Ambitne plany, aby do 2025 roku po polskich drogach poruszało się milion samochodów elektrycznych, na razie wydają się być bardzo mocno oderwane od rzeczywistości. Sprzedaż elektryków wciąż wygląda marnie i – prawdę mówiąc – w ogóle mnie to nie dziwi.
143 tysiące. Tyle aut, zarówno w 100% elektrycznych, jak i hybryd ładowanych z gniazdka, znalazło w pierwszej połowie 2018 roku nowych nabywców na terenie Unii Europejskiej. A jak wygląda sytuacja w samej Polsce? Cóż, powiedzieć, że słabo, to chyba nic nie powiedzieć. W naszym kraju sprzedały się bowiem zaledwie 672 samochody tego typu.
279 z nich to elektryki, pozostałe 393 to właśnie hybrydy plug-in. Na poniższej grafice możecie dokładnie zobaczyć, jak te statystyki prezentują się na tle pozostałych państw, również tych spoza UE, jak Norwegia czy Szwajcaria.
Kwestia samochodów elektrycznych wciąż wygląda słabo także w obrębie administracji państwowej, w której do 2020 roku elektryki mają stanowić 10% floty. Jak na razie auta napędzane w ten sposób to jakieś pojedyncze egzemplarze, chociaż warto wspomnieć, że niedawno rozstrzygnięto przetarg na dostawę 16 aut elektrycznych dla Lasów Państwowych. Minister Energii zapowiada również, że w najbliższym czasie takie samochody mają pojawić się w rządzie.
Jak wspomniałem na początku, taki stan rzeczy jakoś mnie nie dziwi. Powodu niewielkiej sprzedaży elektryków w naszym kraju należy według mnie doszukiwać się przede wszystkim w zbyt słabo rozwiniętej infrastrukturze. Wiele możemy mówić o tym, że ustawa o elektromobilności niewystarczająco zachęca do zakupu takiego samochodu, a ich ceny są wysokie. Wydaje mi się jednak, że dopóki potencjalni właściciele elektryków nie będą mogli swobodnie wybrać się na przejażdżkę bez obaw o to, że zabraknie im prądu, a nie będą mieli gdzie zatankować, dopóty drastycznych wzrostów nie można się spodziewać.
Źródło: Wysokie Napięcie