Urządzenia do optycznego rozpoznawania tekstu nie goszczą często na łamach Tabletowo. Jeśli już, to kojarzymy funkcję z OCR wbudowanym w aplikacje, takie jak Scanbot, Office Lens, Scanner Pro czy choćby Adobe Scan. Tymczasem pełnostronicowe rozpoznawanie tekstu, choć niewątpliwie bardzo przydatne, nie w każdych okolicznościach sprawdza się idealnie. Jeśli często musimy ze strony wprowadzać po kilka akapitów lub zdań, znacznie lepiej spisze się urządzenie wyspecjalizowane w takiej pracy. Jednym z takich skanerów tekstu jest IRISPen Air 7.
Tytułem wstępu
Urządzenie ma, jak nazwa sugeruje, formę zbliżoną do dość pękatego wiecznego pióra. Na korpusie nie znajdziemy żadnych przycisków – jedynie dwie diody LED, sygnalizujące stan urządzenia. Na wąskim końcu urządzenia znajduje się zakryte gumową zaślepką gniazdo microUSB, służące do ładowania i komunikacji, na szerokim jest moduł skanujący, składający się z obiektywu i plastikowych „widełek”, będących jednocześnie przyciskiem aktywującym urządzenie, prowadnicą – celownikiem oraz… źródłem podświetlenia, gdyż plastik działa także jako rodzaj światłowodu kierującego światło wprost na tekst.
W zestawie ze skanerem znajduje się kabel oraz moduł USB-BT, umożliwiający pracę bezprzewodową. Jest też dokumentacja i… to tyle. Nie ma oprogramowania – to należy pobrać z sieci i zainstalować przed podłączeniem urządzenia.
IRISPen Air 7 współpracuje zarówno z systemami Windows i macOS, jak i z Androidem oraz iOS. Sama procedura pobierania oprogramowania wymaga wstępnej rejestracji i podania zarówno numeru seryjnego urządzenia, jak i klucza oprogramowania – nie jest przy tym zbyt intuicyjna. Podczas instalacji oprogramowania możemy dopiero podłączyć skaner. Zgodnie z informacjami producenta, może ono pracować przez BT – i jest to prawda, ale nie do końca. Próba sparowania urządzenia z wbudowanym w Lenovo Yoga 720 modułem Bluetooth zakończyła się wprawdzie powodzeniem, ale skaner w żaden sposób nie był widoczny dla oprogramowania. Dopiero po podłączeniu dostarczonego w zestawie modułu na USB IRISPen Air 7 został wykryty (z kolei w ogóle bez parowania) i aktywowany, z czego wynika niestety, że moduł pracuje zarazem jako rodzaj klucza sprzętowego. Dlaczego na urządzeniach mobilnych i na Macu może działać bez takich cyrków, pozostaje słodką tajemnicą producenta. Bez problemu działa natomiast przewodowo, choć skaner jest bardzo wrażliwy na jakość połączenia – lekko nadwyrężony port USB w komputerze służbowym żony (ona to bowiem jest głównym użytkownikiem) powodował zakłócenia w komunikacji i znaczny wzrost błędów w odczytywanym tekście.
Od strony technicznej
IRISPen Air 7 jest skanerem ręcznym, zbudowanym w oparciu o sensor typu CMOS, o szerokości pola skanowania 8 mm. Rozdzielczość urządzenia wynosi 300 dpi, a głębia koloru jest jednobitowa, co oznacza, że skaner nie rozpoznaje barw ani odcieni szarości. Połączenie z hostem odbywa się za pomocą USB 2.0 lub Bluetooth 4 LE z prędkością transmisji 1 Mb/s. Skaner zasilany i ładowany jest wprost z portu USB, podczas pracy bezprzewodowej wykorzystywany jest niewymienny akumulator o pojemności 200 mAh i napięciu znamionowym 3,7 V – wystarcza on na jakieś 4 h pracy. Waga gotowego do pracy urządzenia wynosi 28 g. Sterownik urządzenia emuluje klawiaturę, co umożliwia wprowadzanie tekstu bezpośrednio do edytora.
Urządzenie można kupić w cenie od 380 zł.
Praktyka i teoria
IRISPen Air 7 dobrze leży w ręce i nawet dłuższe użytkowanie nie powoduje dyskomfortu. Należy oczywiście nauczyć się odpowiedniego trzymania urządzenia, tak, by zapewnić odpowiedni kąt pracy, trzymanie się linii oraz prędkość prowadzenia skanera, gdyż zarówno zbyt wolne, jak i zbyt szybkie przesuwanie powoduje wzrost ilości błędów lub całkowitą odmowę współpracy. Sterownik przekazuje odpowiednie komunikaty i w zasadzie po kilku próbach robi się to już zupełnie odruchowo. Oprogramowanie umożliwia zarówno skanowanie tekstu do aplikacji IrisPen, jak i bezpośrednio do edytora. Możliwe jest wprowadzanie tekstu w 130 językach, tłumaczenie online, a także skanowanie i odczytywanie na głos tekstu przez aplikację. Skuteczność tłumaczenia maszynowego muszę ocenić jako dyskusyjną – to, co wychodziło z oprogramowania niezbyt przypominało oryginalny tekst i aplikacje online w rodzaju Google Translatora przy wszystkich swoich brakach oferują wyższą skuteczność.
Podstawowym zadaniem, do którego IRISPen Air 7 kupiłem, jest jednak wprowadzanie tekstu – pojedynczych zdań i akapitów, a niekiedy nawet wyrazów. Do takich zadań skanowanie i OCR pełnych stron okazało się niepraktyczne, a ręcznie przepisywanie odpowiednich fragmentów dokumentów było powolne i uciążliwe. Jak zatem wygląda skuteczność skanowania? Różnie, w zależności od materiału źródłowego.
IRISPen Air 7 kiepsko radzi sobie z niskiej jakości kserokopiami (zwłaszcza „pobrudzonymi” i kopiami kopii), z pogiętymi kartami – na tyle, że w skrajnych przypadkach poprawianie tak wprowadzonego tekstu zajmuje niewiele mniej czasu niż jego przepisanie. Znacznie lepiej radzi sobie z tekstem drukowanym na choćby średniej klasy drukarkach i w wydawnictwach książkowych – stopa błędów tutaj jest dość niewielka. Należy pamiętać, że skaner pracuje jednobitowo, bez rozróżniania odcieni szarości, stąd tekst na kolorowym tle, a choćby i zaznaczenie go markerem, może spowodować trudności z jego prawidłowym rozpoznaniem. Co ciekawe, niejakie trudności sprawia też tekst wydrukowany z podkreśleniem, nie na tyle jednak, by nie warto było go skanować.
Jak zatem ocenić skuteczność? Odwołam się tu do doświadczeń głównej użytkowniczki testowanego IRISPen Air 7, czyli mojej żony. Średni czas przetwarzania (czyli zarówno skanowania gotowego tekstu, jak i tworzenia nowego) dla pojedynczego dokumentu skrócił się o mniej więcej o 30-50%, przy czym część dokumentów źródłowych jest drukami o dość niskiej jakości, sprawiającymi sporo problemów podczas OCR. To wbrew pozorom bardzo dobry rezultat, gdyż najbardziej pracochłonną częścią jej pracy z dokumentami cyfrowymi jest wprowadzanie nowego tekstu, a nie edycja już istniejącego. Oznacza to, że poprawianie błędów skanowania stanowi realnie niewielki udział w czasie pracy.
Nie wszystko złoto, co się świeci
IRISPen Air 7 może także współpracować z iOS oraz Androidem. Funkcjonalność i skuteczność oferowana przez aplikacje dla tych systemów jest jednak w porównaniu do aplikacji Windows / macOS stosunkowo niewielka, nie widać też, by producenta specjalnie to obchodziło – ostatnia aktualizacja aplikacji na iOS miała miejsce dwa lata temu. Po kilku próbach dałem sobie spokój – ze względu na liczbę błędów i niewielką wygodę ich poprawiania w aplikacji mobilnej w porównaniu z komputerem lepiej zrobić OCR za pomocą aparatu fotograficznego i wyspecjalizowanej aplikacji.
Aplikacja dla Windows prezentuje dobry poziom skuteczności, natomiast sama jej obsługa mogłaby być lepsza. Sporą niedogodnością jest brak obsługi wyświetlaczy HiDPI, co powoduje, że na ekranie 4K interfejs jest miniaturowy i wymaga mikroskopu. Nawet jednak i przy niższych rozdzielczościach odszukanie potrzebnych opcji chwilę zajmuje. Niezbyt dobrze w praktyce wypada skanowanie tabel – nie udało mi się osiągnąć dobrej skuteczności. Działa natomiast skanowanie kodów kreskowych, choć wymaga to nietypowego trzymania skanera – poprzecznie lub diagonalnie w kierunku ruchu – szkoda, że informacja na ten temat jest tylko w instrukcji obsługi, a nie pojawia się jako jedna z porad po przełączeniu trybu.
Pewną ciekawostką i niedogodnością jest problem z działaniem skanera w warunkach zbyt silnego oświetlenia. W warunkach domowych i biurowych szansa na zaistnienie takich okoliczności jest niewielka (w czasie testów problem ujawnił się dopiero podczas robienia zdjęć do recenzji, po oświetleniu skanowanego materiału reflektorami fotograficznymi), jednak w warunkach pracy mobilnej może to stanowić realny problem.
Podsumowanie
IRISPen Air 7 został zakupiony w celu usprawnienia pracy żonie. Mimo pewnych wad, swoje zadanie wypełnia wystarczająco dobrze, by stać się niezbędnym narzędziem codziennej pracy. Co więcej, na bazie jej doświadczeń, także kilka innych osób z jej grupy zawodowej podjęło decyzję o zakupie ww. urządzenia i z tego, co wiem, podobnie wysoko ocenia jego praktyczną przydatność.
Oznacza to, że większość wad, które znalazłem podczas własnych testów, okazała się w praktyce mniej ważna. Warto jednak pamiętać o ich istnieniu, gdyż przy innym sposobie użytkowania mogą okazać się istotniejsze. Nie jest to skaner idealny, ma swoje fochy i niedoskonałości. Jednak oszczędza pracy i jest „wystarczająco dobry” w codziennej praktyce zawodowej. Nie mam tu chyba nic więcej do dodania.