Facebookowi zbiera się ostatnio za brak weryfikacji reklam politycznych w serwisie. Do grona krytykujących postawę firmy w tej materii dołączył szef Snapchata, Evan Spiegel.
Biorąc pod uwagę, że aplikacje serwisów społecznościowych, z których korzystamy, w większości pochodzą ze Stanów Zjednoczonych (wyłączamy z tego grona chińskiego TikToka), ich właściciele zwykle dość otwarcie określają swoje stanowisko względem reklam politycznych, które pojawiają się na tych platformach. Ich podejście różni się od siebie, ale że krytykowanie Zuckerberga raczej nie wychodzi z mody, to Evan Spiegel postanowił wtrącić swoje trzy grosze i skomentować ostatnie wypowiedzi rzecznika Facebooka, który stwierdził, że nie widzi potrzeby kontrolowania treści promowanych postów politycznych. Spiegel dumnie twierdzi, że na jego platformie weryfikacja jest przeprowadzana.
„Poddajemy kontroli wszelkie reklamy, w tym polityczne. Nawet staramy się znaleźć dla nich u nas specjalne miejsce, szczególnie dlatego, że docieramy z nimi do osób młodych, często głosujących po raz pierwszy. Chcielibyśmy, żeby byli obywatelsko aktywni i mieli możliwość wzięcia udziału w dialogu politycznym, jednocześnie nie wystawiając ich na działanie dezinformacji.”
Przedstawiając sprawę w ten sposób, Snapchat wyraża jednocześnie dezaprobatę dla postawy Facebooka, dla którego „wolność wypowiedzi i szacunek dla prasy politycznej” nakazuje nieingerowanie w procesy demokratyczne w serwisie. Innymi słowy, firma Marka Zuckerberga nie zamierza sprawdzać rzetelności informacji, które politycy promują w serwisie. I to bez względu na to, jak bardzo wydawałyby się one nieścisłe czy jednostronne.
Evan Spiegel wydaje się promować jako ktoś, kto przed przyjęciem jakiejś formy politycznej reklamy zadaje pytania, a nie tylko bierze pieniądze od tego, kto daje ich najwięcej. Z drugiej strony, Zuckerberg ma też swoje racje. Podobnie jak Jack Dorsey, który ogłosił, że tweety polityczne w ogóle nie będą płatnie promowane na jego platformie.
Każde z tych stanowisk ma albo jakieś zabarwienie polityczne i/lub może mieć częściowy wpływ na wyniki zbliżających się wyborów w USA, choć przychody ze sponsorowanych postów politycznych na Snapchacie i Twitterze są znacznie, znacznie mniejsze niż kwoty, jakie na promowaniu tego typu treści zarabia Facebook.