Przy okazji recenzji Huawei P20 Pro napisałam, że to świetny smartfon z ogromem wad i braków, które paradoksalnie można mu wybaczyć. O Mate 20 Pro nie mogę powiedzieć tego samego – jest to najbardziej kompletne urządzenie w ofercie Huawei. Nie bez powodu zostało odpowiednio wysoko wycenione… Kosztuje dokładnie tyle samo, co jego główny konkurent – Samsung Galaxy Note 9, co wiele osób może zdziwić, bo przecież “Huawei był zawsze tani”.
Dotychczas Huawei wypuszczał na rynek smartfony, o których nie można było powiedzieć, by były jakoś ponadprzeciętnie zaawansowane technologicznie – oferowały dokładnie to, czego oczekiwali użytkownicy i niewiele ponadto. Pisałam o tym między innymi przy okazji porównania P20 Pro z Galaxy S9+, gdzie pod tym względem Koreańczyk pokazał się z lepszej strony. O ile jednak faktycznie technologicznie modele Huawei odstawały od choćby Samsunga, tak teraz podobne stwierdzenie nie przejdzie mi przez usta. A przynajmniej nie teraz, przed dłuższym przetestowaniem urządzenia.
Bezprzewodowe ładowanie, Bluetooth 5.0, ekran AMOLED, wyższa rozdzielczość ekranu – te cechy sprawiały, że Samsung bezapelacyjnie wyprzedzał Huawei. Na rynku pojawił się Mate 20 Pro i sytuacja uległa zmianie. Nie chcę wyrokować przed testami tego produktu, ale już teraz wydaje mi się (ba! jestem przekonana), że Mate 20 Pro będzie łakomym kąskiem dla osób zainteresowanych Galaxy Note 9 czy też Galaxy S9+. Bo nagle okazuje się, że Huawei już nie goni konkurencji, a… wyznacza trendy.
Który z największych koncernów jako pierwszy wprowadził czytnik linii papilarnych w ekranie? Który zaoferował opcję bezprzewodowego ładowania smartfonów przez przyłożenie do Mate’a innego telefonu? Który wreszcie ma najbardziej przemyślaną kwestię aparatów? Na wszystkie te pytania odpowiedź jest jedna: Huawei.
Mate 20 Pro jest najdroższym masowym smartfonem Huawei (edycji Porsche Design nie biorę pod uwagę), co z całą pewnością będzie szeroko komentowane w sieci jako argument, że Huawei zaczął się cenić. Trudno jednak, by tak nie było, skoro technologicznie zaliczył niesamowicie duży przeskok względem zarówno Mate’a 10 Pro, jak i P20 Pro, które w momencie premiery kosztowały po 3499 złotych (oba w wersji 6 GB / 128 GB). Bardziej przystępny cenowo, a wciąż bardzo przyzwoity, jest Mate 20, którego cena wynosi 2999 złotych i warto o tym pamiętać, bo coś mi się wydaje, że model ten będzie mocno pomijany.
Przedsprzedaż obu modeli rusza już za chwilę – dokładnie o godzinie 16 i potrwa do 4 listopada (lub do wyczerpania zapasów). W zestawie z Mate 20 Pro otrzymamy ładowarkę indukcyjną 15W i kartę pamięci NM o pojemności 128 GB. Z kolei w przypadku Mate 20 w przedsprzedaży dodawana jest opaska TalkBand B3 lite. Oba modele będzie można kupić w trzech wersjach kolorystycznych: niebieskiej, czarnej i Twilight.
Powtórzę to, co napisałam wyżej: trudno jest w tym momencie prorokować jak będzie sprzedawał się Mate 20 Pro i jak wielu klientów skierowanych na Galaxy Note 9 / Galaxy S9+ podbierze Samsungowi. Jestem natomiast przekonana, że to będzie bardzo pasjonująca walka, w której producent dotychczas stawiany na piedestale, będzie musiał uznać wyższość czarnego konia, jakim okaże się być Mate 20 Pro.
Z tym większym zainteresowaniem wypatruję premiery Galaxy S10 (czy jakkolwiek będzie się nazywał następca Galaxy S9).
I z tą myślą Was dziś zostawię.