Rząd nie ma własnych pieniędzy, więc żeby komuś coś dać, najpierw musi zabrać innemu. Co prawda może sobie też dodrukować pieniądze, ale to przynosi więcej szkody niż pożytku (zwykle prowadzi do hiperinflacji) i powinno się to robić wyłącznie w ściśle określonych okolicznościach. Polski Instytut Sztuki Filmowy, który jest państwową instytucji kultury, potrzebuje środków na swoją działalność. Ustanawiający prawo w Polsce wpadli na „genialny” pomysł, że zrzucą się na nią działające w naszym kraju serwisy VOD.
„Podatek od Netfliksa”
W rządowym projekcie tzw. „tarczy antykryzysowej 3.0” zapisano, że podmioty dostarczające audiowizualne usługi medialne na żądanie będą musiały oddawać część swoich przychodów na rzecz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jest on państwową instytucją kultury, która ma za zadanie wspierać polską kinematografię i promować ją poza granicami Polski. Jak wynika z publikowanych sprawozdań finansowych, w ostatnich latach PISF radził sobie nie najgorzej, bowiem co roku raportował zysk netto w wysokości kilkuset tysięcy złotych (na koniec 2018 roku ponad 750 tysięcy złotych).
Polski Instytut Sztuki Filmowej pozyskuje środki na swoją działalność z wielu źródeł (m.in. dotacji z instytucji państwowych), a wkrótce wesprą go także funkcjonujące w Polsce serwisy VOD. Tak bowiem zakłada tzw. „tarcza antykryzysowa 3.0”. Jeżeli zapisane w niej zasady zostaną przyjęte i wcielone w życie, wszystkie platformy będą musiały przekazać 1,5% swoich rocznych przychodów na rzecz PISF.
Dzięki temu w 2020 roku do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej trafiłoby około 15 mln złotych, zaś w kolejnych latach 20 mln złotych rocznie. Jak wylicza serwis Money.pl, Netflix dołożyłby ~6,44 mln zł, Polsat ponad 4 mln zł (od posiadanej przez niego IPLI), TVN ~1,53 mln zł (od usługi Player.pl), niecałe 666 tysięcy złotych Amazon (od serwisu Prime Video), ~581 tysięcy złotych CDA, a Apple 4,36 tys. złotych (od platformy Apple TV+). Pozostali dostawcy mieliby natomiast zapłacić w sumie ~3,46 mln złotych.
Projekt jednocześnie zakłada, że z daniny zwolnione byłyby „mniejsze podmioty”, lecz nie podano ich definicji, więc nie wiadomo, kto zostałby zaliczony do tego grona. Można się spodziewać, że ci więksi z pewnością spróbują w jakiś sposób „odrobić” utracone przychody – niewykluczone, że podniosą ceny lub spróbują inaczej „zaoszczędzić”. Najpierw jednak zapisy te muszą zostać przyjęte, a wciąż nie ma pewności, że tak się stanie (przed nimi jeszcze droga przez Sejm i Senat).
Źródło: Money.pl