki – podobnie jak legendy na powierzchni górnej – napisane zostały CapsLockiem.
Tworzywo PBT ma jedną zasadniczą wadę, która często martwi osoby, decydujące się na keycapy z niego wykonane. Ma ono bowiem tendencję do wyginania się w procesie produkcji, a konkretnie podczas stygnięcia. Najbardziej zagraża to długim keycapom, takim jak spacja. Sprawdziłem jednak czy wszystko w porządku z tymi zamontowanymi na Apex Pro Mini i mam dobrą wiadomość – wszystkie z nich są prościutkie!
Stabilizatory
Dobrego słowa nie mogę powiedzieć jednak o zamontowanych w SteelSeries Apex Pro Mini stabilizatorach. Te umieszczone zostały pod każdym z dłuższych klawiszy i przymocowane do metalowej płyty mocującej. O ile ich obudowy siedzą stosunkowo stabilnie i nie ruszają się w żadnym stopniu, to producent niestety nie pokusił się o nasmarowanie drucików.
Nie znalazł się na nich ani gram smaru, w wyniku czego każde kliknięcie klawisza stabilizowanego skutkuje klekotem drucika. Jest to szczególnie irytujące przez wzgląd na wysoką cenę klawiatury. SteelSeries nie powinno po prostu dopuścić do sytuacji, w której klawiatura za tyle pieniędzy ma suche stabilizatory.
Często konkurencja w modelach za 1/4 ceny Apex Pro Mini jest w stanie zbliżyć się do perfekcji pod względem smarowania stabilizatorów, a ogromna firma z taką renomą wśród graczy ma z tym problemy? Wystarczyło przecież tylko nałożyć kilka gramów grubego smaru na końcu każdego z drucików. Ot, filozofia.
Przełączniki
Zanim zacznę pisać o przełącznikach Omnipoint 2.0, które są zdecydowanie najlepszym i najciekawszym aspektem recenzowanej dziś klawiatury, to opowiem Wam co nieco o Zjawisku Halla, bowiem to na nim oparte jest ich działanie.
Zjawisko Halla polega na wystąpieniu różnicy potencjałów w przewodniku, na przykład w miedzianym przewodzie, gdy jest on pod napięciem i wystawiony jest na działanie pola magnetycznego. Prościej mówiąc, jeśli przez przewód płynie prąd, to im bliżej niego znajdzie się magnes generujący pole magnetyczne, tym więcej elektronów zostanie odgiętych w jego kierunku. Różnica ta nazywa się napięciem Halla i można ją zmierzyć za pomocą specjalnych narzędzi.
Dzięki temu klawiatura jest w stanie bez przerwy mierzyć ile elektronów zostało odgiętych pod każdym z klawiszy. Przełączniki mają bowiem zamontowane w trzonie magnesy, a zatem im głębiej wciśniemy klawisz, tym bliżej przewodnika się on znajdzie. Sprawia to także, że mogą być one analogowe, bo wzrost napięcia Halla jest liniowy.
SteelSeries Omnipoint 2.0 to przełączniki produkowane przez znanego i renomowanego producenta – Gateron. Konkretny model to KS-20 i korzysta z niego również Wooting w swoich klawiaturach Two HE. Przełączniki te swoją budową przypominają standardowe Cherry MX, aczkolwiek musiało w nich zajść wiele zmian w celu osiągnięcia działania analogowego opartego o Zjawisko Halla.
Trzon ma przymocowany na spodzie magnes, który porusza się wraz z nim w dół i do góry, natomiast za opór odpowiada sprężyna wykonana z niemagnetycznego materiału. W przełącznikach tego typu trzeba bowiem uważać na wszystko, co mogłoby naruszyć dokładne ich działanie. Dlatego też przełączniki osadzone są w twardej i solidnej płycie mocującej, dzięki której każdy klawisz działa równo.
Omnipoint 2.0 to przełączniki liniowe, a więc cały skok jest płaski i jedynym oporem jest sprężyna. Nie jesteśmy zatem w stanie wyczuć w nich momentu aktywacji. Jest to natomiast zrozumiałe, gdyż przecież próg aktywacji jesteśmy w stanie dowolnie modyfikować, a zatem jakiekolwiek sprzężenie zwrotne nie miałoby sensu.
Dzięki zastosowaniu magnesów jako elementu odpowiadającego za aktywację, przełączniki te nie mają wewnątrz obudowy żadnych metalowych kontaktów, a więc tarcie odbywa się wyłącznie pomiędzy trzonem, a prowadnicami w obudowie. Dzięki temu są one niezwykle gładkie, wręcz do takiego stopnia, że żadne ocieranie nie jest w nich wyczuwalne. Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że nigdy w życiu nie dotykałem gładszych przełączników, a miałem okazję klikać już blisko tysiąc różnych modeli.
Sprężyna, umieszczona w Omnipoint 2.0, jest naprawdę lekka. Z wykresów niezależnego serwisu RTINGS, który zajmuje się między innymi pomiarami przełączników, wynika, że aby doprowadzić trzon do samego dołu potrzebujemy użyć lekko ponad 50 gramów siły. Połowa skoku osiągnięta jest z kolei już przy użyciu 40 gf, a opór początkowy to 30 gf.
Wychodzi więc na to, że użyte tu sprężyny mają bardzo małą różnicę wymaganej siły nacisku pomiędzy początkiem, a końcem skoku. Profesjonalnie nazywa się to „slow-curve” i moim zdaniem jest to zjawisko bardzo przyjemne, bo przy wciskaniu klawiszy palec wręcz zapada się w dół jak w puszystą poduszkę.
Cała długość skoku wynosi około 4 milimetry. Producent deklaruje, że poziom aktywacji jesteśmy w stanie konfigurować w oprogramowaniu, a dostępny przedział to 0,2-3,8 mm. Możemy więc ustawić aktywację na samej górze skoku, w wyniku czego przełącznik aktywuje się już od lekkiego muśnięcia klawisza, a możemy też na samym dole – wymagając od siebie w ten sposób dociskania klawisza prawie do końca.
Jako że Omnipoint 2.0 działają analogowo, dokładnie tak jak triggery R2 i L2 w kontrolerach konsolowych, to powinniśmy móc korzystać z klawiatury dokładnie tak, jak z pada, czyli na przykład w Need for Speed im głębiej wciskamy klawisz „W”, tym szybciej rozpędza się samochód.
Niestety, funkcja ta nie trafiła do klawiatur SteelSeries Apex Pro Mini, mimo takiej możliwości. Przełączniki Omnipoint 2.0 są bowiem domyślnie analogowe z powodu swojej budowy i dziwi mnie, że producent nie zdecydował się w pełni wykorzystać tego potencjału. Konkurencja (np. Razer w modelu Huntsman V2 Analog) już od dawna oferuje wsparcie trybu analogowego w grach, które obsługują kontrolery. Dlaczego więc SteelSeries nie zdecydowało się na to samo?
Na szczęście producent wykorzystuje analogowe możliwości przełączników zamontowanych w klawiaturze SteelSeries Apex Pro Mini na inne sposoby. Pozwala on chociażby ustawić tak zwaną podwójną aktywację. Działa ona na takiej zasadzie, że przypisujemy do klawisza dwa progi aktywacji i na każdym z nich ustawiamy inną czynność. Na przykład na wysokości 1,5 mm możemy ustawić celowanie umiejętnością, a na 2,5 mm natychmiastowe jej użycie w grze League of Legends. Możemy też w takich grach, jak Minecraft, ustawić powolny chód na wysokości 1,5 mm przycisku W, a na 2,5 mm tego samego klawisza – sprint.
Z kolei dla osób spędzających czas z klawiaturą głównie na pisaniu, SteelSeries Apex Pro Mini ma równie ciekawą opcję: ustawienie strzałek pod wybranymi czterema klawiszami na poziomie 1 mm, a ich domyślne funkcje na poziomie 2,5 mm. W ten sposób możemy szybko, bez potrzeby korzystania ze skrótów, użyć strzałek lekkim tapnięciem, a jeśli potrzebujemy podstawowej funkcji tych klawiszy, to wystarczy wcisnąć je głębiej. Widzicie więc, że mnogość opcji i kombinacji jest ograniczona właściwie tylko przez naszą wyobraźnię.
Możecie powiedzieć, że najlepiej wykorzystamy potencjał tych przełączników w grach, ale nic bardziej mylnego. Mają one bowiem gwarantowaną wytrzymałość na poziomie 100 milionów wciśnięć, ale… w rzeczywistości nie powinny zepsuć się nawet przez liczbę wciśnięć liczoną w miliardach. Nie bez powodu używa się przecież klawiatur opartych o przełączniki korzystające ze Zjawiska Halla w komputerach wojskowych – są one po prostu niezawodne we wszelkich warunkach.
Pomyślcie – co konkretnie miałoby popsuć się w przełącznikach magnetycznych? Proces rozmagnesowywania jest niezwykle długi, a więc jedyne, co może paść, to elektronika. Jeśli więc SteelSeries dba o ten aspekt, to klawiatura Apex Pro Mini nie powinna przestać działać za życia swojego pierwotnego właściciela. Dzięki temu żaden użytkownik tej klawiatury, bez względu na to, jak z niej korzysta, nie musi martwić się o to, że któregoś dnia zacznie ona nagle szwankować.
Brzmienie
Nieco zawiedziony jestem pod względem dźwięku, jaki wydaje z siebie recenzowana dziś klawiatura. Ma ona potencjał do bycia naprawdę dobrze brzmiącym produktem, ale SteelSeries zaprzepaszcza to nie smarując stabilizatorów oraz oferując klawiaturę z wystającymi przełącznikami.
Przez brak smaru na drucikach każde wciśnięcie klawisza stabilizowanego skutkuje głośnym szeleszczeniem poruszającego się mimowolnie drucika. Gdyby znalazł się na nim smar, jego ruchy zostałyby ograniczone i przestałby tak hałasować. Niestety, producentowi szkoda było nawet odrobiny gęstego smaru.
Z kolei przez wystające przełączniki klawiatura ta jest wyraźnie głośniejsza niż powinna być. Brzmi bardzo przyjemnie dla moich uszu i stukanie przełączników jest takie solidne, lekko basowe, ale nie wytłumione. Niestety jednak, przez brak ścianek ograniczających dowolne wylewanie się fal dźwiękowych w każdym kierunku, jest ona lekko za głośna. Nie na tyle głośna, aby obudzić każdego w domu, ale niepotrzebnie głośna do aż takiego stopnia.
Naprawdę zdziwiłem się, gdy pierwszy raz zacząłem pisać na Apex Pro Mini. Nie spodziewałem się, że klawiatura od dużego producenta sprzętu dla graczy jest w stanie brzmieć naprawdę przyjemnie dla moich wymagających uszu, a mimo to zaskoczyła mnie ona pod tym względem. Szkoda, że producent nie zadbał o detale i nie osiągnął czegoś więcej niż tylko przyjemny dźwięk. Mogła być to przecież bardzo dobrze brzmiąca klawiatura!
Podświetlenie
Jednym z głównych aspektów, w którym najpopularniejsi producenci klawiatur gamingowych przodują, jest podświetlenie. Często firmy skupiają się głównie na światełkach, nie dbając przy okazji o pozostałe cechy klawiatury. W przypadku SteelSeries Apex Pro Mini jest nieco inaczej. Mam wrażenie, że duński producent tym razem przyłożył się nieco mniej do tej kwestii.
Diody LED osadzone są tuż pod keycapami, a nie na PCB. To sprawia, że ich intesywność jest o wiele większa, a światło rozlewa się na wszystkie strony jeszcze bardziej (również przez floating-key design). Mimo to jasność nie jest wystarczająca dla niektórych klawiszy – tych z szerszymi nadrukami, np. Enter i Shift. Światło penetruje je nierównomiernie, przez co ich środek jest jaśniejszy, a skrajne boki – ciemniejsze.
Wygląda to brzydko i nie pomaga nawet przestawienie podświetlenia na najwyższą jasność. Po przyciemnieniu wygląda to więc jeszcze gorzej. Wspominam o tym dlatego, że to w końcu klawiatura z funkcją bezprzewodowego połączenia z komputerem, a podświetlenie zużywa najwięcej baterii, więc chcąc oszczędzić nieco energii można na przykład je przyciemnić. Choć w tym przypadku raczej wolałbym wyłączyć je kompletnie.
Na szczęście zamontowane tu diody radzą sobie świetnie z reprodukcją barw. Każdy kolor wygląda tak jak powinien, nawet biały (z którym to diody RGB mają na ogół największy problem). Barwę, jak i tryby, możemy dowolnie konfigurować w oprogramowaniu dedykowanym tej klawiaturze.
Muszę też wspomnieć o świetnej funkcji, którą wprowadził do swojej klawiatury SteelSeries. Korzysta z niej także Razer i uważam, że to genialne rozwiązanie. Działa to bowiem na zasadzie podświetlania wszystkich klawiszy, które mają jakąś poboczną funkcję na jeden kolor (tu pomarańczowy) podczas trzymania klawisza FN. Wygląda to super i znacząco ułatwia szukanie klawiszy, które mają jakieś drugie działanie.
Ponadto, gdy samodzielnie przypiszemy w oprogramowaniu jakieś funkcje poboczne do kolejnych klawiszy, które nie są domyślnie zaprogramowane, klawiatura również podświetli je na pomarańczowo. Szkoda natomiast, że nie da się tego kompletnie wyłączyć na wypadek, gdyby komuś się takie rozwiązanie nie podobało.
Oprogramowanie
SteelSeries jak zwykle nie zawodzi pod względem oprogramowania. Chociaż nigdy nie byłem fanem dodatkowych aplikacji do klawiatur i unikałem ich, kiedy tylko mogłem, to jakość wykonania SteelSeries Engine naprawdę mnie zaskoczyła.
Program ten pozwala na dowolną konfigurację działania większości klawiszy, zarówno na głównej, jak i drugiej warstwie. Możemy przypisywać do nich dowolne funkcje klawiatury i myszy, sterowanie multimediami czy nawet makra. To samo możemy zrobić na drugiej warstwie (która uruchamiana jest przytrzymaniem klawisza FN) w zakładce „Meta bindings”. Nie możemy jednak zmienić działania samego klawisza FN.
Znajdziemy tu też opcje ustawienia poziomu aktywacji od 0,2 do 3,8 mm, a także możliwość konfiguracji podwójnej aktywacji – zarówno progu, na jakim się odbywa, jak i jej działania. Może się to wszystko wydawać dosyć skomplikowane na pierwszy rzut oka, ale w praktyce okazuje się być bardzo logiczne. Domyślny próg aktywacji ustawiamy bowiem w zakładce „Actuation”, domyślne działanie klawisza w „Key Bindings”, drugi próg aktywacji w „Dual Actuation”, a działanie drugiej aktywacji w „Dual Bindings”. Dziwne tylko, że trzeba tyle skakać między zakładkami, ale widocznie producent chciał to wszystko sensownie posortować.
Ostatnia zakładka, czyli „Settings”, pozwala nam wybrać po jakim czasie gasnąć będzie podświetlenie, jeśli nie korzystamy z klawiatury. Możemy też to gaśnięcie kompletnie wyłączyć, a klawiatura świecić będzie się bez przerwy – o ile jest pod zasilaniem.
Niektórzy z Was mogą zastanawiać się gdzie ustawić podświetlenie. Nie ukrywam, że miałem tak samo, ale rozwiązanie jest proste – przez cały ten czas u góry wyświetla się niebieski pasek z białym napisem, a gdy w niego wciśniemy, zostajemy przeniesieni do zakładki konfiguracji podświetlenia. Trochę to dziwne, ale skoro działa, to nie narzekam.
Znajdziemy tam naprawdę rozbudowane możliwości konfigurowania światełek. Wastwy podzielone zostały na trzy: Active, Reactive i Idle. Ta pierwsza działa domyślnie i możemy ustawić na niej różne efekty, a także konfigurować dowolnie ich kolory i prędkość. Warstwa reaktywna to z kolei ta, która uruchamia się przy każdym wciśnięciu klawisza. Możemy ją wyłączyć, ale możemy też wybrać dowolny efekt z listy i ustawić jego kolor, a także prędkość.
Warstwa Idle to z kolei tryb, który uruchamia się po wybranym przez nas czasie. Możemy wybrać na przykład 30 sekund i po takim czasie od ostatniego kliknięcia klawisza wszystkie diody zmienią swoją iluminację w… to, co ustawimy. Naprawdę, mnogość opcji jest tak ogromna, że nawet największy wróg podświetlenia (jak ja) dobrze bawił się przy konfigurowaniu światełek w tej klawiaturze.
Finalnie w moim przypadku padło na ustawienie domyślnego podświetlenia na kolor niebieski, warstwy reaktywnej na biały efekt Ripple (czyli rozlewanie się fali z każdego klikniętego klawisza) oraz z wyłączoną warstwą Idle.
Lampki kontrolne
Ze względu na kompaktowy rozmiar recenzowanej dziś klawiatury, zabrakło w niej miejsca na ulokowanie gdziekolwiek lampek kontrolnych, które informowałyby między innymi o włączeniu CapsLocka. Niestety, SteelSeries nie rozwiązało tego problemu w żaden sposób, choć istniała taka możliwość.
Wystarczy bowiem ustawić, żeby dioda pod klawiszem CapsLock zapalała się na biało w momencie, gdy funkcja ta zostanie włączona. Tak samo można ustawić zapalanie się diody pod klawiszem Windows wraz z wyłączeniem jego działania.
Zamiast tego tylko jeden klawisz otrzymał funkcję świecenia się, albo raczej mrugania, podczas konkretnego zjawiska. Chodzi tu o ładowanie klawiatury – gdy mamy podpięty kabel do wejścia USB-C, a więc zasilamy ogniwo energią, to dioda pod klawiszem ESC mruga na zielono. Nie znalazłem niestety żadnego sposobu, aby to wyłączyć, a nie ukrywam, że momentami irytowało mnie zielone mruganie w ciemnym pokoju.
Bezprzewodowość
Wspominałem już, że do mnie na testy trafił wariant bezprzewodowy, należy więc z tej okazji skomentować również ten aspekt klawiatury. Do dyspozycji mamy trzy tryby: domyślny przewodowy, 2,4 GHz oraz Bluetooth. Za ich przestawianie odpowiada przełącznik na tyle obudowy, umieszczony obok portu USB-C.
Przez większość okresu testów korzystałem z klawiatury w trybie 2,4 GHz i przewodowym, gdyż nie mam w domu odbiornika Bluetooth. Opóźnienia przy połączeniu 2,4 GHz są praktycznie niedostrzegalne i z klawiatury korzysta się dokładnie tak samo jak po kablu. Podłączyłem ją jednak na moment do swojego smartfona przez Bluetooth i tam również nie odczułem żadnych lagów podczas pisania wiadomości.
Zasięg jest również dobry. Nie miałem problemów ze stabilnością łącza nawet po odejściu na kilka metrów od komputera razem z klawiaturą. To dla mnie znaczące, bo lubię czasami oglądać seriale leżąc na sofie i zabieram wówczas ze sobą klawiaturę, aby móc sterować odtwarzaczem wideo.
Jeśli natomiast chodzi o żywotność baterii, zgodnie z deklaracją producenta, Apex Pro Mini Wireless jest w stanie wytrzymać na jednym ładowaniu nawet 30 godzin w trybie 2,4 GHz z ustawionym domyślnym podświetleniem. Ja sprawdziłem jednak scenariusz korzystania z klawiatury w sposób typowy dla mnie, czyli nie bez przerwy. Miałem więc uruchomione wygaszanie podświetlenia po 5 minutach bezczynności.
Użytkowanie po naładowaniu do pełna rozpocząłem w czwartek rano i pisałem na niej dosyć intensywnie, a na noc nie wyłączałem. Wyłączyła się ona z powodu rozładowania baterii prawie po dwóch dobach – o drugiej w nocy w sobotę. Wynik jest zatem moim zdaniem akceptowalny jak na klawiaturę opartą o magnesy, ale do perfekcji wiele mu brakuje. Jeśli więc nie lubicie ładować klawiatury co około półtora dnia, to nie będzie to produkt dla Was.
Muszę natomiast zaznaczyć, że ładowanie SteelSeries Apex Pro Mini Wireless to koszmar – powinno trwać maksymalnie kilka godzin, tymczasem potrafi trwać kilka razy więcej (a czasem nawet kilkanaście!). Przejrzałem zagraniczne recenzje i okazuje się, że kilka redakcji miało problem z ładowaniem, które „trwa wieki”. Obawiam się zatem, że wina nie leży wyłącznie po stronie testowego egzemplarza – problem może występować w jakimś odsetku modeli.
W efekcie trochę absurdalny jest fakt, że choć jest to klawiatura bezprzewodowa, większość czasu musiałem testować ją po kablu, bo ładowała się po prostu zbyt powolnie.
SteelSeries Apex Pro Mini Wireless – ocena końcowa
Na sam początek podsumowania odpowiem na chyba najłatwiejsze pytanie: czy jest to najlepsza klawiatura na świecie? W żadnym wypadku. Może być to co prawda najlepsza klawiatura dla Ciebie, drogi czytelniku, ale nie jest ona najlepsza chociażby dla mnie, dlatego nie da się jednoznacznie i obiektywnie uznać jej za najlepszą.
SteelSeries Apex Pro Mini oferuje jedne z najlepszych i najwytrzymalszych przełączników, z jakimi miałem okazję obcować w swoim życiu. Zamontowane są też na niej świetnej jakości keycapy z tworzywa PBT i wykonane metodą podwójnego wtrysku, których wytrzymałość jest znacznie lepsza od tanich ABS-ów z laserowo wycinanymi w lakierze znakami.
Kolejną zaletą jest możliwość bezprzewodowego korzystania z klawiatury za pomocą adaptera 2,4 GHz oraz przez Bluetooth. Połączenie jest bardzo stabilne i nie ma praktycznie żadnych opóźnień. Niestety jednak szybko przekonałem się, że przez bardzo długie ładowanie istnienie tej opcji nie jest praktycznie w ogóle przydatne.
Na plus mogę wymienić jeszcze piękne, żywe podświetlenie, które mogłoby być co prawda nieco jaśniejsze, ale na szczęście reprodukuje perfekcyjnie wszelkie barwy, więc mu to wybaczam. Oprogramowanie to także wspaniały dodatek, który dodatkowo jest bardzo dobrze wykonany i korzysta się z niego fantastycznie.
Dlaczego więc nie jest to dla mnie najlepsza klawiatura? Głównie ze względu na jej wygląd, który w mojej opinii mocno cierpi z powodu wystających przełączników, a także przez kompletnie suche stabilizatory, które głośno szeleszczą podczas wciskania klawiszy stabilizowanych. Apex Pro Mini nie brzmi też najlepiej przez te dwie cechy.
Niemniej ważnym czynnikiem decydującym o mojej opinii jest też cena. SteelSeries oferuje tę klawiaturę w wersji przewodowej za 959 złotych i bezprzewodowej za 1249 złotych. Jesteśmy jednak w stanie znaleźć obie za mniejsze kwoty, a konkretnie po około 50-70 złotych taniej w sklepach elektroniczych.
Za takie pieniądze dostajemy produkt niekompletny i niedopracowany, ale z najlepszymi pod względem technologicznym przełącznikami, które mimo wszystko mają ograniczone działanie i nie oferują trybu analogowego w grach.
Czy ładne światełka i dobre oprogramowanie są w stanie podciągnąć ten produkt do wartego takich pieniędzy? Według mnie nie, ale ostateczną ocenę pozostawiam Wam. Ja nie zapłaciłbym tyle za tę klawiaturę, ale jeśli ktoś jest fanem marki lub chce po prostu przełączniki magnetyczne, to ten wybór jest zdecydowanie warty rozważenia.