Duży ekran i NFC – w zasadzie w tych dwóch słowach można opisać cechy, które mogą skusić potencjalnego konsumenta do zakupu Xiaomi Redmi 9C NFC. Pytanie brzmi – czy wydanie 500 złotych wystarczy na smartfon, który nie uprzykrzy codzienności swoim mozolnym działaniem?
Specyfikacja techniczna Xiaomi Redmi 9C NFC
- ekran 6.53” o rozdzielczości 1600×720 pikseli i proporcjach 20:9 (deklarowana jasność 400 nitrów, współczynnik kontrastu 1500:1),
- procesor MediaTek Helio G35,
- 2 GB pamięci RAM i 32 GB pamięci wewnętrznej (dostępna też wersja 3/64 GB),
- dual SIM oraz slot na kartę microSD,
- jednozakresowe Wi-Fi 802.11 b/g/n (tylko 2.4 GHz),
- 4G LTE, Bluetooth 5.0, no i najważniejsze – NFC! ;),
- aparat główny: 13 Mpix, f/2.2, AF, FOV 75.2° oraz oczko do głębi (2 Mpix, f/2.4),
- aparat przedni 5 Mpix,
- gniazdo microUSB,
- 3.5-milimetrowe gniazdo jack,
- system Android 10 oparty na MIUI 12,
- akumulator o pojemności 5000 mAh,
- wymiary: 164,9 x 77,07 x 9,0 mm,
- waga: 196 gramów.
Cena w dniu publikacji recenzji: 499 złotych
Xiaomi Redmi 9C NFC w mocniejszym wariancie w Media Expert
Obudowa – wykonanie i wzornictwo
Pozytywnie na temat obudowy Redmi 9C NFC wypowiedziała się Kasia w swoich pierwszych wrażeniach. Przyznam szczerze, że podzielam ten pogląd na każdym polu.
Po pierwsze, obudowa sprawia całkiem niezłe wrażenie, zwłaszcza jak na to, że jest plastikowa. W przypadku recenzowanej przeze mnie jakiś czas temu Motoroli One Fusion+ główną zaletą plastiku było mienienie się na słońcu, w tym przypadku jednak faktura jest widoczna w każdych warunkach oświetleniowych, a także jest wyczuwalna pod palcem.
Trzeba mieć z tyłu głowy, że plastik – jak to plastik – potrafi złapać parę drobnych rysek tu i tam, a producent nie dorzuca w zestawie żadnego etui, więc trzeba liczyć się z brakiem ochrony lub doposażyć się w niego na własną rękę.
Podobnie jak Kasia żałuję, że otrzymaliśmy do testów czarny wariant kolorystyczny, bo ten jest nieco nudny, przez co trudno jakkolwiek odnieść się do kwestii wzornictwa. Całość przed zagładą ratuje właśnie chropowatość, dzięki której Redmi 9C NFC potrafi przyciągnąć oko oraz bardzo dobrze trzyma się w ręku, nie ślizga się ani nie palcuje. Z jednej strony nie możemy więc mówić o „punktach za styl”, ale z drugiej całość wydaje się być po prostu praktyczna.
Samo wzornictwo skrywa przed nami jeszcze jedną niespodziankę w postaci wyspy aparatów. Ku mojemu zaskoczeniu, umiejscowienie jej z boku nie przeszkadza aż tak, jak w przypadku chociażby Samsunga Galaxy S20 – wysepka wystaje mniej i jest szersza. Nie rozpatruję tego jednak jako zaletę, bo mogłoby się obyć bez żadnych „płyt indukcyjnych”.
Spoglądając na cztery otwory w mniej-więcej kwadratowej wyspie spodziewać można się czterech oczek aparatu, prawda? Nic bardziej mylnego – jedno z miejsc zajmuje lampa błyskowa. Jednak to nadal nic oburzającego – w przeciwieństwo do tego, że otwór koło niej jest po prostu… ślepy. W pierwszym rzędzie od góry znajdują się dwa aparaty – pierwszy od krawędzi jest główny, zaś obok niego jest jeszcze „detektor głębi”. I na tym mogłoby się zakończyć.
Cóż, całość jest względnie estetyczna, ale imitacja większej liczby aparatów nie budzi we mnie pozytywnych skojarzeń. Zwłaszcza w połączeniu z kuszącym napisem AI CAMERA pod wyspą spodziewać by się można było czegoś ciekawszego. No, ale trudno.
Na tylnej krawędzi znajduje się jeszcze oznaczenie producenta oraz malutki, dyskretny czytnik linii papilarnych. Rzutem na taśmę zerknijmy z każdej strony – od góry do naszej dyspozycji oddane jest 3.5-milimetrowe gniazdo jack, od lewej szufladka na dwie karty SIM oraz kartę microSD (co ważne, wszystkie trzy karty mają swoje niezależne miejsce), zaś po prawej znajdują się przyciski głośności oraz odblokowania ekranu.
Na dole znalazło się miejsce na jeden głośnik mono oraz port microUSB. Szkoda, naprawdę szkoda, że nie USB typu C – pod koniec 2020 roku stary standard powinien odchodzić do lamusa nawet w tej półce cenowej.
Jeszcze zanim przejdziemy do wyświetlacza, kilka odczuć ogólnych dotyczących smartfona. Sama jakość wykonania budzi raczej pozytywne skojarzenia – zważywszy na fakt, że mamy do czynienia ze smartfonem za 500 złotych, trudno przyczepić się plastiku. Celniej będzie odnotować fakt, że ten wydaje się być naprawdę solidny. Na plus warto odnotować też, że możemy korzystać z dwóch kart SIM oraz karty microSD jednocześnie, co nie zdarza się aż tak często.
Dobre wrażenia psuje jednak kilka detali – atrapa aparatu, port microUSB oraz bardzo przeciętny głośnik.
Wyświetlacz
Ekran o przekątnej 6,53-cala zajmuje niemal cały front smartfonu – powiedziałbym, że ramki są takie „w sam raz” i ani nie rażą swoją grubością, ani nie zaskakują swoją subtelnością. Warto odnotować, że górna krawędź wyświetlacza przerwana jest „łezką”, w której znajduje się przednia kamerka.
Rozdzielczość 1600×720 pikseli nie powala, ale w zupełności wystarcza do codziennych zastosowań – na tak dużym ekranie osiągamy bowiem 269 ppi. Odwzorowanie kolorów jest nie najgorsze, a na dodatek barwami można nieco pomanipulować tak, aby dostosować obraz do siebie.
Całkiem przyzwoita jest jasność maksymalna wyświetlacza, podobnie zresztą jak kąty widzenia. Bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie możliwości regulacji jasności wyświetlanych obrazów – jasność maksymalna potrafi zejść bardzo nisko, zwłaszcza jak na tę półkę cenową. Korzystanie z tanich modeli w nocy potrafi być uciążliwe i warto mieć na względzie, że Redmi 9C NFC do tego grona nie należy.
System – ach, ten MIUI…
Powiem szczerze, że jestem wręcz przeciwnikiem nakładki MIUI, zwłaszcza w jej wydaniu na słabszych smartfonach. Redmi 9C NFC pod kątem oprogramowania jest najgorszym urządzeniem, jakie przyszło mi testować – choć muszę uczciwie przyznać, że nie było ich aż tak wiele.
Po pierwsze, urządzenie jest wręcz przesycone bloatwarem – ekran jest zapchany mniej lub bardziej użytecznymi aplikacjami i skrótami, a przeciągnięcie palcem do góry wywołuje przeglądarkę wraz ze stroną główną, która… wyglądem wręcz straszy. Reszta utrzymana jest w charakterystycznym dla MIUI stylu – jedni go kochają, inni nienawidzą.
Niemniej, po pierwszej irytacji wynikającej z braku możliwości alfabetycznego segregowania aplikacji, udało mi się z nakładką względnie zaprzyjaźnić. Powiedziałbym wręcz, że jest dostatecznie przyzwoita – z tym, że launcher najlepiej zastąpić czymś innym. Warto mieć z tyłu głowy, że MIUI potrafi tu i ówdzie upchnąć jakąś małą reklamę – niby nic, a jednak.
Wiedziałem, że smartfon za 500 złotych nie będzie demonem prędkości, ale i tak się zaskoczyłem. Okazało się bowiem, że Redmi 9C NFC po prostu… nie domaga w codziennych zadaniach. Jest to jeden z tych smartfonów, które po prostu łapią zadyszkę w najmniej oczekiwanym momencie.
Oczywiście to nie jest tak, że przycinki zdarzają się cały czas. Przez cały okres testów „tylko” raz zdarzyło się tak, że telefon wibrował sygnalizując połączenie przychodzące, jednak pokazał to na ekranie dopiero dziesięć sekund później i „tylko” raz nie przestał wibrować mimo odrzucenia połączenia. „Tylko” co kilka dni zdarzało się tak, że całość zupełnie się „wysypuje” i trzeba uzbroić się w parę minut tak, aby cokolwiek zrobić. „Tylko” co kilka razy przy połączeniu z zestawem głośnomówiącym, Spotify odmawiało posłuszeństwa i nagle przestało odtwarzać muzykę. „Tylko” raz musiałem zjechać na pobocze, żeby ogarnąć nawigację, bo powiadomienie z Messengera okazało się być zbyt dużym wyzwaniem.
Wszystkie wymienione przeze mnie sytuacje to zadania zupełnie codzienne, z którymi Redmi 9C NFC nie potrafi sobie poradzić. Nie planuję wyżywać się na smartfonie za 500 złotych za to, że nie radzi sobie z multitaskingiem.
Niemniej, smartfon ma być po prostu niezawodny i sytuacje, w których posłuszeństwa odmawia Spotify, odmawiają Mapy Google, a nawet czynność tak prozaiczna, jak odebranie połączenia przychodzącego…
Żeby było tego mało, Redmi 9C NFC potrafi nie wyświetlić jakiegoś powiadomienia. Oczywiście nie są to regularne i irytujące przypomnienia z preinstalowanych aplikacji typu Panel sterowania… Notorycznie jednak powiadomienie o wiadomości na Messengerze nie przychodziło do mnie wcale lub przychodziło z opóźnieniem rzędu 30 minut!
Ostatnią już bolączką Redmi 9C NFC jest koszmarnie długie włączanie aparatu. Zrobienie jakichkolwiek zdjęć testowych wymagało co najmniej ekstra pięciu sekund na uruchomienie aplikacji aparatu, co nie jest szczególnie wygodne w codziennych okolicznościach. Pół biedy, kiedy podziwiamy jakiś widok i mamy chwilę na to, żeby go uchwycić – w sytuacji, kiedy potrzebujemy zrobić „na szybko” zdjęcie chociażby jakiegoś dokumentu, każda sekunda trwa wieczność.
Mój wniosek jest taki, że Redmi 9C NFC zupełnie nie umie zarządzać pamięcią RAM. Jeśli chcemy jako-tako korzystać z tego modelu, to musimy bezustannie pamiętać o czyszczeniu aplikacji pracujących w tle (a w codziennych warunkach też trochę ich się zbiera – Wiadomości, WhatsApp, jedna czy dwie karty w przeglądarce i już mamy ścinki…), a i to nie gwarantuje nam sukcesu.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego w obliczu tak słabych podzespołów, producent nie odpuścił tony bloatware. Pomijając „naturalne” aplikacje autorskie, jak przeglądarka, kalendarz, odtwarzacz muzyki, galeria czy kalkulator, pojawiają się tu takie kwiatki, jak:
- Panel sterowania – a w niej dostęp do Sprzątacza, Skanowania bezpieczeństwa, Baterii, Przyspieszenia prędkości, Zarządzania aplikacjami, Dokładnego czyszczenia, Testu sieci i wielu więcej… Panel sterowania nie zapomina przy tym, żeby od czasu do czasu wysłać nam powiadomienia przypominające o tym czy tamtym,
- Przyspiesz prędkość – w końcu taka opcja w Panelu sterowania nie wystarczy. Oczywiście czyszczenie pamięci RAM jest zwieńczone wyświetleniem reklamy, bo czemu by nie? ;),
- ShareMe – aplikacja do transferu plików,
- Skaner – jakby nie patrzeć, przydatny skaner kodów QR i dokumentów. Tylko dlaczego nie jest wbudowany w aplikację Aparatu?,
- Sprzątacz – sytuacja podobna, jak w przypadku Przyspiesz prędkość, z tym że tyczy się plików cache i zbędnych plików, a nie aplikacji pracujących w tle. A, no i reklama jest pełnoekranowa, a nie tylko w pop-upie.
Dla odmiany pozytywne oceniam wygodną aplikację Nagrywanie ekranu, Motywy i – rzutem na taśmę – Mi Wideo służące do oglądania filmów czy nagrań. Jednak jeśli złożymy do kupy to, co jest w porządku, to, co być musi i to, co zbędne… lista staje się bardzo długa.
Na pewno Redmi 9C NFC nieco by odżył, gdyby lista aplikacji była pusta i znajdowało się tam ledwie kilka pozycji na krzyż. Z doświadczenia wiem jednak, że tanie smartfony potrafią jako-tako radzić sobie z codziennością – ten model jest jednak żywym przykładem na to, że w 2020 roku 2 GB pamięci RAM na smartfonie z Androidem to mało śmieszny żart. Nie tylko ze względu na specyfikę działania tego systemu, ale też zasobożerność niezoptymalizowanych aplikacji. Jeśli dorzucimy do tego sporo „śmieci” od producenta, to mamy mieszankę wybuchową.
Dodam jednak, że w podstawowe gierki na Redmi 9C NFC można „popykać” – miałem okazję zagrać kilka rundek w Among Us i wszystko działało tak, jak należy. W jednym, prostym zadaniu jednocześnie smartfon sobie radzi – powoli, bo powoli, ale radzi. Co innego, kiedy nagle ktoś do nas zadzwoni lub napisze…
Niby nowy Android, a jednak podróż w czasie…
Redmi 9C NFC przeniósł mnie myślami do 2012-2013 roku. Posiadany przeze mnie wówczas budżetowy Samsung (jeszcze ze słynnym LagWizzem) pracujący pod kontrolą Androida 2.3.6 Gingerbread wymagał ode mnie podobnej uwagi w codziennym użytkowaniu, jeśli chodzi o cache, zapełnienie pamięci RAM czy poświęcenie dodatkowego czasu na przetrzymanie zadyszki.
Cóż, choć Redmi 9C NFC pracuje jak stary, „dobry” telefon z niefunkcjonalnym Androidem, to trzeba przyznać, że od strony systemowej prezentuje się dosyć świeżo. Android 10, MIUI Global 12.0.3 i poprawki zabezpieczeń aktualne na sierpień 2020 roku… nie jest najgorzej.
Łączność i jakość rozmów – nie sądziłem, że będę musiał to rozwijać
W większości testowanych przeze mnie sprzętów tego typu akapity są raczej formalnością, jednak w tym przypadku chciałbym powiedzieć kilka słów…
Łączność przez Bluetooth nie zawodzi – to muszę przyznać. Problemy zaczynają się jednak już przy okazji Wi-Fi. To, że jest tylko jednozakresowe (o 5 GHz zapomnijcie), to jedno. Ale przy okazji testowanego ostatnio zestawu mesh odkryłem, że i tak coś za wolno to wszystko pracuje… Inne urządzenia swobodnie korzystają z prędkości pobierania 150 Mbps, Redmi w najlepszym wypadku „wypluwa” 30-35 w obu parametrach. Niby wystarczające do prostego konsumowania multimediów, ale niesmak pozostaje.
Ku mojemu zaskoczeniu, również prędkości uzyskiwane na LTE są żałośnie niskie, znacznie niższe niż te, które pokazuje użytkowany przeze mnie na co dzień LG G7 ThinQ. Wartość ta potrafiła być zmienna, ale zawsze wynosiła „kilkadziesiąt” dla pobierania i „kilkanaście” dla wysyłania – w tym przypadku powtarzalne pomiary końcowe wynoszą mniej więcej połowę z tego – około 20 Mbps dla pobierania i 7 Mbps dla wysyłania.
A co jeśli chodzi o rozmowy telefoniczne? Być może się zdziwicie, ale nie „wszystko w porządku”. Fakt faktem, rozmówcy słyszeli mnie bardzo dobrze, ale ja ich… średnio. Głośnik do rozmów powinien być głośniejszy i nieco wyraźniejszy – relatywnie często musiałem poprosić rozmówców o powtórzenie zdania. Tyle dobrego, że nie miałem żadnych problemów z zasięgiem.
Skoro Redmi 9C NFC chlubi się modułem NFC nawet w nazwie, to podkreślmy to wyraźnie – ten działa i nie ma żadnego problemu, żeby przy pomocy smartfona zapłacić zbliżeniowo w sklepie.
Biometria
Redmi 9C NFC oferuje odblokowywanie przy pomocy kodu PIN, wzoru lub hasła, a także skanera linii papilarnych, twarzy oraz zapamiętanych urządzeń Bluetooth. W skrócie – standard. Powątpiewam w bezpieczeństwo oferowane przez odblokowywanie twarzą, więc powiem tylko, że działa, choć nie najszybciej.
A co ze skanerem linii papilarnych? Ten działa dostatecznie szybko, wystarczająco celnie i jest raczej niezawodny, z tym że… jest umieszczony trochę za wysoko. Mimo tego, że dłonie mam raczej duże, niejednokrotnie zdarzyło mi się odblokowywać telefon kodem PIN – było szybciej i wygodniej niż próba złapania sporego telefonu tak, aby stosownie sięgnąć do czytnika. Niemniej, kiedy nasz palec wyląduje tam, gdzie powinien, to skaner linii papilarnych radzi sobie poprawnie.
Aparat
O aparatach powiedziałem już kilka słów we wstępie, pozwolę więc tylko pokrótce przypomnieć o „sztucznym” oczku aparatu na wyspie czy BARDZO długim uruchamianiu się aplikacji.
Być może uznacie, że jestem złośliwy, ale w tej półce cenowej należy przede wszystkim cieszyć się, że aparat jest i robi względnie czytelne fotki. Nie mamy tutaj wielkiego pola manewru, ale przy dobrym świetle da się zrobić zadowalająco czytelne zdjęcie. Tryb portretowy jest tu co prawda mierny, ale… czy ktoś spodziewał się czegoś innego?
Ot, aparat główny, który do podstawowych zadań wystarczy – na zdjęcia nocne zdecydowanie nie można się nastawiać. Zresztą, zerknijcie sami na parę przykładowych fotek:
Do naszej dyspozycji oprócz aparatu głównego wspieranego (podobno) przez detektor głębi, jest już tylko kamera selfie. Przyznam szczerze, że całkiem niezła – nieco lepsza niż bym się spodziewał.
Brakuje tutaj szerokiego kąta, teleobiektywu, obiektywu makro, obiektywu monochromatycznego i tak dalej, i tak dalej. Moim zdaniem to dobrze – pogoń za sztucznym podbijaniem liczby aparatów jest bez sensu, zwłaszcza, jeśli chodzi o tanie smartfony. Szkoda tylko, że w ostatecznym rozrachunku Redmi się temu trendowi poddało i postanowiło wszystkich „przechytrzyć” ;).
Akumulator
Cała recenzja wydaje mi się być obszernym narzekaniem na kiepski smartfon, więc z radością podchodzę do akapitu, kiedy mogę powiedzieć coś dobrego. Redmi 9C NFC wyposażony jest w akumulator o pojemności 5000 mAh, który doładować możemy przy pomocy microUSB z prędkością 10 W – nie za szybko, ale nie trzeba też robić tego zbyt często.
Baterii swobodnie wystarcza na dwa dni pracy. W zasadzie ani razu nie udało mi się „wyzerować” jej przed pójściem spać w dniu odpięcia od ładowarki, a odrobina wstrzemięźliwości spokojnie pozwoliłaby na sięgnięcie do prądu dopiero dnia trzeciego.
Średni czas pracy na ekranu wynosił jakieś 8 godzin – niestety, nie mogę podzielić się dokładnymi wykresami, ponieważ Redmi 9C NFC udostępnia wykres wyłącznie za ostatnie 24 godziny. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że przy wstrzemięźliwym użytkowaniu będzie dało się dobić do 10 godzin, a rezultatu poniżej 5 godzin nie powinniście ujrzeć ani razu.
W przypadku Redmi 9C NFC problemem (jeśli chodzi o baterię) nie jest duży, 6,53-calowy wyświetlacz, a… zarządzanie aplikacjami. Z moich obserwacji wynika, że pracujący w tle smartfon potrafi „zjeść” więcej energii niż powinien. Zresztą, zerknijcie jak wygląda powyższy wykres – czas pracy na ekranie jest nieco niższy niż przeciętny, a zużycie baterii przez system Android bardzo wysokie. Żeby nie było wątpliwości, zdarzyło się tak więcej niż jeden raz ;).
Podsumowanie
Wraz z zakończeniem tej recenzji dochodzę do wniosku, że 500 złotych to za mało na sensownego smartfona – a w każdym razie, że nie jest nim Xiaomi Redmi 9C NFC.
Jestem oczywiście świadomy, że od tak taniego smartfonu nie można wymagać tyle, co od flagowca. Cieszę się też, że Redmi pamiętało o tym, jak przydatny jest moduł NFC – bo zapomniała o tym chociażby Motorola przy okazji interesującego modelu One Fusion+.
Mam jednak wrażenie, że pewnym celem przyświecającym producentowi podczas projektowania tego modelu, było stworzenie jak najtańszego smartfonu z NFC – bez znaczenia czy będzie dobry, czy nie.
Wyrzeczenia poszły za daleko – rozumiem zadyszkę przy wymagających aplikacjach, przełknę kiepskie aparaty czy microUSB zamiast USB typu C. Ale bezwzględnie niedopuszczalne są problemy z wyświetlaniem rozmów przychodzących, kompletne ścinki telefonu zmuszające nas do resetowania telefonu w najmniej spodziewanych sytuacjach czy powiadomienia, którym zdarza się „nie przyjść”.
Tego typu wpadki zawsze skłaniają mnie do dosyć nieprzyjemnych refleksji. Co jeśli będę czekał na ważną wiadomość, a Redmi 9C NFC niedostatecznie poinformuje mnie o jej przyjściu? A co jeśli rano nie zadzwoni budzik?
Oczywiście miejcie na względzie, że w tej recenzji wady smartfonu są niejako uwydatnione i skutecznie przykrywają to, w czym smartfon radzi sobie dobrze. W końcu to nie jest tak, że Redmi 9C NFC jest zupełnie nieużywalnym przyciskiem do papieru – przez ostatnie kilkanaście dni był jedynym smartfonem, jaki nosiłem w kieszeni i… żyję.
Jeśli nie Xiaomi Redmi 9C NFC, to co?
Podkreślę raz jeszcze, że recenzja tyczy się modelu wyposażonego w 2 GB pamięci RAM – jest szansa, że 150% pamięci operacyjnej oferowanej przez ten wariant, zupełnie zamaskowałoby jego wady – właśnie stąd tytułowe czegoś po prostu zabrakło. Zabrakło pamięci RAM – to właśnie w nim upatruję się większości problemów, jakie sprawa ten telefon.
Myślę jednak, że jeśli szukacie taniego smartfona, to warto poszukać gdzie indziej. Myślę, że lepiej będzie dorzucić trochę chociażby do „bazowego” modelu Redmi 9, jeśli nie sięgnąć po coś zupełnie innego. Lepszy procesor i więcej pamięci RAM powinny dostatecznie poradzić sobie z tym, gdzie Redmi 9C NFC nie domagał, a przy okazji otrzymamy ciekawszy zestaw aparatów i zachowamy moduł NFC.