Sony WH-1000XM3 – japońska wizja ciszy absolutnej (recenzja)

Jeszcze paręnaście miesięcy temu tytuł króla aktywnej redukcji szumów piastowały słuchawki Bose QuietComfort 35. Nieco później szersze grono odkryło możliwości, jakie oferują flagowe słuchawki japońskiego producenta, których oznaczenie modelowe to Sony WH-1000XM2. Nie dalej jak w połowie grudnia, na polskim rynku zadebiutował następca legendarnych nausznych słuchawek, czyli Sony WH-1000XM3. Tak się złożyło, że miałem okazję wziąć je na warsztat i muszę przyznać, że zatrudnieni przez japońską firmę specjaliści naprawdę się postarali.

Specyfikacja techniczna

Jeżeli uważnie śledzicie Tabletowo, to na pewno wiecie, że Sony WH-1000XM3 to nie pierwsze słuchawki ze stajni tego producenta, z którymi przyszło mi się zmierzyć w formie recenzji. Wcześniej okazję tę miały Sony h.ear on 2 (WH-900N), do których będę się jeszcze kilka razy odwoływał w tym tekście. Oczywistym jest, że zmiany między tymi dwoma modelami są ogromne, ale powtarza się jedno – szerokie informacje na temat słuchawek na stronie producenta. Jeżeli nie jesteście zainteresowani cyferkami, to czeka Was trochę przewijania ;).

Cena w momencie publikacji recenzji: 1699 złotych

Zestaw sprzedażowy

Tym razem nie zabrakło sztywnego etui, w którym odnajdziemy złożone słuchawki oraz specjalnie wydzieloną przestrzeń, w której w odpowiednich przegródkach znajduje się kabel USB typu C, kabel AUX oraz przejściówka samolotowa. Krótko i na temat.

Jeżeli już przy zestawie sprzedażowym jesteśmy, to muszę przyznać, że etui zrobiło na mnie niezwykle pozytywne wrażenie. Zapewnia wystarczającą ochronę dla słuchawek, nie zajmuje zbyt wiele miejsca, a przy okazji producent pomyślał o zapewnieniu miejsca dla wszystkich niezbędników – ponad wszelka wątpliwość nie zapomnicie o kablu do ładowania, przewodzie audio „na wszelki wypadek” oraz w wielu przypadkach zbędnej przejściówce samolotowej.

Dosyć ciekawym rozwiązaniem jest uwzględnienie „ucha”, za które możemy złapać lub zawiesić etui. Nie sposób nie wspomnieć o specjalnej siatkowej kieszonce na pokrowcu – ta nie dość, że uatrakcyjnia jego design, to ma też aspekt praktyczny. Na ten moment wszystko wydaje się być w stu procentach przemyślane i tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Nawet kolor kabla AUX jest zgrany z wersją kolorystyczną słuchawek, czego dla odmiany nie można powiedzieć o przewodzie ładującym ;).

Wzornictwo i jakość wykonania

Jeżeli chodzi o wzornictwo, to to jest dosyć podobne do znanego mi już designu ze wspomnianych Sony h.ear on 2. Jednak w tym przypadku muszla jest nieco mniej agresywna, bo zwyczajnie zaoblona. Słuchawki trafiły do mnie w wariancie jasnoszarym, w przypadku którego pojedyncze detale są wykończone kolorem złotym, ale dostępna jest także wersja czarna, w której dopatrzeć się można miedzianych elementów. Nie ukrywam, że do mojego serca znacznie bardziej przemawia ta druga, choć nawet w tym wariancie słuchawki prezentują się po prostu dobrze.

Oprócz wspomnianych detali, w Sony WH-1000XM3 nieznacznie wyróżnia się pałąk, który jest nieco jaśniejszy niż pozostałe elementy. Ogólnie rzecz ujmując – jest dokładnie tak samo, jak w przypadku recenzowanych przeze mnie niegdyś słuchawek Sony – minimalistyczny design i jednolita kolorystyka to połączenie, które bardzo do mnie przemawia. Trzeba przyznać, że japońscy inżynierzy mają pomysł na to, jak mają wyglądać ich słuchawki i choć na mojej twarzy pojawia się nieznaczny uśmiech, kiedy pomyślę o tym, jak zbliżone wizualnie są do siebie modele z zupełnie różnych kategorii cenowych, to w tym aspekcie nie mam słuchawkom nic do zarzucenia.

Jeżeli chodzi o same wymiary, to nauszniki są wymierzone „na styk” – słuchawki bez problemu mieszczą moje małżowiny, jednak nie pozostawiają im zbyt wiele miejsca. W przypadku słuchawek mobilnych jest to jak najbardziej zaleta – zwłaszcza, że również głębokość nausznic jest wystarczająca. Moją uwagę zwrócił jednak pałąk, który jest w gruncie rzeczy bardzo krótki i chyba tylko osoby o niewielkich głowach nie będą musiały używać obustronnej, dziewięciostopniowej regulacji, żeby dopasować słuchawki pod siebie. W moim przypadku konieczne jest rozsunięcie wszystkich osiemnastu „stopni”, jednak wtedy Sony WH-1000XM3 bez żadnego problemu mieszczą moją, nie najmniejszą zresztą, głowę. Muszę jednak przyznać, że dosyć specyficznie to wygląda – słuchawki na głowie sprawiają wrażenie wręcz filigranowej. Ale to chyba zaleta, prawda?

Jeżeli chodzi o jakość wykonania, to producentowi nie można nic zarzucić. Oczywiście większość elementów słuchawek jest z plastiku, a metal pojawia się wyłącznie w pojedynczych miejscach, ale tworzywo sztuczne jest dobrej jakości, jest rewelacyjnie spasowane i miłe w dotyku. Jeżeli chodzi o pałąk, to ten pokryty jest materiałem podobnym do ekoskóry, wewnątrz którego skrywa się miękka gąbka i ten element po prostu bez zarzutu spełnia swoją rolę. Jeżeli chodzi o nausznice, to te pokryte są prawdopodobnie tym samym materiałem, jednak w środku znajduje się zupełnie coś innego. Wypełniająca pady gąbka lub pianka odkształca się z pewnym oporem, adekwatnym do swojego zastosowania, jednak w minimalnym stopniu zachowuje się jak memory foam zachowując przez chwilę swój kształt. W połączeniu z przyzwoitym dociskiem sprawia to, że słuchawki bardzo dobrze przylegają do głowy nie naciskając na nią zbytnio.

Nietrudno jednak zauważyć, że materiał na nausznikach dosyć szybko łapie ślady zużycia i po moim kilku tygodniowym użytkowaniu sprawia wrażenie wymiętego i wręcz zapadniętego. Zdecydowanie skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że to feature, a nie bug, gdyż wnętrze nauszników sprawia wrażenie ceratkowego, a producent sprawia wrażenie świadomego, iż ta część urządzenia musi dostosować się nieco do użytkownika i – co za tym idzie – nieco odkształcić. Niemniej, czułem potrzebę zakomunikowania Wam o tej drobnostce estetycznej.

Obsługa i codzienne użytkowanie

W przypadku Sony WH-1000XM3 mamy do czynienia z dwoma guzikami fizycznymi oraz dotykowym panelem sterującym. Pierwszy z przycisków, Power, służy do włączenia, wyłączania urządzenia, a także uruchomieniu trybu parowania przy dłuższym przytrzymaniu podczas włączania. Jeżeli aktualnie słuchawki są włączone, a my postanowimy krótko kliknąć ten guzik, to miły głos oznajmi nam, jaki jest przybliżony stan naładowania słuchawek. Ten sam głos będzie informował nas o włączaniu, wyłączaniu, parowaniu oraz aktualnym trybie redukcji szumów.

Drugi przycisk, oznaczony jako NC/AMBIENT, jest znacznie ciekawszy. Przełączamy się dzięki niemu między trzema trybami – wyłączonej kontroli Ambient Sound, Ambient Sound oraz Noise Cancelling. Do tej części wrócimy później, jednak nie sposób pominąć tego, że słuchawki mają jeszcze tryb optymalizacji redukcji szumów. Po dłuższym wciśnięciu omawianego przycisku usłyszymy komunikat Optimizer start, a zaraz po nim serię różnych tonów oraz Optimizer finished. Funkcja ta dostosowuje aktywną redukcję szumów do panującego ciśnienia atmosferycznego, a także kształtu naszej głowy. Przyznam szczerze, że byłem nieco zdziwiony takim stanem rzeczy, jednak po przetestowaniu optymalizacji w różnych ułożeniach słuchawek usłyszałem różnicę. Jak zaleca sam producent, należy wykonać optymalizację jednokrotnie, a potem powtarzać ją w przypadku zmiany sposobu noszenia słuchawek (jak na przykład zmiana fryzury) oraz ciśnienia atmosferycznego. W domowych warunkach to drugie zawsze wynosiło 1 atmosferę, więc nie podzielę się z Wami wrażeniami na temat tej części – niestety, nie udało mi się zabrać Sony WH-1000XM3 na samolotową wycieczkę.

Panel dotykowy znajduje się na prawej muszli i jego obsługa jest dokładnie taka sama, jak w przypadku przywoływanych już kilkukrotnie Sony h.ear on 2. Ponownie jestem zachwycony prostotą połączoną z funkcjonalnością – poprzez miźnięcia w odpowiednią stronę możemy sterować głośnością, a także przełączać piosenki, zaś Play/Pause jest wywoływany dopiero po dwukrotnym stuknięciu, co zapobiega omyłkowym zatrzymaniom. Nie zabrakło radykalnego przyciszenia muzyki oraz włączenia Ambient Sound w maksymalnym stopniu w przypadku przyłożeniu całej dłoni do muszli, dzięki czemu możemy komfortowo odsłuchać komunikat na dworcu czy lotnisku, a także usłyszeć naszego rozmówcę, bez zdejmowania słuchawek.

Warto jeszcze nadmienić, że słuchawki wspierają Asystenta Google, o czym informuje nas nawet zamieszczona w środku specjalna ulotka, a także nalepka na pudełku. Niestety, podczas pisania tej recenzji, inteligenty asystent od giganta z Mountain View jeszcze nie jest dostępny po polsku (nie zgraliśmy się o dosłownie kilka dni ;)), więc muszę z przykrością poprzestać na tym ubogim akapicie.

W kontekście obsługi i codziennego użytkowania słuchawek Sony WH-1000XM3 muszę wspomnieć o aplikacji Headphones Connect, którą dorzuca nam producent. Zawsze przy takiej okazji wspominam, że nie jestem fanem zmuszania użytkowników do używania oprogramowania producenta, ale muszę pochwalić Sony za brak nachalności i funkcjonalność w jednym. W górnej części możemy podejrzeć ogólny status słuchawek, kolejną część poświęcono funkcji Adaptive Sound (której ja poświęciłem osobny akapit ;)). Nieco niżej znajduje się miejsce, w którym możemy kontrolować funkcję Ambient Sound, czyli przekazywania do naszych uszu dźwięków otoczenia przez słuchawki. Najniższy poziom jest równoznaczny z anulowaniem szumów, kolejny odpowiada wyłącznie za wyciszanie wiatru, a następnie możemy dostarczać dźwięki do naszych uszu w dwudziestostopniowej skali – im większy poziom, tym więcej usłyszymy. Warto w tym momencie zaznaczyć, że możliwe jest zaznaczenie Focus on Voice, dzięki której wzmacniane będą głosy innych osób, zaś hałasy otoczenia pozostaną względnie wyciszone.

Kolejna zakładka aplikacji to omówiona już optymalizacja funkcji wyciszania dźwięków. Dalej zaczynają się bajery, takie jak kontrola pozycji dobiegającego do nas dźwięku, symulacja otoczenia, equalizer i Now Playing, czyli podejrzenie i kontrola aktualnie używanych multimediów. Warto nadmienić, że z bajerów skorzystać możemy wyłącznie w przypadku ustawienia priorytetu połączenia na jego stabilność, a nie na jakość dźwięku – ja przez niemal cały czas testowania słuchawek wolałem postawić na to drugie, a więc kodek LDAC, przez co niestety na temat equalizera nie mogę wypowiedzieć się nic ponadto, że jest i działa.

W dolnej części aplikacji znajdziemy jeszcze możliwość włączenia lub wyłączenia DSEE HX, czyli autorskiej funkcji producenta odpowiedzialnej za „wyciskanie” największej liczby szczegółów ze słabszych nagrań. Niżej już tylko możliwość zmiany funkcji NC/AMBIENT na przycisk kontrolujący Asystenta Google oraz możliwość ustawienia czasu bezczynności, po którym słuchawki automatycznie się wyłączą.

A co z tym Adaptive Sound Control? Funkcja ta jest odpowiedzialna za automatyczne wykrycie naszej aktywności oraz dostosowania funkcji Ambient Sound pod panujące wokół warunki. Słuchawki automatycznie rozpoznają, czy siedzimy/stoimy w miejscu, spacerujemy, biegniemy lub znajdujemy się w środku transportu i na tej podstawie mniej lub bardziej wyciszy dźwięki otoczenia, co oczywiście możemy dostosować pod swoje własne potrzeby. Podczas całego okresu testów, funkcja Adaptive Sound Control ani razu nie zawiodła i muszę przyznać, że… jestem w niej zakochany. Oczywiście aktywna redukcja szumów jest wspaniała, ale podczas spacerów dla własnego bezpieczeństwa lepiej słyszeć choć trochę otoczenia, a dzięki temu nie musimy samodzielnie nad tym panować. Niby takie proste, a w wyraźnym stopniu ułatwia utrzymanie w ryzach wyciszanie hałasów. Muszę jednak przyznać, że podczas normalnych, domowych hałasów funkcji zdarzało się nieco gubić.

Cały ten akapit staje się już dosyć długi, ale chciałbym kilka słów poświęcić jeszcze komfortowi użytkowania. Muszę powiedzieć, że jest naprawdę nieźle, choć Sony WH-1000XM3 na pewno nie zajmą u mnie pierwszego miejsca na liście najwygodniejsze słuchawki, z jakimi miałem styczność. Dobrą robotę robi całkiem niska waga całości, co w połączeniu z przyzwoitym dociskiem przez dobrze skonstruowane nauszniki oraz wygodnym pałąkiem składa się na całkiem komfortową całość. Mimo wszystko, wolałbym aby oferowana przez muszle przestrzeń na małżowiny uszne była odrobinę większa, gdyż po dłuższym czasie czułem specyficzny ucisk. Nie jest jednak tak, że słuchawki są niewygodne – powiedziałbym, że to taka czwórka (no, może z małym plusem) w pięciostopniowej skali.

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i codzienne użytkowanie
  2. Jakość dźwięku, Noise Cancelling i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie

Jakość dźwięku, Noise Cancelling i stabilność połączenia

Czas przejść do najważniejszego, czyli jakości dźwięku odtwarzanego przez słuchawki. Gwoli ścisłości dodam, że możliwa jest praca przewodowa przy użyciu dołączonego do zestawu kabla AUX, zaś kabel USB typu C służy wyłącznie do ładowania słuchawek – to jedna możliwość mniej, niż w słuchawkach niemieckiego producenta na S, jak na przykład… Sennheiser PXC 550. Mimo wszystko, nie traktowałbym tego jako wadę – profil użytkownika Sony WH-1000XM3 jest moim zdaniem dosyć czytelny i potencjalny użytkownik tych słuchawek prawdopodobnie jest bardziej nastawiony na pracę bezprzewodową.

Czas przejść do tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli jakości odtwarzanego dźwięku. Nie bez zaskoczenia powiem, że Sony WH-1000XM3 wypadają w tej kwestii mistrzowsko. Scena jest dokładnie taka, jaka powinna być – szeroka, ale nie aż nadto, żeby nie sprawiać wrażenia echa. Każda ze ścieżek jest perfekcyjnie odseparowana od innych i wybrzmiewa dokładnie tak, jak powinna. Jeżeli chodzi o poszczególne tony, to nie wskazałbym tutaj wyraźniej dominanty, ale słychać, że Sony umie w bas. Ten dociera do naszych uszu nieco z głębi, jest miękki i soczysty, a przy tym nie zalewa pozostałych dźwięków. Bardzo dobre wrażenie zrobiły na mnie również wysokie dźwięki, które są bardzo wyraźne, jednak nie nazbyt ostre, a więc nie nastręczają się specjalnie, a przy tym w wyraźny sposób, nieco z pazurem, zaznaczają swoją obecność. Sony WH-1000XM3 panują również bardzo dobrze nad średnicą, jednak mam wrażenie, że jest ona odrobinkę wręcz wycofana – w żadnym wypadku nie jest to zarzut, bo suma wszystkich cech składa się na bardzo przyjemną charakterystykę dźwiękową. Słuchawki zdają się stać całkiem blisko złotego środka między wiernością przekazu a rozrywkowością brzmienia.

Można oczywiście bawić się modyfikacjami dostępnymi z poziomu aplikacji, ale moim zdaniem nie warto – Sony WH-1000XM3 po prostu brzmią tak, jak powinny brzmieć. Jeżeli chodzi o połączenie przewodowe, to słuchawki zachowują charakterystykę zbliżoną do tej znanej z odtwarzania bezprzewodowego, jednak duet Prodigy Cube Black Edition oraz MUSES8820 zdaje się ją nieco uwydatniać – mam przy tym wrażenie, że dźwięki są nieco mniej klarowne, ale może to być wina zastosowanego OPAMP-a.

Dodam jeszcze, że jestem antyfanem dołączonego przewodu – ten można podłączyć do słuchawek z obu stron, ale jego konstrukcja sprawia, że nie będzie go łatwo zastąpić (wąski fragment wpasowujący się w muszlę), a przy tym nie jest w żaden sposób zabezpieczony przed wyszarpnięciem. A ten ogromny wtyk kątowy na jednej ze stron jest tak niemobilny, że to aż nie przystoi – zwłaszcza, że długość i filigranowość przewodu wyraźnie wskazują na jego mobilne zastosowanie.

Jeżeli chodzi o funkcję Noise Cancelling to ta… jest po prostu bezkompromisowa. Nie miałem niestety okazji sprawdzić tych słuchawek w samolocie, nad czym bardzo ubolewam, wiem jednak, że taką możliwość miała Kasia, która była na polskiej premierze Sony WH-1000XM3.

Nie powiem Wam, jak wygląda pojedynek Cessna vs. Sony WH-1000XM3, ale miałem przyjemność wykorzystywać słuchawki w domu, na mieście oraz… w pociągu InterCity, a więc zdarzyły się nam starcia z wyższym poziomem hałasu. Aktywna redukcja szumów dostarczona przez Japończyków jest po prostu bezbłędna i bezkompromisowa – oczywiście pomijając pewne ograniczenia, które wynikają z samej technologii. Nie mam niestety bezpośredniego porównania do wszystkich recenzowanych przeze mnie sprzętów, ale wydaje mi się, że w tej kategorii królują właśnie te słuchawki.

Zauważyłem, że swój wkład w to ma funkcja optymalizacji, która z niezrozumiałych mi wciąż przyczyn rzeczywiście sprawia, że otoczenie jest lepiej wytłumiane. Jeżeli miałbym się jednak do czegoś przyczepić, to jest pewna drobnostka – dół muszli jest nieco zbyt słabo dociskany do głowy, przez co zdarza się, że pojedyncze dźwięki wtargną właśnie tamtędy. W ten sposób podczas patrzenia na pracujący czajnik nie słyszałem nic, a gdy obróciłem się do niego bokiem i przechyliłem nieco głowę, zacząłem słyszeć drobny szum. To naprawdę mała sprawa, ale warto mieć ją na względzie – nie może przecież być tak, że wszystko jest idealne, prawda? ;)

Jeżeli chodzi o jakość i stabilność połączenia, to tutaj po raz kolejny nie mam się do czego przyczepić. Słuchawki mają bardzo dobry zasięg, nawet priorytet na jakość dźwięku nie sprawia, żeby cokolwiek przerywało. Nieznaczne zastrzeżenia mam jednak do przełączania się między urządzeniami – słuchawki nie inicjują połączenia samodzielnie w przypadku, gdy wcześniej korzystaliśmy z innego sprzętu. Precyzując, o co mi chodzi – podłączyłem słuchawki do laptopa, wyłączyłem je, a po wyjściu z domu włączenie Sony WH-1000XM3 nie poskutkowało automatycznym podłączeniem do smartfona, który znajdował się w pamięci sparowanych urządzeń. Mam wrażenie, że w niektórych produkcjach konkurencji działało to sprawniej.

Ostatnim już aspektem godnym poruszenia w tym podrozdziale, jest jakość połączeń głosowych. W tym przypadku jest przeciętnie, ale dobrze. Rozmówcy nie narzekali co prawda na złą jakość dźwięku, ale w wietrznych warunkach prosili od czasu do czasu o powtórzenie danego słowa – w tej kwestii niejedne słuchawki wypadały gorzej, ale przy tak wysokiej cenie można byłoby oczekiwać czegoś odrobinę lepszego.

Bateria

Wszystko wskazuje na to, że Sony postanowiło nieco utrudnić życie recenzentom. Deklarowany czas pracy na jednym ładowaniu modelu WH-1000XM3 wynosi 30 godzin, co sprawia, że podczas okresu testowego nie miałem okazji ładować słuchawek zbyt często, a i zmierzenie łącznego czasu pracy stało się niezwykle trudne. Muszę jednak przyznać, że słuchawki trzymają na baterii, jak złe – czas pracy na jednym ładowaniu ponad wszelką wątpliwość przekracza naście godzin i wedle moich obserwacji, deklarowane przez producenta 30 godzin to wartość jak najbardziej do osiągnięcia. O ile mnie pamięć nie myli, Sony WH-1000XM3 to słuchawki wyposażone w najmocniejszą baterię, jeżeli wezmę pod uwagę wszystkie, z jakimi miałem do czynienia. Standardem są szacunkowe czasy pracy wynoszące 10, 12 czy 15 godzin, gdzieniegdzie przewinęły się dwie dyszki, ale nie kojarzę żadnego innego modelu, którego deklarowany czas pracy wynosi aż tyle.

Trzeba przyznać, że Sony zadbało o to, żeby ich flagowe słuchawki rozpieszczały użytkownika. Długi czas pracy na ładowaniu to jedno, ale czym innym jest samo ładowanie. To trwa co prawda aż 3 godziny, ale odbywa się za pośrednictwem kabla USB typu C, jak na flagowe urządzenia z końcówki 2018 roku przystało. Co więcej, producent obiecuje, że w przypadku potrzeby szybkiego zyskania energii, wystarczy podpiąć słuchawki na 10 minut, aby zapewnić sobie aż 5 godzin pracy. Do tego trzeba użyć zasilacza o mocy 1,5 A lub wyższej, a nie zlokalizowanego w komputerze gniazda, ale… czy to jakiś problem?

Podsumowanie

Zapewne wszyscy, którzy znają cenę tych słuchawek wiedzą, do czego chciałbym się przyczepić na sam koniec. 1699 złotych to ogromna kwota jak na słuchawki działające przez Bluetooth z naszym smartfonem i nic tego nie zmieni. W takim przypadku należy jednak pamiętać, że odtwarzanie dźwięku to tylko pewna składowa urządzenia – niemal równie istotna jest aktywna redukcja szumów, a ta w Sony WH-1000XM3 jest naprawdę najlepszą technologią w swojej klasie. Jeżeli ktoś chce zakupić te słuchawki do domowych i przeciętnych plenerowych odsłuchów, to… musi być bardzo zdeterminowany. Jeśli jednak sporo podróżujecie samolotami, a nawet pociągami, a podczas przebywania w środkach transportu chcecie zachować wysoki poziom komfortu oraz produktywności, to zapewne zgodzicie się ze mną, że ta wysoka cena przestaje być aż tak wygórowana. Sony WH-1000XM3 to słuchawki flagowe w każdym aspekcie i nie można odebrać im tego, że to bardzo przemyślana i dopracowana konstrukcja.

Aż do dzisiaj pewnym odzwierciedleniem mojego słuchawkowego ideału był model Sennheiser PXC 550, jednak dłuższe obcowanie z recenzowanym urządzeniem sprawia, że mam wątpliwości co do swojej wierności. Przekonałem się na własnej skórze, że legendy o rewelacyjnej aktywnej redukcji szumów w solidnych słuchawkach Japończyków są zwyczajnie prawdziwe.

Spis treści:

  1. Wzornictwo i jakość wykonania. Obsługa i codzienne użytkowanie
  2. Jakość dźwięku, Noise Cancelling i stabilność połączenia. Bateria. Podsumowanie
Exit mobile version