Święta przyszły do mnie w tym roku wcześniej. Jak zapewne stali czytelnicy Tabletowo wiedzą, po długich dylematach zdecydowałem się pożegnać swojego prywatnego Samsunga Galaxy S8. Po długich poszukiwaniach i jeszcze większych perypetiach związanych z zakupem Galaxy Note 9, przyszła pora na pierwsze wnioski.
Jak zawsze subiektywny wstęp
Wesołych Świąt :). A jeśli ich nie obchodzicie, to życzę Wam po prostu pomyślności i fajnego spędzenia tych kilku dni, kiedy większość społeczeństwa cieszy się z wolnego. Dla mnie „wolne” to pojęcie względne. Niby teraz pracuję, pisząc dla Was ten tekst, ale – jak mówi jeden z sucharów znalezionych w sieci – kto kocha swoją pracę, ten nie przepracuje w życiu ani dnia. A jako że bardzo lubię dla Was pisać, to w sumie sam już nie wiem czy teraz pracuję czy jednak nie.
Wróćmy jednak do meritum. Samsung Galaxy Note 9. Spędziłem już z nim niemało czasu. Wydaje mi się, że zdążyłem poznać ten telefon naprawdę dobrze, dlatego też dzisiaj chciałem podzielić się z Wami swoją opinią o tym, czy było warto migrować z Samsunga Galaxy S8 właśnie na ten smartfon. Jeśli ktoś już teraz się zniechęcił i założył, że Notatnik od Samsunga będę tylko i wyłącznie chwalił, polecał i szedł w zaparte, że to najlepsza decyzja zakupowa w moim życiu, to sorry, ale… to się nie stanie.
Zanim jednak przejdziemy sobie do zasadniczej części tekstu, chciałem tutaj poruszyć kilka kwestii. Po pierwsze, zdecydowałem się na pewien eksperyment. Pisałem Wam wcześniej, że kupiłem urządzenie z brandem sieci Play. Postanowiłem go nie usuwać. Chcę przekonać się na własne oczy, czy te słynne opóźnienia w dystrybucji comiesięcznych łatek bezpieczeństwa są tak duże, jak można nieraz o tym przeczytać na forach dyskusyjnych. Po drugie natomiast, pamiętajcie, że migrowałem z urządzenia tego samego producenta, dlatego też u mnie odpadła cała ta magia związana z zachwytami nad nową nakładką systemową. No i wreszcie, po trzecie, aparat to ewolucja, ale na pewno nie rewolucja względem Galaxy S8. Ale o zdjęciach opowiem Wam szerzej w dalszej części tekstu.
Początek, czyli… migracja i folia zabezpieczająca ekran
Do tej pory myślałem, że tylko Apple oferuje bardzo rozbudowany system przywracania naszych danych, takich jak wiadomości tekstowe, historie haseł, często używane zwroty w słowniku czy pobrane aplikacje. Okazuje się, że Samsung nie próżnował i również poradził sobie z tym zagadnieniem bardzo ładnie. Miałem ten komfort, że w chwili, gdy konfigurowałem Note’a 9 cały czas obok mnie leżała sobie ósma galaktyka tego samego producenta.
Jeśli ktoś z Was dawno nie przenosił swoich danych na nowe urządzenie, to zapewniam Was, że Android wreszcie na tym polu nie odstaje. Wystarczyło położyć koło sobie dwa urządzenia i dać im jakieś pół godzinki. Niby długo, ale przenosiłem niemal 40 GB swoich plików, zwłaszcza zdjęć. Nie jestem więc zdziwiony tym, że cała procedura trochę trwała. Sprawę ułatwia też nasze konto Samsung oraz aplikacja Samsung Pass, dzięki której nie musiałem sobie przypominać haseł do poszczególnych usług i aplikacji. Naprawdę, poszło po prostu banalnie łatwo.
Oczywista rzecz, o której warto w tym miejscu dopowiedzieć, to utrata save’ów z gier. Można silić się na ich odzyskanie, bowiem w zdecydowanej części przypadków wystarczyłoby po prostu przenieść parę plików po kablu, jednak zdecydowałem się tego nie robić. Gram obecnie zwłaszcza w Age of Civilizations 2, Score! Match, PUBG Mobile, CMT oraz nieśmiertelnego Football Chairman’a. Czasem fajnie rozpocząć jakieś rozgrywki od nowa, bez całej tej historii, jaką gromadziliśmy latami. W dużej mierze dlatego zdecydowałem się na taki świeży start.
Gram w PUBG Mobile od debiutu gry. Jak grać, żeby zwiększyć szanse na zwycięstwo? (poradnik)
Podejrzewam, że nikogo nie zdziwi deklaracja o tym, że nie zabezpieczałem tylnej ściany urządzenia. To już taka moja tradycja, którą pielęgnuję bodajże od czasów, gdy w kieszeni dumnie wędrowała ze mną Xperia Z3. Muszę jednak zauważyć, że producenci folii zabezpieczających ekran wreszcie poszli po rozum do głowy i zaczęli oferować tak wyciętą konstrukcję, która tworzy coś na kształt notcha, zostawiając wolne miejsce nieopodal głośnika, kamerki selfie oraz czujników biometrycznych.
W Samsungu Galaxy S8 często spotykałem się z foliami, które w miejscach, gdzie znajdowały się wybrane moduły miały po prostu małe otwory. Nakładanie tych folii trwało długo, a wytrzymałość była – delikatnie mówiąc – umowna. W tym ujęciu muszę odnotować, że rynek rozwinął się w dobrym kierunku. W kategorii nowości należy natomiast rozpatrywać obecność nietypowego prezentu w postaci kabury. Młodszym czytelnikom podpowiem, że to magiczny przedmiot, który sprawia, że tak duży telefon, jak Galaxy Note 9 staje się optycznie trzy razy większy i dwa razy bardziej nieporęczny. Jeszcze nie zdecydowałem czy będę z niej korzystać czy pozwolę jej zaprzyjaźnić się z szufladą w biurku ;)
System, brand i rysik
Nie powinno Was zdziwić, że urządzenie pracuje pod kontrolą Androida Pie, który jest wzbogacony o nakładkę OneUI. Bardzo ją sobie chwaliłem już na Samsungu Galaxy S8 i po migracji na nowe urządzenie zdecydowanie nie zmieniłem o niej zdania. To udana ewolucja, z której Samsung może być jak najbardziej zadowolony. Zresztą, aplikacje producenta w dużej mierze pokrywają się z tymi, które miałem w es-ósemce. Jeśli tak samo jak ja rozważacie zakup Note’a, bo już byliście użytkownikami ekosystemu od Samsunga, to nie spotka Was tutaj absolutnie żadne zaskoczenie.
Z dziennikarskiego obowiązku muszę też odnotować, że telefon śmiga. Niby te dwa urządzenia dzieli tylko półtora generacji (a gdyby się uprzeć to jedna generacja), ale progres można dostrzec gołym okiem. Oczywiście muszę tutaj dopuścić tezę, wedle której jest to po prostu efekt korzystania z urządzenia nowego, które nie ma jeszcze dużego przebiegu, jednak przez moje dłonie przeszło już tyle telefonów różnych firm, że potrafię wskazać, czy dany produkt będzie działał płynnie po długim czasie. W przypadku Samsunga Galaxy Note 9 jestem tego pewien. Chyba, że firma wyłoży się na jakiejś aktualizacji oprogramowania ;)
Co do brandu sieci Play, bardzo ucieszyło mnie to, że aplikacje nie są instalowane na sztywno. Można się ich szybko pozbyć, także tutaj wypada fioletowego operatora nieco pochwalić. Oczywiście, przy wyłączaniu oraz ponownym uruchamianiu konstrukcji irytuje to logo i melodyjka, jednak są to błahostki. Kusi mnie, ale nie zabieram jeszcze głosu w temacie przeciągania przez sieć dystrybucji uaktualnień. Tutaj niech przemówią fakty. Mamy 21 kwietnia gdy piszę ten tekst. Samsung Galaxy Note 9 dumnie pracuje na zabezpieczeniach ze stycznia. To chyba najlepsze podsumowanie obecnego stanu rzeczy.
No i wreszcie, rysik. Chwalą go, oj, chwalą. Że wreszcie ma łączność bezprzewodową, że można nim zdjęcia robić i takie tam. Za dwa dni minie mi miesiąc z Note’m 9. Jeśli użyłem go więcej niż 15-20 razy, to sam będę zdziwiony. Najbardziej podoba mi się w nim ten odgłos klikania. Brzmi tak jakoś mądrze i pozwala zebrać myśli. Aż kusi mnie, żeby sobie kupić okulary „kujonki” ;) Poza tym może wykonałem kilka notatek na wygaszonym ekranie i z dwa razy skorzystałem z edycji zrobionych przez siebie zdjęć, żeby dodać jakiś tekst, który trudno byłoby mi napisać palcem.
Tydzień z One UI na Galaxy S8 – jestem pozytywnie zaskoczony
Nie zamierzam go krytykować, bo doskonale wiem, że wiele osób wykorzystuje tę integralną część smartfona dość intensywnie. Po prostu tak samo, jak nie mogłem przestawić się na nawigację rysikiem w moim Samsungu Galaxy Note 2, tak samo nie umiem tego zrobić kilka generacji później. O wiele częściej korzystam z bocznej belki nawigacyjnej. Będę próbował, ale nie wiem, jaką funkcję musiałby tam zawrzeć producent, abym pokochał to rozwiązanie.
Bateria i ekran
Jest świetnie. Naprawdę, jeśli na jakimś polu można poczuć ogromny skok jakościowy względem S8, to na sto procent jest to ogniwo akumulatora. Pojemność 4000 mAh robi swoje i nawet mimo ciągłej synchronizacji ze smart-opaską (tak, też na wiosnę jestem fit ;) ) przez Bluetooth, chyba nie zdarzyła mi się sytuacja, kiedy musiałbym w ciągu dnia sięgać po ładowarkę. Mówimy tu oczywiście o typowym użytkowaniu urządzenia, a nie o aktywnym graniu w rozbudowane produkcje.
Opowiem Wam to na przykładzie. Byłem ostatnio na otwarciu stoiska Motoroli w Katowicach. Znam to miasto jak własną kieszeń, bo mieszkam zaledwie 40 minut jazdy od stolicy województwa śląskiego, jednak przed wyjazdem postanowiłem, że całą trasę autem, a następnie nawigację po mieście, szukając jakiegoś fajnego miejsca na obiad, będę się wspomagał Mapami Google. Nie oszukujmy się, mimo progresu, jest to aplikacja, która potrafi solidnie przeczołgać w zasadzie każdy smartfon.
Zaczynałem od naładowania ogniwa na poziomie 98%, gdy wyjeżdżałem z domu około godziny 10 rano. Po drodze nie stroniłem od internetu, przejrzałem też kilka razy media społecznościowe i trochę pograłem w gry. Do tego wspomniane już wcześniej Mapy Google oraz trochę fotek z wydarzenia. Po powrocie do domu, który miał miejsce gdzieś przed godziną 18:30, miałem jeszcze 21% akumulatora. Dla mnie to świetny wynik, bo po prostu wiem, że Samsung Galaxy S8 padłby o wiele wcześniej.
Co do gier, spokojnie można liczyć na jakieś 4 godziny rozgrywki w PUBG Mobile, choć akurat tutaj sporo zależy od sposobu łączności. LTE z oczywistych względów wydrenuje akumulator szybciej niż WiFi. Mimo wszystko, w zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Galaxy Note 9 zazwyczaj pozwala na niecałe dwa dni w miarę intensywnej pracy, co jest dla mnie wynikiem po prostu świetnym i zdecydowanie wartym tego, aby go raz jeszcze pochwalić.
Ekran w tym urządzeniu to dość sprawdzona konstrukcja. Nie pamiętam, aby ktoś kiedykolwiek narzekał na zaróżowienia, jednak przetestowałem urządzenie i wszystko było w porządku. Mam jednak takie dziwne wrażenie, że Samsung Galaxy S8 świecił trochę jaśniej przy jasności ustawionej na 50%. W codziennym użytkowaniu nie odgrywa to właściwie żadnej większej roli, bowiem trzeba naprawdę długo patrzeć w ekrany obu urządzeń, aby dostrzec różnicę, jednak pod słońce suwak regulacji jasności musiałem zwykle ustawiać na 70-80%. Będę jeszcze sprawdzał czy nie jest to może wina folii ochronnej.
Mimo wszystko, mówimy tutaj o jednym z lepszych modułów ekranów, który nie zdążył się jeszcze zbyt mocno zestarzeć. Kąty są bajeczne, a głębia czerni to poziom, który dla wielu innych matryc jest po prostu nieosiągalny. No i – co ma dla mnie bardzo duże znaczenie – to „normalny” ekran, gdzie nie mam notchy, dziurek w ekranie, łezek czy innych trójkątów. Może się starzeję, ale dla mnie ekran ma być prostokątny. Ten warunek Samsung Galaxy Note 9 spełnia idealnie.
Aparat
Nie liczcie na ogień, ale też z drugiej strony nastawcie się na cudne slowmotion, świetny efekt bokeh oraz zdjęcia, które nie są zbyt mocno podbijane przez oprogramowanie. Skłamałbym mówiąc, że nie ma progresu względem S8. Co jak co, ale podwójna optyka wyszła temu urządzeniu na dobre. W nocy fotki łapią nieco więcej światła, jednak do tegorocznych smartfonów, na czele z Samsungiem Galaxy S10+ oraz Huawei P30 Pro trochę brakuje.
Pierwsze wrażenia – Samsung Galaxy S10E, Galaxy S10 i Galaxy S10+
Rozwój w świecie mobilnej fotografii wreszcie wyrwał do przodu i takie urządzenia, jak Note 9, Galaxy S9+ i inne smartfony z podwójnym aparatem będą największymi ofiarami tych zmian. W mojej opinii podwójna matryca aparatu od zawsze była stanem przejściowym. Pomostem między „czymś więcej”, a „bezpiecznym standardem”, jaki wykształcił się w roku 2017, gdy niemal wszyscy ocenialiśmy aparaty zwłaszcza po zbieraniu światła i wielkości piksela.
Teraz mamy czujniki 3D ToF, szeroki kąt, dedykowaną matrycę do bokeh oraz jeszcze lepsze obiektywy główne. I to wszystko w jednym module aparatu. Mało tego, na rynku pojawiają się układy peryskopowe oraz tak bajeczne oprogramowanie, że trudno byłoby oczekiwać tego, aby taki Samsung Galaxy Note 9 mógł stanąć w szranki i wygrać takie starcia. Nie odbierzcie tego akapitu źle. Nie chodzi o to, że ten aparat to wcielenie zła. Tak nie jest i byłoby to przekłamanie.
Jest to po prostu moduł bardzo dobry. Taka solidna piątka. Ale jak wszyscy wiemy, najwyższa ocena w szkole to szóstka. A mimo szczerych chęci i tego, że psychologia zwykle nakazuje bronić swojego zakupu, nie mogę przyznać notatnikowi tej noty. Pozwolę sobie zakończyć ten akapit kilkoma zdjęciami, które dość dobrze pozwolą Wam zrozumieć mój punkt widzenia. Na pierwszej fotce możecie podziwiać całkiem udany efekt bokeh, na drugiej macie wolną od edycji fotkę wiosny a na trzeciej… księżyc. Czemu księżyc? Żebyście wiedzieli, że w tym temacie są już tacy gracze na rynku, którzy wymyślili coś lepszego ;)
…a tutaj macie jeszcze fotki, jakie z wykorzystaniem Samsunga Galaxy Note 9 zrobiła Kasia:
Czy zakup Samsunga Galaxy Note 9 w 2019 roku miał sens?
Nie żałuję. Zerkam właśnie kątem oka na to urządzenie i widzę bardzo dużo zalet. Zaskoczyła mnie świetnej jakości stereofonia, całkiem sensowne gabaryty, dzięki którym urządzenie jest dla mnie całkiem poręczne oraz świetna wydajność i bardzo dobre czasy na jednym cyklu ładowania. Czy kupiłbym to urządzenie ponownie? Wydaje mi się, że tak. Nie ukrywam, zerkałbym w stronę innych firm, jednak jestem niemal pewien tego, że w ostatecznym rozrachunku raz jeszcze skłoniłbym się ku Note’owi 9.
Mimo tego, że nie mówimy tu o produkcie najnowszym, to – w mojej subiektywnej opinii – mówimy o urządzeniu, które jest w zasadzie kompletne. I właśnie ta kompletność w połączeniu z powoli spadającą ceną może mu przysporzyć sporo zwolenników. Odnoszę też takie wrażenie, że jest to ostatnie urządzenie z tej linii, które jest wolne od dziurek w ekranie, które Samsung zaprezentował w rodzinie Galaxy S10. Zwykle to, co pojawiało się w linii S, po pół roku – w nieco ulepszonej formie – trafiało do rodziny Galaxy Note.
Kończąc, pozwolę sobie napisać, że powinniście też wiedzieć o tym, że można nabyć pozornie lepsze urządzenia za nieco mniejsze pieniądze. W dystrybucji sklepowej czasem można kupić Samsunga Galaxy Note 9 za 2900 złotych. To wciąż sporo pieniędzy, a z sobie znanych względów promocje na to urządzenie u operatorów nie zdarzają się zbyt często. Jeśli stoicie przed dylematem, który polega na tym, że chcecie sprzedać urządzenie, którego generacja to 2017 rok, jak choćby Galaxy S8, to czeka Was ciężki orzech do zgryzienia.
Jeśli celujecie tylko w zdjęcia, można te pieniądze wydać lepiej. Jeśli jednak szukacie urządzenia kompletnego, a przy tym bezpiecznego i przewidywalnego, gdzie nie ma kombinowania z głośnikami, notchami czy łezkami to na pewno jest to jedna z najlepszych decyzji zakupowych, jaką możecie podjąć.
A Wy jak uważacie? W 2019 roku wciąż warto kupić Samsunga Galaxy Note 9 czy też lepiej zwrócić się w stronę nowości, które debiutowały już w tym roku? Dajcie znać w komentarzach.