Samochody elektryczne mają być przyszłością motoryzacji, i to nie tylko tej europejskiej. Nowy raport wskazuje, że przejście na napędy elektryczne, a więc auta lokalnie bezemisyjne, przyniesie również szereg korzyści dla zdrowia.
Samochody elektryczne = lepsze zdrowie
Nie dziwię się, że zakaz sprzedaży samochodów spalinowych, który zamierza egzekwować Unia Europejska, wzbudza spore kontrowersje. W końcu nawet z dzisiejszej perspektywy, gdy mamy całkiem sporo coraz lepszy aut elektrycznych, zakaz wydaje się wywracać rynek motoryzacji do góry nogami.
Należy jednak mieć na uwadze, że samochody elektryczne to nie tylko lokalna bezemisyjność, ale również inne korzyści. Jedną z głównych jest uniezależnienie się od paliw kopalnych, które często wydobywane są przez kraje o wątpliwej reputacji lub nawet przez państwa mające ostatnio na rękach krew niewinnych. Po drugie, bezemisyjność, mimo iż głównie lokalna, jak najbardziej przekłada się na czystsze i zdrowsze powietrze.
Jak wynika z raportu opublikowanego przez American Lung Association (pol. Amerykańskie Stowarzyszenie Płuc), przejście na samochody elektryczne i czystą energię przyniosłoby ogromne korzyści zdrowotne. Otóż raport stwierdza, że scenariusz, w którym następuje przejście na sprzedaż wyłącznie aut elektrycznych (do 2035 roku), pozwoliłby na zmniejszenie zanieczyszczeń na tyle, aby zapobiec nawet 89300 przedwczesnym zgonom do 2050 roku. Ponadto liczba ataków astmy zmniejszyłaby się o 2,2 mln w tym samym okresie.
W raporcie czytamy dalej, że zrealizowanie tych ambitnych wytycznych pozwoliłoby jeszcze na oszczędzenie 978 mld dolarów w przypadku systemu zdrowia publicznego, a także na 10,7 mln mniej straconych dni roboczych. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że dane dotyczą USA i całego amerykańskiego społeczeństwa do 2050 roku – stąd te duże wartości. Dodatkowo twórcy raportu zakładają, że samochody spalinowe wciąż będą na drogach – w końcu nie każdy od razu pozbędzie się takiego auta i pobiegnie do salonu kupić nowego elektryka.
Jeszcze sporo pracy przed nami
Nie można po prostu pstryknąć palcami, aby samochody elektryczne stały się produktem wartym uwagi dla przeciętnego Kowalskiego. Pomijając już kwestię ceny, która oczywiście jest kluczowa, musi powstać jeszcze odpowiednia infrastruktura. Jasne, w wielu krajach Zachodniej Europy mamy już dostęp do pokaźnej liczby ładowarek, ale to wciąż dopiero początek drogi.
Bez odpowiedniej infrastruktury, a także bez technologii, która umożliwi wygodne korzystanie z samochodów elektrycznych, te wszystkie ambitne plany trudno będzie zrealizować. Skoro już jesteśmy przy ekologii i zmniejszaniu emisji różnych gazów, to chciałbym zobaczyć, aby ktoś w końcu na poważnie wziął się za loty bogatych osób prywatnymi odrzutowcami.
Jeśli wszyscy mamy iść w kierunku bezemisyjności, to nie może być wyjątków. Tym bardziej, że bogaci, latając prywatnymi samolotami, emitują znacznie więcej szkodliwych substancji niż ja czy wiele innych osób, które przykładowo dojeżdżają autem spalinowym do pracy, bowiem nie mogą pozwolić sobie na kupno nowej Tesli z salonu.