Pod koniec lipca na polskim rynku zadebiutował Shiru Shogun 10 (odpowiednik Cube U30GT), który cieszy się ogromną popularnością ze względu na świetny stosunek parametrów technicznych do ceny. Urządzenie przetestowałam zaraz po jego pojawieniu się na półkach sklepowych – recenzję możecie przeczytać pod tym adresem. Jakiś czas temu do sprzedaży trafiły egzemplarze z drugiej partii, w których zaszły kosmetyczne zmiany. W wielu mejlach, jakie od Was otrzymuję, byłam proszona o przetestowanie jednego z nich. Jako że nie jestem „tabletowo asertywna”, kwestią czasu było, by testowy sprzęt trafił w me ręce. Oto co z wynikło z naszego spotkania, czyli kilka spostrzeżeń w postaci wyliczenia – tak będzie najprościej i najbardziej przejrzyście.
- Pudełko i zawartość. Tak, to, wbrew pozorom, kwestia, którą warto poruszyć. Druga partia urządzeń przywędrowała do Polski w nowych, spersonalizowanych pudełkach z charakterystycznym wojownikiem na ich pokrywie. W zestawie z kolei dodatkowo można znaleźć słuchawki i bardziej estetyczną krótką instrukcję obsługi, a i ładowarka dołączana jest w pudełku, a nie osobno.
- Jakość wykonania – coś się zmieniło, ale do ideału jeszcze brakuje. W dalszym ciągu elementy obudowy nie są ze sobą spasowane tak, by nie można się było do niczego przyczepić. Dowodem tego niech będzie choćby słyszalne kliknięcie przy delikatnym ściśnięciu, w jednym momencie, tylnej obudowy i ekranu na wysokości włącznika i przycisków do regulacji głośności.
- Android 4.1 Jelly Bean – odnoszę wrażenie, że na „żelce” Shogun 10 działa jeszcze szybciej i wydajniej niż egzemplarz, który miałam okazję testować – nie dość, że z poprzedniej partii, to jeszcze z „lodową kanapką”. Oczywiście posiadacze tabletu z Androidem 4.0 mogą go zaktualizować do Androida 4.1 (więcej na ten temat tutaj).
- Tym razem ekranu nie udało mi się zarysować podczas standardowego użytkowania.
- Trafiła mi się czarna wersja kolorystyczna, z czego jestem bardzo zadowolona – dzięki temu mam porównanie jak wyglądają obie na żywo, a nie tylko w sieci. Tylna pokrywa tabletu błyszczy się i wygląda, moim zdaniem, lepiej od białej (tak, słowa te wyszły spod palców zwolenniczki białej elektroniki!). Aczkolwiek jedno się nie zmieniło – uwielbia odciski palców…
- Niektórzy posiadacze tabletów z pierwszej partii narzekali na wady wyświetlacza – między innymi martwe piksele czy migotanie ekranu. Zarówno w poprzednim, jak i w tym egzemplarzu, nie uświadczyłam podobnych problemów. Należy jednak zauważyć, że ekran tabletu, przy mocniejszym ściśnięciu, zaczyna „pływać”, a na ciemniejszych treściach widać gdzieniegdzie „wycieki” podświetlenia.
- Wyjście miniHDMI działa – przewodowo przenosi zarówno obraz, jak i dźwięk, aczkolwiek ten odtwarzany jest z głośniczka tabletu i z telewizora jednocześnie.
- Głośnik – nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu jest cichy, a jakość odtwarzanej przez niego muzyki jest średniozadowalająca.
Moje zdanie dotyczące Shiru Shogun 10 nie zmieniło się. Możliwość przetestowania egzemplarza pochodzącego z nowej partii, w której starano się wyeliminować wcześniejsze niedociągnięcia, utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to ciekawy sprzęt, którym warto się zainteresować. Tym bardziej, że obecnie trudno znaleźć 10,1-calowy tablet o podobnych parametrach w ciekawej cenie.
Jeśli macie jakieś pytania odnośnie Shiru Shogun 10 – śmiało, pozostaję do Waszej dyspozycji. Cena tabletu to 799 złotych.