Czy smartfony Xiaomi mają wszystko? Oczywiście, że nie. Niektóre mają jednak więcej, podczas gdy inne mniej. Te ostatnie nareszcie zyskają jednak funkcję, której do tej pory na próżno było szukać w nieflagowych modelach chińskiego giganta.
Idealny smartfon nie istnieje
Na rynku do tej pory nie zadebiutowało i prawdopodobnie nigdy nie pojawi się „wszystkomające” urządzenie, zgodnie z powiedzeniem, że jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Producenci starają się jednak projektować sprzęty z „optymalną” specyfikacją, która zaspokoi oczekiwania jak największego grona klientów. Zawsze jednak będzie im czegoś brakowało. I to bez względu na to, czy mówimy o flagowym, czy nieflagowym modelu. Te pierwsze, z uwagi na swoją pozycję w ofercie, renomę i cenę mimo wszystko mogą zaoferować więcej. W przypadku tańszych urządzeń producenci zawsze muszą iść na jakieś kompromisy – najczęściej skupiają się na kluczowych dla danej grupy użytkowników aspektach, oszczędzając nieco na tych mniej dla nich ważnych.
Dość nieoczekiwanie jednak funkcja, do tej pory zarezerwowana przede wszystkim dla flagowców, coraz częściej pojawia się w nieflagowych modelach. Można odnieść wrażenie, że to trend, który tylko przybierze na sile. Dla klientów to świetna wiadomość, natomiast dla producentów możliwość dodania czegoś wcześniej niedostępnego, aby nowe urządzenia mogły zaoferować coś nowego, dodatkowego. Nie jest bowiem tajemnicą, że dziś to bardzo trudno, gdy wszystko drożeje na potęgę i nie ma zbyt dużego pola do popisu, jeśli chce się utrzymać cenę na akceptowalnym dla przeciętnego klienta poziomie.
Wyczekiwana funkcja nareszcie pojawi się w nieflagowych smartfonach Xiaomi
Chiński gigant zawsze starał się dawać jak najwięcej za jak najmniej. Ta idea nieustannie mu przyświeca, choć z uwagi na sytuację na rynku nie jest w stanie utrzymać cen na tak niskich poziomach jak w przeszłości. Jednocześnie mimo wszystko zdaje się chcieć pozbyć łatki „producenta tańszej alternatywy” – widać to szczególnie w przypadku jego flagowców, które cenowo zrównały się z bezpośrednią konkurencją.
Według najnowszych informacji, chiński gigant zamierza upowszechnić funkcję ładowania indukcyjnego. Do tej pory jej dostępność była mocno ograniczona, nawet w obrębie flagowej linii, bowiem technologię tę obsługują Xiaomi 12 i 12 Pro, ale Xiaomi 12X już nie. W nieflagowych smartfonach na próżno było tego szukać, ale to się zmieni.
Pojawiły się bowiem informacje, że smartfony z serii Redmi K60 zaoferują funkcję ładowania bezprzewodowego , i to aż o mocy ~30 W – „aż”, ponieważ nawet flagowce czasami nie obsługują tak szybkiego ładowania indukcyjnego. Co ważne, nie odbędzie się to kosztem szybkiego ładowania przewodowego – modele z tej linii mają obsługiwać ładowanie „po kablu” o mocy 67 W lub nawet 120 W. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Xiaomi zastosuje w linii Redmi K60 ekran o rozdzielczości 2K i procesor Qualcomm Snapdragon 8+ Gen 1 oraz akumulator o pojemności 5500 mAh.
Nadchodzące nowości dołączą zatem do wprowadzonych niedawno, nieflagowych smartfonów z Androidem ze wsparciem dla ładowania indukcyjnego. W minionych tygodniach na rynku zadebiutowały bowiem Motorola Edge 30 Fusion i T Phone 5G Pro, które kosztują (odpowiednio) 1899 i 1399 złotych. Wcześniej natomiast Gigaset wprowadził do Polski kilka modeli z obsługą ładowania indukcyjnego, które kosztowały maksymalnie 1199 złotych, ale wówczas były to prawdziwe „rodzynki”.
Teraz natomiast zapowiada się na to, że technologia ta stanie się coraz częściej spotykaną funkcją w nieflagowych smartfonach z Androidem. Mnie to ogromnie cieszy, bowiem prywatnie jestem wielkim fanem ładowania indukcyjnego – w moim przypadku jest ono bardzo wygodne i przydatne, i bardzo żałuję, że mój OPPO Reno 6 Pro 5G go nie wspiera…