Samsung Galaxy S8 to urządzenie w wielu aspektach innowacyjne. Nie wszystkie innowacje są dobre, jednak po półrocznej przygodzie z ósmą Galaktyką mogę Wam powiedzieć, że konstrukcja radzi sobie naprawdę dobrze. Z tym, że jest również przysłowiowa łyżka dziegciu, przez co z rozbrajającą szczerością mogę przyznać, że Galaxy S8 nie jest smartfonem idealnym. Dlaczego? Zobaczcie sami.
Szczery wstęp
Do Samsunga podchodziłem jak pies do jeża. Jestem miłośnikiem innej firmy i na dobrą sprawę dalej nie do końca wiem, dlaczego ten produkt tak mocno zadziałał na moją wyobraźnię, że postanowiłem nabyć go już w przedsprzedaży. Może to magia Infinity Display, może bajeczna matryca główna, a może stylowy, zagięty ekran? Sam nie wiem. Fakt jest jednak taki, że decyzja zakupowa zapadła szybko i w równie dobrym tempie została ona zrealizowana.
Ósma Galaktyka przywitała mnie bardzo nietypowo – postawiłem sobie pudełko z telefonem na stabilnym stoliku, który nigdy się nie chybotał, o ile pamiętam to nigdy też z nic z niego nie zrzuciłem. Pierwsza rzecz, która spektakularnie spadła na akurat leżące na podłodze rzeczy? Ten smartfon. Na szczęście w pudełku, które przyozdobiłem przy tym wręcz wzorowo. No, ale na szczęście urządzenie ocalało. Przeszła mi wtedy taka myśl z tyłu głowy „Oho, znak. Sony się wnerwiło”. Na szczęście było to chyba pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, bowiem od tej chwili ta specyficzna, ślizgająca się, szklana bestia trzyma się dłoni raczej pewnie.
Wideorecenzja Samsunga Galaxy S8 po pół roku
Obudowa i codzienne użytkowanie
Na początku należy się Wam małe wyjaśnienie – nie należę do tego grona osób, które zabezpieczają telefon setkami etui, case’ów czy podobnych wynalazków. Od lat stosuję starą, prostą taktykę – folia na wyświetlacz, telefon do kieszeni i sprawdzamy, z jakiej gliny dany delikwent jest ulepiony. Tak samo mają się rzeczy w tym właśnie przypadku. I okazuje się, że mimo zastosowania szklanego tworzywa, Samsung Galaxy S8 to całkiem odporny smartfon.
Przez pół roku dorobiłem się jednej małej ryski, którą wypatrzył kolega w komisie. Gdyby nie jego celna opinia, nawet nie zwróciłbym na to uwagi. Uszkodzenie ma około 2 mm długości i ulokowane jest na pleckach, przy styku z metalową obwódką, na wysokości pojedynczego głośnika, o którym zresztą będzie szerzej za chwilę. Próbowałem zrobić zdjęcie, ale na czarnej wersji kolorystycznej niemal nie można uchwycić tego uszkodzenia. To zarazem jedyna rysa bądź uszkodzenie mechaniczne, które S8 złapał przez pół roku. Jak na telefon, który przeżył wiele godzin w kieszeni z monetami, rzadziej – ale jednak – kluczami, jestem pod ogromnym wrażeniem.
Wyświetlacz chroni folia ochronna. Nie jest to żadna wyszukana konstrukcja, a kosztujący około 40 złotych produkt polskiej firmy. Dwie uwagi: ekran nadal jest bez rys, tak samo zresztą jak i zabezpieczająca go folia, jednak zagięty ekran w połączeniu z tego typu wynalazkiem to książkowy model magnesu, który gromadzi kurz. Tony kurzu, które osadzają się na styku folii i wyświetlacza, przez co urządzenie wygląda po prostu niehigienicznie. Można z tym walczyć, jednak w ostatecznym rozrachunku albo odejdzie Wam folia albo też przekombinujecie i kurz powędruje jeszcze dalej, jeszcze głębiej pod folię.
Do obudowy mam tylko dwa zastrzeżenia: palcuje się jak szalona i – jak pisałem wyżej – ściąga kurz. To piękny, ale wybitnie trudny do utrzymania w czystości smartfon, zwłaszcza, jeśli postawicie na najpopularniejszą w Polsce, czarną wersję kolorystyczną. Oczywiście ktoś powie, że to naturalna przypadłość szklanych obudów. Generalnie owszem, przyznam rację, jednak Samsung w tym telefonie osiągnął naprawdę flagowy poziom brudzenia się bryły swojego urządzenia. Miejcie ten szczegół na uwadze i dbajcie o Wasze smartfony. Nie po to wydajemy na nie całkiem sporo kasy, żeby później łazić z upalcowanym i brudnym urządzeniem ;)
System i wydajność
Uspokajam. LagWiz Samsung Experience faktycznie został odchudzony. Mocna specyfikacja techniczna w połączeniu z ewidentnie lżejszą nakładką (wierzcie mi, przerabiałem TouchWiza na Galaxy Note 2, Galaxy S5 i przejściowo na Galaxy S6) oznacza bardzo dobrą wydajność oraz świetną kulturę pracy w niemal każdych warunkach. Niemal. To słowo klucz. Aplikacja Game Launcher, którą sobie bardzo cenię, to wręcz wylęgarnia lagów.
Bez względu na to czy telefon zresetujecie czy nie, ten jeden program odpala się po prostu zbyt długo i czasem przycina animacje. Muszę tu dopowiedzieć, że nie oznacza to bynajmniej, że gry włączają się długo bądź działają niestabilnie. Co to, to nie. Wydajność jest wzorowa dla niemal wszystkich aplikacji. W końcu jest to naprawdę bardzo szybkie urządzenie. Po prostu ta jedna aplikacja nie działa na takim samym poziomie, jak pozostałe wynalazki od Samsunga, które producent zaimplementował w tym urządzeniu.
Uczciwie też dopowiem, że czasem występują pojedyncze przypadki lagowania, jednak są to zdarzenia, które z czystym sumieniem mogę uznać za przypadki odosobnione. Boli natomiast podejście producenta do polityki aktualizacji swojego flagowca. Android 7 + Samsung Experience 8.1 i zabezpieczenia z sierpnia tego roku, to brzmi jak jedna wielka pomyłka. Ani Androida Oreo, ani nakładki w wersji 8.5 ani – co chyba wkurza najbardziej – świeżych łatek zabezpieczeń ani widu, ani słychu.
Ironia losu, w tym samym czasie aplikacje od Samsunga, jak Galeria, Members i garść innych są aktualizowane bardzo systematycznie. Samsungu, ogarnij! Trudno znaleźć topowego flagowca, który na dziś dzień zostałby z aktualizacjami w tym miejscu, gdzie Ty jesteś obecnie! A mówimy o smartfonie, którego przy sporym szczęściu można wyrwać w sklepach bądź e-sklepach za ~2600 złotych.
Aparat i bateria
12-megapikselowa matryca ze światłem F/1.7 to dalej bardzo mocny – o ile nie najmocniejszy – element urządzenia. Fotki to dla mnie w dużej mierze definicja wzorowej wręcz jakości, toteż z czystym sumieniem mogę umieścić Samsunga Galaxy S8 w moim prywatnym TOP5 świata smartfonów. Mało który telefon może ścigać się z Galaktyką na zdjęcia i materiały wideo i uczciwie powiem, że tylko i wyłącznie dla aparatu kupiłbym to urządzenie jeszcze raz. Bez chwili zawahania. W tym ujęciu Samsung po prostu pozamiatał po całości.
Bateria wystarcza mi zazwyczaj na jeden dzień i tyle. Czas na ekranie różni się w dużej mierze od łączności, jaką w danej chwili wykorzystuję. Obiektywnie, na LTE można otrzeć się o 4 godziny (ekran na 50% jasności, wydajność zrównoważona), a na WiFi czasem udaje się osiągnąć nawet i o dwie godziny więcej, co traktuję jako wynik po prostu poprawny, wystarczający. Nie liczyłem na więcej i dostałem mniej więcej tyle, ile się spodziewałem.
Samsung Galaxy S8 – co mnie wkurza
Nie ma telefonu idealnego i Galaxy S8 też nim nie jest. Są pewne rzeczy, które umiejętnie zmniejszają przyjemność pracy z tym urządzeniem, jednak nie ma ich na szczęście zbyt wiele. Poza polityką aktualizacji, która zatrzymała się na wakacjach tego roku, niezmiernie irytuje mnie pojedynczy głośnik. W pracy nie zawsze mam sposobność, aby słychać ulubionej muzyki na słuchawkach. No to głośnik, prawda? I tak, i nie.
Gra donośnie, czysto, ale tak łatwo jest go przykryć dłonią, że w niemal każdych warunkach jest to po prostu wybitnie wkurzające i irytujące. Tak samo rzeczy mają się oczywiście w sporej liczbie gier, które bazują na orientacji poziomej wyświetlacza. Jeśli Samsung Galaxy S9 nie zaoferuje stereofonii, to będzie to dla mnie niczym dwa kroki w tył w wykonaniu tej firmy.
Gorzkie żale spadają też na Samsunga za palcującą się obudowę i lagującą aplikację Game Launcher, jednak są to drobnostki, które spokojnie można wybaczyć. O ile szklanej obudowy nie wyeliminujemy aktualizacją, o tyle zawsze jednak można postawić na case’a. A w ujęciu aplikacji agregującej gry, może jakaś aktualizacja finalnie naprawi bądź zminimalizuje to zjawisko.
Słowo podsumowania
Rozbiłem świnkę skarbonkę, żeby kupić to urządzenie. Jak już wiecie, pierwsze chwile z Galaxy S8 raczej nie należały do tych wyśnionych, wymarzonych. Muszę jednak zauważyć, że polubiłem się z tym telefonem bardzo szybko. Urządzenie oszałamia cudnym ekranem, zachwyca wydajnością, a aparat jest na tyle dobry, że testując Galaxy Note 8 nie odczuwałem ani przez chwilę dyskomfortu związanego z tym, że mój telefon jakoś mocno odstaje. Bo nie odstaje. To kawał przemyślanej konstrukcji, którą z czystym sumieniem mogę uznać za trafiony zakup.
Jeśli macie sposobność, aby kupić ósmego flagowca od Samsunga, sądzę że powinniście być z niego zadowoleni. Jeśli tylko – jak ja – wybaczycie mu pewne wpadki i mankamenty, których jednak na szczęście nie ma zbyt wiele. Zbliżają się wielkie przedświąteczne promocje, więc kto wie, może część z Was zapoluje na S8? Myślę, że warto.