Samochody autonomiczne mają podobno stanowić przyszłość motoryzacji. Jak najbardziej jestem w stanie w to uwierzyć, ale śmiem twierdzić, że to dość odległa wizja. Flota autonomicznych aut Cruise i Waymo sprawia liczne problemy na drogach San Francisco.
Postęp jest widoczny
Trudno zaprzeczyć temu, że technologia autonomicznych samochodów w ciągu ostatnich lat wykonała zauważalny postęp. Owszem, pojazdy potrafiące jeździć bez kierowcy były testowane już nawet 50 lat temu, a aktywny tempomat mogliśmy znaleźć w BMW E38, czyli obecnie ponad 20-letniej limuzynie z Bawarii. Co więcej, rozwiązania umożliwiające jazdę autonomiczną 2. poziomu są już niemal standardem, również w tańszych klasach samochodów – np. aktywny/adaptacyjny tempomat i trzymanie auta w pasie ruchu.
Natomiast w nowych Mercedesach czy Fordach możemy puścić kierownicę – obecnie na wybranych odcinkach autostrad, ale najpewniej z czasem dostępność technologii będzie coraz szersza. Nie muszę chyba wspominać o Tesli, której systemy jazdy autonomicznej robią spore wrażenie. Ponadto w wybranych miastach testowane są już robotaxi, czyli taksówki prowadzone przez komputer.
Trzeba przyznać, że wszystko to brzmi naprawdę nieźle. Tylko, że do prawdziwej, w pełni autonomicznej jazdy, jeszcze długa droga. W określonych okolicznościach obecna technologia, która jest testowana na publicznych drogach, wypada naprawdę dobrze. Gorzej jednak, gdy pojawiają się niesprzyjające warunki atmosferyczne czy nietypowe sytuacje, trudne do zinterpretowania przez wciąż uczącą się sztuczną inteligencję. Tutaj bowiem pojawiają się problemy, a także dobrze widoczne są bolączki autonomicznych samochodów.
Samochody autonomiczne sprawiają problemy
Wielokrotnie mogliśmy już usłyszeć, że samochody autonomiczne, które poruszają się po drogach publicznych, mogą pochwalić się mniejszą liczbą stłuczek niż te prowadzone przez ludzi. Nie oznacza to jednak, że nigdy nie brały udziału w wypadkach, a tym bardziej nie możemy powiedzieć, że ich jazda jest bezproblemowa.
Z materiału opublikowanego przez NBC News możemy dowiedzieć się, że autonomiczne auta Cruise (General Motors) i Waymo (Alphabet Inc.), które poruszają się po San Francisco, odpowiadają za trzy połączenia z numerem alarmowym 911 dziennie w mieście. Na szczęście nie mamy do czynienia z wypadkami, ale ze złym zrozumieniem różnych sytuacji na drogach.
Przykładowo samochód prowadzony przez komputer potrafi się zdezorientować lub nawet całkowicie zatrzymać, jeśli napotka roboty drogowe lub zauważy czerwone światła pojazdów uprzywilejowanych. Zatrzymane auto, które nie jest w stanie podjąć dalej żadnej decyzji, może powodować korki. Niestety, korki to tylko jeden z kilku problemów – zgłoszenia na numer alarmowy obciążają straż i służby ratownicze. Co więcej, zdarzało się, że autonomiczne pojazdy, przejeżdżające obok pożarów, przejeżdżały po wężach strażackich i utrudniały pracę straży.
Mauricio Pena, dyrektor bezpieczeństwa w Waymo, twierdzi, że takie zdarzenia występują bardzo rzadko, gdy spojrzymy na liczbę przejechanych kilometrów przez autonomiczne samochody. Dodał on, że nie widzi przeszkód, aby jeszcze w tym roku 10-krotnie zwiększyć liczbę pojazdów należących do testowanej floty w San Francisco. Pozostaje mieć nadzieję, że nie odbije się to naprawdę negatywnie na ruchu w mieście. Najpewniej z czasem różnych incydentów będzie mniej, ale wciąż wyraźnie widać, że przed technologią autonomicznej jazdy jest jeszcze daleka droga.